"Bodo" na zamknięcie 17. Festiwalu Filmu Polskiego


Fot. Wilnoteka.lt
Wszystko dobrze, co się dobrze kończy. A, jak zauważył na gali zamknięcia festiwalu filmowego Grzegorz Poznański - zastępca ambasadora Polski na Litwie, "kiedy się kończy coś dobrego, to trudno się żegnać". Można się cieszyć, że dzisiejszy pokaz filmu "Bodo" był ostatnią produkcją wyświetloną 17. Festiwalu Filmu Polskiego, ale tylko w sekcji wileńskiej. Festiwal twa więc dalej. W kolejnych dniach seanse będą się jeszcze odbywać w Kłajpedzie, Możejkach i Niemenczynie. Kto nie załapał się na filmy w stolicy, ma szansę nadrobić zaległości.
Nadszedł czas na podsumowanie tegorocznego Festiwalu Filmu Polskiego. Bardzo się cieszymy, że mogliśmy patronować medialnie temu wydarzeniu. Byliśmy z Wami na otwarciu, skąd nadawaliśmy transmisję na żywo, zaprosiliśmy naszych widzów i czytelników do udziału w konkursach i rozdaliśmy pięć podwójnych zaproszeń na filmy. Mamy nadzieję, że ci, którzy wzięli udział w festiwalu, nie pozostali obojętni na polskie produkcje. Wiemy, że niektórzy widzowie wychodzili z seansów poruszeni, inni zawiedzeni, zdarzały się głosy krytyki, śmiech na sali i westchnienia zachwytu. Ale nawet negatywne wrażenia są warte zapamiętania. Bo nie ma przecież nic gorszego, niż filmy, które nie wzbudzają w widzach żadnych emocji.

Wydaje się, że podczas mijającego tygodnia filmu polskiego każdy mógł znaleźć w repertuarze coś dla siebie. Instytut Polski w Wilnie zaproponował widzom m.in. pełnometrażową animację malarską opiewającą tajemnicze okoliczności śmierci Vincenta van Gogha, thriller psychologiczny oparty na prawdziwych wydarzeniach sprzed ponad 40 lat, kryminał okrzyknięty "Polskim «Kodem Leonarda da Vinci»", intrygującą "Sztukę Kochania", komediową opowieść o życiu i pracy w korporacji, program dla dzieci z Reksiem i Gąską Balbinką w rolach głównych oraz szereg innych propozycji.

Na zamknięcie 17. Festiwalu Filmu Polskiego organizatorzy przygotowali film o Eugeniuszu Bodo. Wybór był podyktowany okolicznościami historycznymi - tematyka filmu wpisuje się w przygotowania do 100. rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości. "Bodo" jest niewątpliwym asem polskiego kina, chociaż niektórzy uważają, że wyłącznie w wersji odcinkowej. Ale nawet fragmenty życia Eugeniusza Bodo zestawione w jedną całość musiały w jakiś sposób poruszyć widza. Uchwycony przez reżysera Michała Kwiecińskiego wątek miłości Eugeniusza do Ady tak wyraziście odznacza się na tle innych przedstawionych w produkcji związków, że widz podskórnie identyfikuje miłość wyłącznie z więzią łączącą Bodo z Adą i zaczyna rozumieć, czym jest prawdziwe uczucie. Pozostałe romanse Bodo są mało przekonujące, a przynajmniej na tle związku z Adą wypadają blado. Oczywiście bardziej wymagający koneserzy sztuki kinowej znajdą na pewno w filmie wiele niedociągnięć. Ale osoba, która idzie do kina w poszukiwaniu poruszeń, na pewno znajdzie w "Bodo" wątki, które będzie mogła odnieść do swojej rzeczywistości.

Ostatni seans filmowy ucieszył na pewno tych, którym dotychczas brakowało na festiwalu napisów w języku polskim. Ku miłemu zaskoczeniu, w "Bodo" wszystkie wypowiedzi wypowiadane po francusku czy niemiecku tłumaczono na język polski.

Podsumowując 17. Festiwal Filmu Polskiego, Marcin Łapczyński skierował słowa podziękowania do wszystkich, którzy włączyli się w jego organizację. Szczególną wdzięczność dyrektor Instytutu Polskiego w Wilnie wyraził wobec sponsorów, Odety Venckavičienė, pracowników Instytutu Polskiego, harcerzy z ZHPnL oraz patronów medialnych.