"Książka w moim życiu - od zawsze!". Alicja Klimaszewska i "Przyjaźń" z polską książką


Droga życiowa Alicji Klimaszewskiej - od czytelnika, poprzez księgarza, aż po autora i wydawcę... Fot. Wilnoteka.lt
Od ponad 20 lat (dokładnie od 1995 r.) 23 kwietnia obchodzony jest Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich. Święto Książki, która z jednej strony jest coraz rzadziej czytana, z drugiej zaś - podobnie, jak przed laty - staje się towarem luksusowym: coraz wyższe ceny, coraz niższe nakłady (poza bestsellerami, oczywiście). W epoce księgarni internetowych i sprzedaży wysyłkowej raczej nie ma problemu ze zdobyciem tego lub innego tytułu, natomiast ze sprzedażą bywa różnie. Na Litwie wyrosła już całe generacja ludzi, którzy tylko z opowieści znają czasy, gdy Książka była towarem deficytowym, pewne wydania były do "dostania" tylko "spod lady", inne - w ogóle nie do kupienia, a gdy na półkach pojawiało się coś wyjątkowego - do księgarni ustawiała się kolejka, chociaż było wiadomo, że publikacje są cenzurowane. Dla tego pokolenia nazwisko pani ALICJI KLIMASZEWSKIEJ kojarzy się tylko ze Społecznym Komitetem Opieki nad Starą Rossą i sprzątaniem tegoż cmentarza lub ustawianiem na nim zniczy. Natomiast nieco starsi wilnianie pamiętają ją jeszcze jako kierowniczkę jedynej w Wilnie polskiej księgarni "Przyjaźń" ("Draugystė-Дружба-Przyjaźń"), dzięki której polskie słowo drukowane docierało nie tylko do polskich domów. Z okazji Święta Książki poprosiliśmy Panię Alicję o garść wspomnień z tamtych czasów.
 

Rodowita wilnianka z Łosiówki, absolwentka wileńskich uczelni pedagogicznych, Pani Alicja świadomie postanowiła związać swoje życie z książką. Miała zostać polonistką w którejś z polskich szkół Wileńszczyzny, pracowała jakiś czas w przedszkolu i po studiach nawet nie marzyła o sprzedawaniu książek. Miała "kazać je czytać", a raczej zachęcać do czytania, przynajmniej tzw. lektur szkolnych. Tym też się zajęła, gdy trafiła do Wileńskiej Szkoły Rolniczej, czyli ówczesnego Agrozootechnikum w Białej Wace (dziś - Wojdaty).

Z czasem jednak okazało się, że tylko z wykształcenia była pedagogiem - z powołania okazała się księgarzem i tylko po latach "zdradziła" księgarnię dla innej pasji - ratowania Rossy... W międzyczasie jeszcze próbowała uciec z "Przyjaźni" do polskiej Szkoły Średniej Nr 19 w Wilnie (dziś - im. W. Syrokomli), ale tylko przekonała się, że - z całym szacunkiem do pracy nauczycielskiej - woli pracować z młodzieżą w księgarni... A umiała zachęcić i doradzić, przeto niejedna młoda osoba połknęła czytelniczego "bakcyla" właśnie w tej Świątyni Polskiej Książki na al. Gedymina (niegdyś - Lenina), gdzie Pani Alicja stała się z czasem Najwyższą Kapłanką - kierowniczką działu polskich książek (bo były jeszcze np. niemieckie z NRD).
 

Czym była księgarnia "Przyjaźń" w latach 70. i 80. XX w. dla Wilna i Litwy? Formalnie - częścią ogólnosowieckiego molocha księgarskiego, centrali "Международная книга", gdzie jeden z działów ("Союзкнига") zajmował się właśnie sprowadzaniem do ZSRR książek zza granicy i prowadził własną sieć księgarni "Дружба" ("Przyjaźń"), zajmującą się sprzedażą wydawnictw krajów socjalistycznych, stąd książki polskie (obok czeskich czy bułgarskich) można było nabyć nie tylko w Wilnie, lecz także i Lwowie, Kijowie, Moskwie, Leningradzie. W wielu miastach (jak np. w Kownie) nie było takich "specjalizowanych" sklepów, ale w większych księgarniach były stoiska z książkami.

Praktycznie jednak wileńska "Przyjaźń" dla Polaków Wileńszczyzny była - obok dziennika "Czerwony Sztandar", kościoła, polskiej szkoły i pierwszych polskich zespołów folklorystycznych oraz teatralnych -  jednym z najważniejszych ośrodków kultury polskiej. Gdy po ogłoszeniu stanu wojennego nie było już tak łatwo wyjechać do PRL (paszport można było otrzymać tylko na zaproszenie od najbliższej rodziny), polskie pisma i książki stały się jedynym (obok Polskiego Radia) łącznikiem z Macierzą.
 

Pod kierownictwem śp. Marii Rozowskiej - wieloletniej dyrektor "Przyjaźni", Polki z Kowieńszczyzny - księgarnia rozwinęła swoje skrzydła. Nawet za czasów stanu wojennego w PRL, gdy także polskie wydawnictwa przeżywały kryzys, a książki z tzw. "drugiego obiegu" na Litwę nie docierały, "Przyjaźń" dla wielu pozostawała przedsionkiem Zachodu. Nie tylko polska młodzież polowała tu na nieznane w ZSRR komiksy, klasykę literatury światowej i polskie serie przygód Tomka Wilmowskiego lub "Pana Samochodzika". Starsi czytelnicy czekali na kryminały, książki historyczne, kulinarne i techniczne, modę i piękne kalendarze.

Wszyscy, zamknięci za żelazną granicą ZSRR, podróżowali po świecie z Arkadym Fiedlerem oraz książkami innych polskich podróżników. Hitem była oczywiście 4-tomowa Wielka Encyklopedia PWN - socjalistyczna do bólu, a mimo to jakaż cenna... Nawet dochodziło do sytuacji absurdalnych, gdy większość oficjalnych wycieczek z Polski po zaliczeniu urzędowego programu pobytu w Wilnie robiła wiele, by trafić na Rossę i właśnie do "Przyjaźni", bo często książki, które były nie do zdobycia w PRL, szczególnie w mniejszych miastach, tu spokojnie leżały sobie na półkach, ba - zwykle były tańsze, niż w Polsce! Takie już uroki handlu wewnątrz bloku socjalistycznego...
 

Zapytana, czy kiedyś, stojąc za ladą marzyła o tym, by napisać i wydać własną książkę, Pani Alicja tylko uśmiecha się i odpowiada krótko: "A w życiu - nigdy!". Po rozpadzie ZSRR i "Sojuzknigi" losy potoczyły się jednak inaczej, przestała istnieć także "Ars Polona" i po odejściu na zasłużoną emeryturę Pani Alicja razem z grupą przyjaciół, za przykładem i namową śp. Jerzego Waldorffa ruszyła na ratunek Starej Rossie. Z czasem została prezesem Społecznego Komitetu Opieki nad Starą Rossą, a gdy jego działania coraz bardziej były widoczne, okazało się, że Pani Alicja jako jedna z niewielu założycieli tego Komitetu dożyła jego 20-lecia.

Jak sama przyznaje - nie miała wyboru, bo musiała nie tylko podziękować wszystkim, którzy wspierają ratowanie Rossy, lecz także wiecznić swoich kolegów, z którymi budowała Komitet. Książka ukazała się wreszcie kilka tygodni temu, nieduża i w małym nakładzie (200 egz.) - jest wymiernym podsumowaniem pierwszych 2 dekad działalności. W tym roku, jak zwykle wiosną, już ruszyło wielkie sprzątanie Rossy. Pani Alicja ma nadzieję, że do 2 i 3 maja, czyli polskich świąt, jedna z najstarszych polskich nekropolii będzie wyglądała czysto i schludnie, ale wszystko zależy od samych wilnian...
 

Zdjęcia i montaż: Paweł Dąbrowski