11 Listopada, Wilno przedwojenne: defilada, ordery i... duch Piłsudskiego!


Pełna warta przy płycie Matki i Serca Syna na Rossie, fot. ze zbiorów Autora
Poczucie dumy, jedności i siły narodu w ostatnich latach przed wybuchem II wojny było bardzo potrzebne. Obchody Święta Niepodległości właśnie w dniu 11 listopada Sejm II RP ustanowił dopiero 23 kwietnia 1937 r. Jesienią tegoż roku 19. rocznicę odzyskania niepodległości po raz pierwszy obchodzono jako święto państwowe, był to dzień wolny od pracy. Ta rocznica musiała być, rzecz jasna, "po wsze czasy związana z Wielkim Imieniem Józefa Piłsudskiego, zwycięskiego Wodza w walkach o Wolność Ojczyzny". Marszałek już wtedy nie żył, wobec czego głównym patronem święta był Edward Śmigły-Rydz. Niestety, tylko dwukrotnie dane było wilnianom obchodzić Dzień Niepodległości w wolnej Polsce - na trzeci rok już nie państwowe, ale chyba najbardziej dramatyczne i przejmujące uroczystości Wilno zorganizowało 11 XI 1939 roku już pod administracją litewską...
Wilno, podobnie jak wszystkie miasta II RP, musiało wypracować sobie własny program obchodów nowego święta. Jesienią 1937 roku, gdy organizowano je pierwszy raz, zgodnie z dyrektywami z Warszawy - głównym hasłem uroczystości była "Jedność Narodu z Armią". Komitet organizacyjny obchodów skupił przedstawicieli wszystkich ówczesnych władz: od wojewódzkich i miejskich po wojsko i duchowieństwo. Mieli oni za sobą świeże jeszcze doświadczenie wielkich uroczystości rok wcześniej, związanych z pogrzebem Matki i Serca Syna w 1936 roku. Dzień Niepodległości był kolejnym wyzwaniem, ale już nie tak obciążającym.
 
W dniu święta w Warszawie odbyła się ceremonia ofiarowania sztandaru, ufundowanego przez społeczeństwo Wilna stacjonującemu tu 1. Pułkowi Artylerii Lekkiej. Garnizon wileński jak zwykle stanął na Rossie, by oddać hołd Sercu Marszałka. Przygotowany na 11 listopada program był dość schematyczny: msza św. polowa na Placu Marszałka J. Piłsudskiego (czyli Łukiskim), celebrowana przez arcybiskupa wileńskiego Romualda Jałbrzykowskiego, potem defilada wojska, organizacji Przysposobienia Wojskowego i młodzieżowych przed trybuną na ulicy Ofiarnej (obok gmachu sądów przy alei Mickiewicza, dziś - Giedymina) oraz wielka ceremonia, związana z dekoracją Zasłużonych w Dużej Sali konferencyjnej Urzędu Wojewódzkiego (rozlokowany był w pałacu, zajmowanym obecnie przez litewskie MSW). Ta ostatnia uroczystość nabrała specjalnego znaczenia właśnie od czasu ustanowienia Święta Niepodległości. W 1937 r. odznaczenia otrzymywało ponad sto osób. Po południu wreszcie przygrywały orkiestry wojskowe w czterech punktach miasta. Nie mogło też zabraknąć wszelkich akademii, organizowanych już we własnym zakresie przez różne organizacje i placówki oświatowe. W czasie, gdy odbywała się msza polowa, nabożeństwa w intencji Rzeczypospolitej odprawiano również w świątyniach prawie wszystkich wyznań.
 
Defiladę wojskową na trybunie honorowej odbierali: wojewoda Ludwik Bociański, płk. Józef Kwaciszewski, płk. Kazimierz Janicki, abp Romuald Jałbrzykowski i bp Kazimierz Michalkiewicz, wiceprezydent Wilna Kazimierz Grodzicki, rektor USB ks. prof. Aleksander Wóycicki, senatorowie i prezesi organizacji, biorących udział w defiladzie. Pogoda była dżdżysta, co stało się już pewną specyficzną tradycją wileńską, gdyż wiele uroczystości, jakie urządzano w Wilnie, odbywało się musowo w smugach deszczu... Ot, taki pech. Tłumnie było przez cały dzień przy Mauzoleum na Rossie, gdzie delegacja każdej z organizacji czuła się w obowiązku złożyć "swój" hołd.
 
Bardzo wysoko oceniono pracę reporterów, piszących i relacjonujących uroczystości w Wilnie. Bez zadęcia i emfazy, bez pompatyczności i fałszywego obrazu dziennikarze wszystkich wileńskich dzienników opisali, jak przebiegało nabożeństwo, defilada i uroczystości poboczne. Wileńskie radio przekazało w eterze swoją część ogólnopolskiego programu (Warszawa nadawała łączenia z różnych miast), różniąc się zdecydowanie od innych lokalnych rozgłośni właśnie swoim spokojem i rzeczowością. Nie podkreślano ciągłego entuzjazmu, ani nie dodawano kuriozalnego wręcz przypadku z innego miasta, gdzie według reportera tysięczny tłum, idący w pochodzie, nie robił niczego innego, tylko "patrzył w mądre oczy generała", stojącego na trybunie.
 
Można odnieść wrażenie, że Wilno po śmierci Józefa Piłsudskiego wytworzyło swój własny klimat celebrowania święta. Więcej było w nim ciszy, zadumy i refleksji niż rozentuzjazmowanego "hurrra!". Jak wyliczyli skrzętni kronikarze, w latach 1919-1935 Marszałek Piłsudski był w Wilnie aż 41 razy! Wizyty więcej lub mniej oficjalne, ale za każdym razem mocno zaakcentowane uwielbieniem dla "miłego miasta". Wszyscy byli przekonani, że gdyby Marszałek żył, stałby na trybunie i odbierał defiladę właśnie w Wilnie. Wilnianie nie potrzebowali również święta, by czuć swoją bliskość z wojskiem. Liczba żołnierzy 1 Dywizji Piechoty Legionów, stacjonującej w Wilnie, była duża. Garnizon to blisko jedna piąta ludności, wrośniętej w życie mieszkańców jako bliski sercu element społeczności. 


Pełna wojskowa warta honorowa przy płycie Matki i Serca Syna, Mauzoleum na Starej Rossie

Wileńskie gazety niczego też zgodnie nie ukrywały. Napisano, że rektor ks. A. Wóycicki zaraz po defiladzie musiał udać się na wiec studencki, na którym poruszano sprawę getta ławkowego. Rektor solidaryzował się z akademikami i zapowiadał w tym czasie możliwość dymisji, jeśli senat USB nie uchwali stosownego rozporządzenia. Sporo pochwał dostało się ówczesnej policji, zarówno porządkowej, jak i kryminalnej: zapobieżono licznym kradzieżom, dokonywanym przez doliniarzy - "tłumowych kieszonkowców". Udało się też mundurowym na czas spacyfikować grupkę młodzieży narodowej, która "doładowawszy akumulatory" przy grobie Stanisława Wacławskiego na cmentarzu świętych Piotra i Pawła, próbowała później w mieście wszcząć zamieszki antysemickie.
 
Uroczystości Święta Niepodległości w 1938 roku przebiegały w mieszanych nastrojach. Wydarzenia ważne dla Polski i całej Europy miały swój wpływ na nastroje społeczne. Euforia z wiosny, kiedy podpisano układ o nawiązaniu stosunków dyplomatycznych z Litwą, przyćmiona została zaborczymi poczynaniami hitlerowskich Niemiec, które we wrześniu rozpoczęły aneksję Czechosłowacji. Z jednej strony w obu przypadkach Polska zademonstrowała swoją siłę militarną - koncentracja wojska przeciwko Litwie w marcu, a później zajęcie Zaolzia dla wielu oznaczało potwierdzenie potęgi. Były jednak już wtedy środowiska, które coraz częściej przepowiadały niechybny wybuch konfliktu z III Rzeszą. Apelowano więc o jeszcze większą mobilizację i jeszcze większe zaangażowanie społeczeństwa w pomoc na rzecz lepszego uzbrojenia armii. 
 
Program obchodów święta 11 Listopada w Wilnie był podobny do tego sprzed roku, tylko trybunę dla VIP-ów ustawiono tym razem naprzeciwko Gimnazjum im. E. Orzeszkowej (dziś w jego miejscu stoi nowy gmach Rządu RL przy pl. Kudirki). Przegląd wojsk i defiladę odbierał gen. Stefan Dąb-Biernacki, inspektor armii w Wilnie, będący głównym celebrantem obchodów 20. rocznicy odzyskania niepodległości. Obok niego stanęła generalicja, wojewoda wileński i przedstawiciele władz. Po defiladzie wypełniła się szczelnie sala Urzędu Wojewódzkiego, w której odznaczenia wręczano blisko 150-ciu zasłużonym dla Wileńszczyzny osobom. Odczyty, akademie, prelekcje i pogadanki okolicznościowe jako uroczystości wewnętrzne były zorganizowane prawie w każdej szkole i w każdej organizacji. Dla mieszkańców i uczniów przygotowano więcej imprez kulturalnych. W teatrach: "Miejskim" na Pohulance i w "Lutni" na Mickiewicza (dziś w tym miejscu nowy gmach Litewskiego Teatru Dramatycznego) wystawiano specjalnie przygotowane sztuki.
 

Polskie tankietki TK i TKS z 7. Batalionu Pancernego (Grodno) na świątecznej defiladzie aleją A. Mickiewicza
 
Oddziały wojskowe, delegacje i poczty przeróżnych organizacji maszerowały na Rossę już w dzień poprzedzający święto. W tłumie nieopodal Mauzoleum zażarcie dyskutowano: pesymiści mówili o zmieniającej się na niekorzyść równowadze sił, która zachwiać może pokojem, o którym pisano, że jest "wątpliwym pokojem". Wywoływano w ten sposób u słuchaczy potrzebę przywoływania ducha Marszałka. "Co zrobiłby w takiej sytuacji Józef Piłsudski?" - pytano retorycznie w takich rozmowach publicznych. Następnego dnia jednak podczas defilady znów narastało poczucie siły: "Silni - Zwarci - Gotowi!" było nośnym hasłem, zmaterializowanym w postaci sunących jednostek wileńskiego garnizonu.  

Niektóre z gazet pisały o Święcie Niepodległości, że daty 11 XI 1918 - 11 XI 1938 mówią same za siebie i "nie trzeba słów!". Pisano: "istnieje cicha umowa, niepisany zwyczaj, że w dni takie gazeta wypowiada to, co każdy z nas chciałby oddać, odtworzyć, wypowiedzieć, a boi się, nie umie, nieraz się wstydzi. Gazeta w takie wielkie dni nie informuje, nie interpretuje, nie agituje - gazeta w takie dni jest uzewnętrznioną myślą, wypowiedzianym uczuciem każdego czytelnika: "Zwyciężę na tej ziemi, a z tej ziemi Państwo wskrzeszę!" (…) Dwadzieścia lat - jakiż to niedługi w życiu narodów okres. I jakiż ogromny krok naprzód, uczyniony przez nas. Czujemy wszyscy tę naszą siłę. Czujemy jednocześnie braki. Dobrze - mamy przed sobą następne dwudziestolecie! A myśląc o tym dniu, który nam niepodległość przyniósł, łącząc się we wspólnej radości, pochylamy głęboko głowy przed Tymi, którym w pierwszym rzędzie wolność wywalczoną, nie darowaną, zawdzięczamy".
 
Nieprzypadkowo portrety Józefa Piłsudskiego zawsze znajdowały się w środku, a prezydenta Ignacego Mościckiego i marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza po bokach. "Dziadek" był symbolem niepodległości, a w Wilnie chyba najbardziej był z nią utożsamiany.