Kotwica, która pomogła trwać w polskości


Weterani są zapraszani do udziału we wszystkich koncertach jubileuszowych „Wilii”
“Kurier Wileński” nr 32(154); 17-23/08/2019
Klub Weteranów „Wilii” powstał w 2005 r., po świetnym występie byłych wiliowców z okazji złotego jubileuszu Polskiego Zespołu Artystycznego Pieśni i Tańca „Wilia”. Wielu osobom może się wydawać, że powstał spontanicznie, nieprzemyślanie, na fali rozrywkowego spędzania czasu. W rzeczy samej, była to odpowiedź na hasło rzucone przez najstarsze członkinie zespołu.
Byli chórzystami, tancerzami i muzykantami Polskiego Zespołu Pieśni i Tańca »Wilia«. W jego szeregach ożyło w nich coś cennego. Tak się złożyło, że po latach powróciło. Gdy w 2005 r. kierownictwo zespołu zaprosiło ich do udziału w koncercie galowym, okazało się, że nic się nie zmienili. Taka sama werwa, pomysły, zapał, identyczne jak w latach młodości. A ich wyjście na scenę wywołało burzę oklasków, bo byli wprost rewelacyjni. Byli szczęśliwi” – tak o weteranach zespołu pisze w swojej książce „Strumieni rodzica. 60 lat z »Wilią«” Krystyna Adamowicz, wieloletnia chórzystka zespołu.

Uczestniczyli w czymś nieprzemijającym

– Pomysł założenia klubu wyszedł od Anny Przyszlak, jednej z najstarszych członkiń „Wilii”. W rozmowie z Janiną Subocz-Lewczuk, wieloletnią konferansjerką „Wilii”, podała taką myśl, a Jasia szybko wzięła się do jej zmaterializowania. Pierwsze zebranie, wybory i, oczywiście, na czele stanęła Janina. Ile ma pomysłów i z jaką wytrwałością dąży do ich zrealizowania, wszyscy się szybko przekonali – mówi „Kurierowi Wileńskiemu” Krystyna Adamowicz.

– Były to spotkania z naszymi poetami: Henrykiem Mażulem, Józefem Szostakowskim, Wojciechem Piotrowiczem, śp. publicystą Jerzym Surwiłą czy wieczorek poświęcony niezapomnianemu Sławomirowi Worotyńskiemu (którego siostra Alina jest wśród weteranów „Wilii”). Było zwiedzanie historycznych zakątków Wilna i nekropolii wraz z nieocenionym przewodnikiem Wojciechem Piotrowiczem, uczniem prof. Jerzego Ordy – to wszystko obrazuje intensywność działalności klubu – wymienia Krystyna Adamowicz.

Na czym polega fenomen najstarszych wiliowców, że nadal chcą być razem, wspominać dawne czasy, że tak śpieszą na spotkania klubu do Domu Kultury Polskiej, przynosząc ze sobą specjały domowej kuchni? – Może na tym, że w powojennych czasach, trudnych i niebezpiecznych, zespół był kotwicą, która pomogła trwać w polskości i uwierzyć, że mimo wszystko życie jest piękne. Może też na tym, że tutaj, w gronie swoich rówieśników, czują się dowartościowani. I chociaż nie mogą tak dziarsko wybijać hołubców, to nadal są pełni werwy, pomysłów i zapału – zapewnia pani Krystyna.



Członkowie Klubu Weteranów „Wilii” przy grobie niezapomnianej choreograf zespołu Zofii Gulewicz

Do klubu należy ponad 40 osób. Weterani w swoim gronie czują, że są kimś wartościowym. – Mogą wrócić wspomnieniami do swojej młodości, ale nie tylko. Są świadomi, że uczestniczyli w czymś ważnym, nieprzemijającym, co do dziś trwa, i są święcie przekonani, że trwać będzie, bo zakładali podwaliny tego, co jest nieprzemijające, jak tożsamość narodowa, piękno rodzinnej sztuki ludowej, wierność ideałom chrześcijaństwa – dodaje autorka wydania albumowego o „Wilii”.

Ludzie o tej samej pasji

Każdego miesiąca klubowicze zbierają się w Domu Kultury Polskiej, aby pomówić o najciekawszych wydarzeniach życia kulturalnego społeczności polskiej. Niekiedy też wspólnie podróżują po urokliwych miejscach Litwy. Podróże są zresztą nieodzowną częścią życia wiliowców. Mówią, że obecna prezes klubu, Janina Biesiekierska, zawsze potrafi znaleźć sponsorów, załatwić taniej autokar, zorganizować znakomicie każdy wyjazd.

Podczas licznych wycieczek weterani zwiedzili miejsca związane z marszałkiem Józefem Piłsudskim: Rossę, Zułów, Powiewiórkę, Pikieliszki, Uniwersytet Stefana Batorego, Ostrą Bramę. Były też wyjazdy na Górę Krzyży pod Szawlami, zwiedzanie miejsc związanych z Adamem Mickiewiczem i polskimi rodami na Białorusi. Niezapomniane okazały się pobyt w Warszawie i zwiedzanie miejsc związanych z Fryderykiem Chopinem i innymi wybitnymi Polakami. Podróż szlakiem rodu Radziwiłłów zaprowadziła aż do Birż, gdzie w cudownym białym kościółku znajdują się do dzisiaj napisy w języku polskim.

– Zwiedziliśmy szereg miejsc związanych z naszą historią. Niezatarte wrażenie pozostawił też wyjazd do Solecznik, na osobiste zaproszenie mera Zdzisława Palewicza. Było to wspaniałe spotkanie z ludźmi o tej samej pasji – członkami zespołu „Solczanie”. Z Ryszardem Jankowskim, prezesem koła ZPL w Wędziagole, zwiedziliśmy całą Laudę podczas wyprawy śladami bohaterów „Potopu” Henryka Sienkiewicza. Byliśmy też w Sejmie, dokąd zaprosił nas poseł Jarosław Narkiewicz – wylicza Janina Biesiekierska.


Podróże są nieodzowną częścią życia weteranów wiliowców

Weterani powoli odchodzą

Weterani potrzebują też chwili, aby po prostu odpocząć i wyluzować. – Wówczas spędzamy cały dzień w przepięknym miejscu pod Wilnem, Smolnicy, u Wiktora i Krystyny Gawerskich, u których zbieramy się dwa razy do roku. Wszystkie wspaniałe i wspólnie spędzone chwile utrwala na zdjęciach Henryk Nausewicz. Z żoną Krystyną, wieloletnią solistką „Wilii”, są członkami klubu – opowiada pani Janina.

Prezes klubu cieszy się, że weterani są zapraszani do udziału we wszystkich koncertach jubileuszowych „Wilii”. Wspomina spotkania z okazji świąt Bożego Narodzenia, Wielkanocy czy też zapustów. Za biesiadnym stołem nigdy nie brakuje pieśni i tańców, pełnych werwy, jak przed laty.

– Bywają jednak smutne chwile. Niestety, powoli odchodzą nasi weterani. W Dniu Zadusznym tradycyjnie odwiedzamy ich groby, zapalamy znicze, wspominamy – dzieli się refleksjami pani Janina.

Wszyscy członkowie klubu są posiadaczami Karty Polaka, które były wręczane uroczyście w ambasadzie przed dziesięciu laty i prolongowane, również w Ambasadzie RP w Wilnie, w ubiegłym roku.

Są z zespołem sercem i duszą


Byli wiliowcy, ks. Józef Aszkiełowicz i ks. Tadeusz Jasiński,
podczas mszy świętej w 100. rocznicę urodzin Zofii Gulewicz



Przy każdej okazji weterani wiliowcy składają niski pokłon niezapomnianej choreograf zespołu Zofii Gulewicz. W 2015 r. z okazji 100-lecia jej urodzin zorganizowano dwudniowe święto muzyki i wspomnień. O godną pamięć choreograf dba przede wszystkim Roman Rotkiewicz, jeden z ulubionych tancerzy pani Zofii, były choreograf i dyrektor zespołu, dziś członek Klubu Weteranów.

– W roku, gdy przypadała 100. rocznica urodzin pani Zofii Gulewicz, postanowiliśmy uczcić tę datę. Przygotowałem wystawę ilustrującą jej życiorys, zająłem się organizacją wspomnieniowego koncertu. Została odprawiona msza święta, którą celebrowali ks. Tadeusz Jasiński i ks. Józef Aszkiełowicz, byli wiliowcy – wspomina Roman Rotkiewicz.

Na cmentarzu zapalono znicze, złożono kwiaty, później zebrani poszli na spacer ulicą jej imienia, a na zakończenie zwiedzono dom, w którym mieszkała.
– Dla nas dom w Kolonii Wileńskiej był ostoją naszego życia artystycznego i ogólnoludzkiego. Tutaj rodziły się pomysły na taniec czy kostium sceniczny, a pomieszczenia zamieniono w farbiarnię i szwalnię. Z okazji różnych uroczystości do stołu zasiadali nie tylko krewni, ale też wiliowcy. Tutaj w ciszy saloniku pani Zofia tworzyła wiersze. Upiększała ten dom według swego gustu, zawsze niezawodnego, skrzętnie układała kolekcję lalek w polskich strojach ludowych, bo uważała, że to potrzebne dla „Wilii” – wspomina pani Krystyna Adamowicz.

Przede wszystkim dzięki inicjatywie weteranów w Kolonii Wileńskiej, w pobliżu domu, w którym mieszkała pani Zofia, powstała ulica jej imienia.
Weterani są z zespołem sercem i duszą. Po każdym koncercie ich kochanej „Wilii” są głęboko wzruszeni. Wierzą w hasło rzucone spontanicznie z sali podczas jednego z koncertów: „Dopóki »Wilia« żyje, polskość na ziemi wileńskiej nie zaginie”.

Fot. Marian Paluszkiewicz
Fot. Henryk Nausewicz