Gdzie biją Murzynów?


Fot. wilnoteka.lt
"Tygodnik Wileńszczyzny", 16 - 22.12. 2010, nr 535
W czasach zimnowojennych Związek Radziecki ciągle nagabywany przez kraje Zachodu o łamanie praw człowieka zwykł bronić się, rzucając enigmatyczną formułkę: „A u was biją Murzynów”. Taka odpowiedź miała z jednej strony zrównoważyć oskarżenia imperialistów, a z drugiej uciąć dyskusję na niewygodny dla Kraju Rad temat.
Przypomniała mi się ta anegdotka, kiedy słuchałem komentarzy litewskich polityków, odnoszących się do postulatów oświatowych społeczności mniejszości narodowych, które w obronie swych praw manifestowały, w liczbie ponad tysiąca, pod pałacem prezydenckim w Wilnie. Litewscy Polacy i Rosjanie wyszli na ulicę po tym, gdy wszelkie próby polubownego rozstrzygnięcia spornych kwestii, dotyczących szkolnictwa mniejszości narodowych w nowym projekcie Ustawy o oświacie, zawiodły. Członkowie sejmowego komitetu oświaty bowiem demonstracyjnie odrzucili każdą poprawkę zgłaszaną przez posłów AWPL do wspomnianego dokumentu.

Jaka natomiast była reakcja pani prezydent, premiera, szefa sejmowego komitetu oświaty na postulaty manifestantów? Otóż, mentalnie identyczna jak ta, w anegdotce o Murzynach. Żaden ze wspomnianych polityków nie ustosunkował się bowiem do zarzutów stawianych wobec dyskryminacyjnych zapisów, jakie znalazły się w nowym projekcie oświatowej ustawy. Zamiast tego każdy z nich w wypowiedziach dla telewizji wygłaszał identyczne niemal formułki, zupełnie jakby zakuł je na pamięć specjalnie na tą okoliczność.

Najbardziej bałamutnie brzmiał argument o nieprzeciętnie wielkiej liczbie polskich szkół na Litwie w porównaniu z resztą świata. Ze 170 istniejących na całym świecie polskich szkół na małą Litwę przypada aż ponad 100 - z dumą zgodnie trąbili do telewizji premier Andrius Kublilius i szef sejmowego komitetu oświaty Valentinas Stundys. Ile ich zostanie po przyjęciu kontrowersyjnej ustawy? Odpowiedź na to pytanie obydwu polityków była równie solidarna. Zgodnie pominęli ją milczeniem. Dżentelmeni, jak wiadomo, nie mówią o pieniądzach, dlatego pytanie, ile litów na utrzymanie, remonty, rozbudowę dumnie wspomnianych 100 szkół wydało państwo litewskie, a ile złotych państwo polskie, pominę jako wybitnie niedżentelmeńskie.

Wątek dotyczący przymusowego nauczania części przedmiotów w szkołach polskich na Litwie w języku państwowym litewscy politycy też umieli wytłumaczyć wyłącznie dobrymi chęciami. - W ten sposób dostosowujemy tylko nasz model nauczania w szkołach mniejszości narodowych do modelu polskiego, gdzie w szkołach litewskich część przedmiotów naucza się po polsku, - cedzili do mikrofonu półprawdy premier i pani prezydent. Prawdą owszem jest, że w okresie PRL-u litewskie szkolnictwo w Polsce było mocno spolonizowane. Dzisiaj jednak mamy do czynienia z procesem jego intensywnej relituanizacji. Polskie władze oświatowe ten proces życzliwie wspierają, wprowadzając, na przykład, przepisy zezwalające na zdawanie egzaminów maturalnych po litewsku. Prawdą jest też, że nie wszystkie przedmioty litewska młodzież jest w stanie zgłębiać w swym języku ojczystym, dlatego niektóre z nich zaleca się nauczać po polsku. Prawdą wreszcie jest i to, że każdy problem oświatowy litewska mniejszość może otwarcie przedyskutować z przedstawicielami kuratorium. Podstawą do dyskusji jest wspólnie przyjęta strategia rozwoju litewskiego szkolnictwa w Polsce tudzież przekonanie, że sytuacja może być tylko polepszana, a nie pogarszana.

Jak jest na Litwie z dialogiem, każdy wie. Sytuację najlepiej obrazuje wspomniany już wiec.

Smutne, iż manifestacje u nas stały się w zasadzie jedynym sposobem zakomunikowania władzom, że na Litwie mniejszości próbuje się zepchnąć do narożnika, a w Polsce na ogół Murzynów nie biją...