Hospicjum bł. ks. Michała Sopoćki: wzruszająca opowieść matki o chorobie syna


Na zdjęciu: budynki Hospicjum bł. ks. Michała Sopoćki w Wilnie, fot. Joanna Bożerodska
– Dawniej nie zdawałam sobie sprawy, jak poważna choroba bliskiej osoby może zmienić życie całej rodziny – mówi wilnianka Teresa Miedźwiedzka. – Jedna po drugiej skomplikowane operacje – w sumie czternaście – i chemioterapie wycieńczyły nas wszystkich zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Przyszedł moment, że życie stało się dla nas prawdziwym piekłem…





Syn pani Teresy był wysokim, dobrze zbudowanym, silnym mężczyzną. Nigdy nie narzekał na stan zdrowia.

Po ukończeniu szkoły średniej przez pewien czas studiował na Uniwersytecie Technicznym im. Giedymina w Wilnie, a później wyjechał do pracy do Anglii. Po powrocie został zatrudniony w firmie produkującej wyroby z tworzyw sztucznych. Pracował na trzy zmiany.

– Bardzo kochałam syna – opowiada kobieta. – Jak to się mówi, całe swoje serce w tę miłość włożyłam. On też mnie kochał. Spędzaliśmy wspólnie dużo czasu. Byliśmy szczęśliwą rodziną…


Na zdjęciu: Darek Miedźwiedzki w dzieciństwie, fot. archiwum rodziny Miedźwiedzkich

Niepokojąca utrata wagi

Jak opowiada pani Teresa, jej niepokój wzbudził duży i dość nagły spadek wagi u syna.

– Patrzę, najpierw zrzucił dziesięć kilogramów, potem – dwadzieścia – wspomina kobieta. – Myślałam, że pewnie dlatego, że dużo pracuje, albo chce zaimponować swojej dziewczynie. Nie miałam odwagi go o to zapytać, więc nic nie mówiłam.

Darek zwrócił się do lekarza dopiero po kilku kolejnych miesiącach.

– Myślę, że to właśnie był największy błąd – że Darek nie zgłosił się do lekarza na czas – mówi pani Teresa. Może wtedy moglibyśmy jeszcze coś zrobić, może dałoby się jakoś zatrzymać tę chorobę? Ale on po prostu nie przypuszczał, że to aż tak poważna choroba.

Rak jelita grubego

Nadszedł dzień, gdy po wykonaniu badań Darek usłyszał straszną diagnozę – rak jelita grubego, trzecie stadium.

– Lekarze mówili, że rak jelita grubego w tak młodym wieku to rzadki przypadek – opowiada kobieta. – Los chciał, że właśnie mojemu synowi się to przytrafiło.

Jak mówi pani Teresa, wtedy życie rodziny zmieniło się w koszmar. Leczenie trwało kilka lat. Kobieta dotychczas pamięta każdy dzień choroby syna. Tak, jakby wszystko to wydarzyło się wczoraj.

Wiara w zwycięstwo

– Na początku nawet nie przypuszczaliśmy, jak wiele Darek będzie musiał znieść – wspomina pani Teresa. –  Wszyscy byliśmy przekonani, że chorobę da się wyleczyć, a młody organizm szybko powróci do zdrowia. Wykonano pierwszą operację. Zabieg pomógł i przez cały rok Darek czuł się dobrze.

Przez cały ten czas przyjaciele bardzo go wspierali.

– Wszyscy wierzyliśmy, że Darek pokona chorobę – wspomina kobieta. – Zarówno ja, jak i jego przyjaciele. Zwłaszcza po pierwszej udanej operacji, gdy syn odzyskał apetyt, zaczął przybierać na wadze. Wszyscy byliśmy szczęśliwi z tego powodu. Darek też się cieszył. Wierzył, że choroba ustąpiła.

Pani Teresa zawsze dbała o to, aby rodzina zdrowo się odżywiała.

– Nigdy nie kupowałam dzieciom żadnych chipsów ani coca-coli, zawsze przyrządzałam domowe jedzenie – opowiada pani Teresa. – Na obiad zawsze były zupa i drugie. Naprawdę bardzo się starałam, by moi bliscy spożywali nie tylko smaczne, ale przede wszystkim zdrowe posiłki. Tym bardziej nie potrafię zrozumieć, dlaczego syn zapadł właśnie na tę chorobę. Niewątpliwie jedzenie nie ma z tym wiele wspólnego. Musiały być inne powody.

Nasilenie się choroby

Rok po operacji stan zdrowia Darka się pogorszył.

– Wtedy przeżywaliśmy prawdziwy horror – wspomina pani Teresa. Znowu były operacje, chemioterapie… Posocznice następowały jedna po drugiej. To było coś strasznego.

Po ostatnim intensywnym leczeniu onkologicznym w Santaryszkach lekarze stwierdzili, że nie są w stanie już w niczym więcej pomóc.

Darek przeszedł czternaście operacji i sześć cykli chemioterapii.

– Ile mu zostało? – nieśmiałym głosem zapytała wówczas kobieta lekarza.

– Myślę, że około pół roku – odpowiedział. – Gdyby był starszy, byłbym w stanie określić to dokładniej.

– Panie doktorze, co jeszcze możemy zrobić? – błagalnym głosem pytała kobieta.

– W Wilnie działa takie hospicjum, mogą się państwo tam zwrócić – odpowiedział lekarz. – My niestety nie możemy już w niczym więcej pomóc.

Darek został wypisany ze szpitala. Nie przepisano mu już wtedy żadnych lekarstw, nie zalecono dalszej kuracji.

Pani Teresa wspomina, że byli załamani i wyczerpani. Ich życie zmieniło się w prawdziwe pasmo udręki, którego końca nie było widać.

Hospicjum domowe dla dorosłych

– Po tym, jak Darek został wypisany ze szpitala, zabraliśmy go do domu. Przy wypisie nie zaproponowano mu żadnego dalszego leczenia. Miałam wrażenie, że oddano nam syna, by dogorywał w domu – opowiada kobieta. Zrozpaczona zadzwoniłam do Hospicjum bł. ks. Michała Sopoćki w Wilnie. Poprosiłam, aby ktoś z hospicjum przyjechał do nas i poradził, co mamy robić.

Pani Teresa wspomina, jak na jej prośbę ich rodzinę odwiedził zespół hospicjum domowego dla dorosłych.


Na zdjęciu: ekipa hospicjum domowego jest gotowa, by nieść pomoc, fot. Marian Paluszkiewicz

– Trudno wyrazić słowami, jak ważna była wtedy dla nas wizyta pielęgniarki Anny z hospicjum – ze łzami w oczach opowiada pani Teresa. – Ona dała mojemu synowi nadzieję. Ubrana w biały kitel, wyposażona w torbę lekarską wniosła do naszego domu promyk światła. „Nie poddawaj się, będziemy walczyć – powiedziała do syna. A do mnie: „Proszę nie słuchać, co kto mówi. Na świecie zdarza się wiele cudów. Tysiące ludzi przezwyciężają choroby, gdy lekarze rozkładają ręce. Pani syn jest jeszcze młody, wszystko będzie dobrze.”.

Pani Teresa nie kryjąc wzruszenia, wspomina, że te słowa były wówczas dla niej jak głos z nieba.

Kiedy wydawało jej się, że cały świat obrócił się przeciwko niej i nie ma już nadziei, nagle po jej stronie staje człowiek, który jako jedyny ma odwagę twierdzić coś innego niż ci, którzy przepowiedzieli jej synowi rychłą śmierć.

– Poczułam wtedy wielkie zaufanie do tej pielęgniarki i jej słów – wspomina kobieta. – Dodała mi sił i nadziei. Powiedziałam wtedy do Darka: „Patrz, synku, przyszła prawdziwa pomoc. Osoba, która z całego serca chce ci pomóc i zrobi wszystko, co w jej mocy. Na pewno poczujesz się lepiej, odzyskasz apetyt, twoja odporność się wzmocni i powoli powrócisz do zdrowia.”.

Rozmowy pielęgniarki Anny z Darkiem

Po wizycie Darek poczuł wielką ulgę. Jego stan psychiczny się poprawił, co odczuła cała rodzina.

– Ucieszyliśmy się na wieść, że zespół hospicjum domowego będzie przyjeżdżał do nas codziennie, również w weekendy, i o wszystko zadba – wspomina pani Teresa. – Rzeczywiście, pracownicy hospicjum przyjeżdżali codziennie, robili Darkowi opatrunki, podawali leki. Zadbali o wszystkie niezbędne medykamenty, bandaże…

Pani Teresa wspomina, jak jej syn z niecierpliwością czekał na wizyty pielęgniarki z hospicjum domowego, bardzo jej ufał.

– Gdy przyjeżdżała, na twarzy Darka od razu pojawiał się uśmiech. Widziałam, że jest mu dobrze – opowiada kobieta. – Pielęgniarka Anna wnosiła w jego życie spokój i nadzieję. Zapominał wtedy o swojej chorobie, bardzo chciał rozmawiać.


Na zdjęciu: żonkile jako znak jedności i solidarności z chorymi, fot. archiwum Hospicjum bł. ks. Michała Sopoćki w Wilnie

„Synku, będziesz żył – powtarzałam, patrząc mu w oczy. – Rana na ustach już się prawie zagoiła, znów możesz jeść. A jeśli będziesz się dobrze odżywiać, poprawisz się i pojawi się odporność. Wszystko będzie dobrze, synku, wyzdrowiejesz.”.

Zespół hospicjum domowego odwiedzał Darka codziennie przez trzy miesiące. Niestety, pewnego dnia chłopak dostał silnego krwotoku. W ciągu kilku minut stracił dwa litry krwi.

Darka niezwłocznie przewieziono do szpitala w Lazdynai. Tam niebawem zmarł.

– Dotychczas utrzymuję kontakt z pielęgniarką Anną. Wciąż pamiętam tę nieocenioną pomoc hospicjum w najtrudniejszym okresie mego życia, kiedy w domu leżał umierający syn, a dokoła panował przerażający chaos – z trudem dobierając słowa opowiada pani Teresa. – Gdyby nie pomoc hospicjum, gdyby nie pielęgniarka Anna, gdyby nie udzielone nam wówczas wsparcie medyczne, psychologiczne i wszelkie inne, nie wyobrażam sobie jakbyśmy to wszystko przeżyli, po prostu nie dalibyśmy rady. Z całego serca życzę całemu zespołowi hospicjum wszystkiego co najlepsze w tej niewyobrażalnie trudnej i błogosławionej misji, jaką pełni...

Hospicjum bł. ks. Michała Sopoćki w Wilnie zapewnia bezpłatną profesjonalną opiekę medyczną i pielęgniarską dzieciom i dorosłym nieuleczalnie chorym na choroby onkologiczne i inne na oddziale stacjonarnym hospicjum oraz w domach pacjentów.

Prosimy o przekazanie 1,2% podatku na rzecz Hospicjum bł. ks. Michała Sopoćki w Wilnie. Więcej informacji

Materiał opublikowany bez skrótów i redakcji