Dziennik (nie)straconego czasu [część 6]


To autorska kronika sytuacji na świecie i w kraju. Reakcje na statusy z Facebooka, sceny z życia domowej kwarantanny i komentarze polityków. Fakty i ich subiektywna ocena. Z przymrużeniem oka o pandemii, lecz z szacunkiem do zakażonych ofiar. W każdą sobotę wraz z podcastem na portalu Wilnoteka.

***
Momenty mistyczne
I wtedy, gdy nikt się tego nie spodziewał na jej policzku pojawiła się łza. Mała kropelka wody dyskretnie uciekająca z kącika prawego oka. Idąca ku ziemi z prędkością przyciągania ziemskiego w stosunku do jej niewielkiej masy, uwzględniając nachylenie twarzy i chropowatość wodoodpornego makijażu. Przesuwała się dostojnie w rytmie fleszy studyjnych lamp, które dokumentowały każdy krok jej krótkiego istnienia. Moment kilku sekund, aż opadła bezwładnie na drewniany parkiet i zniknęła.
 
***
Kiełbasa na stadionie
Pan Minister strzelił sobie w kolano. Kupił te nieszczęsne maski, źle kupił, drogo, nieatestowane. I zaczęto węszyć wokół jego zakupów, rachunków i dotacji, które przyklepywał ręką, słowem, albo obecnością. Niechcący gdzieś się pojawiał i miliony leciały w ręce rodzinne. W dłonie brata, żony, bo kto by tak chciał tylko dla siebie? I przez marne 5 milionów zaczęto rozmawiać o innych milionach, większych i równie źle wydanych, ale w rodzinnie pozostających. „Zuszek” – po wileńsku można by powiedzieć. Dba o swoich, troszczy się i wspiera. Nie oburzam się na domnieniemanie milionowych przekrętów, boję się być obłudny. Sam nie jestem bez winy. Dlatego rozumiem i pole empatii roztaczam nad umęczonym Ministrem Zdrowia i w myślach wysyłam słowa „trzymaj się chłopie, bo wiem, co czujesz”. A skąd to wiem? Z autopsji. Gdy na gminnym festynie, który odbył się na stadionie piłkarskim we wsi, wieczny pokój babci, sam rodzinne konotacje wykorzystałem, kupując kiełbasę z rożna. Mężczyzna grillujący i nakładający przypieczone mięso zapytał: Czy Ty nie jesteś synem Walentego? To był moment, w którym ważyły się losy mojego młodego sumienia i choćby ze względu na to, że mój tata z urodzenia Bronek, nie Walenty, wypadałoby zaprzeczyć. Choć nie wiedząc czemu, wszyscy na niego Walenty mówią i ponowny brak przyczyny sprawił, że odpowiedziałem bez głębszego namysłu: „Tak, ja jestem synem Walentego . I wtedy mężczyzna myk, szybciutko drugą kiełbasę na plastikowy talerzyk dorzucił i z dyskretnym uśmiechem podał. Wstydzę się dziś tego, że rodzinne znajomości bez skrupułów wykorzystałem. A ogromne promieniowanie autorytetu ojca na boisku piłkarskim, który był w tym czasie trenerem młodzików, zamieniłem na dwie kiełbasy za dwa złote. Dlatego Panie Ministrze Zdrowia, rozumiem i broń Boże nie potępiam.
 
***
Kruk
Obserwuję ptaka, który wyrywa pobratymcom kawał chleba, przekraczający rozmiarem jego małe czarno opierzone ciało. Z trudem wzlatuje w górę i ucieka na pobliski trawnik, by dokończyć dzieła spożycia. Wolał zeżreć sam. Jakie to ludzkie.
 
***
#szesnaścieGorąceWyzwanieDwa
 
Zostałem nominowany. Od samego rana chodzę po pokoju i wymyślam tekst piosenki, którą będę rapować.
Niech nie będzie nieba
żmijom i skorpionom
tym nierównym wobec prawa, 
Co cmentarze są ich bronią
Tym nie będą brawa
 
Covidovej moralności Sku***om z krwi i kości
Tym, co Bogiem tworzą ludzi,
Którzy żyją w swej ułudzie
Nie miej, nie miej do nich złudzeń 
 
Zostaw swej litości wszystkim
Którym, dziś brakuje chleba
Przedsiębiorcom, którzy słyszą głos policji „gleba”
Tym, co prawda jest ważniejsza 
Tym, co usta zamykane
Tym, podanym kwarantannie
Tym, co ciała zarażane 
Miej litości do nich Panie
 
Niech te szkoły z internetu, 
Wciąż śmierdzące szmatą, kredą 
Znów niech takie będą
Oraz wszyscy moi goście
I Ci ludzie na ulicach
Co się dziś witają łokciem
I ich twarze roześmiane, 
Niech je widzę całe
Niech znów będzie mi to dane
 
Wszystkim, którzy mieli rację 
Jak Li Wenliang w swojej walce 
Tym, co szyją maski
I oklaski, ludziom, którzy
Pośród szalejącej burzy
Idą walczyć – idą służyć
W ich piekielnym trudzie ulżyj
 
I na koniec w swoim darze
Racz promienie wlać w te twarze,
Wojowników, co szli w dym i w nim zostali 
Otwórz Panie, otwórz dla nich drzwi Valhalli
 
***
Rzecz o zabójstwie Boga
Inaczej, gdy jesteś młody i masz czyste spojrzenie. Inaczej, gdy jesteś otępiały naiwnością. Inaczej, gdy jesteś starszy i stoisz w deszczu pod blokiem, dopalając wilgotnego jointa. Inaczej, gdy sam byłeś blisko. Inaczej, gdy byłeś na wyciągnięcie ręki. Inaczej, gdy zadajesz pytania i znów odmiennie, gdy nie powstają żadne. Dziś pamiętam to inaczej. Pojechaliśmy odwiedzić tę dziewczynę. Pomagał jej od kilku lat, a ja wierzyłem, że robi to w myśl katolickiej bezinteresowności. Bo jak nie wierzyć przyjacielowi, który jest namaszczonym świętymi olejami powiernikiem Boga samego. Bo jak nie wierzyć w idealny świat, duchową oazę, będącą eteryczną formą raju na ziemi. Wierzyć i to wiarą do tego stopnia fanatyczną, że o mały krok sam nie zostajesz Alter Christi. Być może wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby nie zatrzymanie policji. Gdyby nie wyrok skazujący sądu. Być może inaczej, gdybym sam go nie oskarżył, nie ogłosił winnym i nie skazał na wyrok. Wiecznego potępienia za zniszczone ideały, ludzkie istnienia i zabójstwo Boga, w którego wierzyłem.
 
***
„Twój ból jest lepszy niż mój”
Bezpretensjonalne słowo „trójka” zmieniło swoją konotację. Zwątpiło w swój sens i przestało odnosić się do wieloletniej tradycji radia, tworząc na nowo historię. Smutną opowieść zagłady wolności słowa.
 
***
„Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40).
Bracia z zakonu Sekielscy znów wykuli w ogniu miecz obosieczny. Miecz z faktów, obrazów i rozmów idących od przeszłości ku teraźniejszości, a kto wie (jeśli ktoś wie, to święty!) może i ku wieczności. Unicestwiając szeroko pojętą wiarę (w ludzi, absolut, siły wyższe, słowa, polityków), stworzyli obraz rzucający na kolana. Nie myślę tu o tym rzucie na ziemię w celu pogłębionej modlitwy, lecz tym bezsilnym osunięciu nóg w rozpaczy i bezradności. Oglądam nocą o czynach wypaczonej seksualności. Oglądam i pytam, gdzie się podziały słowa i zapewnienia polityków, każdej odmiany dostępnej opcji, hierarchów kościelnych i zwykłych księży, którzy głosili, że staną do walki z pedofilią w kościele. Pytam zwyrodniałych księży i zatających ich czyny biskupów. Dlaczego nie zrobiono nic? Pytam i nie dostaję odpowiedzi.
 
***
Zostawiam na ochronie książki przygotowane dla pracownika ambasady. Właśnie tam ma je odebrać. Ochroniarz wkłada papierową torbę na taśmę i powoli kieruje zbiór kryminałów w stronę promieni Roentgena, promieni które nie zobaczą zbrodni zaszyfrowanych w setkach stron miękko oprawionych książek.
 
***
Fragment
Przygotowuję do publikacji fotografie, które powstawały przez prawie sześć lat mojego życia na Litwie. Dokumentujące życie, moją podróż i emigrację. We wstępie zapisuję: Przesadzana roślina, albo przyjmuje się w nowej ziemi i miejscu, albo zginie powolną śmiercią. Nawet, gdy zmieniamy jedynie jej doniczkowy dom, a kąt padania światła na parapecie zostaje taki sam, to nigdy nie mamy pewności, co w garstce ziemi zobaczymy jutro z rana. Czy przyjąłem się i rozkwitam? Nie wiem. Z pewnością nie zwiędłem, nie obumarłem, nie zostałem wyrwany jako chwast i wrzucony w ogień. Jako ostatnie tchnienie, dając jedynie dym zwiewany leniwym podmuchem wiatru z pobliskiego pola. Dym jako kilkudziesięciosekundowe świadectwo, że żyłem, byłem, istniałem. Niekształtne wyobrażenie, tego, co jeszcze wczoraj miało swoje istnieje w formie człekokształtnej. Czy tęsknie za domem? Codziennie. Choć nie wiem dokładnie, do czego tęsknię.