Nie będziemy się narzucać z przyjaźnią


Fot. K. Kamiński/Fotorzepa
„Rzeczpospolita”, 10.05.2011, nr 8923
Polska – tak jak przez ostatnie 20 lat – nadal wyciąga do Litwy rękę. Ale chciałaby zobaczyć jakieś oznaki wzajemności – stwierdza wiceminister spraw zagranicznych.
Artykuły prasowe oraz wypowiedzi niektórych polityków na temat Litwy (np. tekst Jarosława Kaczyńskiego „Bałtyckie Waterloo Tuska", „Rz", 27 kwietnia 2011 r.) wymagają przedstawienia prawdziwego stanu relacji polsko-litewskich. Fakt, ostatnio dalekich od ideału.

Na początek stwierdzenie tyleż banalne, co prawdziwe. Nie jest łatwo współżyć narodom, które mają wspólną historię. Ale w takim przypadku wielkość państwa i jego przywódców przejawia się m.in. w tym, że są w stanie wznieść się ponad historyczne zaszłości, pokonać złe wspomnienia i skupić się na współdziałaniu wszędzie tam, gdzie widzą polityczny sens i zwykły interes. Polsce, dzięki rozsądkowi kierujących polityką zagraniczną w minionych 20 latach, to się udało. Udało w stosunku do wszystkich demokratycznie rządzonych sąsiadów i państw naszego regionu, także bałtyckich, z którymi wiąże nas wiele wspólnych zadań na forum europejskim i wiele dwustronnych interesów.

Szczególne miejsce w tych relacjach zajmowała Litwa. Entuzjazm towarzyszący ogłoszeniu niepodległości przez naszego litewskiego sąsiada, podziw dla trudnego dochodzenia do suwerenności po latach okupacji sowieckiej przełożyły się na polskie wspieranie Litwy na arenie międzynarodowej wszędzie tam, gdzie było to możliwe i pożądane. Zawarty w 1994 r. traktat o przyjaznych stosunkach i dobrosąsiedzkiej współpracy dawał wszelkie podstawy do tego, aby stosunki między państwem litewskim a RP ułożyły się w przyjazny i rzeczowy sposób.

Późniejsza rzeczywistość okazała się jednak znacznie bardziej skomplikowana. Polska przez lata kierowała się w ich układaniu bardziej sentymentem niż interesem. Litwa zaś za główne zadanie postawiła sobie sprzyjanie grupom nacjonalistycznie nastawionych polityków, których działania w małym stopniu korespondowały z nastawieniem litewskiego społeczeństwa. Sentymentów po tamtej stronie brakowało. Może i słusznie, bo w polityce nie powinno ich być zbyt wiele. Czasem jednak brakowało również pragmatyzmu i poczucia wspólnego interesu.

Stawką w grze stała się niestety 240-tysięczna mniejszość polska w tym kraju, lojalna wobec swego litewskiego państwa, od stuleci tam zamieszkała. Jej jedynym niepokojącym władze litewskie grzechem była chęć utrzymania własnego języka, własnej kultury i tradycji. Traktat nie doczekał się nigdy po stronie litewskiej przepisów wykonawczych umożliwiających w nim zagwarantowanego pisania nazwisk w polskiej transkrypcji czy umieszczania w rejonach zamieszkanych przez polską mniejszość tablic z dwujęzycznymi napisami. Jednocześnie takie działania nie stanowiły żadnego problemu po stronie polskiej.

Nie udało się też znacznej liczbie Polaków od stuleci mieszkającym na Wileńszczyźnie odzyskać bezprawnie znacjonalizowanych gruntów, co w ogromnej mierze stało się udziałem dawnych właścicieli litewskich. Punktem oparcia dla utrzymania polskości stały się więc polskie szkoły, w których nauka historii i wiedzy o kraju przodków odbywała się w języku polskim. Ale i to miało wkrótce ulec zmianie.

Porażka polityki PiS

Od wielu lat Polska cierpliwie zabiegała o przyznanie mieszkającym na Litwie Polakom tych praw, które honorowane są w demokratycznie rządzonych krajach i z których od lat korzysta mniejszość litewska zamieszkała w Polsce (5,8 tys. osób). Zabiegali o to kolejne rządy i parlamenty, kolejni ministrowie spraw zagranicznych, a także prezydenci. Zawsze z tym samym skutkiem.

Nie uzyskał nic dla litewskich Polaków prezydent Lech Kaczyński, mimo że Litwa była najczęściej przez niego odwiedzanym krajem. Do rangi symbolu urósł dziś fakt odrzucenia przez litewski parlament, dokładnie w dniu jego ostatniej w życiu wizyty zagranicznej (!), ustawy dopuszczającej oryginalną pisownię imion i nazwisk w języku polskim. Symboliczne i tragiczne zarazem zwieńczenie 16. podróży na Litwę i bardzo bliskich relacji z ówczesnym prezydentem Valdasem Adamkusem. A jednocześnie dowód na to, jakie sukcesy na Litwie odnosiła – cytuję za tekstem prezesa Kaczyńskiego – „aktywna polityka PiS" i realizującego ją prezydenta.

Dzisiejszy bilans

Przez dwie ostatnie dekady Polska popierała wszelkie działania Litwy służące wzmocnieniu jej pozycji na arenie międzynarodowej. Byliśmy gorącymi rzecznikami przystąpienia Litwy do NATO. Razem pokonywaliśmy trudne etapy negocjacji w sprawie członkostwa w Unii Europejskiej, gdzie wielokrotnie zabiegaliśmy o sprawy trudne, z którymi mniejsze państwa nie miały możliwości przebić się na unijnych korytarzach. Suwerenność, niezależność i dobrobyt Litwy były dla nas ważne nie tylko z czystego altruizmu. Siła Litwy, jej pozycja gospodarcza były ważnym elementem polskiego stabilnego otoczenia. W większości kwestii Litwa i Polska zajmowały i zajmują zbliżone stanowiska na forach międzynarodowych, między innymi mając na uwadze nasze wspólne trudne sąsiedztwo. Tak było np. w 2008 r., gdy Polska postanowiła odblokować negocjacje UE z Rosją w sprawie partnerstwa i współpracy. Litwa była wtedy najczęściej konsultowanym przez nas krajem.

Do tej pory bezpieczeństwo Litwy traktowaliśmy jako część bezpieczeństwa Polski. Dlatego zabiegaliśmy, i za kadencji tego rządu odnieśliśmy sukces, o stworzenie planów ewentualnościowych sojuszu dla Litwy i pozostałych państw bałtyckich jako aneksu do planu dla Polski.  Przewidują one wzmocnienie obrony Litwy przez siły NATO, których trzonem byłoby Wojsko Polskie.  Wspólnie zabiegamy również o zrównoważoną geograficznie dyslokację elementów sojuszniczej infrastruktury oraz popieramy wspólne ćwiczenia sojuszu. Z uwagi na to, że Litwa, podobnie jak pozostałe kraje bałtyckie, nie ma narodowych zdolności niezbędnych do ochrony przestrzeni powietrznej, Polska rotacyjnie, wraz z innymi państwami NATO, pełni dyżury polegające na patrolowaniu ich przestrzeni powietrznej. Jest to tym większym wyrazem polskiej solidarności w sytuacji, gdy Litwa – mimo trudniejszego położenia geopolitycznego – wydaje na obronność zaledwie 0,88 proc. PKB. Polska przeznacza na ten cel niemal 2 proc. PKB. Zatem Litwa korzysta z sojuszniczego parasola bezpieczeństwa, w którego kosztach w dużym stopniu partycypuje Polska.

Nieudana próba

W 2005 r. Polska za sprawą rządu PiS dokonała największej inwestycji zagranicznej naszego kraju ostatnich 20 lat. Była to wręcz najważniejsza, a w każdym razie najbardziej namacalna inicjatywa w polityce wschodniej prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Jej miejscem była Litwa, a przemawiać za nią miały przede wszystkim nie interesy gospodarcze, lecz swoiście pojmowany zamysł polityczny.

Strategiczną odpowiedzią na próby uzależnienia krajów naszego regionu od importu rosyjskiej ropy miało stać się kupno kolejnej rafinerii w pełni zależnej od dostaw surowca z Rosji. Mowa o inwestycji PKN Orlen, który jest właścicielem 100 proc. udziałów spółki Orlen Lietuva. Spółka ta jest jednym z największych eksporterów i dostawców paliw płynnych w regionie. Jednak nie „zaniechania rządu polskiego", ale celowe działania władz litewskich spowodowały, że już w 2006 r., a więc za patriotycznych rządów PiS, Orlen Lietuva znalazł się w bardzo trudnej sytuacji.

Stało się tak z prozaicznych przyczyn: pod pretekstem awarii Rosja odcięła najtańszą drogę dostaw ropy za pośrednictwem ropociągu, a Litwa rozebrała tory prowadzące do portów łotewskich (akt nieprzyjazny również w stosunku do tego państwa).

Do dziś koleje litewskie dobrze zarabiają na dostarczaniu ropy do rafinerii w Możejkach, stosując wyższe niż np. w stosunku do Białorusi opłaty za przewozy przez swoje terytorium. Perspektywy zamortyzowania się sztandarowej inwestycji rządu PiS odsunęły się w siną dal.

Wprawdzie naciskana przez polski rząd strona litewska w marcu tego roku zadeklarowała podjęcie kroków zmierzających do rozwiązania przynajmniej części problemów, jednak żadne działania zmieniające niekorzystną dla koncernu sytuację dotąd nie zostały podjęte.

W opinii władz Orlenu wszystkie te litewskie działania i zaniechania ewidentnie zagrażają bezpieczeństwu energetycznemu tego państwa i wzmacniają pozycję importerów rosyjskich i białoruskich. Jak to się ma do opinii prezesa Kaczyńskiego, że to Polska wpycha Litwę prosto w objęcia sąsiada?

Problem z elektrownią

Odnosząc się do zawartych w cytowanym artykule tez, nie sposób zapomnieć o perturbacjach związanych z brakiem postępów w budowie przez Litwę elektrowni atomowej Visaginas. One również, zdaniem autora, wynikają ze stanowiska Polski. Zaiste wielkie mamy możliwości w określaniu interesów narodowych naszych sąsiadów! Już w chwili przystępowania do Unii Europejskiej rząd litewski miał świadomość, że najpóźniej w 2009 r. musi zakończyć działalność elektrownia Ignalina. W jej miejsce, zgodnie z deklaracjami rządu litewskiego, powstać miała elektrownia Visaginas, pierwotnie obliczana na dostarczanie ponad 3000 megawatów. Polska od początku potwierdzała, że jej budowa jest w centrum naszego zainteresowania, pod warunkiem że będziemy mogli otrzymać 1000 – 1200 megawatów prądu.

Chęć udziału w przedsięwzięciu zgłaszali też partnerzy bałtyccy, przede wszystkim Łotwa i Estonia. Dla strony litewskiej udział partnerów regionalnych jest niezwykle istotny. Podnosi to rangę projektu i wpisuje go w unijne działania na rzecz połączenia wyizolowanych rynków z rynkiem energetycznym UE. Tyle że w sprawie budowy Visaginy praktycznie nic się nie dzieje. Niedawno wycofał się koreański inwestor strategiczny. Może pojawi się kolejny. A napływające z Litwy informacje sugerują, że jeśli elektrownia kiedykolwiek powstanie, to raczej będzie niewielka, produkująca na własne, litewskie, potrzeby. Tymczasem za rządów PiS podjęto decyzję o budowie mostu energetycznego z Litwą niezależnie od losów Visaginy. W efekcie być może Polska wyda kilkaset milionów złotych po to, by Litwa mogła zarabiać na pośrednictwie w handlu rosyjską energią elektryczną.

To nie zaniepokojeni wizytą w Polsce prezydenta Dmitrija Miedwiediewa premierzy – jak pisze autor – postanowili czym prędzej przyjechać do Polski, żeby uchronić ją i siebie przed oddaniem regionalnej energetyki w ręce rosyjskie. To premier Donald Tusk w grudniu minionego roku zaprosił ich do Warszawy, by jeszcze raz porozmawiać o perspektywach budowy przez Litwę elektrowni wpisującej się w strategię unijną i umożliwiającej samodzielność państw regionu w tym względzie. Ostatnio ofertą przedkładaną Polsce jest przyłączenie się do nordyckiego pierścienia energetycznego. Tyle że jest to rozwiązanie na pewno mniej dla Polski ekonomicznie korzystne. Trudno o lepszy przykład marnowania szansy na pokonanie energetycznej izolacji państw bałtyckich. Nawet prezydent Adamkus skrytykował rząd litewski za to bezsensowne działanie. I nie wspominał, jak prezes Kaczyński, że to wina Polski.

Brak symetrii

Wreszcie – kompleks spraw związanych z sytuacją Polaków na Litwie.  Ani rządowi PiS pod przywództwem premiera Kaczyńskiego, ani prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu, ani też obecnemu rządowi nie udało się nic w tej sprawie zrobić. W żadnej ze wspomnianych na wstępie spraw od kilkunastu lat nie udało się uzyskać minimalnego choćby postępu. Nie została spełniona żadna ze składanych przez Litwę obietnic. Nie ma też większych szans na to, że w najbliższej przyszłości któraś z nich zostanie spełniona. Brakuje woli, a to determinuje resztę. Nie przyniosły też żadnego rezultatu spotkania parlamentarzystów obu państw pochylających się nad problemami mniejszości. W ich trakcie natomiast można było usłyszeć od Litwinów oburzenie przeforsowaniem przez rząd PiS ustawy o Karcie Polaka w kształcie takim, że odnosi się ona również do Litwy – kraju członkowskiego Unii Europejskiej (jej działanie w krajach spoza UE jest dużo bardziej sensowne – i skuteczne).

A co o polityce MSZ sądzą sami Polacy na Litwie, których losem prezes Jarosław Kaczyński wreszcie się zainteresował? „Tygodnik Wileńszczyzna" napisał w ostatnich dniach: „Zdecydowana większość Polaków na Litwie rozumie motywy postępowania Sikorskiego i popiera jego determinację w bronieniu autorytetu państwa polskiego i praw Polaków na całym świecie. Nieprzypadkowo więc szefowi polskiej dyplomacji jesienią ubiegłego roku wręczono Złotą Odznakę ZPL. Odznaka ta jest najwyższym wyróżnieniem przyznawanym przez Związek Polaków na Litwie".

Na koniec warto zauważyć coraz częściej pojawiającą się krytykę polityki litewskiej wobec Polski płynącą z ust litewskich dziennikarzy i intelektualistów (vide list otwarty tych ostatnich). Cieszą przykłady refleksji co do postawy Litwy wobec Polski. Przykładowo dwa cytaty z ostatnich dni. Podczas spotkania okrągłego stołu zorganizowanego w litewskim Centrum Studiów Europy Wschodniej redaktor dziennika „Lietuvos Rytas" Marius Łaurinawiczius zaznaczył, że „Litwa w swojej polityce zagranicznej tak naprawdę nie wie, czego chce od Polski". Jego zdaniem błędem były litewskie wizje, że stanie się centrum regionu Europy Środkowo-Wschodniej, nawiązywanie w takiej roli współpracy z Białorusią, Ukrainą, Gruzją.

Odnośnie do problemów logistycznych Orlen Lietuva na Litwie Marius Łaurinawiczius powiedział: „Niczym nie różnimy się od Rosjan – oni zakręcili Drużbę, my zdemontowaliśmy tory kolejowe". Natomiast dziennikarz i politolog Arunas Brazauskas na łamach portalu Balsas.lt stwierdził: „W sprawie podwójnego nazewnictwa ulic Polska może wskazać Puńsk, gdzie wiszą tablice informacyjne w języku polskim i litewskim, co jest następstwem przyzwolenia władz Polski, a nie zachcianek miejscowych Litwinów. Rząd Litwy obiecał w ciągu dwóch lat uporządkować sprawy związane ze zwrotem mienia Polakom, co oznacza, że po tym okresie Polska będzie miała okazję ocenić, czy Litwa spełniła obietnice. Możliwe, że tłumaczyć się będzie już inny rząd, ale obiecał przecież Andrius Kubilius". Oby słowo stało się ciałem spełnionych obietnic.

Niespełnione obietnice

Mniejszość polska na Litwie nie będzie określać naszej polityki wobec tego kraju, ale też nie może być poświęcona w imię strategicznych relacji, które okazały się jednostronne. Chcielibyśmy, by Litwa zrozumiała, że jaśniejsze niż uprzednio stawianie sprawy niespełnionych obietnic nie wynika z polskiej niechęci czy jakichś historycznych póz. Odwrotnie, wynika z szacunku do Litwy jako kraju niepodległego, który sam o sobie stanowi i sam wybiera sobie przyjaciół. Szanujemy prawo Litwy do podejmowania decyzji, bo to ona będzie żyła z ich konsekwencjami. Polska – tak jak przez ostatnie 20 lat – nadal wyciąga do Litwy przyjazną rękę. Ale chciałaby zobaczyć jakieś oznaki wzajemności. Nie chcemy się dłużej z naszą przyjaźnią narzucać.

Grażyna Bernatowicz

Autorka jest od 2007 roku podsekretarzem stanu w MSZ odpowiedzialnym za relacje z państwami Europy.

Komentarze

#1 Bardzo zrównoważona,rzeczowa

Bardzo zrównoważona,rzeczowa spokojna i konstruktywna wypowiedź Grażyny Bernartowicz. To kierunek rozsądnej polskiej polityki,bez megalomanii i tuszowania stanowiska wiarołomnego partnera litewskiego i ukrywania niepowodzeń polskiej polityki wobec Litwy z okresu rządów PIS.

#2 Trzeba uczciwie przyznać ,że

Trzeba uczciwie przyznać ,że dopiero minister Sikorski przestał poklepywać Litwinów i mówić , że deszcz pada kiedy plują nam w twarz...Jedno można teraz robić :domagać się wypełnienia zobowiązań , a dopóki to nie nastąpi , izolować Litwę. I sprzedać w końcu te nieszczęsne Możejki , wpuścić im niedzwiedzia .

#3 W artykule atak na PiS

W artykule atak na PiS zamiast prezentacja wizji polityki polskiego rządu.
Chyba, że wizją jest hasło "nie będziemy się narzucać z przyjaźnią" - cudowna wizja polskiej dyplomacji - bardzo ambitna.

Efekty pracy ostatniego rządu właśnie zaczynają być widoczne na Litwie.
Aby żyło się lepiej!

#4 Oni sie nigdy nie naucza, ze

Oni sie nigdy nie naucza, ze Litwa msci sie za okupacje. Nigdy. Szara masa!

#5 Nazwiska w Luksemburgu na

Nazwiska w Luksemburgu na razie przegrane.Wniosek jeden -walczymy dalej. Widocznie trzeba domagac sie drugiego języka, lokalnego.
Charakterystyczny jest obrazek z delfi.
http://www.delfi.lt/news/daily/lithuania/teismas-reikalavimas-pavardes-r...

Sposób wyświetlania komentarzy

Wybierz preferowany sposób wyświetlania odpowiedzi i kliknij "Zachowaj ustawienia", by wprowadzić zmiany.