Perełki przy granicy


Przebudowany w latach 90. XX w. kościół bernardynów, fot. Dmytro Antoniuk
Kontynuując opis perełek architektury, leżących w bezpośredniej bliskości granicy z Polską (w poprzednim odcinku zwiedziliśmy Rawę Ruska, Uhnów i Bełz), posuwamy się dalej w kierunku północnym. Jesteśmy w Bełzie. W centrum miasta podejdziemy do najstarszego zabytku, którego ruiny zachowały się do dziś – kościoła Wniebowzięcia NMP dawnego klasztoru oo. dominikanów.



Konwent w 1394 roku założył książę Ziemowit IV. Początkowo zabudowania były, z pewnością, drewniane, od XVI wieku - już murowane. Zgodnie z kanonami budowy klasztorów katolickich, do świątyni dobudowywano piętrowy budynek klasztoru, tworząc w ten sposób zamknięty dziedziniec - wirydarz. Klasztor pełnił też funkcje obronne. W okresie reform józefińskich klasztor skasowano, a kościół stał się świątynią parafialną. W klasztorze prawdopodobnie umieszczono wówczas różne urzędy.

Kościół zgromadzenia ss. dominikanek w Bełzie, fot, Dmytro Antoniuk

Zabytek doznał największych zniszczeń podczas II wojny światowej. Początkowo, w marcu 1944 roku, wycofujące się z Wołynia oddziały UPA zaatakowały miasto, mordując około 100 Polaków i paląc kościół. Zaledwie cztery miesiące później oddziały Wermachtu wykorzystały klasztor do obrony przed Armią Czerwoną. Ta zaatakowała miasto katiuszami i wzięła klasztor szturmem. W wyniku tych działań ze świątyni pozostały ruiny bez dachu i śladów wyposażenia. Zrujnowano również dwa z trzech skrzydeł klasztoru. W ocalałym, już w okresie niezależności Ukrainy, umieszczono urząd miejski. Tę budowlę wyróżnia wieża zegarowa, na której dolnych piętrach w czasie remontu w 2004 roku odkryto freski przedstawiające sceny z życia zakonników dominikańskich. Prawdopodobnie przedstawieni są na nich św. Albert Wielki i św. Tomasz z Akwinu. Freski obecnie zostały fachowo odnowione i zakonserwowane. Te dekoracje uprzejmie pokazał mi przewodniczący Rady miasta Bełza Wołodymyr Mucha, którego przypadkowo spotkałem na rynku.

Do kompleksu zabudowań podominikańskich należy również wykwintna barokowa dzwonnica, która też szczęśliwie ocalała z zawieruchy wojennej.

W odległości 300 metrów od zabudowań dominikanów swój klasztor miały siostry dominikanki. Ufundowała go kasztelanka wileńska Zofia Chodkiewiczowa w 1635 roku. Pozostałości po zabudowaniach klasztornych - obecnie bez dachu i stropów, chociaż w okresie sowieckim był jeszcze w całości - pochodzą z czasów późniejszych, z 1743 roku. Gdy chodzi o kościół św. Mikołaja, to według jednej wersji powstał on w 1653, a według innej - razem z zabudowaniami klasztornymi.

Ruiny klasztoru oo. dominikanów w Bełzie, fot. Dmytro Antoniuk

Zakon ten również został skasowany przez Austriaków pod koniec XVIII wieku, kościół zaś przekazano wiernym grekokatolikom. Interesujące jest to, że w latach 1945-1951 świątynia znów była rzymskokatolicką. Po regulacji granic, Polacy opuszczając Bełz zabrali z tego kościoła XVII-wieczną ikonę Matki Bożej Bełskiej. Obecnie jest ona czczona w kościele w Ustrzykach Dolnych.

Wewnątrz świątyni, która od 1991 roku znów jest greckokatolicka, zachowały się fragmenty fresków z końca XIX wieku i renesansowy portal. Stosunkowo niezmienna pozostała fasada świątyni, udekorowana postaciami dominikańskich świętych w niszach. Niestety, sklepienie kościoła zaczyna pękać i obecnie trwają prace wzmacniające budowlę. Z niektórych źródeł wiadomo, że w chwili przekazania świątyni grekokatolikom pozostawał tu jeszcze ikonostas z 1893 roku, wykonany w Monachium, jednak obecnie w kościele go nie ma - prawdopodobnie został zdemontowany i tak jest przechowywany.

Przemieszczamy się dalej, do dawnego Krystynopola (nie wiadomo, dlaczego do dziś dnia miasto nosi sowiecką nazwę Czerwonograd). Są tu trzy zabytki - pałac Potockich i dwa klasztory. Zabytki leżą obok siebie.

Dawny konwent oo. bernardynów założony był prawie jednocześnie z miastem przez hetmana polnego koronnego Kazimierza Szczęsnego Potockiego. W 1702 roku powstał monumentalny kościół pw. Zesłania Ducha Św. Tu właśnie spoczął fundator po śmierci. Po nim miejsce wiecznego spoczynku znaleźli tu strażnik wielki koronny, starosta bełski i ropczycki Józef Felicjan Potocki oraz wojewoda kijowski Franciszek Salezy Potocki i jego małżonka Anna - winni tragicznej śmierci Gertrudy Komorowskiej. Tę parę małżonków (Anna zmarła wkrótce po mężu) pochowano według wszelkich kanonów pogrzebów magnackich z XVIII wieku. O wspaniałości ceremonii można sądzić jedynie z tego, że oo. bernardyni, opuszczając konwent w 1951 roku, zabrali do Leżajska rzeźby z katafalku Franciszka Salezego. To dzięki niemu w kościele były relikwie św. Klemensa - dar papieża Innocentego XIII i największa relikwia świątyni.

Klasztor oo. bernardynów w Krystynopolu, fot. Dmytro Antoniuk

W 1749 roku wnętrza i wyposażenie kościoła zniszczył pożar. Do odnowienia zniszczonych fresków zaproszono znanego mistrza ze Lwowa - Stanisława Stroińskiego. Pokrył on ściany malowidłami, przedstawiającymi żywot św. Bernarda ze Sieny. Częściowo przetrwały one do 1990 roku, ale zostały zamalowane nowymi freskami, zgodnie z życzeniem prawosławnych autokefalistów, którym przekazano kościół. Należy zaznaczyć, że wołyńscy artyści wykonali nowe malowidła na wysokim poziomie. Ich dziełem jest również godna uwagi nowa ambona, udekorowana postaciami apostołów Piotra i Andrzeja wyciągających sieci z rybami. Wielki piętrowy budynek klasztoru (obecnie klasztor żeński), przylegający do kościoła, zachował właściwie swój pierwotny wygląd. Z dekoracji zewnętrznych zachowały się sztukaterie. Kościół natomiast zmienił swój wygląd - na zrujnowanych w czasach sowieckich sklepieniach dobudowano pięć kopuł cebulastych. Obecnie świątynia jest pod wezwaniem św. księcia Włodzimierza.

Nocleg w klasztorze i wycieczkę po całym obiekcie - łącznie z kryptami - zawdzięczam proboszczowi cerkwi o. Iwanowi Biłousowi. Później odwiózł mnie jeszcze do zniszczonego kościoła w sąsiednim Ostrowie.

Naprzeciwko klasztoru bernardynów znajduje się pięknie odnowiony klasztor oo. bazylianów – najładniejszy przykład XVIII-wiecznej architektury tego zakonu. Nieopodal, za szkołą - pałac Franciszka Salezego Potockiego, w którym obecnie mieści się Muzeum krajoznawcze.

Witków Nowy leży w połowie drogi pomiędzy Czerwonogradem a Radziechowem. Przed 2016 rokiem przebiegała tędy czy nie najgorsza z ukraińskich dróg. Na szczęście została wreszcie wyremontowana, ale wygląd klasztoru oo. augustianów chyba nie przypadnie państwu do gustu.

W 1675 roku z fundacji Wacława i Anny Lanckorońskich wystawiono murowany kościół św. Trójcy i niewielki klasztor, rozbudowany później przez Potockich. O historii klasztoru wiadomo niewiele: odbywały się tu prowincjonalne kapituły zakonu, a w kościele do 1945 roku były cudowne obrazy Matki Bożej Nieustającej Pomocy i Matki Bożej Łuckiej. Obecnie są one w kościołach w Oławie i Siedlicach na Dolnym Śląsku.

Klasztor w Nowym Witkowie związany jest z tragiczną historia Gertrudy Komorowskiej, pierwszej żony Stanisława Szczęsnego Potockiego. Gdy zawiadomił rodziców o swoim tajemnym ślubie z nią (była wówczas na ostatnich miesiącach ciąży), ci niezadowoleni z wyboru przez syna dziewczyny z niezamożnego rodu, nakazali wykraść ją i schować w jakimś klasztorze. Po drodze hajducy Potockich zakryli dziewczynie twarz poduszką, aby nie krzyczała. Nieszczęsna się udusiła. Aby ukryć zbrodnię, hajducy wrzucili ciało Gertrudy do rzeki i dopiero na wiosnę wypłynęło ono niepodal Sokala. Sąd skazał Potockich na wypłatę odstępnego, a ponieważ nie znalazło się gotówki, Potoccy przekazali Komorowskim ziemie, łącznie z Nowym Witkowem. Jak na ironię, kuzynka Gertrudy wkrótce wyszła za mąż za Teodora Potockiego, bo uważana była już za pannę zamożną. Ta prawdziwa historia znalazła swoje miejsce w licznych opowiadaniach, poematach i dziełach sztuki.

Komorowską i jej rodziców pochowano w kościele augustianów i w 1909 roku hrabia Stefan Badeni wystawił dla nich kaplicę obok kościoła. Ciała nieboszczyków przełożono wówczas do metalowych trumien ze szklanymi wiekami. Dziś niestety to ruina. Po raz pierwszy została splądrowana przez oddziały Budionnego w 1920 roku. Po II wojnie światowej i zamknięciu kościoła trumny wykorzystywano jako żłoby dla bydła.

Pozostałości klasztoru oo. augustianów w Nowym Witkowie, fot. Dmytro Antoniuk

Co tyczy się klasztoru, to w 1788 roku został on skasowany przez Austriaków i wyjechali stąd ostatni augustianie. Świątynia była kościołem parafialnym do kwietnia 1944 roku. Wówczas Nowy Witków zaatakowały odziały UPA. Zamordowano 22 Polaków i spalono świątynię. Po wojnie założono tu magazyn i chyba stajnię, bo żłoby z trumien są tu do dziś. W takich warunkach nie pozostało niczego ze starego wyposażenia, ani z dekoracji świątyni. Sam klasztor został rozebrany jeszcze w XIX wieku i do dziś jego ruiny widoczne są w pobliskich krzakach.

Dmytro Antoniuk

Tekst ukazał się w nr 21 (289) 17-29 listopada 2017