Kinga Dębska: "Moje córki krowy" - opowieść z humorem o sprawach ostatecznych


Kadr z filmu "Moje córki krowy", fot. youtube.com
Komediodramat "Moje córki krowy" Kingi Dębskiej w Polsce obejrzało już ponad 700 tys. widzów. Film otrzymał nagrodę dziennikarzy oraz publiczności na 40 Festiwalu Filmowym w Gdyni. Opowieść o relacjach rodzinnych i szukaniu sposobów na pogodzenie się z chorobami najbliższych i śmiercią ujęła również wileńską publiczność. Podczas XXI Międzynarodowego Festiwalu "Wiosna filmowa" był to jeden z najpopularniejszych filmów - bilety były wyprzedawane na kilka dni przed seansem. Ekipę filmową, która przybyła do Wilna: reżyser Kingę Dębską, aktora Mariana Dziędziela i producenta Zbigniewa Domagalskiego oklaskiwano na stojąco.
W główne role zupełnie odmiennych i nie mogących dojść do porozumienia sióstr w filmie "Moje córki krowy" wcieliły się Agata Kulesza (Marta) oraz Gabriela Muskała (Kasia). Starsza Marta jest serialową gwiazdą, która pomimo sławy i niezależności nie może ułożyć sobie życia osobistego. Jej młodsza siostra Kasia to rozchwiana emocjonalnie nauczycielka z niezaradnym i leniwym mężem (Marcin Dorociński). Do wspólnego działania zmusza siostry nagła choroba matki (Małgorzata Niemirska). Muszą też zaopiekować się ojcem (Marian Dziędziel), gdy i jemu lekarze stawiają śmiertelną diagnozę. 

Swój film reżyser Kinga Dębska zadedykowała zmarłym przed kilkoma laty rodzicom. Jak powiedziała podczas spotkania z widzami w Wilnie, podobnie jak bohaterki filmu, wraz z siostrą musiała się zmierzyć z niespodziewaną chorobą i odejściem rodziców. Zaznaczyła jednak, że nie jest to film autobiograficzny. To co łączy wątki filmowe z jej osobistymi przeżyciami, jak też z doświadczeniami wielu widzów w sali kinowej - to zetknięcie się ze śmiercią, z odejściem kogoś bliskiego. Jednocześnie zależało jej na tym, żeby opowiedzieć tę historię ze swoistym humorem.


Tytuł filmu - jak mówi reżyser - jest jednocześnie i przyciągający, i odpychający. Początkowo dystrybutor nie chciał się zgodzić na "Moje córki krowy", sugerując tytuł "Moja siostra". Ostatecznie jednak zadecydował przypadek: kierowca, który miał dostarczyć film dystrybutorowi, zapomniał nazwy. Twórcy uznali więc, że skoro tytuł "Moja siostra" jest tak niewpadający w ucho, nie będzie też zachęcający dla widzów.


Znakomity aktor Marian Dziędziel, znany między innymi z filmów "Wesele" Wojciecha Smarzowskiego czy "Wymyk" Grzegorza Zglińskiego nie wahał się ani chwili przed przyjęciem roli ojca w filmie Kingi Dębskiej, bo "była po prostu wymagająca, było co robić, było nad czym pracować i co zagrać". Wcielił się w rolę ojca - surowego i wymagającego, ale jednocześnie bezgranicznie kochającego swoje córki. Jak mówi, problem pokazany w filmie dotyczy nas wszystkich, gdyż "rodzimy się po to, żeby odejść". 


Podczas pobytu w Wilnie twórcy filmu "Moje córki krowy" odwiedzili Hospicjum bł. ks. Michała Sopoćki. Podczas spotkania z widzami Kinga Dębska dziękowała założycielce hospicjum s. Michaeli Rak i pracownikom placówki za to, co robią dla osób chorych i ich bliskich.

Film Kingi Dębskiej spotkał się z bardzo ciepłym przyjęciem publiczności "Wiosny filmowej". Podobnie było podczas pokazów w Polsce, Brazylii, we Włoszech i w Stanach Zjednoczonych. Jak opowiadała reżyser, po pokazach podchodzili do niej widzowie, żeby podzielić się podobnymi historiami. Świadczy to o tym, że opowiedziana w filmie historia porusza ludzi niezależnie od kultury i języka.


Na podstawie: Inf.wł.
Współpraca: Edyta Maksymowicz