Klasztory rzymskokatolickie na wschodzie Rzeczypospolitej. Karmelici. Cz. 2


Pokarmelitański klasztor w Horodyszczu, fot. Dmytro Antoniuk
W miejscowości Horodyszcze, leżącej kilka kilometrów na południe od Szepietówki w obw. chmielnickim, wznosi się nad stawem dawny klasztor karmelitów. Mnisi katoliccy pojawili się tu w 1662 roku, zaproszeni przez Jana Pogroszewskiego. O znaczeniu tego klasztoru mówi fakt, że mieściła się tu rezydencja prowincjała ruskiej prowincji tego zakonu.



Pierwszy klasztor prawdopodobnie był drewniany. W roku 1746 książęta Stanisław i Józef Lubomirscy przekazali fundusze na budowę murowanego kompleksu. Po ukończeniu budowy kościół pw. Najświętszej Maryi Panny zdobiła para wysokich barokowych wież, zaś okna na fasadzie klasztoru i pilastry – rokokowa sztukateria o motywie roślinnym. Świątynia i krużganki klasztorne zdobione były freskami o tematyce roślinnej, autorstwa miejscowego zakonnika o. Antoniego. Podczas mszy brzmiały rokokowe organy, dzieło Mateusza Zielińskiego z 1766 roku. Sam klasztor również został udekorowany rokokową sztukaterią. Kompleks klasztorny konsekrował w 1782 roku biskup łucki Jan Kaczkowski. Autorstwo całego obiektu przypisywane jest nadwornemu architektowi jezuitów Pawłowi Giżyckiemu.


Wnętrze pokarmelitańskiego klasztoru w Horodyszczu, fot. Dmytro Antoniuk

Największą relikwią kościoła był obraz Horodyszczańskiej Matki Bożej Szkaplerznej, uważanej za jedną z najważniejszych na Wołyniu. Oprócz tego pielgrzymi zmierzali tu, aby uczcić relikwie konfederata barskiego o. Marka Jandołowicza, który w tym klasztorze zmarł w 1799 roku. Otwarta trumna z jego zmumifikowanymi szczątkami stała w krypcie kościoła.

W 1832 roku karmelitów trzewiczkowych za poparcie dla powstania listopadowego wypędzono z klasztoru. Archiwum klasztorne przeniesiono do Wilna, a cenne organy – do kościoła w Sławucie (korpus instrumentu zachował się tam do dziś). Kościół rekonsekrowali (pw. Narodzin NMP) prawosławni i w 1858 roku przeniesiono tu zakonnice z klasztoru w Połonnem. Rosyjscy historycy motywowali ten krok tym, że prawdopodobnie jeszcze w XVI wieku w Horodyszczu istniał prawosławny klasztor. Nowi właściciele urządzili tu szkołę i wznieśli cerkiew pw. św. Jana Chrzciciela, która swą pseudo moskiewską architekturą naruszyła całość architektoniczną obiektu. W 1866 roku zamurowano dostęp do szczątek Jandołowicza i innych pochówków w kryptach, w tym właściciela Starej Sieniawy generała Stanisława Zakrzewskiego, zmarłego w 1822 roku.

Klasztor prawosławny został zamknięty w 1923 roku, ale w czasie II wojny światowej znów był czynny. Za rządów Chruszczowa ponownie został zamknięty i umieszczono tu internat psychoneurologiczny. Od 1996 roku w jego murach mieści się męski klasztor prawosławny.

Po raz pierwszy byłem tu wiosną 2006 roku. Wówczas jeszcze w części klasztoru był internat, ale na dachu kościoła ustawiano już cebulaste kopuły. Zniszczono przy tym zachowany jeszcze fronton nad absydą. W czasie kolejnej wizyty byłem zdumiony tym, jak wszystko zostało odnowione: na fasadzie przywrócono wieże (wprawdzie podwyższono je o jedną kondygnację), dzięki czemu zabytek przypomina teraz kościoły w Wilnie; otynkowano na nowo całość klasztoru (trwały jedynie prace na wewnętrznym dziedzińcu); banie i kapitele pokryto imitacją złota. W cerkwi ustawiono nowy ikonostas. Zachowano zdobnictwo karmelickich kapiteli i freski, które właściwie pochodzą jeszcze z okresu, gdy mieścił się tu żeński klasztor. Jednak na chórze zachowały się oryginalne, karmelickie – ornamentyka roślinna i wazony. Nad prezbiterium jest zatarty, ale widoczny łaciński napis i symbol – korona z wstawionymi w nią kłosami pszenicy(?). W klasztorze zachowała się oryginalna rokokowa klatka schodowa.

Prawdę powiedziawszy, z jednej strony, zabytkowy klasztor w Horodyszczu jest zadbany i naprawiany, za co można być tylko wdzięcznym; ale z drugiej – przy tych pracach często niszczone są nieprawosławne detale. Niestety, nie ma na to rady: organizacje, mające dbać o zabytki, „ugłaskane” przez lokalnych urzędników, udają, że wszystko jest „OK”.

Teraz przenosimy się do obw. lwowskiego do miejscowości Husaków, leżącej pomiędzy Chyrowem a Mościskami. Warto przyjechać tu jedynie tym, kto naprawdę chce obejrzeć niewielkie resztki klasztoru karmelitów trzewiczkowych, gdzie obecnie mieszczą się prywatne mieszkania lub kogo interesują freski Stanisława Stroińskiego, zachowane w kościele parafialnym. Uprzedzam od razu – droga dojazdowa jest tu bardzo zła. 


Pozostałości klasztoru karmelitów w Husakowie, fot. Dmytro Antoniuk

Fundatorem klasztoru był krewny znanego lwowskiego mecenasa Konstantego Korniakta, również Konstanty. Przy wsparciu przeora klasztoru karmelitów trzewiczkowych w niedalekich Sąsiadowicach o. Dominika Jasienieckiego klasztor założono tu w 1623 roku. Został on poważnie uszkodzony podczas wojen z Chmielnickim, ale dzięki pozwoleniu króla Jana III Sobieskiego oo. karmelici mogli rąbać drwa potrzebne do odbudowy klasztoru w pobliskich lasach. Dopiero w 1772 roku chorąży koronny Adam Józef Mniszek przekazał zgromadzeniu odpowiednie fundusze na budowę murowanego klasztoru i kościoła. Nie została ona w pełni zrealizowana, bowiem w 1781 roku Austriacy skasowali klasztor. Nieukończoną świątynię rozebrano i w murach klasztoru umieszczono najpierw sąd, a potem szkołę.

W Husakowie ta budowla znana jest pod nazwą „Mury”. Od niedawna mieszka tu rodzina obecnej lub byłej dyrektorki miejscowej szkoły. Nie jest to najlepiej wyglądający budynek we wsi. Od starych dekoracji – jeżeli nawet takowe były – nie pozostało śladu ani na zewnątrz, ani wewnątrz.


Wnętrze odnowionego klasztoru karmelitów trzewiczkowych w Sąsiadowicach, fot. Dmytro Antoniuk

Bardziej na południe, w rejonie Starego Sambora leży miejscowość Sąsiadowice. Pewnego razu chłop, orząc ziemię na wzgórzu pod wsią o nazwie Łaskawa Góra, wyorał z ziemi figurkę św. Anny Samotrzeć siedzącej obok Matki Bożej i Dzieciątka Jezus. Odniósł znalezisko do dziedzica Erazma Herburta, a ten „z wielką radością i pobożnością” przekazał figurkę go kościoła parafialnego (fary). Rano okazało się, że figurka znikła ze świątyni i odnaleziono ją znów w tym miejscu, gdzie została wyorana. Tak powtórzyło się kilka razy, wobec czego Herburt zdecydował o wystawieniu w tym miejscu kapliczki. Początkowo drewnianą kapliczkę zastąpiono w 1591 roku murowaną świątynią.

Jan Feliks Herburt w 1603 roku ufundował przy tym kościele klasztor dla karmelitów trzewiczkowych. Przekazano im kościół i wyoraną figurkę – relikwię. Ze względu na grożące tym terenom najazdy tatarskie wkrótce cały obiekt został otoczony ceglanym murem obronnym z bastionami i fosą (częściowo się zachowały). Uratowało to zakonników i miejscową ludność, bo już w 1615 roku odbył się najazd ordyńców. Świadczył o tym zniszczony później przez komunistów XIX-wieczny obelisk.

Dopiero w 1742 roku braciszkom udało się wystawić murowany klasztor, który połączył się z fasadą starego kościoła. Fundusze na to przeznaczył starosta żydaczowski Franciszek Bożęcki, który później został pochowany w kryptach kościoła. Wówczas – w połowie XVIII wieku – świątynię udekorowano ośmioma nowymi ołtarzami, a w głównym umieszczono płaskorzeźbę św. Anny. Ściany zostały pokryte nowymi freskami, namalowanymi po poprzednich – XVII-wiecznych.

Klasztor w Sąsiadowicach miał sporo szczęścia. Pomimo opinii władz austriackich, że nie przynosi żadnej korzyści – bowiem zakonnicy prowadzili kontemplacyjny tryb życia – klasztor nie został skasowany. Niestety ten ośrodek nie ominęły czarne dni podczas wojen światowych. W czasie pierwszej zarekwirowano na potrzeby wojska wspaniałe stare dzwony, a w 1940 roku karmelici zmuszeni zostali do opuszczenia swego klasztoru – sowieci zorganizowali tu szkołę oficerską.

Interesujące jest to, że zakonnicy wrócili tu już w pierwszym dniu inwazji niemieckiej – 22 czerwca 1941 roku. Gdy front znów powrócił w te strony, zabytek został poważnie uszkodzony. W 1946 roku zakonnicy opuścili klasztor ostatecznie – wraz z 60 rodzinami z wioski wyjechali do Polski. Do krakowskiego konwentu zabrali ze sobą wyposażenie liturgiczne, bibliotekę i księgi metrykalne. Rzecz jasna, że zabrali ze sobą również cudowną figurkę św. Anny.

W opuszczonych zabudowaniach sowieci umieścili magazyny kołchozowe. Nikt nie doglądał i nie remontował (specjalnie) zabytku i gdy runął dach (jeszcze za Chruszczowa) całość opuszczono.


Klasztor karmelitów trzewiczkowych w Sąsiadowicach, fot. Dmytro Antoniuk

W 1989 roku ruiny klasztoru zostały zwrócone nielicznym katolikom. Rozpoczęto remont zabytku. Wzniesiono nowe sklepienia, zmieniono formę dachu. Niestety farbami olejnymi, nie dość starannie „odnowiono” dawne freski. Oryginalne pozostały jedynie w kaplicy Matki Bożej. Zachowała się tu, choć mocno uszkodzona, kompozycja z Matką Bożą przekazującą szkaplerz św. Szymonowi. Wyremontowane zostały oryginalna ambona, ołtarz główny i dwa boczne. Niestety podczas tych prac rozebrane zostało północne skrzydło klasztoru. Było wprawdzie w stanie ruiny, ale jednak zachowała się fasada i całość mogła być odbudowana przy bardziej sprzyjających okolicznościach.

Zdawać by się mogło, że zabytek został przywrócony do życia, gdy w 2010 roku wybuchł pożar, który zniszczył dach kościoła i poważnie uszkodził nieliczne zachowane freski. Remont dachu sfinansowały polskie rodziny przesiedlone z Sąsiadowic. Wyszło to klasztorowi na dobre, bo już w rok po pożarze powrócili do Sąsiadowic prawowici właściciele klasztoru – karmelici trzewiczkowi. Wkrótce odbyła się znamienna uroczystość: arcybiskup lwowski Mieczysław Mokrzycki podczas uroczystego nabożeństwa poświęcił kopię cudownej figurki św. Anny. Wykonał ją jeden z krakowskich artystów-restauratorów, który pragnął pozostać anonimowym.

Po kościele i celach klasztornych oprowadził mnie gościnnie przeor klasztoru o. Zbigniew Czerwień. Na moją prośbę przywdział nawet świąteczny habit zakonny i pozował do zdjęcia przy cudownej figurce.

Dodać należy, że opodal klasztoru leży XIX-wieczna posiadłość Sienińskich. Po likwidacji tu stacji sortowania nasion majątek popada w całkowitą ruinę.

Dmytro Antoniuk
Tekst ukazał się w nr 1 (317) 18-31 stycznia 2019