Margarita Czekolis: zielarstwo to nie biznes, to styl życia


Margarita Czekolis, fot. Waldemar Dowejko
Urodziłam się w leśniczówce w lasach niemenczyńskich, między Niemenczynem a Bujwidzami. Pewnie dlatego las, przyroda mnie nie opuszcza... - mówi Margarita Czekolis, artystka ludowa, mistrzyni ceramiki i zielarka. Co prawda zastrzega, że sama siebie zielarką nie nazywa: "ja po prostu zbieram zioła lecznicze". Pani Margarita godzinami może opowiadać o właściwościach ziół rosnących w ogródku koło jej domu w Glinciszkach, o bogactwie podwileńskich łąk i lasów. Jest przekonana, że człowiek powinien żyć w zgodzie z przyrodą - tylko to zapewni spokój i harmonię.
"Ażeby nazywać siebie zielarzem, trzeba mieć do tego prawo, a ja nie uważam siebie za zielarkę - po prostu zbieram zioła. Ziołolecznictwo to duża odpowiedzialność. Jeśli masz ambicje leczenia ludzi, musisz wiedzieć, jak to robić, bo można przecież niechcący zaszkodzić zamiast pomóc. Mam wykształcenie medyczne, ale pozwalam sobie tylko na to, czego jestem absolutnie pewna. Nie przygotowuję mieszanek ziołowych na sprzedaż, lecz dla siebie, dla rodziny, znajomych i chętnie dzielę się swoją wiedzą o właściwościach leczniczych roślin z innymi" - mówi Margarita Czekolis.

W domu w Glinciszkach pani Margarita ma swoje "laboratorium", ale jest to miejsce tajemne i niedostępne dla obcych. Zabiera jednak nas z fotografem Waldemarem Dowejką na spacer: "Trzeba patrzeć sobie pod nogi, co rośnie na naszych łąkach i żyć w zgodzie z naszą przyrodą". Sypie przy tym nazwami kwiatów i traw, o każdej roślinie ma coś do powiedzenia.

Fot. Waldemar Dowejko

Korzeń łopianu to na naszych terenach panaceum na wiele chorób, przede wszystkim - żołądkowych, onkologicznych, ma silne działanie antybakteryjne, grzybobójcze, przeciwzapalne. Wykopać go trzeba albo wczesną wiosną, albo późną jesienią. Przelotem pospolitym babcie kiedyś poiły dzieci na uspokojenie. Z mieszkanki liści poziomki, czarnej porzeczki i owoców głogu można zaparzyć bardzo pożyteczną herbatkę z potężną dawką witamin i bardzo aromatyczną. Ziele świętojańskie, inaczej dziurawiec to - jak mówi pani Margarita - roślina na 99 chorób, ale trzeba z nią uważać, bo w małych ilościach leczy, w dużych - może zaszkodzić. Latem, kiedy jest dużo słońca, może uczulać. Olej z dziurawca zastąpi większość leków i maści, jego działanie zielarka sprawdziła na sobie: wyleczyła zatoki. Żółtlica drobnokwiatowa - uporczywy chwast, z którym walczą ogrodnicy, ale przecież bardzo pożyteczny na stawy. Rutwica lekarska jest dobra dla diabetyków, bo zmniejsza poziom cukru we krwi. Napar z podbiału z miodem jest niezastąpiony na kaszel. Wiązówka jest świetna na oczyszczanie krwi, bez obaw można ją pić codziennie. Nostrzyk żółty ma działanie przeciwzapalne, rozkurczające naczynia krwionośne, ma właściwości uspokajające i przeciwbólowe. Szałwia jest niezastąpiona dla kobiet: na dolegliwości miesiączkowe i menopauzalne, ma dobroczynne działanie na skórę.  

W swoim ogródku pani Margarita ma lebiodkę pospolitą, inaczej - oregano, trzy rodzaje mięty, nagietki, szałwię muszkatołową, która ma podobne właściwości jak zwykła szałwia. 

Fot. Waldemar Dowejko

Zielarka zachwala wierzbówkę kiprzycę, bardziej chyba znaną jako Iwan czaj. Napar z kwiatów tej rośliny ma lekko cierpki smak, przypominający zieloną herbatę, à propos był to drugi - po rabarbarze - towar eksportowy carskiej Rosji. Liście rośliny Iwan czaj to prawdziwa skarbnica leczniczych właściwości, napar z nich działa kojąco i uspokajająco, pomaga na bóle i zawroty głowy, bezsenność, stany zapalne układu moczowego, na choroby skóry. Przygotowanie suszu wymaga jednak więcej wysiłku: moc lecznicza będzie większa, jeśli liście przejdą proces fermentacji. Zebrane liście należy zwinąć, ugnieść, aż puszczą sok i ciasno ułożyć w szklanym lub glinianym naczyniu. Tak przygotowane nakrywany mokrą ściereczką i zostawiamy w ciepłym miejscu. Sfermentowane rozdrabniamy, unikając kontaktu rośliny z metalem, następnie suszymy. Od tego, jak długo będziemy fermentować, zależy smak naparu: jeśli 6 godzin, będzie przypominać w smaku zieloną herbatę, jeśli 12-16 - będzie bardziej jak czarna herbata. 

Fot. Waldemar Dowejko

Margarita Czekolis dzieli się z nami przepisem na "napar młodości" z rumianku, brzozowych pączków, ziela świętojańskiego i kocanki (nieśmiertelnika). Każdego z tych składników potrzeba w jednakowej proporcji - po 100 g. Zaparzamy 1 łyżkę stołową na 2 szklanki wrzątku i pijemy po szklance rano i wieczorem (można dosłodzić miodem) w ciągu miesiąca. Potem 2-tygodniowa przetrwa i kolejna dawka, aż do wyczerpania się mieszanki. Pani Margarita zapewnia, że po takiej kuracji młodość i witalność nas nie opuszczą. Można ją powtórzyć dopiero za 5 lat!

Każda roślina ma swój czas zbioru. Te o intensywnym zapachu należy zbierać rano, kiedy nie ma już rosy, albo wieczorem. Leczniczą moc - tłumaczy pani Margarita - zioła mają wówczas, gdy są zbierane na przybywający księżyc, gdyż wtedy w ich liściach, kwiatach, owocach jest więcej soków i leczniczych substancji. Zbierać je trzeba z dala od dróg, po których jeżdżą samochody, i pól uprawnych, gdzie stosuje się nawozy chemiczne. Koniecznie do koszyka, broń Boże do foliowych torebek! Margarita Czekolis ubolewa, że coraz mniej jest naturalnych pól i łąk - wszystko idzie pod uprawy.

Zielarka pokazuje nam swoje notatki - "zapiski wiedźmy" - jak je żartobliwie nazywa. Ma tam opisy poszczególnych ziół, sposoby ich przygotowania i zastosowania. Skrzętnie notuje też plan swojej pracy: co i kiedy zostało zebrane. W zimie zbiera huby, czyli narośle na drzewach, korę, pączki, wiosną - lecznicze korzenie, lato zaś to prawdziwy zielarski maraton, jesień to z kolei czas na jagody, korzenie, nasiona. Tegoroczne deszczowe lato niestety zielarstwu nie sprzyja - trzeba dosłownie łapać słoneczne dni. 

Fot. Waldemar Dowejko

"Nigdy nie mieszam wielu traw w jednej mieszance - może ich być nie więcej niż palców na rękach. Zbierając zioła dla konkretnej osoby myślę o niej, w modlitwach proszę dla niej o zdrowie. Prawdziwy zielarz nie może zbierać ziół tylko z myślą o zarobku. Nie można też wychodzić na łąkę, do lasu z kwaśną miną, w złym nastroju". Margarita Czekolis ostrzega przed kupowaniem ziół z niesprawdzonych źródeł, od nieznanych osób. "Kupując od kogoś zioła, musimy być pewni tej osoby. A nawet kupując zioła w aptece, nie możemy mieć gwarancji, że nie zostały one zebrane gdzieś przy drodze. Zielarstwo to nie jest biznes, to styl życia". 

Czy nasi przodkowie pili jakieś kupowane herbaty? Nie, piło się ziołowe, zebrane i przygotowane przez mamy i babcie. W każdej wsi była też zielarka, która znała się na leczniczych właściwościach roślin i w razie choroby potrafiła sporządzić odpowiednią mieszankę. "W tym co robię, nie ma nic wyjątkowego - od dawien dawna ludzie tym się zajmowali. Po prostu jakąś wiedzę na ten temat już zdobyłam, a chcę wiedzieć jeszcze więcej" - mówi Margarita Czekolis.

Fot. Waldemar Dowejko

Pani Margarita jest absolutnie przekonana, że wszelkie "zamorskie żeń-szenie" w naszej strefie klimatycznej nie sprawdzają się: "Nam pomaga to, co rośnie u nas: w naszych lasach, na naszych łąkach, w naszych ogródkach. Nie trzeba daleko szukać, wszystko mamy w zasięgu ręki, trzeba tylko nie lenić się i przygotować zapasy leczniczych ziół. Nie warto też ślepo wierzyć reklamom, że po zażyciu jakiegoś leku ból ustąpi. Na jedno pomoże, ale będzie miało skutki uboczne. A zioła nie szkodzą, potrzebna tylko cierpliwość i konsekwencja - nie wystarczy raz napić się herbatki ziołowej, żeby poczuć się lepiej". 

Z panią Margaritą żegnamy się zaopatrzeni w mieszkanki ziół przygotowane specjalnie dla nas - ich skład i przeznaczenie niech jednak zostaną tajemnicą...

Na podstawie: inf. wł.