Dwa miasta


Ratusz w Wilnie, Marcin Zaleski
Zainspirowała mnie powieść „O dwóch miastach” Dickensa – widać w niej różnicę między Paryżem a Londynem – jakby między panowaniem Boga a panowaniem człowieka, między chaosem i porządkiem, zagubieniem i swojskością. Spróbuję zatem trochę po Dickensowsku porównać Wilno i Warszawę.
Nie jest to przypadek. W moim życiu te dwa miasta jawią się jako miejsca graniczne – nadal kształtują moją wrażliwość i uzupełniają wiedzę. Wilno – niewątpliwie sprzyja wrażliwości, spokojowi ducha, wewnętrznemu wyciszeniu, sentymentom – sprzyja poezji. Warszawa jest kotłem wydarzeń, intelektualnych rozterek i indywidualistycznego wyobcowania – to proza życia. Dwa urbanistyczne światoobrazy: liryczny, poetycki obraz i faktograficzna tkanka przestrzeni. Liczne literackie, jak również malarskie obrazy tych miast obfitują w kontrasty. Za Wilnem się tęskni, opiewa się jego sakralne piękno, spokój, sielankowość, eksponuje się jego prowincjonalność. O Warszawie się śni (słowami Niemena), ale o nią również się walczy, ginie w imię jej wolności, jest ona „małą apokalipsą” i „złem” za czasów komuny, dziś podkreśla się jej różnorodność, mówi się o osobnych przestrzennych enklawach: Pradze, Mokotowie, Starym Mieście, a nawet o Bemowie. „Lubię Warszawę, bo w Warszawie jest wszystko" - to zdanie usłyszałam ostatnio od studenta lubującego się ogrodem na dachu Biblioteki Uniwersyteckiej.
      Siedząc „U Szwejka” w ludnej knajpie na Placu Zbawiciela, z Królewskim na dnie kielicha i widokiem na wzniosłe budowle socrealistycznej architektury – poczułam Wilno. Monumentalne budowle stalinowskiej przeszłości zdobią ulicę Goštauto, nie wspomnę o „dekoracji” Zielonego Mostu. I piwo - trudno się nie zgodzić, że Polaków i Litwinów łączy wspólny obrzęd picia piwa.

Wilno i Warszawa mają Nowy Świat: warszawski - to jedna z najbardziej znanych ulic, część historycznego Traktu Królewskiego, ulica, na której tworzył się Skamander, mieszkał Leopold Staff, Julian Tuwim, kanałami którego przedzierali się powstańcy. Dziś kwitnie tu życie towarzyskie z mnóstwem przytulnych kafejek, pachnących kawą i dymem z fajki, zapachem słodkości od Bliklego. Nowy Świat w Wilnie odbiega od klimatu warszawskiego, czuje się tu smród dworcowych czystości, a uszy mdleją od syczenia pociągów. Przed wojną Magistrat Miasta Wilna nosił się z zamiarem utworzenia tu nowoczesnej dzielnicy miasta. Wojna pokrzyżowała jednak plany.
Warszawa nie ma magicznych siedmiu wzgórz jak Wilno, ale ma Skarpę. Są to również dwa miasta, których krajobraz przecinają rzeki, a zieleń nad Wisłą i Wilią tworzy malowniczą i romantyczną kompozycję przestrzenną miast.
Ubiegłe lato spędziłam nad spokojną tonią Wilii. Przechadzając się jej brzegami zobaczyłam, że w mętnej wodzie Wilii odbijają się barokowe wieże i kościoły; wydaje się, że odbijają się w niej wszystkie wiersze napisane o tym mieście. Nad Wilią lekko unosiły się więc tęskniące strofy Czesława Miłosza, płynęły obłoki Witolda Hulewicza, jaśniał świt Józefa Mackiewicza. Zrozumiałam wtedy, że to jest właśnie jedno z tych mitycznych miast, których nie da się poznać, przeniknąć. Jedno z tych miast spowitych oparem sławy, jedno z miejsc, gdzie symbole nakładają się na realność, gdzie pamięć ma większą wagę niż kropla czasu teraźniejszego, niż teraźniejsza łza. Miasto, w którym aktualne dramaty nie mają właściwie znaczenia, bo potężne brzemię przeszłości je pomniejsza.

Będąc w Wilnie tęsknie jednak za obfitością kwiatową Warszawy. Urokiem Warszawy jest nieprawdopodobna liczba kwiaciarń, a warszawskie balkony przelewają się od surfinii i innych fantastycznych kwiatów. Od wczesnej też wiosny widoki kwiatów zachwycają w nowym wielkim Ogrodzie Botanicznym w Powsinie i oczywiście kwitnące magnolie: na placu Trzech Krzyży, na dziedzińcu uniwersytetu, w Wilanowie. Kwitnące wyspy szczęśliwej i skromnej prywatności w środku miasta.

Gdyby można było miastom nadać ludzki wymiar: powiedziałabym, że Warszawa ostatnio urosła o dwa metry (pozbywając się konkurencji „małego i gustownego” Pałacu Kultury), Wilno zaś około metra (z pomocą byłego burmistrza miasta Zuokasa). Królową wśród wieżowców warszawskich stał się biurowiec Nowogrodzka 9 wychylający się ku ulicy jak jakaś srebrna matowa nawa okrętu. Piękna bryła i solidne wykończenie nadają mu stateczny i dostatni wygląd, co wcale nie cechuje wszystkich nowo powstałych budynków. Niektóre wyglądają, jakby przysiadły tu tylko na chwilę albo jakby się zwaliły, zbyt ciężkie, z jakiegoś nieznanego, podniebnego pojazdu. Wileński Manhatann po drugiej stronie Wilii tworzy obraz modernistycznej metropolii, w której spokój przestrzeni rujnują strzelisto-szklane drapacze chmur.

Często myślę, że Wilno jest dobrym miastem na starość – dotknąć w nim można bowiem czasu, wolno i posępnie płynącego. „Tutaj nie ma wcześniej i nie ma później, wszystkie pory dnia i roku trwają równocześnie“ – pisał Czesław Miłosz o Wilnie. „Pustka i brak ruchu jest najcharakterystyczniejszą cechą Wilna".– pisał z kolei Józef Mackiewicz.

W ostatniej podróży do Warszawy – choć dzień był mglisty, dżdżysty i chmurny, a Most Poniatowskiego ponownie przerażał swym ponurym ogromem - była we mnie jakaś jasność, ta sama, która rozświetlała mnie w innych, z dawna wyglądanych miejscach tego świata. Jest ich kilka, tych miejsc, w których gotowa jestem z podziwem chwalić cudowność dzieł ludzkich, a tak się złożyło, że Wilno i Warszawa też do nich należą.