Aby te historie nie umarły razem z ludźmi, którzy je pamiętają


Bartosz Frątczak i Ilona Lewandowska, fot. wilnoteka.lt
W tym roku 24 marca po raz drugi obchodzono Narodowy Dzień Pamięci Polaków ratujących Żydów pod okupacją niemiecką. Mimo iż znamy coraz więcej nazwisk zarówno ratujących, jak i ratowanych w czasie II wojny światowej, wciąż wiele historii jest jeszcze do opowiedzenia. Część z nich wysłuchała i spisała Ilona Lewandowska, autorka książki „Tak teraz postępują uczciwi ludzie. Polacy z Wileńszczyzny ratujący Żydów”. Opowiadających sfotografował Bartosz Frątczak.

Na książkę Ilony Lewandowskiej „Tak teraz postępują uczciwi ludzie… Polacy z Wileńszczyzny ratujący Żydów” złożyły się rozmowy z historykami badającymi tematykę Holocaustu, a także jedenaście przejmujących historii rodzinnych opartych na dokumentach i relacjach świadków tamtych wydarzeń. „Okazuje się, że brakuje przestrzeni, takiego miejsca, do którego człowiek może przyjść i opowiedzieć, że jego babcia opowiedziała, jak uratowała jakieś żydowskie dziecko i on po prostu chce tę historię przekazać dalej tak, żeby ta historia nie umarła wraz z nim czy po prostu, żeby ona nie została zapomniana. Być może ktoś kiedyś, tę historię słysząc, powiąże ją z historią swojej rodziny, która właśnie została ocalona” – mówi autorka książki, która z wykształcenia jest historykiem.

Jak dodaje, przy pracy, której podjęła się na zaproszenie Instytutu Polskiego w Wilnie, najważniejsze były dla niej spotkania z ludźmi. W zdobyciu kontaktów bardzo pomogło jej Muzeum Żydowskie im. Gaona Wileńskiego i Danutė Selčinskaja, która ułatwiła kontakt z wieloma rodzinami ocalonych i „Sprawiedliwych”. Do części z nich autorce udało się dotrzeć samodzielnie.

Książka w pewnym sensie wpisuje się we współczesny nurt badania historii określany jako historia mówiona. Polega ona na zachowywaniu – najczęściej w formie spisanych wspomnień bądź nagrań wideo – informacji historycznych bazujących na osobistych przeżyciach i opiniach mówiącego. Ma to na celu nie tylko utrwalenie wiedzy i zrozumienie doświadczonych przez historie ludzi, lecz także rozmowę z młodszymi pokoleniami.

Na polskiej liście „Sprawiedliwych wśród Narodów Świata” jest obecnych przeszło 6,8 tys. nazwisk. To ponad jedna czwarta wszystkich osób uhonorowanych tym zaszczytnym tytułem. Polaków można znaleźć również na listach białoruskiej, ukraińskiej czy litewskiej. Historycy szacują, że ogółem można mówić o ok. 300 tysięcy Polaków, którzy w jakiś sposób pomogli lub próbowali pomagać Żydom w czasie II wojny światowej.

Jak mówią historycy, brakuje informacji o wielu z nich, ponieważ były to często indywidualne, nigdzie nieudokumentowane przypadki pomocy udzielanej sąsiadom, krewnym czy nawet nieznajomym. Stąd projekty takie jak książka Ilony Lewandowskiej odgrywają bardzo ważną rolę w pozyskiwaniu kolejnych świadectw.

„Na pewno zależy nam na tym, żeby tę mapę pomocy na Wileńszczyźnie uzupełniać, dlatego że bardzo duża część Polaków z Wileńszczyzny, która udzielała pomocy wyjechała do Polski. Bardzo ważna jest ta informacja, żeby ludzie mieszkający w Polsce, którzy w czasie wojny pomagali Żydom, chcieli tę swoją historię opowiedzieć, zwłaszcza wtedy, jeżeli po tej historii zostały jakieś ślady” – mówi autorka.

Śladów tych brakuje również dlatego, że w czasach Związku Sowieckiego o przypadkach ratowania Żydów w ogóle się nie mówiło. „Na Wileńszczyźnie nie można było opowiadać o tym, co robiło się nielegalnie, nawet jeżeli robiło się to w czasie okupacji niemieckiej” – mówi autorka książki. Jak tłumaczy, wynikało to z ograniczonego zaufania do obywateli: jeżeli ktoś potrafił wykazać nieposłuszeństwo wobec jednego okupanta, to automatycznie stawał się podejrzany dla drugiego. Z tego względu wiele historii, szczególnie tych z Wileńszczyzny oraz obszarów znajdujących się po wschodniej stronie żelaznej kurtyny wypłynęło dopiero po 1989 roku.


Ważną częścią książki są zdjęcia fotografa Bartosza Frątczaka, którego „temat żydowski” interesował znacznie wcześniej. „W ten projekt zaangażowany byłem dużo wcześniej, przed powstaniem książki i był on dla mnie niesłychanie ważny prywatnie, emocjonalnie. Nawet gdy zaczynałem, w ogóle nie myślałem o rezultacie, to było w ogóle nie istotne. W żydowskim folklorze mówi się o takim duchu zmarłego, który wchodzi w ciało żywego człowieka – dybuku – i myślę, że jest to jedno z wytłumaczeń, dlaczego tak bardzo zależało mi, aby ten projekt kontynuować, jeździć i fotografować, na początku poświęcając bardzo dużo tylko prywatnego czasu” – mówi fotograf.

Jak dodaje, początkowo fascynowały go przede wszystkim miejsca, które pozostały po niegdysiejszej obecności Żydów i kultury żydowskiej na terenach Litwy. „Fotografowałem miejsca pamięci, synagogi – opuszczone i zniszczone, jeździłem po lasach, w których Żydzi byli mordowani, szukałem jakichś śladów bądź rzeczy, które po prostu, zwyczajnie mnie zaczepią i odwołają mnie do tego, co było w tym miejscu” – opowiada.

Jak dodaje, do każdego wyjazdu przygotowywał się z dużą dokładnością i rzetelnością. „Czytałem wszystko, co tylko mogłem znaleźć (na temat danego miejsca – przyp. red.), łącznie z publikacjami stricte historycznymi, a nawet tłumaczyłem sobie tekst z języka litewskiego, którego nie znam. Wtedy dopiero jechałem w dane miejsce” – mówi B. Frątczak. Fotograf tłumaczy, że chciał jak najlepiej oddać atmosferę tego, co było kiedyś, a co pozostało do dziś. „Dopiero gdy zaczęliśmy pracę nad książką, postanowiłem fotografować osoby, które albo przetrwały, albo ratowały Żydów. Wcześniej chciałem odciąć się trochę od tego, chciałem pokazać rzeczy, które są budowlami bądź fragmentami” – wyznaje fotograf.


„Historii na Wileńszczyźnie na pewno jest bardzo dużo” – mówi Ilona Lewandowska. Dlatego ważne jest, aby do nich docierać, zbierać je i zachowywać dla kolejnych pokoleń. Dotyczy to przede wszystkim tych świadectw, które wydają się nieistotne. „Czasami wydaje się, że opowieść, którą przechowujemy w rodzinie nic nie znaczy, ponieważ nie ma potwierdzenia w żadnych dokumentach, nie znamy np. nazwiska osoby, która została uratowana. To nie jest do końca tak, ponieważ może się okazać, że gdzieś żyje ktoś, kto ma drugą część tej opowieści. (...) To jest bardzo ważne, aby te historie nie umarły razem z ludźmi, którzy je pamiętają” – przekonuje autorka.

Świadectwa takie powinny trafiać następnie do Muzeum im. Gaona Wileńskiego, ponieważ jest ono podstawową skarbnicą dokumentów i historii dotyczących ratowania Żydów na Wileńszczyźnie. „Żydzi, którzy będą szukać tych osób, które je ocaliły, będą ich szukać nie w Warszawie czy Poznaniu, ale właśnie tutaj, na miejscu” – dodaje I. Lewandowska.