Opowieści z dawnego Wilna (3). Sklep i zakład Leona Perkowskiego


Sklep Leona Perkowskiego w Wilnie, fot. ze zbiorów Autora
Po fali deszczów i chłodu zapraszamy na spacerek, dalszy ciąg wakacyjnego poznawania dawnego Wilna. Kolejna opowieść Waldemara Wołkanowskiego tradycyjnie dotyczy zarówno miejsc, jak i ludzi z nimi związanych. Pozostajemy nadal na Starym Mieście, gdzie uwagę skupimy dziś na dwóch obiektach i postaci jakże ciekawej oraz zasłużonej dla grodu Gedymina i Polaków tu mieszkających, a dziś już niemal zapomnianej...
 

Przechodząc ulicami Wielką i Zamkową moją ciekawość zawsze budził sklep pamiątkarski "doklejony" do kościoła św. Jana (czy też świętych Janów, jak dziś mówią Litwini), postanowiłem więc poszukać nieco informacji na temat tej specyficznej budowli. Stara pocztówka z szyldem właściciela "L. Perkowski" posłużyła za punkt wyjścia.
 
Leon Perkowski, gdyż to on będzie bohaterem dzisiejszej gawędy, był za życia postacią bardzo znaną w Wilnie. Urodził się w 1853 roku jako syn Józefa Perkowskiego. Młody Leon miał uzdolnienia artystyczne i kształcił się w warsztatach złotniczych, skończył również studia techniczne. Na przełomie XIX i XX wieku w wileńskich sklepach pojawiać się zaczęły wyroby sygnowane jego nazwiskiem. Puchary, patery, cukiernice, świeczniki czy sztućce cechowane "L. Perkowski - Wilno" do dzisiaj trafiają się na aukcjach antykwarycznych, osiągając czasem zawrotne ceny. Jako złotnik czynny był w latach 1895-1908.
 
Później jego specjalnością stał się wyrób wyposażenia kościołów. Po odwilży 1905 roku na terenach zaboru rosyjskiego podjęto prace remontowe w niektórych świątyniach, a po 1907 roku władze zaczęły wydawać zgodę na budowę nowych świątyń. Kościoły potrzebowały tzw. "aparatów", wyposażenia niezbędnego do odprawiania mszy i ozdoby ołtarzy oraz kaplic. Na tego typu zapotrzebowanie odpowiedział w 1908 roku Leon Perkowski, uruchamiając we własnym domu warsztaty albo fabrykę, jak wówczas mówiono. Kamienica Perkowskiego to ciekawy dom na rogu ulic Botanicznej 9/Suworowskiej-Bernardyńskiej 1 (późniejszy adres Królewska 9/Św. Anny 1, a obecnie róg B. Radvilaitės g./Maironio g.).
 

 
Pracownikami fabryki L. Perkowskiego byli znakomici rzemieślnicy, artyści w swoim fachu. Wzorując się na włoskich rzeźbiarzach tworzyli piękne postacie (figury) świętych i aniołów oraz misterne krzyże, stacje, monstrancje i kielichy w różnych stylach, latarnie, lichtarze, żyrandole, ołtarzyki, chorągwie oraz srebro stołowe. Reklama prasowa fabryki wymieniała wszystko, co oferował Leon Perkowski, którego sklep znalazł dogodną lokalizację na rogu ulic Wielkiej i Świętojańskiej, w dobudówce do bryły pojezuickiego kościoła pw. św. Jana. 
 
 
O zakładzie Perkowskiego pisano, iż był "największą i najstarszą na Litwie fabryką wyrobów metalowych, zainstalowaną według najnowszych wymagań techniki". Warsztaty podzielone były na działy: galwanizerski, złocenia i srebrzenia, platynowania i miedziowania. Służyły do tego specjalne wanny. Aby sprostać szybkiemu postępowi technicznemu, Leon Perkowski zorganizował przy zakładzie laboratorium elektro-chemiczne, któremu szefował inżynier z doświadczeniem w galwanizowaniu. Ważną rolę odgrywał dział artystyczny, w którym produkowano ozdoby mozaikowe do kościołów i cerkwi. Stała ekspozycja znajdowała się w sklepie na Świętojańskiej, a wkrótce również w Warszawie, gdzie L. Perkowski otworzył swój magazyn filialny (wspólnikiem działalności produkcyjno-handlowej był wówczas inżynier Kazimierz Malinowski). Aby sklepy prosperowały lepiej, w oferowanym asortymencie znalazła się również biżuteria i przedmioty ze srebra, złota i platyny sygnowane przez najsławniejsze firmy z całej Europy. Właściciel stał się również przedstawicielem szwajcarskiej firmy "Omega", produkującej zegarki.
 

Leon Perkowski nie poprzestał na tym. Wykorzystując koniunkturę budowlaną i rolniczą, razem z inżynierem Włodzimierzem Małachowskim otworzył Biuro Techniczne "Pomoc", które oferowało usługi budowlano-techniczne oraz było przedstawicielem maszyn rolniczych czołowych firm światowych. Biuro mieściło się w domu własnym Małachowskich na Prospekcie Świętojerskim 27. 
 
 
Leon Perkowski był człowiekiem myślącym praktycznie. Dopiero mając zapewnioną pozycję materialną i będąc członkiem polskiej elity intelektualnej oraz "biznesowej", jak by to dziś określiliśmy, Wilna, zaczął reprezentować postawę patriotyczną. Tę w wydaniu "montwiłłowskim", którą wyznawało wielu ówczesnych ludzi. Cóż to takiego było? Józef Montwiłł powiedział w 1907 roku: "W każdem przedsięwzięciu najgłówniejszą rzeczą jest dobra organizacja; bez niej najlepsze siły i największe zasoby pójdą na marne. Jeżeli więc masz wielki cel przed sobą, to rozważ, przede wszystkim środki, które doń prowadzą; inaczej bowiem i celu nie dopniesz i sam zmarniejesz". Ówczesny prezydent Wilna, Michał Węsławski, który był serdecznym przyjacielem Montwiłła, dodawał też, że dopiero po odpowiednim zabezpieczeniu materialnym można zabrać się za działalność patriotyczną z zakresu pielęgnowania kultury narodowej czy oświaty. Prowadzenie korzystnych interesów i umiarkowane demonstrowanie lojalności wobec władz było podstawą, a w zaciszu domowym i w towarzyskim kręgu zaufanych ludzi robiono wówczas "polskie intrygi".
 
  

Leon Perkowski był związany z rodzącym się ruchem Narodowej Demokracji. Nie zabrakło go nigdy, kiedy Polacy próbowali w Wilnie utworzyć jakąkolwiek organizację o narodowym charakterze. Był współzałożycielem wileńskiego oddziału Towarzystwa Gimnastycznego "Sokół" (1905) oraz członkiem Towarzystwa "Lutnia", powołanego przez Józefa Montwiłła. Najbardziej wciągnął się w działalność oświatową, którą narodowi demokraci uznawali za najważniejsze zadanie w ówczesnej rzeczywistości. W jego domu mieściła się zawsze któraś z tajnych polskich szkół ówczesnego Wilna.

W 1908 roku L. Perkowski założył i był wydawcą pisma "Pobudka", którego podtytuł brzmiał "Czasopismo dla młodzieży polskiej". Pismo było z założenia miesięcznikiem i po części redagowane było przez młodzież szkolną. Ukazywało się do 1914 roku, chociaż nieregularnie. Już pierwszy numer pisma z kwietnia 1908 roku spowodował kłopoty założyciela. W artykułach "Nasze zadania", "Uniwersytet Wileński" i w wierszu "Hasło" cenzura dopatrzyła się "czynów buntowniczych”. Numer został skonfiskowany, a Leonowi Perkowskiemu wytoczono proces. Wileńska Izba Sądowa uniewinniła wówczas wydawcę, ale prokurator nie zrezygnował i w trybie odwoławczym przekazał sprawę do Senatu, który polecił rozpatrzeć ją ponownie. W lutym 1910 roku adwokat Leonid Powołockij ponownie sprawę wygrał na korzyść L. Perkowskiego i sąd nakazał odwiesić konfiskatę numeru pisma, a oskarżonego uniewinnić.
 
Pismo "Pobudka" przeszło w ciągu 1910 roku istotne zmiany edycyjne. Dzięki lepszej jakości druku zaczęło być gazetą ilustrowaną, drukowaną na papierze kredowym. Wiele artykułów pisała młodzież, która również zdobywała ilustracje podczas wakacji i wycieczek letnich (m.in. seria pt. "Wskazówki do badań krajoznawczych"1). Młodzież gromadziła opisy miejsc historycznych z całej Litwy, zbierała przysłowia i legendy, docierała do prowadzonych już gdzieś fachowych wykopalisk archeologicznych. "Pobudka" reprodukowała fotografie znakomitego wileńskiego artysty Stefana Plater-Zyberka.
 

 
Z trójki synów Leona Perkowskiego - Leon, Bolesław i Mieczysław - ten ostatni ukończył w 1911 roku wydział chemiczny Politechniki w Karlsruhe i jako dyplomowany inżynier przejął zarządzanie filią w Warszawie. Senior rodu, Leon, angażował się we wszystkie działania mające na celu otwarcie w Wilnie wyższej uczelni, czego ze względu na opór władz carskich nie udało się zrealizować do wybuchu I wojny światowej, doczekał jednak wskrzeszenia Uniwersytetu w 1919 roku. W jego domu tętniło życie szkolne. Sala lekcyjna urządzona była w czasie okupacji niemieckiej (1916-18), a po zakończeniu wojny całe piętro w domu na Botanicznej (Królewskiej) oddał do dyspozycji na jedną ze szkół powszechnych (Szkoła Żeńska nr 39).
 
Nabyte podczas wydawania pisma "Pobudka" doświadczenie przydało się po zakończeniu wojny i Leon Perkowski był przez pewien czas (1920) redaktorem oraz wydawcą "Dziennika Wileńskiego", gazety codziennej o profilu narodowo-demokratycznym. Niedługo później został posłem Sejmu Wileńskiego (1921-22) z ramienia Zespołu Stronnictw i Ugrupowań Narodowych (najliczniejszy klub poselski).
      
Leon Perkowski zmarł 14 czerwca 1925 roku po długiej i ciężkiej chorobie w wieku 72 lat. Ratowano jego życie w klinice uniwersyteckiej na Antokolu, lecz bezskutecznie. Pochowany został na cmentarzu Bernardyńskim. Żegnając nazwano go "pionierem wileńskiego przemysłu i handlu, zasłużonym obywatelem Wilna". Wraz z jego śmiercią "kupiectwo i przemysł straciły wybitną oraz niepospolicie zasłużoną jednostkę"...
 

Na jego łamach w 1911 roku debiutowała poetycko m.in. Wanda Niedziałkowska, która później, znana po mężu jako Wanda Dobaczewska, była jedną z najwybitniejszych postaci wileńskiego ruchu niepodległościowego, oświatowego i publicystycznego.

Opowieści z dawnego Wilna (1)

Opowieści z dawnego Wilna (2). Dom pod Św. Krzysztofem

Komentarze

#1 Wielkie podziękowania za

Wielkie podziękowania za artykuł.Dużo dowiedziałem się na temat wyrobu artykułów metalowych.Nic na ten temat nie mogłem znalezć.Na szczęście jestem posiadaczem sztućców z tej fabryki.Rok prod.1884.
Dziękuję i pozdrawiam.

#2 Dziękuję szczególnie za

Dziękuję szczególnie za odcinek 3. Opowieści z dawnego Wilna. Dzięki niemu nareszcie zobaczyłam budynek, w którym jeszcze przed I wojną światową moja śp. babcia pracowała jako dama klasowa w
Żeńskim progimnazjum E. Kułakowskiej. Do adresu doprowadziły mnie informacje zawarte w Kalendarzu Ilustrowanym "Kuriera Wileńskiego" na rok 1909 (str. 86) i 1910 (str. 61) , następującej treści: Żeńskie progimnazjum E. Kułakowskiej (Botaniczna d. Perkowskiego). Przełożona - Eugenja Kułakowskaja. Ulicy Botanicznej nie doszukałam się na żadnym z planów Wilna, domyślałam się jedynie, że musi biec obok powstałego na gruntach uniwersyteckich przy Zamkowej 22 Ogrodu Botanicznego. Ulica Zamkowa i Wielka miały niegdyś wspólną numerację. Tymczasem jakaś notatka (źródła już nie pamiętam), mówiła o lokalizacji Progimnazjum Kułakowskiej przy Wielkiej 20... Wszystkie te poszlaki przestrzenne wiodły moją wyobraźnię w miejsce prawdopodobne. Teraz jednoznacznie wiem, że do pewnego stopnia trafnie.
Wilno fascynuje jako bohater rodzinnej legendy. Sama nigdy w nim nie byłam (mieszkam we Wrocławiu),
ale przed planowanym doń wojażem z okruchów wiadomości rekonstruuję dawne ścieżki dziadów.
Najserdeczniej pozdrawiam - Maria Lubieniecka

#3 Serdeczne dzięki dla pana

Serdeczne dzięki dla pana Waldemara za cudowną serię artykułów. Jaka szkoda, że tylko jednostki te artykuły czytają, bo działają one kojąco na nasze poharatane społeczeństwo.

Pozdr.,

Sposób wyświetlania komentarzy

Wybierz preferowany sposób wyświetlania odpowiedzi i kliknij "Zachowaj ustawienia", by wprowadzić zmiany.