Desowietyzacja Polski po litewsku


fot.wiadomosci.onet.pl
Zdania na temat usuwania radzieckich pomników są podzielone, a proces desowietyzacji przestrzeni publicznej wzbudza różne emocje. Litwa wyjątkowo sprawnie strąciła z cokołów niechcianych bohaterów czasów komunistycznych i przenominowała komunistyczne nazwy ulic. W Polsce trwają obecnie prace nad projektem zmiany nazw ulic i usunięcia pomników żołnierzy sowieckich. Czy nad Wisłą powstanie skansen na wzór litewskiej wsi Grūtas?
Polski IPN przygotowuje projekt desowietyzacji przestrzeni publicznej. Obejmuje on przemianowanie komunistycznych nazw ulic i likwidację pomników. Pojawiła się propozycja stworzenia w Polsce skansenu, w którym zostaną zgromadzone sowieckie rzeźby. W dyskusjach wspomina się dwie możliwości lokalizacji kilkuhektarowego skansenu: Borne Sulinowo lub Czerwony Bór. Prezes IPN Łukasz Kamiński chciałby, aby miejsce, do którego przeniesione zostaną pomniki, stało się celem wycieczek: "Mówimy o skansenie, ale tej definicji nie będziemy trzymać się kurczowo w trakcie realizacji projektu. Chcemy, by powstało miejsce interesujące, edukacyjne – to nie może być składowisko pomników". 

Niestety próba rozprawienia się w Polsce ze spuścizną komunistyczną spotyka się z ostrą krytyką władz rosyjskich. Kreml nazwał proces likwidacji pomników "haniebną wojną pomnikową, która graniczy z barbarzyństwem". Ambasador Rosji w Polsce Siergiej Andriejew uważa, że "Bycie rusofobem w Polsce bardzo się opłaca". Andriejew jest przekonany, że decyzja IPN o desowietyzacji "podważyła prestiż Polski na arenie międzynarodowej". Ambasador Rosji nie rozumie polskiego sprzeciwu wobec pomników radzieckich, bo uważa, że Polska istnieje dzięki żołnierzom Armi Czerwonej. Ambasador Rosyjski uważa też, że w Polsce "wyciąga się fakty, interpretuje je od nowa". Rosyjski dyskurs historyczny jednoznacznie stwierdza, że Armia Czerwona odegrała bardzo ważną rolę w wyzwoleniu Polski spod okupacji Niemiec hitlerowskich: "Mamy odmienne spojrzenie na historię powojenną, ale fakt ocalenia Polski przez Armię Czerwoną jest niepodważalny" - mówi Andriejew. Z kolei wiceprezes IPN Paweł Łukielski zaznacza, że proces usuwania pomników jest niezbędny, aby adekwatnie pokazać rzeczywisty stosunek Polaków do Armii Czerwonej: "Nie chcemy tworzyć nostalgicznego Disneylandu. Idea zakłada, by nikt nie miał wątpliwości, że to nie były pomniki autentycznej wdzięczności narodu polskiego dla Armii Czerwonej.

Część sowieckich pomników w Polsce zdemontowano po 1989 r. Jednak inwentaryzacja przeprowadzona przez IPN wykazała, że na terenie Polski pozostało jeszcze ok. 200. Z szacunków IPN wynika, że najwięcej pomników sowieckich znajduje się na terenach tzw. ziem odzyskanych (dziś Lubuskie, Zachodniopomorskie oraz Dolnośląskie). Ale w Polsce, nie tylko na ulicach, są dziesiątki komunistycznych pomników. To np. warszawscy "Śpiący", rzeszowski czy łódzki pomnik Czynu Rewolucyjnego, pomnik Armii Radzieckiej w Krynicy Morskiej, szczeciński Pomnik Wdzięczności dla Armii Radzieckiej czy zdemontowany pomnik generała Iwana Czerniachowskiego w Pieniężnie.

Nie zawsze polskie samorządy radzą sobie z usuwaniem pomników: "Często słyszymy, że demontaż kosztuje i nikt do tej pory nie miał pewności, co tak właściwie zrobić z pomnikiem, a jednocześnie wszyscy są świadomi tego, że ich zniszczenie oznaczałoby zaostrzenie sporu z Kremlem" – mówi wiceprezes IPN Paweł Łukielski. Koszty likwidacji pomników odgrywają dość istotną rolę w procesie desowietyzacji, bo nie da się ukryć, że bez wsparcia samorządów oraz pomocy ze strony rządu IPN nie udźwignie kosztów przedsięwzięcia.

Kadencja obecnego prezesa polskiego IPN Łukasza Kamińskiego kończy się w czerwcu, ale Kamiński ma nadzieję, że jego następca będzie kontynuował politykę znoszenia pomników. Zaznacza przy tym, że należy odróżniać politykę IPN wobec pomników radzieckich od stosunku do cmentarzy czerwonoarmistów: "Podkreślę, że nie ingerujemy w miejsca pochówku żołnierzy Armii Czerwonej – władze Polski mają obowiązek dbać o cmentarze i wywiązują się z tego zadania. Chodzi nam o symbolikę. Upamiętnianie jednostek wojskowych, które negatywnie zapisały się w historii Polski, nie jest właściwe z moralnego punktu widzenia. Wydarzenia 1920 roku, II wojna światowa czy obława augustowska – tak Armia Czerwona prezentuje się w historii Polski, to fundamentalne powody do tego, by symbolika pomników zniknęła z przestrzeni publicznej".

Na podstawie umowy między Rosją a Polską z 1994 r. pomniki na cmentarzach i w miejscach pochówku czerwonoarmistów nie mają być usuwane. Jednak ambasadora Rosji nie satysfakcjonuje zachowanie pamięci o komunistach tylko w obrębie cmentarzy.

Alieksiejew uważa, że decyzja o usuwaniu pomników jest odwetem za konflikt Rosji z Ukrainą: "Dopiero w 2014 r. Polska wymyśliła nową interpretację. Cała "teoria pomników symbolicznych" powstała na tle pogorszenia naszych stosunków po zaostrzeniu kryzysu ukraińskiego – więc, ma źródła polityczne". Alieksiejew ubolewa, że pomniki czerwonoarmistów są w Polsce niszczone. Jak zaznacza ambasador: "W 2015 r. odnotowaliśmy łącznie 31 przypadków – nazwijmy to – niewłaściwego potraktowania naszych grobów i pomników w Polsce; czegoś takiego nie ma w żadnym innym kraju. Sześć pomników zostało usuniętych decyzją samorządów. Reszta to dewastacje, w tym ponad 20 z tych przypadków to dewastacje grobów – nie pomników radzieckich! Żaden ze sprawców nie poniósł odpowiedzialności za to chuligaństwo. Praktycznie nie słychać oficjalnej reakcji władz polskich". 

Oprócz pomników trzeba też w Polsce rozwiązać problem komunistycznych nazw ulic. Na przykład w Białymstoku jest ich osiem. Również na Podlasiu ciągle można znaleźć ulice Świerczewskiego, Marchlewskiego czy Armii Czerwonej. Litwa jest w Polsce stawiana za wzór walki z niechcianymi pomnikami. A było tu przecież mnóstwo Leninów, Stalinów i innych lokalnych "towarzyszy". Były też rzeźby na wileńskim Zielonym Moście, których los nie został jeszcze przesądzony. Większość pomników na Litwie strącono z cokołów i złożono w magazynach, a kiedy ogłoszono konkurs na ekspozycję z pomnikami, sprawą zainteresował się Viliumas Malinauskas, który urządził park z komunistycznymi figurami we wsi Grutas pod kurortem Druskienniki. Skansen cieszy się zainteresowaniem turystów. Malinauskas odtworzył tam wnętrze biblioteki i klubu wiejskiego, urządził knajpkę oraz sklepik z pamiątkami. Czy podobny skansen z niechcianymi pomnikami powstanie w Polsce?

Na podstawie: bialystok.wyborcza.pl; onet.pl