O ratowaniu Rossy i zbiorowym obowiązku - z Dariuszem Lewickim


Gość Studia Wilnoteki - Dariusz Lewicki, fot. Wilnoteka.lt
"Światełko na Rossie" - to dziś jedna z największych i najpiękniejszych akcji polskiej społeczności na Litwie. Towarzyszy jej także sprzątanie historycznego cmentarza, zbiórka środków i renowacja zagrożonych pomników oraz monitoring ogólnej sytuacji najstarszej wileńskiej nekropolii - również w czynie społecznym. A za wszystkim tym stoi kilkunastu pasjonatów, skupionych w Społecznym Komitecie Opieki nad Starą Rossą. Dzieło, rozpoczętę przed ponad 30 laty przez grono entuzjastów obecnie kontynuuje już młode pokolenie, tak samo nieobojętne wobec zabytkowych nekropolii Wilna. Skąd ta pasja i co jest dziś najważniejszne w działalności Komitetu? O tym rozmawiamy z Dariuszem Lewickim, aktywnym członkiem Komitetu Opieki nad Starą Rossą, autorem książek o Rossie i opiekującym się nią Komitecie.
Do niedawna opieka nad Starą Rossą leżała na sercu głównie wileńskim Polakom oraz wilniukom, rozsianym po świecie. Dzięki upowszechnianiu cegiełek wśród turystów i dorocznym kwestom na 3 Maja i 1 Listopada (chwała za to wileńskim przewodnikom, harcerzom oraz młodzieży z Polskiego Stowarzyszenia Medycznego na Litwie) zawsze był jakiś grosz na ratowanie ważnych i cennych pomników. Ostatnio Komitetowi udało się pozyskać wsparcie także polskich fundacji, jak np. "Pomoc Polakom na Wschodzie" i "Wspólnota Polska", a nawet organizacji branżowych (izby lekarskie), co pozwoliło nadrobić straty, związane z pandemicznym osłabieniem ruchu turystycznego, ostatnio podciętym także przez wojnę na Ukrainie, niby - gdzie Rzym, gdzie Krym, a jednak.

Piszę: do niedawna, ponieważ od kilku lat rośnie zainteresowanie Rossą także w środowisku litewskim. Początkowo bracia-Litwini różnie postrzegali tę feerię biało-czerwonych zniczy na Rossie w wigilię Zaduszek, jednak ostatnio coraz chętniej przychodzą tu, zwykle nawet nie wiedząc o akcji "Światełko dla Rossy". Apel do szkół litewskich o pomoc przy sprzątaniu cmentarza także nie pozostał bez echa - od paru lat wspierają one szkoły polskie, przy okazji poznając przeszłość własnego kraju. Być może taka lekcja historii, połączona ze sprzątaniem zapadających się pod ziemię polskich grobów, sprawi, że inaczej będą postrzegali także współobywateli - Polaków oraz naszą historyczną wspólnotę? Przed Zaduszkami gościła w Wilnie akurat jedna z licznych ostatnio oficjalnych delegacji z Polski, wybrali się na Rossę, widzą - młodzież sprząta liście, podchodzą by podziękować - a tu się okazuje, że uczniowie szkoły litewskiej!

Do tych pozytwynych zmian z pewnością przyczynił się także pochówek powstańców 1863 r. w nowym Mauzoleum - tego roku wpadłem na Rossę także 2 listopada i byłem zaskoczony, jak często wśród spotykanych grupek ludzi słyszałem język rosyjski, a nawet białoruski (wieczorem 1 listopada zdecydowanie dominował litewski). Co innego na Cmentarzu Bernardyńskim - tam zdecydowanie większa pustka, mimo że Komitet Opieki nad Starą Rossą od paru lat zapala część zniczy również "u Bernardynów" i na Polskim Cmentarzu Wojskowym na Antokolu. Jeszcze bardziej zapomniana wydaje się polska część dawnego Cmentarza Świętych Piotra i Pawła na Antokolu - od czasu, gdy odeszła ś.p. Jadwiga Pietkiewicz (a ostatnio - także wspierająca ją Nella Mongin) już nikt nie bije na alarm, że tu po prostu znikają zapomniane polskie groby, a w ich miejscu pojawiają się nowe litewskie pochówki. O ile kwatery Ogińskich czy Zawadzkich jeszcze mogą liczyć na renowacje, to setki innych polskich grobów po prostu odchodzą do wieczności za swymi "lokatorami" - nie mogłem więc nie zapytać Dariusza, czy Komitet nie planuje poszerzyć działalności (także w nazwie), bo te mniej znane, a równie historyczne i cenne wileńskie nekropolie chyba jeszcze głośniej wołają o ratunek...

Rozmawiając o wsparciu z Polski, które pozwala Komitetowi na renowację przynajmniej tych 8 pomników i zebraniu ponad 12 tysięcy zniczy na Zaduszki (jak w tym roku) trudno było pominąć także wątek prywatnego zainteresowania grobami na Rossie. Wiadomo, że stały się one dla Polaków na Litwie "wielkim zbiorowym obowiązkiem", bo większość związanych z nimi rodzin zginęła lub musiała opuścić Wilno w zawierusze ostatniej wojny - została wywieziona na Wschód lub musiała uciekać na Zachód w ramach ekspatriacji. Ale od co najmniej 30 lat już nic nie stoi na przeszkodzie, by przyjechać do Wilna, odnaleźć i uporządkować miejsce pochówku swoich przodków, no bo przecież nie wszyscy chyba zginęli, a młode pokolenia ostatnio chętnie szukają swoich korzeni na Kresach.

Zapytałem Dariusza, jak często zwraca się do Komitetu ktoś z Polski lub ze świata, kto szuka rady i pomocy w takich sprawach - odpowiedź była nieco zaskakująca, okazuje się "odnaleźć" wcale nie oznacza "uporządkować". Zapraszam do obejrzenia całej rozmowy i raz jeszcze przepraszam za mój "pozaduszkowy" głos!



Realizacja: ekipa Wilnoteki
Montaż: Artiom Markin