Ach ten Paryż!


Fot. Krzysztof Szymański
Nawet w najśmielszych marzeniach nie spodziewałem się, że będzie mi dane odwiedzić kiedyś to miasto, opiewane w piosenkach, owiane mgiełką romantyzmu i tak silnie związane z historią Polski. Byłem w Paryżu... Wycieczkę do „stolicy świata” dla aktorów Polskiego Teatru Ludowego we Lwowie z okazji jubileuszu 60-lecia Teatru zorganizował jego reżyser Zbigniew Chrzanowski. Tym razem była to wycieczka typowo rozrywkowa – bez żadnych prób i spektakli, a jej korzenie sięgają lat powojennych. Ale po kolei…

Po wojnie Zbigniew Chrzanowski uczęszczał do szkoły we Lwowie. Jako język obcy wybrał francuski, chociaż nie wiedział, czy kiedyś mu się przyda. Jego nauczycielką była Amelia Łapczyńska. Za wzorowe wyniki w nauce tego niełatwego języka podarowała swemu uczniowi przedwojenną czarno-białą widokówkę z Paryża. Ale nie to było najważniejsze. Wypowiedziała przy tym słowa, które okazały się prorocze: „Życzę ci, żebyś kiedyś odwiedził to miasto”. W latach 40. brzmiało to całkowicie nierealnie. A jednak…

Losy Zbigniewa Chrzanowskiego potoczyły się tak, że jednak Paryż odwiedził kilkakrotnie. Słowa jego „pani od francuskiego” okazały się szczęśliwe. Podczas jednego z pobytów, robiąc sobie zdjęcie pod rzeźbą Glucka w Operze Paryskiej, postanowił, że obowiązkowo zrealizuje jego „Orfeusza i Eurydykę” w Operze Lwowskiej. Te plany zrealizował. Postanowił też, że postara się pokazać to miasto swoim aktorom – i to też się spełniło.

Wyjazd do Paryża stał się możliwy dzięki spotkaniu się w tym roku 2 maja, podczas uroczystości w Pałacu Prezydenckim w Warszawie, z kierownikiem Polskiej Szkoły w Paryżu im. Adama Mickiewicza Konradem Leszczyńskim. Obaj panowie z rąk prezydenta Andrzeja Dudy odbierali symbole narodowe. Tak się zawiązała znajomość. Potem od słowa do słowa, korespondencja mailowa, ustalanie terminów i wylądowaliśmy na lotnisku w Beauvais, odległym od Paryża o jakieś 100 km. W tej miejscowości jest lotnisko obsługiwane przez tanie linie lotnicze i lądują tu bezpośrednie loty z Modlina pod Warszawą.

Dzięki uprzejmości dyrektora Leszczyńskiego polscy przewoźnicy dowieźli nas z lotniska do samej siedziby Polskiej Szkoły przy ul. Lamande. Po drodze puścili nam nagranie z podstawowymi wiadomościami dla turysty, rozdali mapy Paryża i wizytówki. Szkoła leży w 17. dzielnicy, ale mieliśmy stąd jakieś 20 minut piechotą pod Operę i do centrum miasta.


Fot. Krzysztof Szymański

Po prawie 24 godzinach spędzonych w drodze nikt nie miał ochoty na odpoczynek i już wieczorem spacerkiem poszliśmy pod kościół Sacre-Coeur na wzgórzu Montmartre. Historia jego powstania jest godna uwagi. Gdy w 1870 roku wybuchła wojna francusko-pruska, dwaj paryscy przemysłowcy postanowili, że jeżeli będzie im dane po wojnie ujrzeć swoje miasto takie samo, jak przed wojną, to wybudują bazylikę ku czci Serca Jezusowego. Gdy okazało się, że Paryż został nietknięty, postanowili spełnić swoją obietnicę. Do propozycji przychylił się ówczesny arcybiskup Paryża i już w 1876 roku rozpoczęto wznoszenie świątyni. Budowę ukończono w 1914 roku, jednak I wojna światowa uniemożliwiła konsekrację bazyliki. Odbyła się ona dopiero po 5 latach, w roku 1919. Ta potężna biała bazylika, stojąca na najwyższym paryskim wzgórzu, widoczna jest z każdego punktu miasta. Najbardziej efektownie prezentuje się jednak wieczorem, gdy podświetlają ją dziesiątki kolorowych reflektorów. Na potężnych schodach, wiodących do bazyliki, cały dzień siedzą setki turystów, napawając się widokiem Paryża leżącego u ich stóp. Największe wrażenie jest jednak wieczorem, gdy po horyzont błyskają tysiące ogni, palą się światła w oknach, a po arteriach przesuwają się kolorowe światełka olbrzymiego sznura samochodów.


Fot. Krzysztof Szymański

Oprócz tego, wzgórze Montmartre – to teren sztuki. Dziesiątki większych lub mniejszych galeryjek, sklepów z obrazami wykonanymi w różnych technikach i, oczywiście, setki artystów, tworzących swe arcydzieła na oczach przewalających się tłumów przechodniów. Niestety i tu nastąpiła komercjalizacja. Dziełami ulicznych artystów są głównie portrety, szkice i szarże gości pragnących mieć tak oryginalną pamiątkę – prosto z Paryża. Droga powrotna do szkoły prowadziła przez „dzielnicę rozrywki” – przez plac Pigalle, obok teatru Pigalle i La Diva oraz kabaretu Moulin Rouge.


Fot. Krzysztof Szymański

Kolejne dni były nie mniej intensywne pod względem wrażeń, spacerów po mieście i zgłębiania jego tajemnic. Zaczęliśmy od gmachu Opery Paryskiej (inaczej Palais Garnier lub Opera Garnier). Budowla z 1875 roku jest doprawdy imponująca, kapiąca od złota i udekorowana dziełami najlepszych artystów XIX i XX wieków. Przestronne klatki schodowe, sale, rotundy, przejścia, korytarze – można się zgubić. Wspaniała pięciokondygnacyjna sala widowiskowa na ponad 2000 widzów (dwa razy więcej niż pomieścić może Lwowska Opera). Na planach i makietach gmachu widoczne było olbrzymie zaplecze sceniczne, pozwalające na wystawianie praktycznie każdego dzieła według fantazji dowolnego scenografa. Niestety nie było nam dane usłyszeć akustyki sali, bowiem w tym okresie artyści też mają wakacje i wypoczywają.

Dalsza część dnia nauczyła nas, że nie należy podejmować pochopnych decyzji, szczególnie finansowych. Wybraliśmy się na wycieczkę autobusową po mieście. Podchodzimy do autokaru – cena 30 euro od osoby za dwugodzinną przejażdżkę. Miny nam zrzedły. Aż tu raptem obok przejeżdża inny autokar z reklamą 14 euro za te same dwie godziny. Konkurencja jest dźwignią handlu – złota maksyma. W ciągu dwóch godzin poznaliśmy najważniejsze obiekty, zorientowaliśmy się w ich położeniu, odległościach pomiędzy nimi. Dało to możliwość zaplanowania sobie kolejnych dni naszego pobytu.


Fot. Krzysztof Szymański

Kolejną wizytówką Paryża jest naturalnie wieża Eiffla – obiekt wystawiony z okazji wystawy światowej w 1889 roku. Na szczęście nie została, jak większość pawilonów wystawy, rozebrana, chociaż były takie propozycje. Stoi więc do dziś na Polach Marsowych i co dnia tysiące chętnych depczą po schodach, wjeżdżają windami na placyki widokowe, do restauracji i nadal jest atrakcją dla gości miasta. Wieczorem zaś, pięknie oświetlona, gromadzi tysiące chętnych mieć atrakcyjne zdjęcia i selfie. Wśród tłumu słychać było też język ukraiński, chociaż najwięcej było przedstawicieli krajów azjatyckich.

Paryż też kojarzy się z katedrą Notre-Dame – perełką gotyku. Ta świątynia budowana, przebudowywana, modernizowana była od roku 1160 do 1860. Dziwne, że w XIX wieku chciano rozebrać ten cud architektury. Na szczęście Wiktor Hugo uratował katedrę swoim „Dzwonnikiem z Notre-Dame”, przysparzając popularności temu obiektowi. Cechą charakterystyczną dla wielu gotyckich kościołów we Francji jest usytuowanie ołtarza w centrum kościoła, i kaplic wokół niego. Można obejść ołtarz dookoła i pooglądać liczne zabytkowe elementy, obrazy i relikwie, których w tych świątyniach jest wiele.

Przez kolejne dwa i pół dnia każdy z nas chodził po mieście własnymi ścieżkami, oglądając to, co chciał zobaczyć. Niestety do takich muzeów jak Louvre, galerii d’Orsay czy muzeum Rodena trafić było niezwykle trudno, bowiem bilety można nabyć przez Internet i wielu turystów robi to zawczasu, w innym przypadku trzeba wystawać w długich kolejkach. Jedynym wyjściem było jak najwcześniejsze przyjście do muzeum. Miałem takie szczęście w Muzeum Wojska, które umieszczone jest w kompleksie Domu Inwalidów (jedynym otwartym w poniedziałek). Przyszedłem wcześnie, gdy po trawnikach skakały jeszcze króliki (w centrum miasta!). Bogata ekspozycja postaci historycznych, mundurów, broni i akcesoriów. Ułożone według okresów, bitw czy wydarzeń. W podziemiach umieszczono wspaniałą ekspozycję poświęconą generałowi de Gaulle. Przedstawiono dokładnie w zdjęciach, dokumentach i filmach dokumentalnych okresy życia tego męża stanu. Na mnie zrobił wrażenie przestrzelony półpancerz kirasjera spod Waterloo, który najprawdopodobniej zginął trafiony kulą muszkietu – po takim uszkodzeniu stalowego dwuwarstwowego pancerza nie sposób było ujść z życiem.

Tu, w kościele Domu Inwalidów, pochowany został też Napoleon. Jego potężny sarkofag z czerwonego marmuru umieszczono w podziemiach kościoła, a jego pokrywa wystaje ponad posadzkę. Ołtarz przypomina ten z katedry św. Piotra w Rzymie. W bocznych kaplicach złożeni są inni wojskowi, w tym gen. Foch. Najbardziej zaskoczyło mnie to, że w bocznych skrzydłach Domu Inwalidów nadal działa szpital wojskowy.


Fot. Krzysztof Szymański

Teraz trochę wrażeń osobistych. W mieście czuje się przepych i bogactwo potężnego niegdyś imperium. Pałace, budynki Parlamentu, Akademii Francuskiej – wszystko to tworzone przez najlepszych artystów, architektów. Samo miasto ma za swój główny ciąg pałac Louvre, dalej ogrody Tuileries, plac Concorde i aleję Pół Elizejskich, zwieńczoną na kolejnym wzgórzu Łukiem Triumfalnym. Architektura XIX-wiecznych dzielnic miasta jest bardzo lekka, pomimo że gmachy mają po 4-5 kondygnacji, plus dwa piętra mansard. Ich lekkość zapewnia duża liczba okien i trójkątna architektura na początku ulic przy placach. Te słynne place – „Gwiazdy Paryża” – jest ich bez liku. Z nich rozchodzą się w 5–6 kierunkach ulice, aby dojść do kolejnego placu. Na takie kwatery podzielone jest całe miasto.


Fot. Krzysztof Szymański

Szczególną jest Dzielnica Łacińska – najstarszy teren miasta. Chociaż zabudowany jest już XIX-wiecznymi budynkami, to układ ulic pozostał podobny do tego ze średniowiecza. Niektóre uliczki są tu tak wąskie, że z trudem mieści się tu dostawcza furgonetka, a chodniki w niektórych miejscach tak się zwężają, że słupki stoją przy samych budynkach i chodzi się po jezdni. Tu w dzielnicy Łacińskiej są słynne ogrody Luksemburskie, otaczające Pałac Luksemburski, Panteon, Teatr Odeon, a całą ulicę zajmuje Sorbona – najsłynniejsza paryska uczelnia. Są też ruiny starego klasztoru św. Michała. I jeszcze coś, co wpadło mi w oko – to fasady budowane ukośnie. Dotyczy to tych kamienic, które powstały na starych, pierwotnych parterach. Otóż ściany parterów wysunięte są na zewnątrz do wysokości pierwszego piętra. Często okna wystawowe są zamknięte od góry potężnymi starymi belkami ze śladami gwoździ po licznych szyldach, które tu przybijano. Natomiast górne piętra są odchylone do wewnątrz. Powstaje iluzja, że ściana domu jest wybrzuszona na wysokości pierwszego piętra.

Naturalnie partery wszystkich domów nie są mieszkalne, a mieszczą się tu sklepiki, kafejki, restauracyjki. Rano kelnerzy wystawiają stoliki i krzesełka przed lokal, zapraszając klientów do odwiedzin. Kafejki zapełniają się przed południem i do późnego wieczora są okupowane. Ludzie sączą tu kawę czy wino, czasem wpadają na coś treściwszego, na jakąś przekąskę. Ciekawostką paryskich lokalików jest darmowa karafka wody, o którą każdy klient może poprosić przed posiłkiem.


Fot. Krzysztof Szymański

Ostatniego przed wylotem poranka odwiedziliśmy Cmentarz Montmartre. Tu grzebani byli przedstawiciele polskiej emigracji we Francji. Jedna z alejek cmentarza nawet nazywa się Avenue des Polonais. Tu skoncentrowane są groby wybitnych przedstawicieli emigracji. Z tego cmentarza w 1927 roku zostały wzięte prochy Juliusza Słowackiego i przeniesione do Krypty Wieszczów w katedrze wawelskiej. W latach 80. XIX wieku przez cmentarz poprowadzono ciąg komunikacyjny. Nie zniszczono jednak cmentarza, a drogę przerzucono mostem ponad kaplicami. Krzyże i zwieńczenie niektórych są obecnie pośród konstrukcji mostu.

Oprócz atmosfery spokoju, święta i rozrywki wyczuwa się, że miasto żyje w napięciu. Co chwilę mijają nas patrole policyjne, wokół zabytków, na lotniskach i dworcach krążą patrole wojskowe w pełnym uzbrojeniu, a przed wejściem do najważniejszych obiektów sprawdzane są torebki i plecaki. Paryż czuwa.

Na zakończenie naszego pobytu we Francji w drodze powrotnej na lotnisko nasi przewoźnicy podjechali pod katedrę w Beauvais pw. św. Piotra, gotyckiej świątyni, o której Zbigniew Herbert pisał takie strofy:

Panie dziękuję Ci że stworzyłeś świat piękny i bardzo różny (…)
gdy życie innych okrutnie nieodwracalne krążyło wokół mnie
jak wielki astrologiczny zegar 
u świętego Piotra w Beauvais…

Katedra w Beauvais to perełka gotyckiej architektury, chociaż nigdy nie została ukończona. Budowę zaczęto w 1225 roku, stawiając sobie plany ponad miarę. Po 47 latach prac gotowy był jedynie chór. Ale rozmiary miał imponujące! Wysokość jego sklepienia – 48 m (dla porównania: wysokość katedry lwowskiej – 22 m). Ten rekord budowlany do dziś nie został pobity. Niestety, nie cieszono się tym długo. W 1284 r. runęła część sklepienia. Odbudowano chór, wzmacniając jego konstrukcję przyporami. Kolejna część katedry – transept o tej samej wysokości i długości 72 m – powstał dopiero w I połowie XVI w. Próbowano potem jeszcze postawić centralną wieżę, która miała mieć ponad 150 m wysokości, ale gdy w 1573 r. runęła, zaprzestano prac. Nieukończona katedra stoi do dzisiaj i zachwyca swoimi kamiennymi koronkowymi elementami dekoracyjnymi i zegarem z XIX wieku o 90 tys. części i 52 tarczach, ukazujących wszystko, co było możliwe.

Wrażenia po tym krótkim, bo czterodniowym, pobycie w „stolicy świata” są niebywałe, trudne do opisania. Poszczególne ich fragmenty wypływają co chwila w pamięci. Do domowego archiwum trafiło ponad 600 zdjęć, które będą przypominać spędzone tu miłe chwile.


Fot. Krzysztof Szymański

Naturalnie, obok miłych wspomnień są też i te nieco mniej, i są rozczarowania. Największym rozczarowaniem w Paryżu były dla mnie jego parki. Pomijam tu wspaniałe trawniki, kwietniki, klomby, rzeźby, fontanny i pięknie przystrzyżone krzewy i drzewa. Rozczarowały mnie alejki spacerowe: wszędzie są bowiem wysypane białym nieutwardzonym drobnym żwirkiem. Przy byle podmuchu wiatru unoszą się tumany kurzu, a drobne kamyczki dostają się do obuwia.

Ale kto by tam zwracał uwagę na takie drobnostki, gdy wokół tyle wspaniałości.

Krzysztof Szymański
Tekst ukazał się w nr 16 (308) 31 sierpnia – 17 września 2018 r.