Groby Gudaczewskich - w Wilnie i Katyniu


Wojciech Gudaczewski w lesie katyńskim, fot. tygodnik.lt
"Tygodnik Wileńszczyzny", 28.04 - 4.05.2011, nr 554
„Mojego dziadka Feliksa Gudaczewskiego, przedwojennego wileńskiego kolejarza, pamiętam jak przez mgłę. Umarł, gdy miałem zaledwie 5 lat. Nie miałem więc okazji, aby od najstarszego z rodu, wysłuchać opowieści o naszej rodzinie. Mój ojciec, Bogusław urodził się w 1934 roku w Nowej Wilejce. W 1990 roku, gdy wchodziłem w dorosłość, nagle ojciec zmarł. Nie sądziłem wówczas, że będę miał zaszczyt odnalezienia korzeni naszego rodu. Dziś po wielu poszukiwaniach, odnalazłem w Wilnie groby swoich pradziadków” – opowiada Wojciech Gudaczewski, mieszkaniec Ostródy.
Jest z zamiłowania historykiem, a w ciągu ostatnich czterech lat pasjonuje się szukaniem korzeni swego rodowodu wileńskiego. I to z ogromnym sukcesem, którego, jak mówi, nawet się nie spodziewał. Jego poszukiwania sięgają zarówno dawnych dziejów rodziny Gudaczewskich, jak i tych tragicznych, związanych z losem jednego z rodu, który się urwał w Katyniu…

Pan Wojciech jest najmłodszy z rodzeństwa i urodzony już w Polsce. W rodzinie Barbary i Bogusława Gudaczewskich, którzy wyjechali na ziemie odzyskane w ramach wymuszonej repatriacji, wychowało się czworo dzieci.

„Wszystko zaczęło się od niespodziewanego listu e-mailowego z 2006 roku, w którym nieznana mi wówczas Zofia Gudaczewska ze Świebodzina, zwróciła uwagę, że mamy takie same nazwiska i zapytała skąd pochodzą moi dziadkowie. Odpowiedź była jedna: „Naturalnie, że z Nowej Wilejki”. Jakież było nasze zdziwienie, że dziadkowie Zofii też pochodzą… z Nowej Wilejki. Okazało się, że nawiązała ze mną kontakt prawnuczka Józefa Gudaczewskiego, rodzonego brata mojego pradziadka Wacława! Do 2006 roku nasze rodziny nic nie wiedziały o swoim istnieniu. Od tamtej pory udało nam się odnaleźć większość rodziny w Polsce, ale też na Wileńszczyźnie i Białorusi”.

Gudajtisowie – Gudaczewscy

Poszukiwania bardzo szybko zaczęły się rozrastać. Od cioci Alicji z Zielonej Góry pan Wojciech otrzymał kopię najstarszego dokumentu, przechowywanego w rodzinie: świadectwa metrycznego Józefa Gudaczewskiego, który urodził się w Gedynańcach w 1875 roku. Ochrzczony był w użugowskim kościele. W dokumencie tym wymienieni są jego rodzice – Tomasz Gudaczewski i Petronela z d. Malinowska. Jak się okazało, Tomasz Gudaczewski był powstańcem i w roku 1863 walczył na Litwie, prawdopodobnie w oddziale Ludwika Narbutta. A przecież w powstaniu tym walczył także Zygmunt Gudaczewski z majątku Stoki, w powiecie lidzkim. Tomasz po upadku zrywu niepodległościowego, aby uniknąć śmierci lub zesłania zmienił nazwisko na Gudajtis, którym posługiwał się długo. Dość powiedzieć, że aż do 1938 roku jego potomkowie w urzędowych dokumentach posługiwali się dwuczłonowym nazwiskiem Gudajtis-Gudaczewski.

Tomasz uniknął prześladowań ze strony carskiego generała Murawiowa (Wieszatiela). Niestety, Zygmunt trafił do niewoli i został zesłany w głąb Rosji.

Wartownik w procesie norymberskim

Tomasz Gudaczewski miał czterech synów: Józefa, Wacława, Zygmunta i Daniela. O tym ostatnim wiadomo tylko tyle, że na początku XX wieku wyemigrował do Ameryki. Natomiast pozostała rodzina mieszkała na Wileńszczyźnie, w Nowej Wilejce, Gedynańcach, Butrymańcach i we wsi Wierzby Ruskie. Tak wynika z zapisów księgi metrykalnej w kościele św. Kazimierza w Nowej Wilejce.

Po II wojnie światowej Józef i Zygmunt Gudaczewscy wraz z rodzinami zmuszeni byli opuścić Nową Wilejkę i osiedlili się w różnych częściach Polski: w Szczecinie i Zielonej Górze. Ten sam los spotkał większość rodziny Wacława, którego dorośli już synowie z rodzinami: Pawłem, Feliksem i Józefem zamieszkali w Kętrzynie, Ostródzie i Bydgoszczy. To właśnie Feliks jest dziadkiem pana Wojciecha, poszukiwacza rodu.

Wacław wraz z małżonką Julią pozostali w Wilnie. Tu została też ich córka Helena, która wyszła za mąż za Benedykta Jasiulonisa. Dwaj pozostali synowie Wacława: Mieczysław i Stefan doświadczyli okrucieństwa wojny. Mieczysław, (brat dziadka Feliksa) za działalność konspiracyjną trafił do hitlerowskiego obozu koncentracyjnego. Gdy w 1945 roku wojska amerykańskie wyzwoliły obóz był tak wycieńczony, że ważył zaledwie czterdzieści parę kilogramów. Później miał możliwość spojrzeć w oczy swoim hitlerowskim oprawcom. Po hospitalizacji, zmobilizowany został do oddziału wartowniczego podczas procesu w Norymberdze.

Mieczysław zamieszkał w Ostródzie tak jak i jego brat Feliks. Pracował jako urzędnik. Jednakże pobyt w obozie koncentracyjnym zniszczył jego zdrowie. Zmarł w Ostródzie, w wieku 36 lat. Stefan Gudaczewski został zamordowany w 1940 roku przez NKWD w Katyniu.

Podobne losy sąsiadów

Z jego osobą związane są losy innej wileńskiej rodziny – Jerzego Połoniewicza.

Mianowicie przed II wojną światową Gudaczewscy i Połoniewiczowie mieszkali w Nowej Wilejce. W 1928 roku dwóch młodych ludzi z Nowej Wilejki rozpoczęło naukę w Wilnie: Jerzy Połoniewicz w słynnej Wileńskiej Szkole Technicznej na Holenderni, a Stefan Gudaczewski w Szkole Handlowej. Z pewnością nie przypuszczali wówczas jak bardzo ich losy będą ze sobą związane. Przez cztery lata dojeżdżali do szkoły w Wilnie, w tym samym roku (w 1934) ukończyli naukę. 1 stycznia 1938 roku otrzymali stopnie oficerskie. W dniu wybuchu II wojny światowej zostali zmobilizowani: Stefan Gudaczewski trafił do 1 Pułku Piechoty im. Legionów w Wilnie, a Jerzy Połoniewicz do 29 Pułku Artylerii Lekkiej w Grodnie. Los sprawił, że dostali się do niewoli sowieckiej. Po jakimś czasie spotkali się w tym samym obozie jenieckim… w Kozielsku. Wiadomo, że przebywali w Kozielsku od września 1939 do kwietnia 1940 roku. W kwietniu rozpoczęły się wywózki. Sowieci wywozili polskich oficerów do katyńskiego lasu w 300-osobowych transportach. 16 kwietnia 1940 roku porucznik Stefan Gudaczewski i porucznik Jerzy Połoniewicz zostali wywiezieni do Katynia. Ich nazwiska figurują na liście wywózkowej z tego dnia, pośród innych polskich oficerów. Z rozkazu Stalina sowieccy oprawcy strzałem w tył głowy zamordowali i wrzucili do dołów śmierci dwóch sąsiadów z Nowej Wilejki – Stefana i Jerzego.

Pamięci nie da się zatrzeć

W 69. rocznicę zbrodni katyńskiej w Ostródzie, w ramach ogólnopolskiego programu „Katyń. Ocalić od zapomnienia” zostały zasadzone trzy Dęby Pamięci, symbolizujące ofiary katyńskiego mordu: ks. płk. Leona Ziółkowskiego, por. Jerzego Połoniewicza i por. Stefana Gudaczewskiego.

Przez minione lata pan Wojciech nie mógł odnaleźć rodziny śp. Stefana. Wiedział tylko, że żona jego oraz córka są w Polsce. Jednak siła słowa drukowanego jest wyjątkowa. W tym samym dniu, gdy w „Gazecie Olsztyńskiej” ukazał się artykuł o rodowodzie wileńskim Gudaczewskich, Wojciech otrzymał telefon od córki Stefana Gudaczewskiego, która mieszka niemal obok – w Biskupcu. „A ja ich szukałem w Bartoszycach, bo wiedziałem, że tam żona Stefana Stanisława Gudaczewska przetrzymywana była przez UB w areszcie. Któregoś razu aresztowali ją razem z czteroletnią córeczką” – wspominał pan Wojciech.

Córka Grażyna i jej mama Stanisława (żona Stefana) uniknęły aresztowania i wywózki na Syberię, bo uciekły z Brasławia do Nowej Wilejki, do rodziny pani Stanisławy Gudaczewskiej z domu Żejmo.

Stanisława Gudaczewska nie wyszła po raz drugi za mąż, do końca swoich dni szukała męża wierząc, że przeżył wojnę. Jakże wzruszające ogłoszenia pisała do gazet, ile listów napisała do Czerwonego Krzyża, do Genewy, Londynu... Pan Wojciech skłonił panią Grażynę i jej syna, czyli wnuka zamordowanego w Katyniu Stefana, by wpisali swoją kartę dramatycznych przeżyć do historii Stowarzyszenia Rodziny Katyńskiej.

A jeszcze namówił, by pani Grażyna po mężu Salwowska odwiedziła miejsca związane z życiem jej rodziców na Wileńszczyźnie. Prawdopodobnie przyjadą w czerwcu. Będzie więc dalszy ciąg tragicznego losu wileńskiego… Pan Wojciech wrócił niedawno z Katynia, gdzie przebywał z wizytą oficjalną podczas obchodów 71. rocznicy mordu i I rocznicy katastrofy samolotu polskiego. Złożył hołd pamięci przy tablicy swego krewnego, brata dziadka. Przyznaje, że ta podróż zostawiła niesamowite wrażenie.

Poszukiwania nadal trwają

„Poszukiwania rodziny prowadziłem także w Wilnie. Chciałem odnaleźć Algirdasa Jasiulonisa, syna Heleny (córki mojego pradziadka Wacława). W Ostródzie u mego stryja Zbigniewa Gudaczewskiego zachowały się zdjęcia różnych ról teatralnych Algirdasa. Pierwsze wyjazdy na Wileńszczyznę nie przyniosły efektów poza, oczywiście, poznawaniem Wilna i znalezieniem nowych przyjaciół: m.in. Grażyny Gołubowskiej, Edwarda Puncewicza, Janusza Dziugiewicza, którym bardzo dziękuję za okazaną pomoc. Jednakże rodzinę siostry mojego dziadka, Heleny Jasiulonis z d. Gudaczewskiej udało mi się odnaleźć dzięki Sauliusowi Pilinkusowi z Ratusza Wileńskiego, który, jak się okazało, bardzo dobrze znał mojego krewnego, Algirdasa Jasiulonisa. Niestety, zmarł on kilka lat temu. Dzięki Sauliusowi dotarłem do syna Algirdasa, który nosi imię swojego ojca”.

Od krewnego pan Wojciech otrzymał fotografie grobów pradziadków Wacława Gudaczewskiego i Julii (z domu Jałyńskiej), spoczywających na Cmentarzu Antokolskim. Tak więc po 65 latach od zakończenia wojny zerwane więzi rodzinne zostały ponownie zawiązane.