Na jubileuszowym Kaziuczku w Niemenczynie
30 lat temu jednym z pomysłodawców organizowania w Niemenczynie kiermaszy kaziukowych był Zygmunt Żdanowicz – dziennikarz, działacz społeczny, radny i muzyk. Pomysł poparli koledzy z Zarządu ZPL w Niemenczynie. „Nie mieliśmy takich intencji, że będzie to wielki kiermasz, lecz nasz, niewielki, skromny, dlatego nazwaliśmy go Kaziuczkiem. We współpracy z Towarzystwem Miłośników Wilna i Grodnie w Węgorzewie udało się ten pomysł zrealizować” – wspomina w rozmowie z Wilnoteką.
Idea tak chwyciła, że kiermasz stał się jedną z ulubionych dorocznych imprez mieszkańców Niemenczyna i okolic, a kaziukowe jarmarki zaczęto organizować również w zaprzyjaźnionym Węgorzewie.
„Zawsze trzeba polegać na ludziach: jeśli dać im jakiś sygnał, i jeśli trafi on na podatny grunt, będzie odzew. Bardzo cieszę się, że w ciągu 30 lat Kaziuczek stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych świąt w Niemenczynie, ludzie tak się do niego przyzwyczaili, że zawsze muszą przynajmniej przespacerować się wzdłuż straganów. A ponadto jest to dobra promocja naszego regionu, przyjeżdżają tu goście z całej Litwy – i o to właśnie chodzi” – uważa Zygmunt Żdanowicz.
Inicjator Kaziuczka skromnie przyznaje, że niemenczyński kiermasz nie dorównuje wileńskiemu, ale w jednym ma przewagę: pierwszeństwo zawsze należy się tutaj prawdziwym rzemieślnikom: „Rozmach nie ten, ale Kaziuczek Niemenczyński jest azylem dla naszych twórców. Bardzo smuci, że w Wilnie coraz trudniej o miejsce dla lokalnych twórców, nie tylko z Wileńszczyzny, lecz ogólnie, dla mistrzów sztuki ludowej z całej Litwy. Komercja i biznes mają pierwszeństwo. Włodarze miasta musieliby pomyśleć o jakichś specjalnych strefach ulgowych dla mistrzów ludowych, żeby tradycja przetrwała, bo obecnie kiermasz jest dostępny tylko dla bogatych sprzedawców. A przecież na Kaziuku nie o to chodzi. Chodzi o promocję naszej sztuki, naszej tradycji” – powiedział Zygmunt Żdanowicz.
Zygmunta Żdanowicza cieszy, że odradza się tradycja starych rzemiosł. Na kiermaszu w Niemenczynie można było kupić rzeczy praktyczne: kosze z wikliny na drewno opałowe czy ziemniaki, trzonki, kosowiska, szpakówki, palmy, wyroby masarskie, świeże pieczywo. I takie właśnie stoiska cieszyły się największym zainteresowaniem. 70 szpakówek, które przywiózł Grzegorz Butkiewicz z Bujwidz, poszło jak świeże bułeczki. Wzięcie miały też kosze Antoniego Bujnowskiego, miotły do zamiatania i wieniki do chłostania się w łaźni.
Zdjęcia: Paweł Dąbrowski
Montaż: Paweł Dąbrowski, Mateusz Mozyro