(Nie)ziemski spór przy likwidacji powiatów


Fot.: Kurier Wilenski
Stanisław Tarasiewicz, "Kurier Wileński", 17 czerwca 2010 roku
10 powiatów — okręgów rządowej administracji terytorialnej — ma zniknąć już 1 lipca. Ich funkcje zostaną zredukowane bądź przekazane ministerialnym resortom oraz samorządom.
Wśród tych funkcji są „łakome kęsy” i takie, których żadna instytucja nie chciałaby przejmować. Szczególnie ostry spór wywołała decyzja Sejmu o przekazaniu kompetencji w zakresie reformy ziemskiej i dysponowania ziemią państwową Narodowej Służbie Ziemskiej przy Ministerstwie Rolnictwa. Zdaniem samorządowców, w ten sposób znowu odbiera się wspólnotom lokalnym ich „przyrodzone” prawo do dysponowania ziemią. Takie postanowienie bowiem zakładała uchwalona przed miesiącem przez Sejm nowela do ustawy o gruntach państwowych. Poprawka stanowiła wprawdzie jeden wyjątek, że Służba Ziemska dysponowałaby ziemią państwową tylko na terenach wiejskich samorządów, zaś w miastach ziemią dysponowałyby samorządy. Jednak inna poprawka stanowiła, że w każdym bądź razie pieniądze ze sprzedaży, wynajmu czy innych czynności prawno-finansowych wobec państwowych gruntów zasilałyby budżet państwa. Stamtąd finanse te byłyby kierowane z powrotem do samorządów, ale jako docelowe dotacje na finansowanie delegowanych samorządom funkcji państwowych.

— Taki tylko mamy wynik z całej reformy? — tym retorycznym pytaniem prezes Litewskiego Zrzeszenia Samorządów, mer Druskiennik Ričardas Malinauskas niedawno podsumował przebieg reformy administracyjnej i rolnej, której koncepcja jeszcze z 1998 roku zakładała przywrócenie samorządom kompetencji w zakresie administrowania państwowymi gruntami. Prawo takie samorządom zabrano na rzecz powołanych w połowie 90. lat ubiegłego stulecia właśnie nowym jednostkom terytorialnym — powiatom.

— Samorządom są przekazywane 100 placówek, w sprawie których dalszego finansowania wciąż nie ma jasności oraz których samorządy nie potrzebują, bo same utrzymują placówki socjalne, oświatowe i kulturalne. Tymczasem dysponowanie ziemią państwową, jako podstawowa i przyrodzona funkcja samorządów, znowu jest blokowana. Kiedy wreszcie wysokiej rangi politycy zrozumieją, że jakikolwiek inny sposób zarządzania ziemią jest nienaturalny, utrudniający planowanie terytorialne samorządów, ich rozwój gospodarczy, socjalny i kulturalny — mówił Malinauskas 2 czerwca 2010 roku podczas XV Zjazdu LZS. Zaznaczył też, że jeśli zakres dysponowania ziemią państwową zostanie przekazany instytucji centralnej, to stan taki jedynie pogorszy sytuację zwykłych obywateli.

Z decyzją Sejmu nie zgadza się również prezydent Dalia Grybauskaitė. Zawetowała ona uchwaloną w maju nowelizację sejmową i skierowała do Sejmu swoje poprawki. Chce ona jednak, żeby wszelkie kompetencje w zakresie regulacji obrotem gruntami państwowymi od likwidowanych powiatów przejęłaby Narodowa Służba Ziemska. Sejm jeszcze do 1 lipca ma zdecydować, czy pozostać przy swoim i odrzucić weto prezydent, czy uchwalić propozycję Grybauskaitė.

W tym kontekście, dla Polaków na Litwie sprawą niezmiernie ważną jest, która z instytucji przejmie kompetencje ziemskie, jak niezmiernie i wciąż ważną dla nich pozostaje sprawa zwrotu ziemi na Wileńszczyźnie w ogóle, a w Wilnie w szczególności. Tu bowiem proces denacjonalizacji sowieckiej ziemi byłych właścicieli osiągnął zaledwie kilkanaście procent zakresu, a trwa już prawie 20 lat. Wobec uwarunkowań historycznych, wśród oczekujących na zwrot ojcowizny w Wilnie najwięcej jest miejscowych Polaków. Dotychczas, kiedy kompetencje ws. zwrotu ziemi w Wilnie dzieliły samorząd i powiat (samorząd planował parcele do zwrotu, zaś powiat podejmował decyzję o zwrocie), los, a raczej biurokraci tych instytucji, nie byli przychylni Polakom, stąd nikły procent zwróconych im majątków ziemskich wobec prawie 100-procentowego zwrotu ziemi w innych rejonach, ale tam z kolei nikły jest procent Polaków.

Zdaniem Jarosława Kamińskiego, radnego Rady Wilna z ramienia AWPL, te właśnie procenty i uwarunkowują obawy społeczności polskiej, która z instytucji — Służba Ziemska, czy samorząd — przejmie w końcu proces zwrotu ziemi.

— W samorządach, gdzie AWPL ma większość, moglibyśmy zapewnić należytą kontrolę procesu zwrotu ziemi, więc tam przejęcie procesu przez samorządy byłoby wskazane. Tymczasem w Wilnie są pewne obawy, z praktyki wynika, że właśnie Narodowa Służba Ziemska, która jest też stroną w procesie reprywatyzacji ziemi, nieraz stawała w obronie interesów byłych właścicieli wobec krzywdzących ich decyzji samorządu i powiatu — wyjaśnia w rozmowie z „Kurierem” Jarosław Kamiński. Tłumaczy też, że przy pewnych układach politycznych, samorząd dysponujący ziemią państwową byłby zainteresowany ją sprzedawać na aukcji, wynajmować, a nie zwracać byłym właścicielem.

— W pracy w samorządzie nieraz zdarzało się spotkać z takim nastawieniem polityków i urzędników, że po co mają zwracać ziemię, skoro mogą ją sprzedać — mówi Kamiński. I dodaje, że takie nastawienie byłoby niebezpieczne dla byłych właścicieli ziemi, gdyby dominowało w podejmowanych przez samorząd decyzji w sprawie ziemi.

Na poczet swego dorobku AWPL zalicza przyśpieszenie procesu zwrotu ziemi w Wilnie w krótkim okresie współrządzenia miastem w poprzedniej koalicji. Kamiński przypomina, że nawet będąc w koalicji wymagało to ogromnej determinacji wobec właśnie niechęci urzędników samorządowych, którzy na różny sposób blokowali proces.

— Dopiero po zmianach strukturalnych w administracji udało się nam przyśpieszyć proces zwrotu ziemi w Wilnie — mówi nam Kamiński.

Toteż trudno dziś jednoznacznie ocenić, który z wariantów przekazania kompetencji ws. zwrotu ziemi wobec oczekiwań byłych właścicieli byłby właściwym. Samorządy apelują o bezwarunkowe przekazanie im tych kompetencji, ale powstają obawy, że niektóre samorządy nie potrafią, tak jak nie potrafiły dotąd, sprawnie prowadzić procesu reprywatyzacji ziemi.

Tymczasem przedstawiciele Służby Ziemskiej są zaniepokojeni nie tyle kwestią, kto w końcu i w jakim zakresie przejmie kompetencje, lecz głównie tym, że wciąż nie ma decyzji w tej sprawie, chociaż do 1 lipca pozostaje niewiele czasu. Najwyżej dziś Sejm postawi ostatecznie kropkę nad „i” uchwalając poprawki prezydent, lub odrzucając jej weto.

— To nas niepokoi najbardziej, bo w każdym bądź razie czeka nas ogrom pracy organizacyjnej związanej z przejęciem funkcji w samorządach wiejskich, a być może też miejskich — mówi nam Silvestras Staliūnas, dyrektor Departamentu Regulacji Rolnej Narodowej Służby Ziemskiej. Wobec tego dyrektor nie wyklucza, że po 1 lipca petenci będą narażeni na niedogodności z tego powodu.

— Będziemy staraliśmy się, żeby obsługa klientów odbywała się sprawnie, ale też nie mogę wykluczyć pewnych kłopotów — powiedział Silvestras Staliūnas.

Tymczasem samorządy Wileńszczyzny, gdzie problem zwrotu ziemi wciąż pozostaje aktualnym, uważają, że kłopoty związane z likwidacją powiatów już są i co najmniej od roku, abstrahując do tego, że sama reprywatyzacja była prowadzona w żółwim tempie od samego początku.

— Proces zwrotu ziemi jest wyhamowany już co najmniej od roku, ponieważ jeszcze w 2009 roku wszyscy specjaliści wydziałów regulacji rolnej, którzy pracowali w gminach, zostali zwolnieni. Wszystkie zaś materiały i dokumenty zwyczajnie spakowano do worków i wywieziono. I proszę zauważyć, że to działo się jeszcze rok przed likwidacją powiatów — mówi w rozmowie z „Kurierem” Maria Rekść, mer rejonu wileńskiego, który — jak zaznaczyła — zawsze opowiadał się za przejęciem przez samorządy spraw regulacji rolnej i zwrotu ziemi. Zdaniem samorządowców Wileńszczyzny, gwarantowałoby to przyśpieszenie zwrotu ziemi, który tu — jak już wiemy — wyhamowano jeszcze przed rokiem.

Samorządy Wileńszczyzny zdominowane przez mniejszość polską obawiają się jednak, że jeśli nawet na szczeblu wyższym zapadnie decyzja o przekazaniu władzom lokalnym kompetencji w zakresie regulacji rolnej, to wobec tzw. polskich rejonów może być zastosowany wyjątek. Bo przykład już jest.

— Nasz samorząd jest gotów przejąć po powiatach placówki socjalne i oświatowe, co zresztą nie raz deklarowaliśmy, jednak potraktowano nas, bo chodzi tu o rejon wileński i solecznicki, w sposób wyjątkowy. Gdy we wszystkich rejonach placówki oświatowe przeszły pod opiekę samorządów, to powiatowe szkoły w naszych rejonach zostały przekazane bezpośrednio ministerstwu, co zresztą było zapisane od początku w projekcie ustawy. Z kolei w maju, na mocy postanowienia rządu, do gestii Ministerstwa Opieki Socjalnej i Pracy zostały przekazane powiatowe placówki socjalne na Wileńszczyźnie — wyjaśnia mer Maria Rekść.

KOSZTA LIKWIDACJI POWIATÓW

Likwidacja powiatów ma kosztować budżet państwa około 18,6 mln litów. Jak wynika z przedstawionych przez likwidowane powiaty wniosków, z ogólnej potrzebnej na likwidację sumy ponad 18 mln litów, większa część — prawie 10 mln litów pójdzie na odprawy dla zwalnianych pracowników oraz na rekompensaty za niewykorzystane urlopy oraz zaległe rozliczenia z tytułu pracy. Najwięcej z tej puli przeznaczy się na likwidację powiatu wileńskiego (2,1 mln) oraz kowieńskiego (1,5 mln). Tymczasem spośród instytucji przejmujących funkcje powiatów, z puli 4,8 mln litów przeznaczonych na ten cel, najwięcej przewiduje się przeznaczyć właśnie Narodowej Służbie Ziemskiej — 2,8 mln.