Marcin Łapczyński: Targi (?) Książki i jubileuszowe "Abecadło"


Marcin Łapczyński, dyrektor Instytutu Polskiego w Wilnie, na 17 Międzynarodowych Targach Książki. Fot. wilnoteka.lt
Kolejne Targi Książki w Wilnie odeszły do historii, zapisując się w niej kilkoma ciekawymi prezentacjami i szeregiem niezwykle interesujących publikacji. Wykazały też nowe tendencje, jak np. gwałtowny wzrost zainteresowania dziejami Wilna w XX w., także jego polskim obliczem, o którym do niedawna starano się zapomnieć. Nie było przełomu w jednej dziedzinie: na największej księgarskiej imprezie w krajach bałtyckich wciąż nieobecna jest najnowsza książka polska. Czy jest szansa na jej powrót na Litwę, taki w pełnej krasie, z promocją, prezentacjami i sprzedażą? Zapytaliśmy o to dyrektora Instytutu Polskiego w Wilnie Marcina Łapczyńskiego, który kieruje tą placówką dopiero od kilku miesięcy, a już ma przed sobą nie lada wyzwanie: Instytut Polski w Wilnie obchodzi w tym roku jubileusz 20-lecia.
W tym roku wileńskie Targi Książki odwiedziło prawie 68 tysięcy zwiedzających, dla porównania - to liczba mieszkańców rejonu trockiego i solecznickiego razem wziętych. Stwierdzenie, że polskiej książki wcale nie ma na tych targach byłoby oczywiście przesadą - jest coś dla dzieci, coś dla intelektualistów, coś tylko do obejrzenia, czyli taka zaznaczona obecność. Tłumy przewijające się przez tę największą na Litwie imprezę kulturalną nie przychodzą tu jednak na wystawę i chętnie kupowałyby polskie książki - dobre i odpowiednio wybrane z olbrzymiej wszak ogólnopolskiej oferty. Zainteresowani polską ofertą czytelniczą byliby zarówno Polacy, jak i Litwini! Wbrew pozorom mieszkańcy jednego z uboższych krajów UE wciąż względnie sporo wydają na książki i (chyba) je czytają - czytelnictwo jest jednym z nielicznych pozytywnych reliktów sowieckiego zaboru.

Przekonać się o tym, mogły panie z wydawnictwa "Wytwórnia". Książek dla dzieci, które przywiozły, zabrakło już drugiego (z czterech) dnia targów, a nawet Wydawnictwo Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego (KEW) z Wrocławia, które nie tylko reprezentowało tegoroczną Europejską Stolicę Kultury, ale było też dowodem na to, że Litwin zatrudniony w Polsce (Laurynas Vaičiūnas, szef wydawnictwa KEW) umie docenić wagę wileńskich targów i zna popyt na polskie wydania w tej części Europy...


Ironią losu jest chyba prezentacja na targach imponującego zbióru polskich książek, który z pewnością przyprawiał o szybsze bicie serca każdego bibliofila. Wszystko można było kupić... lecz tylko w niedzielne popołudnie. Były to zabytkowe książki wystawione na 40. Aukcji Wileńskiej. Pierwodruki dziejów Wilna autorstwa J.I. Kraszewskiego czy dzieł T. Narbutta z XIX w. za jakieś 700 euro - niby abstrakcja, ale warto zauważyć, że już najtańsze nowe książki litewskie zaczynają kosztować 10-15 euro. Dla poszukiwaczy białych kruków - pierwszy polsko-litewsko-łaciński słownik K. Szyrwida z 1713 r. za 8000 euro (!) znalazł nabywcę, duża promocja wcale nie była potrzebna...

Niestety, na stoisku prezentującym IV Rzeczypospolitą zabrakło nawet ogłoszenia typu "Polskie książki proponujemy kupować na Allegro lub w Empiku". Próżno też było szukać stoisk polskich księgarni z Wilna, a przecież pojawiły się nawet te internetowe, oferujące dostawę z Polski prosto pod wileński adres.


 
Wspaniała i bardzo potrzebna inicjatywa, jednak z pewnością nie będzie łatwo przekonać np. kilkadziesiąt polskich wydawnictw do indywidualnego przyjazdu na wileńskie targi. Gdyby jednak ktoś podjął się, np. w ramach tejże promocji Polski, koordynacji działań i minimalnym kosztem przygotował za rok jedno duże polskie stoisko z książkami choćby kilkunastu wydawnictw, ale dobranymi z myślą o rynku litewskim? Jestem pewien, że kolejka do takiego stoiska byłaby równie długa, jak w tym roku po autograf Valdasa Adamkusa lub Rūty Vanagaitė.

Tymczasem wracając do Instytutu Polskiego i jego jubileuszu z radością warto odnotować, że pierwszy "prezent" z okazji swoich 20. urodzin placówka sprawiła najmłodszym, wydając po litewsku "Abecadło Polski" (Lenkijos abėcėlė). Ta książeczka raczej nie została zainspirowana wieloletnią walką Polaków na Litwie o prawo do oryginalnej pisowni swoich nazwisk, czyli o nieszczęsne ż, ó, ł czy też w... Wydawca twierdzi, że "Abecadło" jest skierowane raczej do małych Litwinów (czyżby antidotum na wciaż żywotną irracjonalną niechęć do wszystkiego, co polskie, przekazywaną chyba z mlekiem matki?) i wkrótce rozpocznie nową odsłonę promocji Polski wśród najmłodszych.

Obserwując jednak nasilającą się asymilację i lituanizację młodego pokolenia wileńskich Polaków, kto wie, czy nie jest to bardzo dalekowzroczne posunięcie. Być może za kilkanaście lat dzieci z "polskich" i polsko-litewskich rodzin będziemy zapoznawać z Macierzą, właśnie posiłkując się takim "Abecadłem"?


No cóż, pozostaje życzyć, by jakieś 3 miliony egzemplarzy tej książeczki mickiewiczowskim zaklęciem trafiły pod litewskie strzechy. A gdyby tak jeszcze kilka ostatnich stron tego "Abecadła" wypełnić kuponami ze zniżką na zakupy w Polsce (chyba stać na to jakieś podlaskie hurtownie czy suwalskie Biedronki?), to dopiero taka inicjatywa mogłaby w dłuższej perspektywie mieć zbawienny wpływ na dobrosąsiedzkie relacje!

Nie ma to jak dobry początek, a Marcin Łapczyński zapewnia, że nie będzie to jedyny "prezent urodzinowy" - cały rok 2016 ma być rokiem jubileuszowym, zamykającym drugą dekadę działalności Instytutu Polskiego w Wilnie. Czy w związku z tym możemy liczyć wreszcie na jakąś wielką polską imprezę kulturalną w Wilnie?
 

Z nowym dyrektorem Instytutu Polskiego w Wilnie społeczność polska Wileńszczyzny wiąże też nadzieje na nowe pomysły i bardziej prężną działalność, związaną nie tylko z dotychczasowymi priorytetami placówki, czyli inicjatywami na poziomie tzw. kultury wysokiej, polsko-litewskiej współpracy intelektualnej i promocji najnowszych polskich osiągnięć w środowisku litewskim. 

Może nowe władze w Polsce (i ich przedstawiciele na Litwie) przypomną sobie, że np. głównym narzędziem rosyjskiego kulturkampfu na Litwie jest raczej kultura masowa i skierowana do młodzieży. Może warto podjąć wyzwanie Kremla także na tym polu? By nie ubolewać potem, że młodzież na Wileńszczyźnie to już tylko po rusku i po litewsku albo po angielsku, nie tylko gada, ale i myśli...
 

Zdjęcia: Paweł Dąbrowski
Montaż: Bartosz Frątczak