„Kotka” z Rossy


Na zdjeciu: nagrobek Czesławy Wyrwasówny, ps. „Kotka” na wileńskiej Rossie
Osiemnastoletnia Czesława Wyrwasówna jest jedyną kobietą – łączniczką Armii Krajowej – która ma swój grób w wojskowej kwaterze na Rossie. Dziś już nikt nie pamięta, kim była i jak tragicznie zginęła pod Wilnem 78 lat temu wieczorem, w poniedziałek, 23 października 1944 r.






Rossę trafnie scharakteryzował wieloletni redaktor wileńskiego „Słowa” Stanisław Cat-Mackiewicz: „Od nazwy »miasta pięknych kościołów« bardziej słuszną byłaby nazwa »miasta pięknych cmentarzy«. W tym dziwnym mieście ogrodami najbardziej czarownymi są cmentarze (…). Górzysty charakter Wilna podnosi niesamowicie urok tych cmentarzy. Rossa składa się z szeregu pagórków i parowów, jarów pokrytych ogromnymi, smutno szumiącymi drzewami. Tysiące nagrobków dają czasami schronienie gorąco całującym się parom kochanków, ale to wiosną i latem, natomiast na dzień zaduszny wypada zwykle pierwszy śnieg. I wtedy te przeogromne parowy i pagórki są pokryte szczelną gęstwiną świeczek. Każdy je przynosi na groby swoich bliskich, a dzieci szukają grobów zapomnianych. Mimo woli powstaje misterium obecności odczuwania leżących w tych zimnych, zaśnieżonych grobach i pomału robi się dzieciom straszno. Wieczorem łuna wielka od światła, od świeczek na Rossie i innych cmentarzach, pali się nad całym Wilnem, miastem dławionym przez cmentarze. Rossa jest dostojna i ogromna. Ma dużo pomników bardzo udanych


Na zdjęciu: Czesława Wyrwasówna (1926–1944)

„Rossa jest dostojna”

Nekropolię tę odwiedzała, zanim sama znalazła się na tym cmentarzu, będąc dzieckiem Czesława Wyrwasówna, w rodzinie nazywana od swojego imienia Czechną. Nie była z Wilna, ale przybyła tutaj z ojcem, którego służba wojskowa rzuciła do miasta z Ostrą Bramą. Pochodziła z Łomżyńskiego.

Urodziła się w 1926 r. Była córką Ignacego Wyrwasa i Marii z domu Konopka. W Wilnie Wyrwasowie mieszkali przy ul. Kalwaryjskiej 146/2. Ojciec Czesławy był sierżantem zawodowym Wojska Polskiego, a następnie podoficerem wileńskiego garnizonu AK. Dowodził konspiracyjną drużyną w Dzielnicy „E” kpt. Aleksandra Tomaszewskiego ps. „Al”, zamordowanego już po wojnie przez komunistyczną bezpieką w więzieniu na Mokotowie w Warszawie.

W Wilnie Czesława ukończyła Publiczną Żeńską Szkołę Powszechną nr 27 im. Zofii Chrzanowskiej działającą przy ul. Kalwaryjskiej 73. W czerwcu 1939 r. zdała wstępne egzaminy do klasy pierwszej Gimnazjum Zgromadzenia ss. Najświętszej Rodziny z Nazaretu.

Wybuch wojny i okupacja skutkowały tym, że edukację musiała kontynuować na tajnych kompletach, jednocześnie angażując się w działalność podziemną w garnizonie miejskim AK. Wówczas to poznała swojego dowódcę ppor. Sergiusza Kościałkowskiego „Fakira”, który uwiecznił jej służbę i śmierć na kartach prowadzonego w konspiracji i partyzantce dziennika. Była sympatią żołnierza AK Leszka Horodniczego „Wita”. Po wejściu bolszewików do Wilna w lipcu 1944 r. do dalszej działalności niepodległościowej przeciwko nowym okupantom wciągnął „Kotkę” wspomniany ppor. Kościałkowski.

Od sierpnia była łączniczką w organizowanym od podstaw w okolicach Podbrodzia i Niemenczyna oddziale partyzanckim, wywodzącego się z 5. Brygady, por. Mariana Plucińskiego „Mścisława”. Tworzył on swoją formację w oparciu o żołnierzy z rozbrojonych brygad AK, uciekinierów z obozu NKWD w Miednikach Królewskich, partyzantów ukrywających się we wsiach, ludzi przybywający z polecenia siatki miejskiej z Wilna, ściganych przez sowieckie służby bezpieczeństwa. W ten sposób trafili pod komendą por. Mścisława” zarówno Wyrwasówna, jak i ppor. Kościałkowski.

„Jedna z pięknych bojowniczek”

Od końca sierpnia do końca października 1944 r. por. „Mścisław” dowodził oddziałem partyzanckim, którego głównym zadaniem była ochrona ludności polskiej przed narastającym terrorem bolszewików. Żołnierze AK likwidowali konfidentów, atakowali gminne placówki NKWD, uwalniali więźniów z prowincjalnych aresztów, niszczyli dokumentację kołchozów. Na kartach dziennika „Fakira” dostrzec można wielokrotnie wyrażane słowa uznania dla Czesławy Wyrwasówny, która z pełnym poświęceniem wykonywała wtedy różnego rodzaju zadania konspiracyjne: „Celem skupienia broni wykonałem parę rajdów z kilkoma młodymi. »Kotka«, nowy, doskonały nabytek, przywiozła z [Klarą Karpowiczówną] »Zosią« dwie wspaniałe maszyny. MG[-42], erkaem czeski i parę tysięcy amunicji. To już coś [dla nas] znaczyło”.

W innym miejscu dziennika zapisał: „»Kotka«, o niej wspominałem już. Poznałem ją przed robotą [w Kedywie w Wilnie w 1943 r.]. Kilku młodych i dwie panny, tj. »Zosia« i »Kotka« poszło wydobyć [z Wilna] drukarnię. Przeprawa ciężka. Noc, patrole wojska i żandarmerii. Obładowani skrzyniami przekroczyliśmy piekielne góry Belmontu. Dziewuszki niosły i pomagały, jak mogły. Byliśmy w terenie, kiedy powiadomiły mnie o transporcie broni. W nocy już zajechały dwie nieustraszone z MG[-42], erkaemem czeskim, amunicją. Czy to zasługuje na błazeńskie uwagi zbydlęciałych niewolników? Niestety, zapomniały magazynki do erkaemu. Za dwa dni muszę mieć te magazynki. »Murań« [NN] jest w Wilnie. Niech przyniesie. »Murań« nie stawił się na umówioną godzinę. »Kotka« naładowała plecak magazynkami [8 sztuk], wsunęła rewolwer do kieszeni. Rozkaz został wykonany. Taka to praca łączniczek – żołnierzy. Tę kartę [dziennika] poświęcę »Kotce« do końca. Tak, to jedna z pięknych bojowniczek. Maszerowała, biegała po informacje, dźwigała żywność. Czasem po wykonaniu zadania upadała ze zmęczenia, a rano dalej szła i nie narzekała. One [„Kotka” i „Zosia”], w przeciwieństwie do rodzaju męskiego [partyzantów], nigdy nie narzekały, nie denerwowały się, nie słabły. I wciąż prosiły o udział w wyprawach. Zniechęcały się do pilnowania spraw miasta. Tam tyle błota na każdym kroku”.

To ostatnie zdanie dotyczyło Polaków szkalujących pod okupacją sowiecką własnych rodaków biorących udział w działalności niepodległościowej.

„Poległa od bratniej kuli”

Czesława Wyrwasówna zginęła na prowincji w czasie jednej z wypraw terenowych. Została zabita w wyniku pomyłkowego otwarcia ognia przez spanikowanych wartowników oddziału por. „Mścisława”, pełniąc do końca służbę łączniczki Okręgu Wileńskiego AK. Dowódca i jednocześnie świadek tego tragicznego zdarzenia zapisał w dzienniku okoliczności śmierci: „Zabrałem »Kotkę« głównie [na tę wyprawę] dla znajomości kilku punktów [w terenie] u posiadaczy broni. Los nie dał jej wrócić. Poległa w nocy 23 października 1944 roku od bratniej kuli. Ludzie »Mścisława« rozpoczęli strzelaninę na ślepo”.

Wartownicy sądzili, że do wsi wjeżdżają bolszewicy. Będący wówczas na tej wyprawie, mającej na celu przywiezienie broni, Wiesław Mincer „Marek” relacjonował: „Zginęła zamiast mnie. Jechaliśmy jednym wozem: »Fakir«, ja, z tyłu »Kotka«. Przed wjazdem do wsi poszedłem zobaczyć w kierunku pobliskich budynków czy jest tam bezpiecznie. »Kotka« przesiadła się na moje miejsce. Stał tam nasz oddział. Po okrzyku »Stój! Kto idzie?!« strzał został oddany z boku. Dostała w serce. Podbiegłem na skraj lasu. Wartownicy wyszli na drogę. Chciałem ich na miejscu rozstrzelać. »Fakir« uspokoił sytuację. Zginęła przez głupi przypadek zamiast mnie”.

Mincer, rok młodszy od Wyrwasówny, dożył w Toruniu 94 lat. Zmarł w 2013 r. Ojciec „Fakira”, Olgierd Kościałkowski, zapisał z kolei w swoim pamiętniku podobną wersję tego tragicznego wydarzenia zrelacjonowaną przez syna w grudniu 1944 r.: „Ta ofiarna dziewczyna w czasie nocnej wędrówki padła z rąk bratnich. Ukryci w chaszczach ludzie »Mścisława«, wystraszeni niedawnym spotkaniem z bolszewikami, widząc przechodzący transport, zaczęli strzelać bez rozpoznania”.

Rudolf Dogil, podkomendny por. „Mścisława” wraz z łączniczką Wandą Frąckiewicz „Duchem” przewieźli zwłoki „Kotki” do Wilna. Pogrzeb odbył się na Rossie z udziałem rodziców, którzy stracili jedyną córkę. W marcu 1945 r. Dogil dostarczył na ten cmentarz również ciało poległego w walce z bolszewikami „Fakira”.

Obie rodziny, Wyrwasów i Kościałkowskich, znały się w Wilnie jeszcze przed wybuchem wojny. Wiosną 1945 r. na grobach łączniczki i jej komendanta stanęły identyczne nagrobki, uwiecznione na unikalnym zdjęciu wykonanym przez ojca „Fakira”. Przed ewakuacją z Wilna w połowie 1945 r. Wyrwasowie zamówili nabożeństwo za duszę córki. „U księży Bonifratrów – zapisał w swoim pamiętniku Olgierd Kościałkowski – msza w intencji »Kotki«. Pośrodku kościoła katafalk z symboliczną trumną. W chwili, gdy uroczysty celebrant wymienił imię »Kotki«, matka zaczęła łkać spazmatycznie. Zemdloną kobietę wynieśliśmy z kościoła. Dodałem kropel walerianowych do przyniesionego kubka wody”. Po wyjeździe z Wilna Ignacy i Maria Wyrwasowie osiedlili się w Borkowie koło Łomży.


Na zdjęciu: por. Marian Pluciński, ps. „Mścisław”, dowódca „Kotki”


Na zdjęciu: nieistniejący nagrobek „Kotki” na pierwszym planie, Rossa, 1945

„Nasza śmierć jest jakaś inna, ciepła”

Cytowany już wcześniej Stanisław Cat-Mackiewicz zapamiętał tak panoramiczny obraz wileńskich nekropolii: „Wilno jest objęte uściskiem cmentarzy, które otaczają miasto kołem. Z Rossy widać cmentarz Bernardyński, z Bernardyńskiego Antokolski, z Antokolskiego luterański na Pohulance i za nim wielki wojenny na Zakrecie, z tego prawosławny na Lipówce, a z Lipówki znów widać Rossę. I dopiero wśród tego śmiertelnego koła, wśród tego koła dostojnych i rozszumianych drzew cmentarnych i nagrobków, leży ścieśnione Wilno. Adam Mickiewicz pisał, iż Wilno leży wśród lasów, ale czasy jego minęły i teraz Wilno leży wśród swoich ogromnych i przepięknych cmentarzy. Cmentarze polskie są ładniejsze od zachodnioeuropejskich, bo mają drzewa. Ale i cmentarz krakowski, i warszawskie Powązki to składnice w porównaniu do uroku wileńskich zielonych świątyń śmierci (…). Serce Marszałka [Józefa Piłsudskiego] ma swój cmentarzyk osobny, przyklejony do Rossy. Niestety, nie podoba mi się ten cmentarzyk. Byłby bardzo ładny gdzieś w Skandynawii lub Finlandii. Zrobiony jest z głazów zimnych. Wszystko jest w nim tak bardzo niewileńskie. Nasza śmierć jest jakaś inna, ciepła. Nasze zielone cmentarze otaczające miasto kołem trzymają w zębach całun, które pokrywa niżej położone Wilno, jego wieże kościelne, pałace, jego skłębione zaułki żydowskie”.

Cmentarze żołnierzy poległych na wojnach mają swoje ramy architektoniczne i klasyczne rygory odnośnie wyglądu nagrobków upamiętniających zabitych w konfliktach zbrojnych. Taka jest też polska kwatera wojskowa na Rossie wymagająca dzisiaj pilnego remontu. Wiele wyrytych na płytach personaliów, w tym ten na grobie „Kotki”, jest już słabo czytelna. Gdy wchodzimy na kwaterę, Czesława Wyrwasówna spoczywa na terenie lewego kwartału w pierwszym grobie pierwszego rzędu obok swojego dowódcy „Fakira”. Z rzadka tylko ktoś postawi niekiedy tam portret tej dziewczyny czy też zapali świeczkę.

„Polska wolność nie ma ceny”

W drugiej połowie listopada 1944 r. por. „Mścisław” został odwołany przez komendę okręgu do Wilna i stracił dowództwo. Przed odejściem do miasta zarządził odprawę z funkcyjnymi, którzy następnie zaczęli organizować trzy odrębne kompanie partyzanckie AK. Byli to wspomniany ppor. Sergiusz Kościałkowski „Fakir”, kpr. Włodzimierz Mikuć, sierż. Stanisław Czeszumski „Edek”. Wszyscy trzej służyli wcześniej w 1. Brygadzie Wileńskiej, poległego pod Krawczunami, por. Czesława Grombczwskiego „Juranda”, którego symboliczny nagrobek znajduje się również w kwaterze wojskowej na Rossie.

Po wyjeździe z Wilna por. „Mścisław” dotarł do Białegostoku. Tam ponownie nawiązał kontakty z odtwarzaną na Podlasiu 5. Brygadą AK. W kwietniu 1945 dołączył do tej formacji, kwaterującej wówczas w Puszczy Białowieskiej. Objął funkcję dowódcy 4. szwadronu. 21 kwietnia 1946 r., w wyniku działalności konfidenta, został aresztowany przez bezpiekę. 25 czerwca 1946 r. Wydział ds. Doraźnych Sądu Okręgowego w Białymstoku skazał por. Mariana Plucińskiego na śmierć. Trzy dni później został zamordowany. Miejsce pogrzebania zwłok pozostaje do dzisiaj nieznane.

11 listopada 1944 r. wydawana w Wilnie podziemna „Niepodległość” w artykule zatytułowanym „W dniu święta niepodległości” pisała: „Krwawa ofiara Warszawy świadczy, że polska wolność nie ma ceny. Za świeża jest jeszcze ofiara Warszawy by świat chciał widzieć znów ofiarę Wilna. Do was panowie oprawcy z NKGB! Wiedzcie, że z prochów ofiar wymordowanych przez was w październiku bieżącego roku na Oszmiańszczyźnie i w Święciańskim powstaną mściciele. Wiedzcie, że każda wasza zbrodnia jest notowana i zapamiętana. Wiedzcie, że przykład walącej się potęgi barbarzyńskiego hitleryzmu to wasze memento”.

Fot. ze zbiorów Tomasza Balbusa i Instytutu Pamięci Narodowej

Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 43(126) 29/10-04/11/2022