Bartosz Frątczak: chcę korzystać z różnych okazji


Bartosz Frątczak, fot. wilnoteka.lt/Waldemar Dowejko
„Może wybieram w ten sposób, że to po prostu czuję, a może to są zbiegi okoliczności: spotykam jedną osobę bądź drugą i ona mówi o jakichś sprawach, a ja wtedy myślę: to ciekawe, interesuje mnie, chciałbym. I ja bardzo chcę korzystać z tych okazji” – mówi Bartosz Frątczak, polski fotograf mieszkający od kilku lat w Wilnie. Niedawno można było posłuchać jego osobistej historii w kościele augustianów, gdzie uczestniczył w artystycznym projekcie „Konglomeratas”. Obecnie najbardziej zajmują go tematy żydowskie – jeździ po Litwie w poszukiwaniu ich śladów. Efekty jego pracy będzie można już wkrótce zobaczyć w książce Ilony Lewandowskiej „Tak teraz postępują uczciwi ludzie... Polacy z Wileńszczyzny ratujący Żydów”.

Bartosz Frątczak pochodzi ze Stargardu, ale od ponad 5 lat mieszka w Wilnie. Jak mówi otwarcie, przywiodła go tu miłość – jest zaręczony z aktorką Jovitą Jankelaitytė. Obecnie można go spotkać przede wszystkim w bibliotece Instytutu Polskiego w Wilnie, w której opiekuje się księgozbiorem. Jego prawdziwą pasją jest jednak fotografia.

Bartosz jest otwarty na nowe wyzwania. Świadczy o tym chociażby projekt „Konglomeratas” w wileńskim kościele pw. Matki Bożej Pocieszenia (augustianów), w którym wziął udział na początku marca. Przestrzeń zniszczonej, zazwyczaj zamkniętej świątyni została na kilka godzin udostępniona 19 artystom, którzy przygotowali tam swoje instalacje i performanse, czytania literatury różnych gatunków oraz minikoncerty. Bartek był w tym gronie jedynym zagranicznym artystą. Jego projekt był swego rodzaju osobistą prezentacją, opowieścią o swoim życiu przekazaną odbiorcy przez pryzmat fotografii. Około stu zdjęć zawisło na ścianach niedużej komnaty jako ilustracje do prowadzonej opowieści. Część z nich fotograf pokazywał w formie slajdów. Jednocześnie zachęcał wszystkich, aby wychodząc, zabrali ze sobą jedno zdjęcie, które najbardziej przykuło ich uwagę czy też najbardziej się spodobało. Po zakończeniu prezentacji ze ścian zniknęły prawie wszystkie fotografie.

„Trochę się tego bałem, że nie będę mógł powiedzieć tak, jak naprawdę bym chciał i będę się musiał do tego porządnie przygotować, no i tak zrobiłem. Wymyśliłem, że w tym małym miejscu, które jest przytulne, powieszę na ścianie fotografie (…) – z różnych projektów i miejsc, różne postaci się tam pojawiają. Idea była taka, że będę opowiadał o sobie – jako Bartoszu, człowieku, który przyjechał z Polski, który urodził się w konkretnej rodzinie, ale będę o tym mówił w kontekście fotografii” – powiedział w rozmowie z Wilnoteką.

Jego pierwsze doświadczenia z fotografowaniem nie były najlepsze. W trakcie swojej prezentacji opowiadał, jak jeszcze jako dziecko robił zdjęcia członkom rodziny spod stołu i jak prześwietlił film, za wcześnie otwierając aparat. Pouczany, że „tak nie można”, zniechęcił się do robienia zdjęć. Jednak kolejne spotkania z fotografią przekonały go, że to jest to, czym chce się zajmować. „Udało się. Mimo że robię też wiele innych rzeczy – jak powiedziała mi Jovita – chyba nie potrafiłbym robić jednej, w pewnym sensie mogłoby mnie to znudzić. Gdy robię wiele, to wtedy mam większą energię i szersze spojrzenie na to, czym się zajmuję” – mówi.

Bartosz znany jest już nie tylko wśród osób uczestniczących w polskich imprezach kulturalnych, lecz także wśród Litwinów, którzy chętnie zapraszają go do współpracy. Za sprawą narzeczonej bliskie jest mu szczególnie środowisko teatralne – raz wystąpił nawet na scenie w roli… fotografa. Robił portrety aktorom i reżyserom, a jego zdjęcie Eimuntasa Nekrošiusa z próby do wileńskich przedstawień „Dziadów” stało się jednym z najczęściej pokazywanych wizerunków reżysera w polskich mediach po jego śmierci.

Ważnym doświadczeniem było dla B. Frątczaka spotkanie z Gintarasem Varnasem podczas prób do spektaklu „Getto” opartego na sztuce Joshui Sobola, w którym Jovita zagrała jedną z głównych ról. Bartek już wtedy owładnięty był „tematem żydowskim” – jeździł po różnych miejscowościach i zakątkach Litwy, by fotografować ślady nieobecnych już w nich kultury i historii. Reżyser zaproponował, aby przy okazji premiery w Teatrze Dramatycznym w Kownie zorganizować wystawę zdjęć we foyer. W ten sposób narodziło się „Nie-istnienie” (Ne-Būtis) – wyjątkowy zapis fotograficzny miejsc zniszczonych i opuszczonych przez Żydów, w którym przejawia się także osobisty stosunek autora do fotografowanych obiektów.

„Może wybieram w ten sposób, że to po prostu czuję, a może to są zbiegi okoliczności: spotykam jedną osobę bądź drugą i ona mówi o jakichś sprawach, a ja wtedy myślę: ciekawe, interesuje mnie to, chciałbym. I ja bardzo chcę korzystać z tych okazji” – mówi B. Frątczak.

Taką okazją była dla niego propozycja dyrektora Instytutu Polskiego w Wilnie Marcina Łapczyńskiego włączenia się w prace nad książką „Tak teraz postępują uczciwi ludzie... Polacy z Wileńszczyzny ratujący Żydów” przygotowywaną przez Ilonę Lewandowską. Dwujęzyczna publikacja składa się przede wszystkim z  rozmów – z jednej strony z ludźmi, którzy swoją pracę badawczą poświęcili analizie Holokaustu lub upamiętnieniu tych, którzy ratowali Żydów, z drugiej – ze świadkami tych historii i rodzinami Sprawiedliwych, z których autorka ułożyła 11 przejmujących historii. Całości dopełniają czarno-białe, poruszające fotografie Bartosza Frątczaka, na których nie tylko portretuje ocalonych i rodziny osób ratujących Żydów, lecz także dokumentuje znikające ślady niezwykle bogatego żydowskiego życia na ziemiach litewskich.

Premiera książki odbędzie się 14 marca 2019 roku o godz. 18.00 w Centrum Tolerancji Państwowego Muzeum Żydowskiego im. Gaona Wileńskiego w Wilnie. Oprócz Ilony Lewandowskiej i Bartosza Frątczaka wezmą w niej udział inicjator i wydawca, dyrektor Instytutu Polskiego Marcin Łapczyński, a także zaproszeni goście: dr Marcin Urynowicz z Instytutu Pamięci Narodowej, dr Arūnas Bubnys z Centrum Badania Ludobójstwa i Ruchu Oporu Mieszkańców Litwy oraz Danutė Selčinskaja, kierowniczka Wydziału Wiecznego Upamiętnienia Ratujących Żydów Państwowego Muzeum. Spotkanie poprowadzi Donatas Puslys. Uzupełnieniem będzie wystawa prezentująca historie opisane w książce. Wieczór uświetni również występ Jovity Jankelaitytė, która wykona kilka pieśni żydowskich w języku jidysz.

Duża aktywność Bartka jako artysty w Wilnie niewątpliwie świadczy o tym, że zadomowił się w litewskiej stolicy i czuje się tutaj dobrze. Jest otwarty na współpracę z różnymi środowiskami, nie zwracając uwagi na to, czy są to Polacy, czy Litwini. Jak przyznaje, być może jest mu łatwiej właśnie dlatego, że nie pochodzi stąd, ale jest kimś z zewnątrz. Jednocześnie podkreśla, że na Litwie nigdy nie spotkał się z przejawem dyskryminacji ze względu na swoje pochodzenie czy język, którym się posługuje. „Jovita często mi mówi: nie wplątuj się w intrygi, nie poświęcaj na to energii. I ja zawsze staram się odciąć od różnego rodzaju intryg między Polakami i Litwinami, mówić na innej płaszczyźnie, rozmawiać choćby o teatrze. Oczywiście wielokrotnie schodzi to np. na temat polityki i konkretnych polityków, dlaczego są tacy a nie inni i ja teraz muszę za nich odpowiedzieć. Ale ja mówię po prostu: nie wiem” – opowiada.

Jak dodaje, pracuje w Instytucie Polskim i dostrzega, że polska kultura może być i jest dla Litwinów atrakcyjna. „Polska kultura pięknie wpisuje się tutaj w Litwę i jest tak entuzjastycznie odbierana. (…) Ja jestem otwartą osobą i to działa. Jeśli może wszyscy byliby otwarci, to może przełamywałoby to różne lody” – mówi, zastanawiając się, dlaczego polska kultura na Wileńszczyźnie funkcjonuje czasem w oderwaniu od tego, czym żyje litewska część społeczeństwa. Jego zdaniem to nie narodowość jest ważna, powinno się szukać porozumienia i wspólnego języka na innych płaszczyznach, takich jak choćby sztuka.

„Polityką zajmują się politycy, a ja w pewnym sensie zajmuję się dyplomacją” – żartuje Bartek. Fotograf ma nadzieję, że swoim podejściem i swoją pracą przyczynia się do budowania pozytywnego wizerunku Polaków i polskiej kultury na Litwie. „Może nie, może tak, ale ja chcę wierzyć, że tak” – podsumowuje.