„Pieśń znad Solczy”: przywracanie autentycznego folkloru Wileńszczyzny


Obrazek „Wieczorynka wileńska”, fot. wilnoteka.lt
14 zespołów ludowych, orkiestr, kapel i chórów działających w różnych miejscowościach rejonu solecznickiego, składanka pieśni litewskich, pieśni i tańce z różnych regionów Polski, jak również folklor Wileńszczyzny, współczesne polskie przeboje i na zakończenie koncert zespołu Lombard – tak skrótowo można podsumować 23. Festiwal „Pieśń znad Solczy”, który odbył się w parku miejskim w Solecznikach.



Stało się już tradycją, że co roku podczas solecznickiego festiwalu prezentowane jest to, co jest nam najbliższe, a zarazem niezasłużenie zapomniane – autentyczne pieśni, tańce, tradycje i stroje Wileńszczyzny. Podczas poprzednich edycji przypomniane zostały obrzędy związane z weselem i chrzcinami. W tym roku zespoły Łałymka, Solczanie i Turgielanka zaprezentowały obrazek „Wieczorynka wileńska”.

Mama członkini zespołu Solczanie Jolanty Prowłockiej Maria Dawidowicz, która była konsultantką przy powstawaniu obrazka, przyznała, że obyczaje zostały odtworzone wiernie: wieczorynki organizowano w domu, gdzie była dobra drewniana podłoga, gospodyni zwykle nie chciała się zgodzić, gospodarz „przekupiony” butelką mocniejszego trunku, którego nie wolno było wręczyć do ręki, a trzeba było postawić na stole, w końcu zgadzał się. Zapraszano muzykanta, a czasami nawet całą kapelę. Tradycyjny skład kapeli wileńskiej to: cymbały – wileńskie, skrzypce, bębenek i harmonia. Nieraz jednak harmonia i bębenek wystarczyły za całą orkiestrę.

Starsze panie zasiadały na ławach, żywo komentując wszystko, co się działo podczas zabawy, obgadując tańczących. Zwykle nie obyło się też między chłopakami bez bójki.

 

Scenariusz widowiska oparty został na materiale zgromadzonym przez współzałożyciela działającego w Białej Wace zespołu Łałymka, etnomuzykologa, wykładowcę w Zakładzie Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Łódzkiego dra hab. Gustawa Juzalę.

Gustaw Juzala urodził się w Argentynie, ale jego dziadkowie pochodzą z Wilna. Już na początku lat 90. ubiegłego wieku zaczął badać folklor Wileńszczyzny. Podczas licznych wędrówek po wsiach i zaściankach, dzięki rozmowom z miejcowymi mieszkańcami poznawał pieśni, tradycje, obyczaje, obrzędy.

„Może to nawet dziwne, ale te nasze lokalne tradycje zostały zapomniane. Nieraz, kiedy zaczynamy śpiewać te nasze stare pieśni, dziwnie się na nas ludzie patrzą: a co takie smutne pieśni śpiewacie, w dodatku a capella? Gdyby nie wiedza Gustawa, nie materiał zebrany przez niego wtedy, kiedy żyły jeszcze osoby, które miały te tradycje zachowane w pamięci, nie moglibyśmy tego odtworzyć. Na szczęście w naszym zespole Łałymka też mamy przedstawicielki kilku rodzin, w których domach te pieśni się zachowały” – mówi kierowniczka zespołu Loreta Grygorowicz.

Śpiew towarzyszył niegdyś mieszkańcom podwileńskich wsi nie tylko podczas świąt, lecz także każdej codziennej czynności: prac domowych i polowych, podczas wesela, chrzcin i pogrzebu. Śpiewano też w poście, tyle że nie piosenki ludowe, a pieśni religijne. Nawet dzieci musiały drugim głosem wtórować podczas śpiewania „Godzinek”. Różne wsie miały własne piosenki i własną manierę wykonania. Jak mówi Loreta Grygorowicz, bogactwo folkloru Wileńszczyzny jest ogromne.

W folklorze Wileńszczyzny można się doszukać związków z folklorem litewskim czy białoruskim. „To logiczne. I właśnie to świadczy o tym, że nie żyjemy na obczyźnie, a na swojej ziemi. Tu, na tej ziemi, w tej sytuacji uzależnionej od różnych aspektów: geograficznych, historycznych itp. nie mogło być innej muzyki niż jest. Kiedy słyszymy muzykę Indii, wiemy, że jest hinduska, w Japonii – że jest japońska, w Afryce – afrykańskie rytmy – tam innej być nie mogło. I tak samo jest u nas. Powiedzieć, kto od kogo zapożyczył, chyba się nie da. Mamy tu bogatą kulturę, swoją” – mówi Loreta Grygorowicz. „To jest pogranicze, a pogranicza łączą. Musimy się cieszyć, że kultura Wileńszczyzny łączy wszystkich” – uzupełnia Gustaw Juzala.

Gustaw Juzala wręcz obrusza się, kiedy słyszy wypowiedzi, że Wileńszczyzna nie ma własnego stroju ludowego: „Czy ludzie chodzili nago? Nikt nago nie chodził. Kobiety potrafiły przepięknie tkać, czego w Polsce aż tak często się nie spotyka, nie ma aż takiej różnorodności tkanin ludowych jak na Wileńszczyźnie. Każda kobieta wychodząc za mąż, musiała mieć ogromną liczbę tkanin, nie tylko bielizny pościelowej, ale też żeby obdarować całą rodzinę męża, żeby ubierać męża, dzieci. Był to biedny region i w związku z tym kobiety musiały umieć robić absolutnie wszystko. Tkaniny pochodzące z rejonu solecznickiego, które odnaleźliśmy w muzeach, są przepiękne, są inne niż te, które można znaleźć na Litwie. Na Litwie są to tkaniny w kratkę w różnych kolorach. Tutaj mamy poziome pasy, bardzo charakterystyczne dla regionu solecznickiego” – tłumaczy badacz folkloru.

Podczas „Pieśni znad Solczy” członkowie zespołu Łałymka zaprezentowali się w tradycyjnych dla regionu strojach uszytych z materiałów utkanych dokładnie według zachowanych wzorów.

Jak zaznaczają Loreta Grygorowicz i Gustaw Juzala, kultura szlachty podwileńskiej z tzw. okolic, choć nieraz biedniejszej niż chłopi, różniła się: śpiewano inne pieśni, inna była maniera śpiewania, bardziej dbano o poprawność polszczyzny, inne były obrzędy, inne stroje, inne relacje w rodzinie, inaczej podejmowano gości. „Była w tej szlachcie jakaś duma. Pamiętano, że kiedy w XIX wieku panowała pańszczyzna, oni byli ludźmi wolnymi. Znałem cymbalistkę z Ejszyszek, szlachciankę z okolicy Teklę Wincukiewicz. Ona dokładnie pamiętała, które z okolicznych wsi były szlacheckimi okolicami, a które, jak mówiła, chamskimi wioskami” – mówi Gustaw Juzala.

Starszych ludzi, którzy pamiętają dawne obyczaje i stare piosenki jest już niewielu, niemniej nadal udaje się odkrywać jakieś perełki, a zgromadzonego materiału wystarczy na niejeden jeszcze obrazek. Niestety, brakuje powszechnej znajomości i wiedzy na temat kultury i tradycji Wileńszczyzny.

„Dopuszczam tę kolorowość, stroje z różnych regionów Polski, w których występują nasze zespoły, ale jest mi bardzo przykro, że zapominamy swoje. Minie jeszcze trochę czasu i już tego nie przywrócimy. Jakim jesteśmy narodem, jeśli tak lekko możemy odrzucić nasze piosenki, bo smutne, bo śpiewane bez akompaniamentu instrumentów muzycznych? Nawet w szkołach polskich taki przedmiot jak etnografia prowadzą lituanistki, a nie polonistki. Dzieci znają litewskie pieśni, litewskie stroje, a własnych wileńskich nie znają. I potem pojawiają się wypowiedzi, że autentyczny wileński strój, piosenka nie istnieje. Jestem jednak przekonana, że musimy powoli, stopniowo je zaszczepiać. Trzeba zachować tę autentyczność, bo to nasze. Nasz wileński folklor musi być przyjmowany i kochany – tego bardzo chcemy” – mówi Loreta Grygorowicz.

Tradycyjne pieśni Wileńszczyzny zespół Łałymka zaprezentuje podczas trwającego w Wilnie festiwalu folklorystycznego „Skamba, skamba kankliai” (Dźwięczą, dźwięczą kokle). Zespół wystąpi w niedzielę, 27 maja o godz. 16.20 na dziedzińcu Wydziału Historii Uniwersytetu Wileńskiego.



Zdjęcia: Igor Konin
Montaż: Edwin Wasiukiewicz, Paweł Dąbrowski, Aleksandra Konina