Nowy rok szkolny - i znów pod prąd?


Fot. wilnoteka.lt
Dokładnie za tydzień, 1 września, rozpocznie się nowy rok szkolny. Do szkół z polskim językiem przyjdzie 1 060 pierwszaków. Mało w porównaniu z sytuacją, jaką mieliśmy 20 lat temu, kiedy co roku naukę w polskich szkołach rozpoczynało ponad 2 tysiące 7-latków. Jeśli się jednak uwzględni panującą ostatnio atmosferę wokół szkolnictwa polskiego na Litwie, niż demograficzny i emigrację zarobkową - to całkiem nieźle.


"Zamieszanie wokół szkół polskich w ciągu ostatnich dwudziestu lat jest tworzone specjalnie. Robią to władze oświatowe, politycy, media. I nie tylko środowisko litewskie, nieraz - również nasi rodacy, Polacy, zagęszczają sytuację. Niby w dobrej wierze, w trosce o dobro polskiej szkoły wprowadzają zamęt. Od ponad 20 lat płyniemy pod prąd - i to jest fakt" - uważa prezes Stowarzyszenia Nauczycieli Szkół Polskich na Litwie Józef Kwiatkowski. Kwiatkowski sytuację w oświacie polskiej na Litwie porównuje do sprężyny: "Ta sprężyna coraz bardziej się ściska, ale jest granica, kiedy zaczyna się rozprężać. Ostatnio to właśnie obserwujemy: sytuacja w oświacie doprowadziła do aktywizacji społeczności polskiej, powstało Forum Rodziców Szkół Polskich, komitety strajkowe, komitety uczniowskie. To wszystko mówi o tym, że pojawia się sprzeciw społeczny wobec nieprzychylnych polskim szkołom działań".

Nie da się jednak ukryć, że liczba uczniów szkół polskich zmniejszyła się. W najlepszych czasach miały one ponad 22 tys. uczniów, obecnie - o połowę mniej. Józef Kwiatkowski tłumaczy, że są to między innymi konsekwencje niżu demograficznego i migracji mieszkańców. Jako przykład przytacza rejon święciański, gdzie w tym roku z rejestru usuniętych zostało 17 wsi - są to wsie, które się wyludniły. W skali kraju wyludniło się już około 500 wsi. Liczba uczniów w polskich szkołach zmniejsza się również w wyniku nieprzychylnej polityki władz państwa. "Przed około 20 laty na Wileńszczyźnie zaczęły powstawać szkoły tzw. powiatowe z litewskim językiem nauczania, które podlegały bezpośrednio Administracji Okręgu Wileńskiego (obecnie są to szkoły podlegające bezpośrednio ministerstwu oświaty). W rejonach wileńskim i solecznickim powstało około 20 takich szkół. Około 80 proc. uczniów w tych szkołach stanowią dzieci z rodzin polskich lub mieszanych. Ma to oczywiście wpływ na zmniejszenie liczby uczniów w szkołach polskich" - mówi prezes "Macierzy Szkolnej". 

Nawet mały sukces jest więc powodem do radości: od kilku lat liczba dzieci w klasach pierwszych nie zmniejsza się. Co roku około tysiąca 7-latków rozpoczyna naukę w polskich szkołach. Z informacji posiadanych przez "Macierz Szkolną" wynika, że w tym roku w klasach pierwszych będzie 1 060 uczniów. "Nie jest to jeszcze wzrost, ale stabilizacja na pewno" - uważa Kwiatkowski.

"Wyniki egzaminów maturalnych z języka litewskiego pokazały, że mamy rację, mówiąc, że polskie dziecko ma możliwość swobodnego i wszechstronnego rozwoju wyłącznie w polskiej szkole. Dzieci z nielitewskich rodzin, które trafiły do litewskich szkół "powiatowych", nie osiągają lepszych wyników w nauce niż ich rówieśnicy w szkołach polskich. Ilustruje to przykład czterech miejscowości rejonu wileńskiego, w których działają polska szkoła samorządowa i litewska ministerialna: Kowalczuk, Podbrzezia, Rudomina i Mejszagoły. Uczniowie w polskich szkołach, którzy uczyli się języka litewskiego według ujednoliconego programu zaledwie trzy lata, zdali egzamin państwowy z języka litewskiego lepiej niż uczniowie szkół litewskich, którzy uczyli się języka litewskiego jako ojczystego od pierwszej klasy. O czym to świadczy? O tym, że dziecko z rodziny polskiej lub mieszanej w litewskiej szkole nie nauczyło się tego, czego powinno. Należy podkreślić wysiłek lituanistów pracujących w szkołach polskich, którzy zrobili wszystko, żeby przygotować uczniów do egzaminów i to, że w polskich szkołach uczniowie więcej czasu poświęcili językowi litewskiemu kosztem innych przedmiotów. Wszelkie wypowiedzi na temat tego, że w szkołach litewskich poziom jest wyższy, nie mają potwierdzenia w rzeczywistości" - przekonuje Józef Kwiatkowski.

W tegorocznym rankingu szkół opracowanym przez pismo "Reitingai" w setce najlepszych szkół Litwy jest 45 szkół wileńskich, w tym te najlepsze, renomowane, które przyjmują uczniów na podstawie wyników egzaminów wstępnych. Gimnazjum im. Jana Pawła II zajmuje 36 miejsce w rankingu ogólnokrajowym, ale wśród szkół wileńskich - 17. Szkoła im. Wł. Syrokomli -  58, a wśród wileńskich - 21, Gimnazjum im. J.I. Kraszewskiego odpowiednio 71 i 22. Józef Kwiatkowski przytacza kolejne liczby: 32 spośród 40 działających na Litwie polskich szkół średnich uzyskały już status gimnazjum. W związku z tym, że ostateczny termin reorganizacji szkół został przedłużony do 2017 roku, jeszcze kilka placówek ma szansę akredytacji programu kształcenia średniego. Zdaniem prezesa "Macierzy Szkolnej są to kolejne dowody na potwierdzenie wysokiego poziomu szkół polskich.

Dlaczego jednak uczniów polskich szkół nie ma wśród laureatów międzynarodowych olimpiad przedmiotowych? "Nie mogę posłużyć się w tym przypadku statystyką, dlatego nie chciałbym wydawać jakichś opinii. Wiem, że uczniowie polskich szkół uczestniczą w olimpiadach republikańskich. Mogę jedynie przypuszczać, że może bardziej koncentrują się na udziale w konkursach odbywających się w języku ojczystym? "Macierz Szkolna" co roku organizuje około 20 różnego rodzaju imprez i konkursów, ponadto konkursy i olimpiady organizują ZPL, wydziały oświaty, poszczególne szkoły" - mówi Kwiatkowski.

Najwięcej zamieszania było ostatnio wokół szkół wileńskich. Można się doszukiwać, kto zawinił, że ta czy inna szkoła nie zdążyła z akredytacją, że nie ma wspólnego stanowiska polskich szkół w kwestii sieci szkolnictwa polskiego w stolicy. Faktem jest jednak, że o ile w rejonie wileńskim czworo z pięciorga dzieci z polskich rodzin chodzi do polskich szkół, to w Wilnie - zaledwie co drugie dziecko. Dlaczego tak się dzieje? Brak informacji, zaufania? Józef Kwiatkowski uważa, że jest to cały "zestaw uwarunkowań". "W czwartek odbędzie się XX konferencja Wileńskiego Rejonowego Oddziału ZPL "Polskie dziecko w polskiej szkole". W ciągu 20 ostatnich lat w rejonie wileńskim była prowadzona codzienna, ukierunkowana praca wśród rodziców. Oczywiście, tam, gdzie Polacy mieszkają zwarcie, jest łatwiej: jeśli sąsiadka oddała dziecko do polskiej szkoły, to ja swoje również zapiszę do polskiej. Łatwiej jest dotrzeć do każdej rodziny, spotkać się z rodzicami. Kontakt jest bliższy, ponadto odbywa się wiele polskich imprez. W Wilnie Polacy są rozproszeni, w pracy zazwyczaj również są w środowisku litewskim. Nieraz się zdarza, że ci, którzy kształcą dzieci w języku ojczystym są narażeni na krytykę ze strony kolegów. Więcej jest rodzin mieszanych, trudniej jest zachować swoją tożsamość narodową i kontakt z polską kulturą. W Wilnie trudniej jest więc trafić z informacją o ofercie polskiej szkoły do polskiej rodziny. O ile w rejonach to nauczyciel szuka kontaktów z polską rodziną, w Wilnie - rodzice szukają dla dziecka szkoły. Do polskich trafiają ci świadomi swej tożsamości, czyli tacy, których nie trzeba przekonywać, w jakim języku ma się uczyć ich dziecko" - mówi prezes "Macierzy Szkolnej".

Zdaniem Józefa Kwiatkowskiego, nauczyciele muszą więcej uwagi poświęcać promocji szkoły, wyników jej pracy. Informacje o wynikach egzaminów maturalnych, o osiągnięciach uczniów, o pracy pozalekcyjnej prowadzonej przez każdą konkretną placówkę powinny być powszechnie dostępne. Krytyka, ale jak zastrzega - konstruktywna - jest potrzebna, ale trzeba też głośno i dobitnie mówić o sukcesach, bo jak inaczej dotrzeć do tych, którzy nie wiedzą, którzy wątpią, wahają się?

Polska szkoła będzie atrakcyjna, jeśli atrakcyjna będzie polska kultura i polskość ogólnie rzecz biorąc. Musimy przyznać, że obecnie tej polskości w Wilnie, na Litwie jest mniej niż w okresie sowieckim, kiedy powszechnie słuchano programów Polskiego Radia, oglądano polską telewizję, a w każdym kiosku można było kupić polskie gazety czy czasopisma. Obecnie mamy szeroki wybór rosyjskich gazet, pism, programów telewizyjnych, a polska oferta jest bardziej niż skromna. "Widocznie Rosja przeznacza więcej środków na promocję swojej kultury niż Polska" - zastanawia się rozmówca Wilnoteki.

Polska młodzież nie zna polskiej kultury. Są oczywiście rodziny, w których się dba o wszechstronny rozwój dzieci, o to, co czytają, co oglądają i czego słuchają, ale są one w mniejszości. Trudno jest polubić coś, czego się nie zna. Tymczasem w szkołach polskich sporo jest uczniów, którzy nigdy w Polsce nie byli. Jakieś 20 lat temu każdego lata "Macierz Szkolna" miała około 500-600 miejsc dla uczniów polskich szkół na kolonie edukacyjno-wypoczynkowe. Dzieci wyjeżdżały na wycieczki, obozy, kolonie również poprzez parafie, gminy, szkoły. Każdego lata ponad 2 tys. dzieci mogło więc podczas wakacji poznać Polskę, poprawić swoją polszczyznę, spotkać się z rówieśnikami. Teraz aż w takim zakresie tego - choć ogromnie szkoda - nie ma, gdyż nie ma finansowania na ten cel.

"Nie możemy jednak narzekać, że Polska nam nie pomaga. Gdyby nie pomoc z Polski, nie byłoby tego co mamy: odnowionych, wyposażonych szkół, szkoleń dla nauczycieli" - zaznacza prezes "Macierzy Szkolnej". Fundacja "Pomoc Polakom na Wschodzie" realizuje duży projekt pomocowy: zarówno w 2014, jak i w 2015 r. na wsparcie polskich szkół i przedszkoli przyznana została kwota w wysokości około 2 mln złotych. Na początku nowego roku szkolnego około 150 placówek: szkół i przedszkoli otrzyma pieniądze, które będą mogły przeznaczyć na nabycie wyposażenia technicznego, meble, urządzenie boisk, placyków zabaw. W przypadku każdej konkretnej placówki wysokość kwoty zależy od liczby uczniów. Jest to naprawdę znacząca pomoc. Oby tylko dzieci w szkołach nie zabrakło. Ale w tym Polska już nam raczej nie pomoże.

Na podstawie: Inf.wł.