GAM: jesienne otrzęsiny nad Świtezią


"Mickiewiczówka" nad Świtezią, fot. Daniel Lisowski
Czy wielu gimnazjalistów może się pochwalić tym, że mieli otrzęsiny w miejscu związanym z patronem swojej szkoły? Uczniowie z wileńskiej "Mickiewiczówki" tak właśnie mają. Oto już od prawie 20 lat we wrześniu gimnazjalni pierwszacy i czwartacy jadą do Nowogródka, a potem nad Świteź, by w ojczystych stronach wieszcza dokonała się symboliczna ceremonia przyjęcia w poczet szkoły tych, którzy w przyszłości będą się szczycili mianem absolwenta Gimnazjum im. Adama Mickiewicza w Wilnie (GAM). Tradycji po raz kolejny stało się zadość...
Uczniowie "Mickiewiczówki" jeżdżą do Nowogródka od lat 80. Początkowo były to sporadyczne wyjazdy, potem - coraz częstsze i liczniejsze. W 1989 roku nadano imię Adama Mickiewicza ówczesnej Wileńskiej Szkole Średniej nr 11, natomiast status gimnazjum - jako pierwsza szkoła polska na Litwie - placówka oficjalnie posiada od roku 1999. I to właśnie wtedy zrodziła się tradycja organizowania swoistego chrztu dla uczniów pierwszej klasy gimnazjalnej.

"Pierwsza promocja gimnazjalistów wymyśliła sobie, że trzeba zrobić otrzęsiny - przyjęcie w poczet gimnazjum tych, którzy przyszli do pierwszej klasy - właśnie tam, nad Świtezią. Było bardzo uroczyście, podniośle, przyjęci do gimnazjum składali przysięgę, zagrano na trąbce hymn naszej szkoły... ("Użyjmy dziś żywota..." - "Pieśn Filaretów" - przyp. red.)" - o początkach tradycji, która trwa już prawie 20 lat, mówi dyrektor Gimnazjum im. Adama Mickiewicza w Wilnie Czesław Dawidowicz, dodając jednocześnie, że organizacja takiego wyjazdu na Białoruś z uwagi na załatwianie spraw wizowych wcale nie jest łatwa.

Tradycja jednak, na szczęście, trwa. W minioną sobotę, 30 września dwupiętrowy autokar z gimnazjalistami o 6.00 rano wyruszył z Wilna. Parę godzin jazdy, sprawna kontrola graniczna (na szczęście tym razem nie było kolejek) i oto już gimnazjaliści z wychowawczyniami kierują swe kroki najpierw ku ruinom zamku w Nowogródku, potem - do Domu-Muzeum Adama Mickiewicza, następnie - nad Świteź.

 
Wychowawczyni klasy G4b Teresa Petruškienė z wychowankami
Wioletą Tworogal (od lewej) i Anetą Pawlukowicz (od prawej), fot. Daniel Lisowski

A tu inicjatywę w swoje ręce po uprzedniej prezentacji każdej z trzech pierwszych klas gimnazjalnych przejęli czwartacy, którzy przez około godzinę "chrzcili" młodszych kolegów jak należy: było wiele zadań, pytań, dużo śmiechu i żartów. Jak się okazało, nie było tak strasznie jak zapowiadano. 

"Same otrzęsiny okazały się dobrze zaplanowane. Oczywiście, starsi koledzy bardzo nas straszyli, mówiąc o zadaniach i próbach, jakie nas czekają. Mówili, że będą jajka, mąka, robaki i takie różne rzeczy, ale było bardzo wesoło" - dzieli się wrażeniami Monika Nadtoczy, uczennica klasy G1a, dodając, że szczególnie zapamięta przenoszenie w zębach na wytyczoną odległość plastikowych kubeczków wypełnionych napojem. "Nie wolno go było przelać ani skosztować. Przez przypadek trochę wypiłam. Okazał się całkiem smaczny" - mówi. Były też różne, jak na taką okazję przystało, podchwytliwe pytania. Jedno z nich brzmiało: "Dlaczego ptak, lecąc do ciepłych krajów, zabiera ze sobą gałązkę?". Jak się okazało, pytania przygotowano w ten sposób, by nie można było na nie odpowiedzieć, a "podstępni" starszacy mieli w ten sposób powód, by wymierzyć młodszym kolegom zaplanowaną zawczasu "karę". 

Fragment otrzęsin "Mickiewiczówki" nad Świtezią, fot. archiwum GAM

"Było naprawdę super! Starsi przyjaciele dali nam przykład, jak można "chrzcić" następne pokolenia. Najśmieszniejsze dla mnie było zadanie, w trakcie którego związani między sobą parami musieliśmy pokonywać różne przeszkody. Nie zawsze szło sprawnie, ale śmiechu było wiele. Za karę musieliśmy chodzić "kurczakiem" i robić przysiady" - opowiada Aleta Kornecka z klasy G1b. "Dużo fajnych chwil mieliśmy. Po wyjeździe mamy lepszy kontakt ze starszymi kolegami, jak też ze sobą, bo wszyscy w klasie faktycznie jesteśmy nowi. Nawiązało się sporo przyjaźni". 

A jak wyglądały otrzęsiny okiem tych, którzy je zorganizowali?

"Przygotowywaliśmy się bardzo długo i szczegółowo. Musieliśmy przygotować wszystko - od A do Z. Od linek, sznurków i kubeczków zaczynając, poprzez farby i "czyfirek" (mocna herbata – przyp. red.), na pytaniach i zadaniach kończąc" - opowiada Aneta Pawlukowicz, uczennica klasy G4b. Starsi koledzy stanęli przed nie lada wyzwaniem - wymyślić ciekawy "otrzęsinowy" program, a jednocześnie nie obrazić i nie skrzywdzić młodszych kolegów... Zadaniu sprostali.  

Irena Dziugiewicz, nauczycielka religii w "Mickiewiczówce", uważa, że takie wyjazdy są niezwykle potrzebne.

"Uczniowie są zachwyceni. Młodzież świetnie się bawi. Długo pamięta takie wyprawy... Moja pierwsza promocja na wiosnę będzie obchodziła 5-lecie ukończenia gimnazjum. Do tej pory na spotkaniach absolwentów bardzo mile wspominają, jak wyjeżdżaliśmy, jak było wesoło. Nie pamiętają dyktanda czy kontrolnej, a właśnie takie imprezy, takie wyjazdy. To pozostaje w pamięci przez całe życie. To piękna tradycja i trzeba ją kontynuować" - podkreśla wychowawczyni tegorocznej G1a. 

Tradycja rzeczywiście piękna i ze wszech miar warta kontynuacji. Trzeba tylko chcieć. A chcieć, to móc!   

 
 Uczestnicy tegorocznych otrzęsin z "Mickiewiczówki" przy pomniku swego Patrona w Nowogródku,
fot. archiwum GAM