Kartoteka ludzkich losów


Pani Birute niczym detektyw tropi ślady powojennych losów, fot. tygodnik.lt
"Tygodnik Wileńszczyzny", 11-17.07.2013, nr 669
Od zakończenia II wojny światowej minęło już prawie 70 lat, a ludzie nadal poszukują swych bliskich i krewnych. Ostatnia wojna, jak żadna inna, poplątała człowiecze losy.
„Szukam swego ojca. Urodził się w ok. 1917 r. Litwin. W 1944 r. nasza rodzina została wywieziona do Niemiec. Tam ślad po ojcu zaginął. Tak bardzo pragnę się dowiedzieć o jego życiu: czy się ożenił, czy miał dzieci. Jeżeli tak, chciałabym znać imiona braci czy sióstr, ich adresy, by móc się z nimi skontaktować” – błaga w liście córka. Takich próśb Birute Raitelaityte, koordynatorka działu poszukiwań Litewskiego Zrzeszenia Czerwonego Krzyża, otrzymuje niemało. Przez 30 lat, jak prawdziwy detektyw, tropi ślady powojennych losów, by córce odnaleźć zaginionego na froncie ojca, bratu rozłączoną podczas wojennych przesiedleń siostrę, a wnukowi miejsce pochówku dziadka.

Szukają bliskich i dokumentów

Gdy zaczęła pracę, a były to czasy sowieckie, poszukiwania były prowadzone scentralizowanie poprzez Radziecki Czerwony Krzyż. Do Moskwy wędrowały wszystkie zapytania o poszukiwania. Niestety, odpowiedzi, czy osoba została znaleziona czy nie, dział w Wilnie nie otrzymywał. Gdy pod koniec lat 80. ub. stulecia Litewski Czerwony Krzyż (LCK) spróbował samodzielnie wszcząć poszukiwania i zwrócił się bezpośrednio do zagranicznych działów tej międzynarodowej organizacji, otrzymał grzeczną odpowiedź, że będąc w składzie ZSRR, poszukiwania zobowiązany jest prowadzić tylko przez Moskwę.

„Od czasów niepodległości nasza kartoteka liczy 4500 spraw poszukiwawczych” – powiedziała Raitelaityte. Głównym jej zadaniem jest odnajdywanie ofiar wojen, konfliktów zbrojnych, klęsk żywiołowych. Poszukiwania związane z II wojną światową stanowią największą część. Ludzie proszą, by odnaleźć krewnych i znajomych, zaginionych podczas ostatniej wojny czy ich mogiły. Wielu zwraca się do LCK o pomoc w odnalezieniu papierów potwierdzających pobyt w getcie, obozach, na robotach przymusowych, dokumentów o ewakuacji, gdyż Niemcy oraz inne kraje wypłacały odszkodowania ofiarom nazizmu (oraz ich potomkom).

Piszą z kraju i z zagranicy

LCK otrzymuje mniej więcej tyle samo listów z zapytaniami od mieszkańców naszego kraju, jak i obywateli innych państw. Najwięcej zgłoszeń otrzymano z USA, Białorusi, Ukrainy, Niemiec, Polski, Szwajcarii, Izraela i Rosji. Jak podkreśliła Raitelaityte, zza wschodniej granicy najczęściej szukają mogił poległych na Litwie żołnierzy. Z Rosji nadchodzi też sporo listów z prośbami o odnalezienie krewnych zagubionych po rozpadzie ZSRR. Mieszkańcy Litwy najczęściej zaś szukają swych bliskich w Niemczech, USA, Australii, Polsce i Wielkiej Brytanii.

Mieszkaniec Litwy bezskutecznie szukał zaginionego w czasie wojny ojca. W końcu zwrócił się do LCK. Po roku otrzymano pozytywną odpowiedź z Międzynarodowej Służby Poszukiwań w Arolsen w Niemczech (mające ogromne archiwa wojennych losów), że taka osoba figuruje w ich kartotece. W roku 1942 ojciec został wywieziony na roboty przymusowe do zakładu maszyn. Podczas bombardowania zakładu zginął. Pochowany został na miejscowym cmentarzu. „Syn, obecnie siwowłosy osiemdziesięciolatek, już nie ma sił, by wybrać się do Niemiec, ale jego dzieci i wnuki zamierzają udać się na grób przodka” – opowiadała Raitelaityte.

Wzruszające spotkanie

Ze wzruszeniem wspomina spotkanie dwóch braci, do którego doszło przed kilkunastoma laty. Pochodzili z licznej rodziny, ale wojenna zawierucha rozłączyła rodzeństwo. Jedni zginęli, inni wyjechali. Tym, którym udało się przeżyć, po wojnie odnaleźli siebie, ale los jednego brata pozostawał nieznany. Poszukiwania były bezowocne. Sądząc, że nie ma już go wśród żywych, zaprzestano poszukiwań. Zamówiono Mszę św. za pokój jego duszy. Ta historia tak by się i skończyła, gdyby nie list z Wielkiej Brytanii, który przyszedł do działu poszukiwań LCK w 1999 r. Obywatel prosił o odnalezienie na Litwie brata. Pani Birute rozpoczęła poszukiwania od Wilna. W książce telefonicznej znalazła 10 adresów z nazwiskiem, którego szukała. Dosłownie drugi telefon okazał się strzałem w dziesiątkę. Bracia się odnaleźli, a obywatel Wielkiej Brytanii okazał się tym, którego poszukiwano. Po tygodniu przyjechał do Wilna z całą rodziną. Obaj siwowłosi staruszkowie przyszli z podziękowaniami do pani Birute. Zapytany, dlaczego tak długo nie dawał o sobie znaku życia, brat, mieszkający w Anglii odpowiedział, że się bał. Uciekł z wojska i pokrętnymi drogami trafił do mglistego Albionu. Tam przybrał nazwisko żony i dlatego wszelkie jego poszukiwania były nadaremne.

Przewartościowanie życia

Spoglądając na stosy listów nasuwa się pytanie, dlaczego dopiero teraz ludzie wszczynają poszukiwania swych bliskich? Dlaczego tak długo milczeli? „Każdy przypadek jest indywidualny. Nie wolno nikogo ani potępiać, ani krytykować. W życiu bywa różnie. Jedni się bali. Inni nie mieli czasu, możliwości” – rozważała kierowniczka. Podkreśliła, że odnalezienie krewnych i bliskich może wywołać nie tylko radość i wzruszenie, ale też wstrząs, zburzyć dotychczasowy spokój, zmusić do przewartościowania życia. Niektórzy cofają się przed poznaniem się. Miała kilka takich przypadków. Syn szukał ojca, który po wojnie nie wrócił do domu. Potem się okazało, że ojciec udał się na Zachód, a stamtąd wyjechał do Australii, gdzie założył nową rodzinę. Po jakimś czasie odezwał się do swego brata i siostry, mieszkających na Litwie. Ci przekazali wiadomość jego pierwszej żonie. Ona jednak zataiła przed dziećmi fakt istnienia ojca. Zginął na wojnie i tyle. Dopiero na łożu śmierci przyznała się, że ich ojciec mieszka na antypodach. Syn rozpoczął poszukiwania, ale nie ojca, którego już nie stało, a swego przyrodniego brata. „Szukaliśmy go długo. Też nie wiedział o tym, że jego ojciec miał inną rodzinę. Był w szoku. Napisał, że nie chce się kontaktować z bratem na Litwie. Ale po kilku tygodniach się odezwał. Widać, emocje opadły i coś drgnęło w sercu. Kontaktowali się listownie i telefonicznie, co prawda poprzez żonę, gdyż brat z Wilna nie znał angielskiego. Jak się teraz im powodzi, nie wiem” – opowiadała Raitelaityte.

Brakuje danych

Niemało listów o podobnej treści płynie zza granicy, szczególnie z Niemiec. Podczas wojny wielu żonatych litewskich mężczyzn, było wywiezionych na roboty przymusowe na Zachód. Tam rodziły się nowe uczucia i... dzieci, które teraz próbują odnaleźć rodziny swych ojców na Litwie. Jak zaznaczyła koordynatorka, poszukiwania są trudne, gdyż poszukujący posiadają bardzo skąpe informacje o pierwszej rodzinie rodzica. Często podają zniekształcone nazwiska oraz imiona.

Wiele poszukiwań, zaznaczyła pani Birute, nie może być prowadzonych z powodu właśnie niewystarczającej ilości danych o poszukiwanym. Takie sprawy, bez wszczęcia poszukiwań, zostają w kartotece. Rozmówczyni pamięta przypadek z happy endem. „Pewnemu człowiekowi, który się do nas zwrócił, musieliśmy wytłumaczyć, że z powodu niewystarczających danych nie możemy odnaleźć jego krewnego. Po półtorej roku otrzymaliśmy z USA list od osoby o takim samym nazwisku, ale innym imieniu. Okazało się, że jest to właśnie ten poszukiwany obywatel. A imię swe zmienił wyjeżdżając za ocean” – opowiadała pani Birute.

Inne poszukiwania

Poszukiwania, jak zaznaczyła koordynatorka, są różne. Czasem odpowiedź przychodzi za pół roku, a czasem za kilka lat. „Praktycznie poszukiwanie ma być przeprowadzone w ciągu roku, ale niektóre są tak utrudnione, zagmatwane, wymagające długiej i intensywnej korespondencji z rozmaitymi instytucjami, aż pojawi się dobry ślad” – oznajmiła. Dodała, że LCK pomyślnie współpracuje ze wszystkimi archiwami, krajowymi samorządami i starostwami. Np. dzięki pomocy władzy lokalnej rejonu szakowskiego pani z Niemiec odnalazła swą młodszą siostrę (obydwie pochodzą z rodziny pruskich Niemców), która w czasie wojny została przygarnięta przez litewską rodzinę.

Jak podkreśliła pani Birute, coraz rzadziej jest świadkiem szczęśliwych spotkań bliskich, rozłączonych czy zagubionych podczas działań wojennych. Pokolenie wojenne odchodzi. Zostali nieliczni długowieczni staruszkowie – świadkowie tamtych zdarzeń. Liczba poszukiwań dotyczących II wojny światowej też maleje. „Kiedyś otrzymywaliśmy w ciągu roku 600-800 zgłoszeń. W 2012 r. mieliśmy tylko 177” – mówiła Raitelaityte. Teraz szuka swych krewnych, ich grobów już druga i trzecia generacja, która chce poznać swe korzenie. „Słyszałem, że dziadek zginął w Niemczech”, „Szukam grobu dziadka, pochowanego w Polsce”. Otrzymujemy niemało listów o takiej treści” – oznajmiła pani Birute. Ale sądzi, że minie jeszcze kilka pokoleń i szukanie losów wojennych raczej ustanie, choć poszukiwania wojennych dokumentów, mogił będzie chyba nadal trwało. Ich miejsce zajmują już inne poszukiwania, związane z migracją. Ludzie coraz częściej szukają bliskich na emigracji, z którymi stracili kontakt. „Ludzie zawsze będą poszukiwali…” – stwierdziła Birute Raitelaityte.