Klasztor z franciszkańskimi owczarkami


Fot. stary klasztor ożywa na nowo, fot. Teresa Worobiej
Na wirydarzu XVIII-wiecznego klasztoru dzisiaj dość często można zobaczyć biegających owczarków – Bony i Belli. Nie są stróżami franciszkańskiego mienia, ale względem obcych są nieufne. Owczarek berneński i szkocki są niczym dobre duchy albo – ujmując po franciszkańsku – bracia mniejsi, którzy przypominają o wyznawanej przez św. Franciszka idei wyrzeczenia się chęci dominacji nad innymi stworzeniami. Zwierzęta, a nawet rośliny święty nazywał i traktował jak braci. Dzięki takiemu podejściu został ogłoszony patronem ekologów, a dzień jego wspomnienia w Kościele katolickim – 4 października – jest ogłoszony przez ONZ Światowym Dniem Zwierząt.

Minęły ponad dwa lata, odkąd franciszkanie odzyskali prawo własności klasztoru, który stoi otworem dla wilnian i gości stolicy chętnych badać historię, poznawać kulturę i pogłębiać duchowość. Zaraz po tym, gdy zakon przejął zabudowania (prawnym właścicielem są franciszkanie konwentualni Prowincji św. Maksymiliana Marii Kolbego, do której należą trzy klasztory na Litwie: w Wilnie, Miednikach i Kłajpedzie), powołano spółkę użytku publicznego „Wileńskie Centrum Kultury i Duchowości”, które zajęło się sprawami organizacyjnymi i gospodarczymi, związanymi z utrzymaniem budynku.

5600 m2

Zwrot klasztoru prawowitym właścicielom spotkał się z różną opinią w litewskim środowisku politycznym i naukowym. Swoje prawo do budynku rościł wówczas m. in. Uniwersytet Wileński, a złośliwcy przygadywali: „Co czterej polscy zakonnicy będą robić w budynku liczącym bez mała 6 tys. m2?”. Inni uważali, że takie budowle na starówce to żyła złota i nie pasuje do franciszkańskiego ducha ubóstwa. Tymczasem zakonnicy nie zwracali uwagi na złośliwe komentarze, negatywną opinię publiczną i uporczywie walczyli o swoje. Odzyskany klasztor – można rzec – był poniekąd podobną ruiną, co i kościół w 1998 roku.


Stary klasztor ożywa na nowo, fot. Teresa Worobiej

Najważniejszą rzeczą do naprawy był dach. Najpierw został zmieniony dach nad pomieszczeniami, gdzie gromadziła się szkoła baletu, a potem tam, gdzie mieszkają zakonnicy, w tym roku wymieniono pozostałą część nad budynkiem, który jest w użytku. Ogółem – ponad 2 tys. m2. W stanie awaryjnym znajduje się skrzydło od ulicy Lidzkiej – nie było od wielu lat używane i popadło w ruinę i dach nad księgarnią katolicką. Dla przykładu, 1100 m2 dachu wymieniono w tym, 2019 roku. Koszty wyniosły 130 tys. euro: państwo wsparło kwotą 50 tys. euro, reszta – 80 tys. – uzyskano z ofiar wiernych i działalności centrum. To są tylko liczby, ale za każdym centem kryje się konkretna osoba: ktoś gotowy do pomocy albo podobnie potrzebujący wsparcia. Warto przyjrzeć się z bliska działalności centrum i opisać choćby niektóre plany i projekty stworzone przez tych, którzy na co dzień zabiegają o dobro kościelno-klasztornego kompleksu zabudowań w sercu wileńskiej starówki.

Małymi krokami do przodu

– Wileńskie Centrum Kultury i Duchowości nie jest instytucją samodzielną. Całkowicie jest zależne od zakonu i przed prowincjałem zdaje relacje ze swej działalności. Natomiast nad przyjmowanymi decyzjami czuwa ktoś z zakonników, oddelegowanych przez prowincjała. W naszym przypadku jest to o. Marek Dettlaff – w rozmowie z „Tygodnikiem” tłumaczy Regina Karpowicz, dyrektor Centrum. Pani Regina ma ekonomiczne wykształcenie i wieloletnie doświadczenie w pracy księgowej. Od momentu odzyskania przez franciszkanów świątyni należy do wspólnoty wiernych tego kościoła, jest we Franciszkańskim Zakonie Świeckim i działa w scholi Franciscana. Pracy na kierowniczym stanowisku podjęła się chętnie, ale nie bez obaw: „No, bo jak tu utrzymać tak duże pomieszczenie, kiedy letnie koszty (5-6 tys. euro miesięcznie) zimą wyrastają trzykrotnie?”.

Jak podkreśla dyrektorka, centrum stawia przed sobą dwa cele. Po pierwsze, to sprawy gospodarcze: utrzymanie pomieszczeń, ich wynajem, związane z tym wszystkim remonty. Po drugie, działalność kulturalno-duchowa, wszak zakon franciszkański od wieków skupiał się przede wszystkim na tym, aby wyjść naprzeciw duchowym potrzebom wiernych. Centrum też przejęło do swoich obowiązków renowację kościoła pw. Wniebowzięcia NMP w Wilnie.

– Klasztor jest duży i mamy sporo pomieszczeń do wynajęcia. Praktycznie wszystkie firmy i instytucje, które były przed zwrotem klasztoru franciszkanów, pozostały w swoich pomieszczeniach. Warto podkreślić, że działalność tutaj prowadzą nie tylko firmy, ale też placówki kulturalne: są dwie szkoły baletu, dwa teatry, sala koncertowa. Co prawda, teatry zmieniły pomieszczenie, ponieważ do funkcji przywrócono klasztorną kaplicę – opowiada pani Regina.

Miejsce dla każdego

Kulturalno-duchowa działalność centrum proponuje szeroki wachlarz „usług”, od rekolekcji zaczynając, poprzez historyczne wykłady i konferencje, po zajęcia psychoterapeutyczne. Popularnością od samego początku cieszy się ikonoterapia: kursy pisania ikon. Ci, którzy wzięli w nich udział, twierdzą, że jest to dobra szkoła duchowej odnowy. Praktycznie każdy weekend jest zajęty na rekolekcje: zarówno tematyczne, jak i stanowe (osobne dla kobiet i osobne dla mężczyzn). Swoją siedzibę znalazły tutaj wspólnoty – nie tylko Franciszkańskiego Zakonu Świeckich, ale też Karmelitańskiego Zakonu Świeckich, Mężczyzn św. Józefa, Rycerstwa Niepokalanej, kościelnych chórów. Latem spółka „Gyvos gatvės” („Żywe Ulice”) organizuje dzieciom kolonie o tematyce historycznej, związanej z Wilnem.

Centrum nawiązało współpracę ze Związkiem Artystów Plastyków RP i Krajowym Bractwem Literackim oraz Towarzystwem Miłośników Kresów Wschodnich w Koszalinie, które przez Tatianę i Władysława Pitaków przekazują do klasztoru obrazy.

Wsparcie z różnych stron

Wsparciem dla wileńskich franciszkanów służą zaprzyjaźnione parafie na Kaszubach. Od końca lat 90., kiedy franciszkanie odzyskali kościół, każdego lata jeżdżą nad polskie pomorze – do parafii w Wejherowie, Pucku jak i do innych kaszubskich parafii. Tam wierni składają datki na renowację kościoła i klasztoru. W tym roku grupa wilnian z franciszkanami na czele wyrusza na Kaszuby (ojczyste tereny o. Marka). Tam gościnnie podejmują ich członkowie Akcji Katolickiej przy parafii św. Leona Wielkiego w Wejherowie z proboszczem ks. kanonikiem Marianem Dettlaffem na czele. Zbieżność nazwisk z franciszkaninem pracującym w Wilnie nie jest przypadkowa: ks. Marian jest krewnym o. Marka, stąd ta zażyłość i chęć pomocy wilniukom.

W trakcie ostatniej wizytacji klasztoru w Wilnie, 11 kwietnia br., minister prowincjonalny o. Jan Maciejowski odznaczył medalami pamiątkowymi „Amore pro amore” („Miłością za miłość”) m. in.: proboszcza z Wejherowa ks. Mariana Dettlaffa, Viliusa Bernatonisa, adwokata, który nie złożył rąk i wspólnie walczył o odzyskanie klasztoru oraz Reginę Karpowicz. „W dowód uznania za pomoc i serce okazywane od lat oraz zaangażowanie w odzyskanie klasztoru w Wilnie” – napisano, przyznając odznaki, które są wyrazem wdzięczności franciszkanów z Prowincji św. Maksymiliana Marii Kolbego.


Słysząc ciche kroki na korytarzu nie warto się bać – to zapewne psy, nie duchy, fot. Teresa Worobiej

Upamiętnić historię

– Jesteśmy otwarci na propozycje i współpracę z różnymi środowiskami i instytucjami. Na przykład Instytut Polski zorganizował przegląd filmu Michała Kondrata „Dwie korony”; jubileusz trzydziestolecia u nas świętował Wileński Miejski Oddział Związku Polaków na Litwie. Rekolekcje organizuje tutaj także Centrum Katechetyczne Archidiecezji Wileńskiej – opowiada Karpowicz, podkreślając, że coraz częściej są stawiane pytania o możliwość zorganizowania rekolekcji z noclegami, a takie miejsce mogłoby być dostosowane w skrzydle mieszczącym się przy ulicy Lidzkiej. Istnieją plany, żeby w przyszłości zorganizować w tych pomieszczeniach dom rekolekcyjno-pielgrzymkowy.

Działalnością franciszkanów i Centrum zainteresowała się Polska Fundacja Narodowa. To z jej funduszy są realizowane jedne z największych projektów: Muzeum Chrystianizacji Litwy, na które są szykowane pomieszczenia w podziemiach kościoła, pod głównym ołtarzem. Będzie to miejsce, w którego centrum będzie chrzcielnica i zostaną zamontowane multimedialne ekspozycje dotyczące historii Litwy na przestrzeni wieków. Znajdą się na nich m. in. tematy dotyczące sytuacji społeczno-politycznej przed chrztem, jak i czasów bardziej nam współczesnych – istniejącej w budynkach klasztornych litewskiej szkoły 2-klasowej, czy też osoby oraz działalności Jonasa Basanavičiusa.

Jeszcze na samym początku działalności klasztoru ojciec Marek wyruszył do Ameryki, na zaproszenie wspólnot polonijnych w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie. Wierni ofiarowali pierwsze składki na działalność klasztoru.

Szopka, organy i dobra kuchnia

– Nawiązując do franciszkańskiej tradycji ustawiania szopek bożonarodzeniowych, złożyliśmy do fundacji projekt na stałą ruchomą szopkę w naszym kościele. Obecnie trwają jej przygotowania, ale potrzebne są dwa lata na realizację – opowiada o. Marek, podkreślając, że w szopce będą 50-centymetrowe figury przedstawiające postacie świętych i władców, którzy wywarli wpływ w dziejach historii Rzeczpospolitej Obojga Narodów albo w zakonie franciszkańskim. Oprócz pasterzy, zwierząt i mędrców swoje miejsca znajdą w niej m. in. św. Jadwiga Królowa, czy św. Franciszek. Przygotowywane jest miejsce dla 34 figur. Cały mechanizm zostanie zbudowany w Polsce, natomiast figurki zrobione na Litwie.

Inne pomysły i projekty – to Instytut Badań Historycznych nad Dziedzictwem Polaków na terenie Litwy. Natomiast w okresie trzech lat ma powstać kopia organów, które były w kościele franciszkańskim, a teraz znajdują się w parafialnym kościele pw. Opatrzności Bożej w Dowgach (Daugai, rejon olicki).

Tuż pod wejściem do klasztoru ulokowała się kawiarnia „Bobutės virtuvė” („Kuchnia Babci”). Jej właścicielka – pani Zoja – stara się, żeby nakarmić wszystkich chętnych i pracowników, którzy na co dzień są w klasztorze oraz uczestników różnych rekolekcji, terapii i konferencji.


Pani Regina stara się wychodzić naprzeciw duchowym potrzebom wiernych, fot. Teresa Worobiej

A wracając do owczarków, które, bądź co bądź, razem z franciszkanami obchodzą swoje święto 4 października… O. Marek zdradził, że jego cichym marzeniem jest wykorzystanie psów do terapii w powstającym w Wilnie hospicjum dziecięcym.

– Oczywiście kontakt chorych dzieci ze zwierzętami powinien być dozwolony przez lekarzy, jednak już teraz staramy się tresować i odpowiednio przygotowywać psy, które z natury nie są agresywne i już przyzwyczajone do obecności najmłodszych. Przecież powstający dziecięcy dział hospicjum ma za patronów moich współbraci franciszkanów, męczenników z Pariacoto w Peru: bł. Michała i bł. Zbigniewa. To po modlitwie za ich wstawiennictwem znaleźli się ofiarodawcy i ruszyła budowa hospicjum – tłumaczy ojciec Marek, nie tracąc nadziei na pomyślny rozwój franciszkańskich dzieł i realizację planów.

„Tygodnik Wileńszczyzny”, 3-9 października 2019 r., nr 40