Gdziekolwiek nas rzuci los - Polak pozostaje Polakiem


Halina Krystyna Kisłacz, fot. Wojciech Jankowski
www.kuriergalicyjski.com, nr 14 (282) 28 lipca–14 sierpnia 2017
Z prezes Związku Polaków w Estonii Haliną Krystyną Kisłacz, urodzoną w Zegrzu i od 36 lat mieszkającą w Tallinie, rozmawiał Wojciech Jankowski.





Rozmawiamy w sali poświęconej św. Janowi Pawłowi II…


Tak, to jest pamiątka po naszym papieżu, Janie Pawle II. Nasza ambasada pomagała w zorganizowaniu tej sali. Trzeba powiedzieć, że Estończycy cieszyli się, że taki wybitny człowiek odwiedził Estonię. Może nie odbyło się to tak, jak w innych państwach. U nas takich tłumów nie było, bo Estończycy to przede wszystkim luterani, ale chętnie go przyjęli, cieszyli się, i również parlament przyjął naszego papieża. Był u nas w kościele św. Piotra i Pawła, wtedy ludzie płakali. On do każdego podszedł, uścisnął ręce i ofiarował różaniec. Przyjęłam wtedy komunię z rąk ojca świętego.

Czy ta wizyta wpłynęła na odrodzenie w Estonii polskości, kościoła?

Tak, i to dotyczy nie tylko Polaków. Nawet Estończycy zaczęli przychodzić do kościoła, a przecież są luteranami, czasem nawet niewierzącymi. Na każde Boże Narodzenie czy na Wielkanoc wielu z nich przechodzi ze swojej wiary na katolicką. Zdziwił mnie jeden przypadek, gdy starszy człowiek, miał około 70 lat, przeszedł na naszą wiarę. Zapytałam pewną Estonkę, czemu przeszła na katolicyzm. Odpowiedziała, że jej się podoba, gdy jest cisza w kościele, gdy odprawia się msza, i to, że księża nie są związani rodziną. Że są poświęceni tylko Bogu i ludziom.

Są tu kapłani wielu narodowości?

Biskup jest Francuzem, proboszcz jest Włochem, nasz ksiądz jest z Polski, drugi ksiądz z Białorusi, a w Tartu na przykład są księża ze Słowenii i z Hiszpanii. Proszę sobie wyobrazić taki skład! W każdym razie cieszymy się, że mamy od niedawna księdza z Polski. Renowacja kościoła odbyła się tu dzięki Polakom - Budomex pomagał. Ksiądz podczas kazania mówił "nasz kościół utrzymuje się dzięki Polakom". Również salę, w której spotykamy się po mszy świętej, zawdzięczamy Polakom.

Wierni w czasie mszy św. w języku polskim w katedrze św. Piotra i Pawła w Tallinie (fot. Wojciech Jankowski)

Od kiedy działa Związek Polaków w Estonii?
 
W 1989 roku powstało Polskie Centrum Kulturalne. Były to jeszcze czasy sowieckie i ludzie bali się zapisywać. Nie każdy deklarował swoje polskie pochodzenie i nikt nie rozmawiał wówczas po polsku, dlatego ludzie rozmawiają tu i po polsku, i po rosyjsku, i po estońsku, jak kto może. Po rozpadzie Związku Sowieckiego Polacy przyznawali się do swej narodowości i chętniej wstępowali do naszej "Polonii". Zapisywali się razem z dziećmi. Nasze towarzystwo nie jest liczne, ale wszyscy czujemy się Polakami. Możemy mieć różne poglądy polityczne, ale łączy nas jedno - chcemy dobra Polski i wszystkich Polaków, bo mamy jedną ojczyznę, Polskę. Gdziekolwiek nas los rzuci, Polak pozostaje Polakiem. W duchu, w sercu czuje, że jest Polakiem. Naszym dzieciom staramy się zapewnić jak najlepszą wiedzę o zwyczajach, o kulturze. Pomaga nam w tym Ambasada Polski, bardzo dobrze z nią współpracujemy. Urządzamy wspólne spotkania na Boże Narodzenie, Nowy Rok, Dzień Niepodległości, Dzień Konstytucji czy Wielkanoc. Ambasada udostępnia nam salę. Ważne, że przychodzą ludzie z dziećmi, bo nie wszystkie dzieci mówią po polsku, ale są rodziny, które stosunkowo niedawno przyjechały z Polski do Estonii i nie zatraciły języka. Natomiast kolejne pokolenia, które tu wyrastają, wcale już nie mówią po polsku, chociaż są Polakami i przychodzą na nasze wydarzenia. Najważniejsze, by naszym dzieciom zapewnić wyjazdy do Polski, bo niektóre w ogóle nie znają naszego kraju.

Zatem dzieci w Państwa działalności są najważniejsze?

Tak. Te wyjazdy na kolonie zrobiły kiedyś wiele dobrego, ale w tej chwili, z powodu sytuacji finansowej, nie mamy takiej możliwości. Nie mamy już dofinansowania na takie rzeczy. A tymczasem te dzieci wracały i mówiły: "Poczułem się Polakiem!". Może Pan wyobrazić sobie ten moment, kiedy dziecko mówi "poczułem się Polakiem"? Mamy niestety w Tallinie problem z nauczaniem języka polskiego. Wcześniej była u nas pani Dorota, która uczyła polskiego nasze dzieci. Teraz za wszystko się płaci, bezpłatnie nikt nie chce dzieci uczyć. Obecnie nie mamy nauczyciela, ale mamy nadzieję, że w sierpniu do nas przyjedzie. W miejscu, gdzie odbywa się kurs polskiego, mamy bibliotekę. Każdy może przyjść, porozmawiać, poczytać, wypożyczyć polską książkę. Mamy dużą salę, możemy tam nawet organizować konferencje.

A co o Polakach sądzą Estończycy?

Estończycy patrzą na Polskę z podziwem. Na Polskę patrzy cały świat, bo Polska zawsze była religijna, również polska kultura ma wysoki poziom. Również my, Polacy w Estonii, chcemy tak samo godnie się prezentować. Na nasze święta zapraszamy nie tylko Polaków, ale też osoby różnych narodowości, bo tutaj jest 121 narodowości. Oczywiście wszystkich nie jesteśmy w stanie zaprosić [śmiech], ale Łotyszy, Litwinów, Niemców, Szwedów zapraszamy. Gdy przychodzą na przyjęcie, mówią: "Tylko Polacy potrafią przygotować takie udane przyjęcie!". Cieszą się, że staramy się zachować kulturę polską. Pragniemy integrować się ze społeczeństwem estońskim. Mieszkamy przecież i pracujemy w Estonii. Dbamy nie tylko o dobre imię Polski, ale staramy się, by i o nas mówiono dobrze - do tego stopnia, że jesteśmy przykładem dla innych narodowości. Gdy coś zrobimy, inne mniejszości w Tallinie starają się zrobić to samo! Rządowa Asocjacja Mniejszości Narodowych co roku organizuje forum. W tym roku odbędzie się ono 23 września. W czasie tej imprezy każda mniejszość ma swoje stoisko, gdzie prezentuje swoją kulturę: rękodzieło, wypieki. Każda narodowość stara się w tym czasie zaprezentować swoją kuchnię. W każdym razie jesteśmy tu cenieni. Polonia jest widoczna w Tallinie i nie możemy tego utracić! Po prostu nie mamy prawa.

 Spotkanie tallińskich Polaków po "polskiej" mszy św. (fot. Wojciech Jankowski)

Jak wygląda współpraca z Ambasadą Polską?
Jest dla nas otwarta, życzliwa. Zawsze można przyjść, porozmawiać, zapytać, poprosić o radę. Ambasador Robert Filipczak i konsul Wacław Oleksy są wspaniali. Konsul dba o "Polonię" jak ojciec. Zależy mu na tym, żeby wszystko dobrze się udało. Bardzo dużo nam pomagają.
 
Czy wielu jest obecnie Polaków w Estonii?

W Estonii było ich kiedyś około 8 tysięcy. Trzeba jednak zaznaczyć, że młodzież stara się wyjechać. Wyjeżdżają nie tylko z Estonii, ale i z Polski. Nie można się temu dziwić - Europa bez granic i każdy wyjeżdża tam, gdzie będzie mu lepiej. Nasza organizacja liczy w tej chwili 350 osób. Na świąteczne spotkania przyjeżdżają Polacy z całej Estonii. Związek Polaków "Polonia" ma swoje filie w Tartu i w Kohtla Järve. Mamy zespół "Lajkonik", który jest ceniony i zapraszany na różne festiwale. Mamy też drużynę piłkarską. Piłkarze występują w koszulkach z napisem "Polonia". Polska nie zapomina o nas, przyjeżdżają tu wybitni artyści. Nasi z kolei byli w Kłodzku, w Białymstoku, o Litwie i Łotwie nawet nie wspomnę, bo to występy jak u siebie. Zbliża się stulecie niepodległości Estonii - przy tej okazji chcemy wystąpić w telewizji i złożyć życzenia Estończykom od Polaków z Estonii. Nasz Lajkonik zaśpiewa te życzenia.

Gdzie się Pani urodziła?

W Zegrzu, w Polsce, ale tu mieszkam już 36 lat.

Nie wszyscy Polacy znają tu język polski?

Starsze osoby, które w czasach sowieckich nie mówiły po polsku, gdyż było to zabronione, zapomniały tego języka. Wychodzą z kościoła i pytają "co ksiądz powiedział?" i wówczas tłumaczymy. Jednak Polacy - to są Polacy i zawsze ich ciągnie do kościoła. Religia, kościół i nasza ambasada są bardzo związane. Litwini to też katolicy. Jest tu Elena, Litwinka. Przychodzi do nas i uczy się polskiego.

Rozmawiał Wojciech Jankowski

Tekst ukazał się w nr 14 (282) 28 lipca - 14 sierpnia 2017