20 lat niepodległości - 20 lat walki o ziemię


Stanisław Tarasiewicz, "Kurier Wileński", 05.21.2010
Czesław Tomaszewicz z Czarnego Boru w rejonie wileńskim może być uważany za ikonę walki Polaków na Litwie o odzyskanie zagrabionej przez sowietów ojcowizny. Jeszcze rok, a historia tej jego walki będzie miała okrągłą datę — 20 lat. Czyli równo tyle, ile w tym roku obchodziła niepodległa i demokratyczna Republika Litewska, która właśnie nie chce oddać rodzinie Tomaszewiczów to, co onegdaj sowieci znacjonalizowali. A chodzi o prawie 4,5 hektara ziemi na obrzeżach lasów antokolskich w Wilnie przy ul. Plytinės. Większa część z nich, jak się okazuje, należy do Republiki Litewskiej, która wydaje się nie zamierza oddawać ziemi swojemu obywatelowi.

Ostatni raz pisaliśmy o problemach pana Czesława przed ponad dwoma laty, ale jego sprawa jest znana wielu Polakom nie od wtedy. Jest ona jednym z najbardziej wyrazistych przykładów desperackiej walki miejscowych Polaków, głównie w Wilnie, o swoją ziemię, której wciąż nie mogą odzyskać nawet po 20 latach od odzyskania przez Litwę niepodległości.

Gdy oficjalne władze tłumaczą opieszałość swoich urzędów, że nie ma ona charakteru dyskryminacji na tle narodowościowej, lecz wynika z natury rzeczy, Czesław Tomaszewicz załamuje ręce, ale nie załamuje się. Obłuda władz wobec Polaków jest dla niego oczywista, bo doświadcza jej codziennie na sobie. Jak tłumaczy, jeszcze na początku lat 90. ubiegłego stulecia złożył pierwsze podanie o odzyskanie ojcowizny w Wilnie. W tym samym czasie podanie również złożyła żona pana Czesława, bo należała się jej ziemia po rodzicach, ale w rejonie wileńskim.

— Żona w rejonie już dawno odzyskała ziemię, a ja w Wilnie wciąż muszę walczyć o swoje — mówi Czesław Tomaszewicz. Jego zdaniem, problem wynika właśnie z narodowości, gdyż rejon wileński od lat jest zarządzany niepodzielnie przez Akcję Wyborczą Polaków na Litwie. Toteż administracja tego rejonu nie tylko nie utrudnia procesu odzyskiwania ziemi, ale też wszelako jemu sprzyja. Tymczasem wileńska administracja prawie zawsze w niepodległej Litwie była kierowana przez tzw. partie litewskie, głównie konserwatystów oraz różnej maści ugrupowania liberalne, dlatego byli właściciele ziemi, a są to w przytłaczającej liczbie miejscowi Polacy, w tym też pan Czesław, do dziś nie mogą tej ziemi odzyskać.

Jednych taka opieszałość i dyskryminacja w procesie zwrotu ojcowizny załamuje i często wpadają oni w sidła różnych gangów, które oferują szybkie odzyskanie ojcowizny, ale w zamian potrzebują oddania nawet ponad połowy tej ziemi na własność tym, którzy „wszystko załatwią”. Inni zaś walczą do końca.

Czesław Tomaszewicz, któremu z należnych mu kilkudziesięciu arów zwrócono zaledwie kilka i to w kawałeczkach po 1-2 arów, postanowił szukać sprawiedliwości w unijnych instytucjach prawnych. Uważa, ba, widzi to na co dzień, że dzieje się niesprawiedliwość, bowiem w czasie, gdy ojcowizna jemu nie jest zwracana, inni otrzymują na jego ojcowiźnie pięknie wykrojone parcele pod budowę will. Wiele z nich jest już wybudowanych i zamieszkałych przez przybyszy, którzy nigdy w tych okolicach ziemi nie mieli. Tymczasem oficjalnie, większość jego ojcowizny, przynajmniej tak jest deklarowane, jest zarezerwowana na potrzeby wileńskiego Uniwersytetu Technicznego. Nikt z urzędników nie może jednak wytłumaczyć Tomaszewiczowi, na jakie potrzeby „polibuda” musi mieć kilka hektarów ziemi porośniętej lasem, jak też to, dlaczego to tu, to tam na tej ziemi wyrastają wille nowobogackich?

Szukać odpowiedzi postanowił w Strasburgu, bo stracił nadzieję, że w niepodległej i demokratycznej Litwie jeszcze cokolwiek wskóra. Zaczął więc przygotowywać dokumenty i był zaskoczony, gdy na liście współwłaścicieli jego ojcowizny, oprócz jego braci i sióstr, znalazła się jeszcze inna rodzinka — cała Republika Litewska z „peselem” 111105555, która ma na własność większość ojcowizny, jaką rodzinie Tomaszewiczów odebrali sowieci.

http://kurierwilenski.lt/2010/05/21/20-lat-niepodleglosci-%E2%80%94-20-l...