Polka z Wilna na wolontariacie w Ugandzie


Fot. ze zbiorów Eweliny Tylingaitė
Jeśli nie wiesz, co zrobić ze swoim życiem, możesz je wykorzystać na to, aby zrobić coś dobrego dla innych. Tak właśnie postąpiła Ewelina Tylingaitė – absolwentka Gimnazjum im. Jana Pawła II, która z początkiem tego roku wyjechała na wolontariat do Ugandy. Pomaga tam opiekować się dziećmi z sierocińca i uczy je języka angielskiego. O swoich doświadczeniach i wrażeniach z Afryki opowiedziała Wilnotece.


Ewelina Tylingaitė
w ubiegłym roku skończyła gimnazjum i stanęła przed trudnym pytaniem: co dalej? Zdawała na studia do Polski i na Litwę, została przyjęta w obydwu krajach, ale nie była pewna, który kierunek wybrać. Postanowiła więc dać sobie więcej czasu na podjęcie decyzji. „Zawsze pasjonowały mnie podróże, więc zdecydowałam, że poświęcę ten rok na odnalezienie własnej drogi przez pomoc innym i zwiedzanie świata. Zwiedzałam góry w Norwegii, po czym wybrałam się na wolontariat do sierocińca w Wobulenzi w Ugandzie” – powiedziała w rozmowie z Wilnoteką.

Ewelina zgłosiła się do organizacji młodzieżowej AIESEC, która zajmuje się organizowaniem wolontariatów na całym świecie. Wybrała projekt 6-tygodniowy, w ramach którego zajmuje się prowadzeniem gier edukacyjnych dla dzieci w sierocińcu oraz uczeniem ich podstaw języka angielskiego. Jak mówi, nie jest to łatwe zadanie. „Dzieci są w różnym wieku, mają różne potrzeby i temperament, trudno je zorganizować” – mówi Ewelina. Przed wyjazdem na wolontariat wzięła udział jedynie w seminarium poświęconym podstawom życia w Afryce, jednak na to, z czym się zetknęła, nie była do końca przygotowana. „Dzieci bardzo szybko przywiązują się do wolontariuszy i innych osób odwiedzających sierociniec. Przez cały dzień ktoś trzyma moją dłoń, wspina się na ręce, prosi o uwagę i przytulenie” – relacjonuje dziewczyna. „Mój kolor skóry jest kolejną atrakcją dla sierot, gdyż są tu tylko czarnoskórzy, więc badają palce, zaplatają włosy i ciągle słyszę »muzungu, muzungu!« (biały człowiek)”.

Fot. Ewelina Tylingaitė
 
Oprócz reakcji dzieci zaskoczyło ją także samo życie w Ugandzie. „W pierwszym tygodniu tutaj doznałam tak zwanego kulturowego szoku – pogoda, kultura, środowisko, ludzie – wszystko jest tutaj zupełnie inne. Niesamowita ilość ludzi i samochodów na ulicach, przepiękna przyroda, różnorodna kultura i nadzwyczajna gościnność miejscowych sprawiają, że każdego dnia coraz bardziej zakochuję się w tym kraju. Niemal każda osoba na ulicy pyta, skąd pochodzę i jak się tu czuję, starsze osoby często dziękują za pomoc ich społeczeństwu” – powiedziała Wilnotece Ewelina.

Fot. Ewelina Tylingaitė

Nie zawsze jest jej jednak łatwo. Wyjazd do tak dalekiego i odmiennego od naszej codziennej rzeczywistości kraju jest przede wszystkim dużym wyzwaniem emocjonalnym: „Warunki życia ludzi, a zwłaszcza dzieci w sierocińcu, ciągle zmuszają do rozmyślań, a często – do łez”. Oprócz różnic kulturowych Ewelina zmaga się z trudnościami natury ogólnej: ponad 30-stopniowym upałem, pracą na słońcu, a także malarią.

Swoje doświadczenia z pierwszych dni pobytu w Ugandzie zamieściła na YouTubie w postaci krótkiego filmu:



Ewelina jest jedyną wolontariuszką z Litwy, która wzięła udział projekcie AIESEC. Na początku stycznia było ich więcej – 9 osób z różnych krajów, głównie afrykańskich. Teraz, po miesiącu pobytu w Ugandzie, została sama. Przed nią jeszcze dwa tygodnie dość ciężkiej, ale jednak satysfakcjonującej pracy. „Na pewno polecam udział w takim wolontariacie. Uśmiechy sierot dodają sił nawet wtedy, kiedy czuję się wykończona” – mówi z uśmiechem.


Na podstawie: inf. wł.