Najdłuższy wyścig uliczny na świecie - Vilnius Challenge


Fot. Vilnius Challenge/Facebook.com
Vilnius Challenge to największy bieg uliczny na świecie! Nic dziwnego, że od 9 lat gromadzi rzesze zapaleńców z całego świata. Uczestnicy zawodów nie znają trasy przed startem. Dopiero na kilka minut przed rozpoczęciem wyścigu otrzymują mapę z oznaczonymi punktami, w których muszą wczytać się chipami. Nie wszystkie punkty orientacyjne są znane wcześniej. Do niektórych trzeba dotrzeć, rozwiązując łamigłówki i działania matematyczne.

Biorąc udział w najdłuższym na świecie biegu ulicznym, można wybrać jedną z czterech tras - w kolejności od najłatwiejszej: zieloną, niebieską, czerwoną i czarną. Zielona trasa jest odpowiednia dla wszystkich, nawet tych nie bardzo wysportowanych. Czarna trasa to prawdziwe wyzwanie, nawet dla rasowych sportowców. Jej pokonanie zajmuje nawet do 9 godzin i wymaga nie tylko tężyzny fizycznej, ale przede wszystkim odporności psychicznej - wiszenie na linie nad drogą szybkiego ruchu wymaga nie lada odwagi!

Vilnius2Poznań team powstał w zeszłym roku, chociaż wcale tak się nie nazywał. Z inicjatywy naszego redakcyjnego kolegi Edwina, postanowiliśmy stworzyć zespół i wystartować w ósmej edycji Vilnius Challenge w 2016 r. Jeździliśmy wtedy rowerami, biegaliśmy, pływaliśmy kajakami, chodziliśmy kanałami i wspinaliśmy się na drzewa. Zeszłoroczny start miał być naszym pierwszym i ostatnim. Ale tak się złożyło, że mimo braku planów, w tym roku znowu wystartowaliśmy. Tym razem podeszliśmy do tego bardziej profesjonalnie. Przed startem wzięliśmy udział w kilku treningach nawigacji. Mimo lepszego przygotowania, nie udało nam się poprawić zeszłorocznego wyniku. Zieloną, najprostszą trasę, pokonywaliśmy aż 4 godziny. Tak czy inaczej, miło spędziliśmy wspólnie czas, lepiej się zgraliśmy i poznaliśmy. To właśnie jest zaleta biegów w terenie - człowiek, dochodząc do granic swojej wytrzymałości fizycznej i psychicznej, lepiej poznaje siebie i swoje reakcje w sytuacjach skrajnych.


W tym roku nie mieliśmy wielu problemów z nawigacją - niby tylko raz się zgubiliśmy, ale za to na dobre. Straciliśmy ponad godzinę. Na szczęście w Vilnius Challenge ważniejsza od czasu jest precyzja. Trzeba wczytywać się w punktach oznaczonych odpowiednimi numerami - a łatwo się pomylić, bo wszystkie cztery trasy przebiegają przez te same tereny.

Ciekawie rozkłada się udział poszczególnych narodowości w Vilnius Challenge. Bardzo duża (jeśli nie przeważająca) część uczestników to Białorusini. Organizatorzy żartowali nawet w tym roku, że bieg powinien nosić nazwę: "Mistrzostwa Białorusi". Wśród uczestników tylko jednostkowo przewijają się goście z Niemiec czy Wielkiej Brytanii, a Polaków nie ma wcale. Byłam prawdopodobnie jedyną Polką, która wzięła udział w biegu. Nie wiadomo, dlaczego tak jest. Może Polacy wolą postrzegać Wilno wyłącznie przez pryzmat pielgrzymek, Ostrej Bramy i postaci historycznych? Jeśli tak, to szkoda, bo kilkadziesiąt kilometrów od polskiej granicy odbywają się zawody cieszące się sławą międzynarodową… Z drugiej strony nie mogę mieć pretensji do Polaków, bo gdyby nie Edwin, prawdopodobnie też nie wiedziałabym nic o Vilnius Challenge.

Tegoroczny start zespołu Vilnius2Poznań uznaję za udany! Spędziliśmy wspólnie z Edwinem fantastyczne 4 godziny. Wspinaliśmy się na drzewa, przechodziliśmy nad małą przepaścią, jeździliśmy rowerami, pływaliśmy na deskach, biegaliśmy, gubiliśmy się i znajdowaliśmy, nawiązywaliśmy przelotne znajomości na trasie, spędzaliśmy czas na pięknych zielonych terenach (tak, Wilno jest niesamowicie zielone, nawet blisko centrum). Na początku próbowaliśmy unikać błota, na końcu przygody było nam już jednak wszystko jedno - i tak byliśmy bardzo brudni. Myślę, że ludzie, którzy mijali nas na chodnikach, w lasach i nad jeziorem zazdrościli nam wrażeń i dobrej zabawy. Było wspaniale - po prostu! Kto nie wierzy - niech spróbuje za rok!        

Na podstawie: Inf. wł.