Restauracje międzywojennego Wilna. Ludzie, miejsca, historie (7)


Zamiejska gospoda „Słomianka” w Werkach
Wszystkie najlepsze restauracje działające w międzywojennym Wilnie omówione zostały w poprzednich odcinkach. Ostatnia część poświęcona będzie wybranym lokalom niższej kategorii, których było dość dużo i miały również swoją wierną klientelę. Właściciele licznych omawianych poniżej lokali starali się otrzymać koncesję na wyszynk napojów alkoholowych, a jeżeli ją dostawali przesuwało ich to do innej grupy podatkowej. Okresowo podnosił się wtedy status zakładu gastronomicznego. Liczna grupa restauracji, barów, piwiarni i jadłodajni lokowała się w pobliżu targowisk i jarmarków. Szczególny charakter miały restauracje funkcjonujące w dzielnicach podmiejskich. Niektóre z opisywanych poniżej sytuacji można ująć w podtytule „blaski i cienie wileńskiej gastronomii”.
Na podstawie nowych warunków prawnych dotyczących prowadzenia działalności gospodarczej w Litwie Środkowej, na „gastronomicznej” mapie Wilna od 1919 roku, przybywało restauracji, barów i piwiarni. Niektóre otwierały się jeszcze w czasie okupacji niemieckiej i były wśród nich także duże lokale. Jednym z bardziej obrotnych przedsiębiorców branży był Jakub Cukanow. Od 1912 roku prowadził mniejszą gastronomię przy ulicy Kolejowej 1, a następnie przejął dużą restaurację „Alkazar” (poprzedni właściciel Wincenty Michalewicz) w kamienicy na rogu Świętojerskiej 10/Tatarskiej. Cukanow w 1913 roku objął ponadto kawiarnię w Ogrodzie Bernardyńskim. Cieszyła się popularnością zwłaszcza zimą, gdy w pobliżu uruchamiane było lodowisko. Właściciela krytykowano wówczas za „rugowanie” języka polskiego z wyłożonego jadłospisu, a także wobec zamówień składanych w tym języku przez większość klientów. Podobny lokal prowadził przy drugiej ślizgawce urządzanej na placu przy Świętojerskiej 29. „Alkazar” upadł na początku 1916 roku, ale pod koniec sierpnia 1917 roku, Cukanow otworzył nową restaurację pod nazwą „Międzynarodowa” (czasami w anonsach używano formy „International”). Lokal znajdował się w kamienicy przy Świętojerskiej 12 (wejście od Tatarskiej), na piętrze nad cukiernią Sztralla. "Żywot" tego lokalu był krótki, bowiem małżeństwo Cukanowych opuściło Wilno pod koniec 1918 roku i restauracji w tym miejscu już nie wznowiono.

Kamienica przy ulicy Mickiewicza/róg Tatarskiej. Nad kawiarnią „B. Sztralla” mieściła się przez krótki czas restauracja „International”

Podobna sytuacja była z kilkoma innymi lokalami gastronomicznymi. Restaurację pod nazwą „Bar” otworzyli w 1918 roku, Aleksander Pisarew i Siemion Zacharewicz w domu przy ulicy Zamkowej 17. Gościom przygrywał tam kwartet i do dyspozycji były gabinety. Właściciele opuścili miasto po jego zajęciu przez wojsko polskie. Tuż obok pod numerem 15, działała krótko restauracja i kawiarnia „Zamkowa”. Dużą restaurację pod nazwą „Fantazja” otworzyła spółka moskiewskich kucharzy w 1919 roku, w kamienicy przy Świętojerskiej 29. Gabinety i przygrywająca do posiłków orkiestra zachęcały do odwiedzin. Lokal zamknięto po zaledwie kilku miesiącach działalności.

Przez szereg lat działała natomiast restauracja pod nazwiskiem właściciela „Aleksander Kuzniec” (Kuzniecow). Otwarta została w 1918 roku, w dobrej lokalizacji vis á vis placu Ratuszowego, w kamienicy Okuliczów przy ulicy Wielkiej 74 (późniejszy numer 44). Dwa lata później właściciel zmuszony był przenieść lokal na ulicę Mickiewicza 41 (obecnie Gedimino pr. 43), a jeszcze później, w latach trzydziestych do domu przy Zaułku Lidzkim 13.

„Upartym” - w pewien sposób - przedsiębiorcą był Berko Rudner, który prowadząc lokale gastronomiczne, co pewien czas miał kłopoty z policją i urzędem skarbowym. Od 1915 roku prowadził restaurację pod swoim nazwiskiem przy ulicy Tatarskiej 6, a czasowo także jej filię przy Tatarskiej 12. Ze względu na lokalizację do Rudnera trafiało wielu gości, którzy po spektaklach w teatrze „Lutnia” mieli ochotę na kolację. Pod "szóstką" były zaciszne gabinety, grywał niezły jazz band i serwowano dobre jedzenie (specjalnością była zupa solanka, kołduny rybne oraz szaszłyki). W 1923 roku, Rudner był aresztowany za próbę wręczenia łapówki komendantowi posterunku policji, kiedy okazało się, iż sprzedawał wódkę nie posiadając koncesji . Składał  później składał kilka razy podania, aby otrzymać wymagane dokumenty do ponownego otwarcia lokalu. Wreszcie udało mu się załatwić sprawę pozytywnie. Na początku 1927 roku, Rudner czas przeniósł na pewien czas lokal z Tatarskiej 12, do kamienicy przy Jagiellońskiej 8 i wywiesił tam szylc z nazwą „Bar pod Gwiazdą”. Już jednak po kilku miesiącach na wniosek mieszkańców kamienicy, właściciel domu wymówił mu umowę.  Wiadomo, iż powodem skarg były częste burdy pijanych klientów. Bar ponownie działał w domu przy Tatarskiej. Berko Rudner po pewnym czasie zamknął lokal, ale nadla działał w branży i będzie jeszcze wspomniany w dalszej części artykułu. Opuszczone pomieszczenia przy Tatarskiej 12, zajęła później jadłodajnia pod nazwą „Zakopiańska”

                                                                                     *     *     *

W okresie międzywojennym krążyło dużo dowcipów dotyczących restauracji, kelnerów i kuchmistrzów. Wiele takich żartów opowiadano sobie również w Wilnie.


*     *     *

Kilka innych restauracji międzywojennego Wilna, które dotąd nie zostały opisane, funkcjonowało czasami dość krótko, a ich likwidacja wynikała z różnych powodów.

Aleksander Pietrow otworzył w 1919 roku restaurację pod nazwą „Złoty Róg” w dużej kamienicy przy ulicy Ostrobramskiej 20 (Aušros Vartų g. 20). Przestronny lokal z gabinetami, koncesja na mocne alkohole i orkiestra przyciągały klientów.

Kamienica przy Ostrobramskiej 20, w której od 1919 roku mieściła się restauracja „Złoty Róg” (pocztówka z ok. 1917 roku). Poniżej reklama lokalu z 1923 roku.


Na początku lat dwudziestych, przy Ostrobramskiej 22, tuż obok „Złotego Rogu” czynny był bar o nieczęsto spotykanej nazwie „Wampir”. Była to klasyczna spelunka, gdzie spotykał się element przestępczy, ale także lubili przychodzić żołnierze. Po licznych ekscesach władze nakazały zamknąć ów bar. Część klientów przeniosła się do restauracji Pietrowa i niebawem do pobliskiego komisariatu policji zaczęły wpływać skargi, że w „Złotym Rogu” jest „jaskinia hazardu” (m.in. zakazane gry w karty na pieniądze). W 1926 roku, Pietrow zdecydował się wyjechać z Wilna i oferował do sprzedaży restaurację wraz z wyposażeniem, a także dwa swoje domy w dzielnicy Nowy Świat. Lokal wykupiła Bronisława Denisenko, która urządziła tam tylko podrzędną piwiarnię. Po drugiej stronie ulicy, przy Ostrobramskiej 25 funkcjonował przybytek gastronomiczny pod nazwą „Jadłodajnia Polska”, którą od 1920 roku prowadziła Weronika Bramowicz. Po zmianie właściciela, lokal który tam został urządzony znany był, jako „Kawiarnia Ostrobramska”.

Kryzys gospodarczy pod koniec lat dwudziestych spowodował liczne bankructwa i nie ominęło to firm branży gastronomicznej (o kilku takich przypadkach wspominałem w poprzednich częściach). Mimo trudności, byli też jednak przedsiębiorcy, którzy z nadzieją na poprawę koniunktury, akurat w tym czasie decydowali się na otwieranie zakładów gastronomicznych. Jednym z takich optymistów był Zygmunt Szymański, który w 1928 roku, wynajął lokal i urządził restaurację pod nazwą „Louvre” („Luwr”). Mieściła się w pięknej kamienicy przy ulicy Wileńskiej 25, na rogu Zaułka Dobroczynnego[1]. Właściciel - jak wspomniałem - starał się przetrwać trudny okres, chociaż początki nie były dobre. Na domiar złego, wśród bywalców dochodziło często do gorszących zajść. Bardzo częste były awantury słowne, bijatyki, ekscesy pijackie z demolowaniem wnętrza, a także napastowanie gości i personelu oraz kradzieże. Komenda garnizonu wydała wówczas zakaz uczęszczania żołnierzom do tej restauracji. Dwa lata później w jednym z gabinetów samobójstwo popełnił policjant Romuald Głodek, starszy posterunkowy z komendy wojewódzkiej.  Kolejne samobójstwo w „Louvre” miało miejsce w 1937 roku, gdy z rewolweru śmiertelnie postrzelił się kapral Zygmunt Podolecki, który zdezerterował z pułku stacjonującego w Nowej Wilejce. Śledztwo wykazało, że drugim z powodów desperackiego czynu był zawód miłosny.  Chociaż opinia o lokalu się nie poprawiała, restauracja Szymańskiego czynna była do 1940 roku, gdy została przymusowo znacjonalizowana.

Pod koniec lat trzydziestych, kiedy sytuacja gospodarcza uległa poprawie, na mapie gastronomii wileńskiej pojawiło się kilka nowych przedsiębiorstw. Nowa restauracja pod nazwą „Pierwsza Gospoda” otwarta została w domu przy ulicy Ostrobramskiej 8. Niedaleko niej rozpoczęła działalność „Cafe Stylowa” (ul. Wielka 41), która oprócz menu kawiarnianego, serwowała klientom dania barowe, które można było zamawiać przez cały dzień.


Podobnie było z lokalem „Kawiarnia - Zdrowie”, którą w 1938 roku otworzył Adam Pancewicz w kamienicy przy ulicy Wielkiej 14 (obecnie Pilies g. 38), w pobliżu poczty głównej. Według menu oferowane były: kołduny, pierożki i różnorodne zakąski. Nieco dalej w domu nr 25, działała „Mała Gospoda” nastawiona na obsługę mniej zamożnych klientów oraz wycieczek, których coraz więcej przyjeżdżało z centralnej Polski.


*     *     *

Analizując wspomnienia wilniuków oraz dostępne materiały źródłowe, do mapy lokali gastronomicznych międzywojennego Wilna dopiszmy jeszcze kolejne. Zacznę od dzielnicy Stare Miasto. Bardzo popularna była restauracja pod nazwą „Zaciszny Kącik”[2] prowadzona przez Szmula Szachmundesa, w domu przy Zaułku Literackim 4. Bywali tam często studenci oraz pracownicy urzędów, a w latach trzydziestych grupy turystyczne zwiedzające Wilno. Właściciela i jego żonę w październiku 1931 roku napadnięto. Zaczęło się od tego, iż Szachmundes zażądał zapłaty z góry za kolację i alkohol, który zamówić usiłowała podchmielona grupa niesympatycznych gości. Jeden z napastników dotkliwie pobił właścicieli i ukradł znaczną sumę pieniędzy z kasy, po czym zbiegł i ukrył się. Policja poszukiwała go przez pewien czas. Gospodarz wydzielił później część lokalu, w której urządził piwiarnię, znaną pod popularną nazwą „Pod Czwórką”. Dodam na koniec, że Szmul Szachmundes był cenionym przedsiębiorcą branży gastronomicznej, wchodząc m.in. do składu komisji rewizyjnej Wileńskiego Zrzeszenia Restauratorów.


Znacznie groźniejszy napad dokonany był na Konstantego Jucewicza, właściciela restauracji o nazwie „Dziewiątka”, przy ulicy Tatarskiej 9. Wydarzyło się to w kwietniu 1938 roku, gdy trzech pijanych gości sterroryzowało gospodarza, nie zamierzając zapłacić za spożyty posiłek z alkoholem. Kiedy ten zabarykadował się w przyległym pokoju, napastnicy wyłamali drzwi i atakowali nadal. Broniący się wyjął wówczas rewolwer i postrzelił jednego z napastników, który ostatecznie trafił w ciężkim stanie do szpitala. Istotną sprawą był fakt, iż Jucewicz był emerytowanym podkomisarzem policji, który jeszcze rok wcześniej zajmował stanowisko zastępcy komendanta komisariatu Wilno-Troki. Sprawcami napadu były znane policji opryszki, ale jak wykazało śledztwo, to gospodarz pierwszy ich zaatakował laską i ostatecznie stanął przed sądem za „ciężkie uszkodzenie ciała w czasie bójki, w stanie silnego wzruszenia psychicznego”.

Nieco tylko dalej od wspomnianego lokalu Szachmundesa, przy ulicy Sawicz 12, funkcjonowała piwiarnia nazywana „Pod Dwunastką”. Jej właściciel Franciszek Pawłowicz oferował dobre piwo beczkowe oraz tanie dania barowe. Lokal odwiedzali gromadnie studenci, zwłaszcza mieszkający w znajdującej się w pobliżu bursie akademickiej. Piwiarnię-bar „Pod Dwunastką” wspominał m.in. Czesław Miłosz, który chodził tam czasami z kolegami. W połowie 1938 roku, będący już w starszym wieku Pawłowicz, próbował sprzedać dość dobrze prosperujący interes.

Przy ulicy Sawicz 2 był kolejny lokal w tej okolicy. Restaurację pod nazwą „Bar Wileński” prowadził tam Szloma Dworecki, a następnie jego syn Dawid. W latach dwudziestych Dworecki wchodził do zarządu Zrzeszenia Restauratorów. Lokal oferował różnorodne dania w tym koszerne. Po zmianie właściciela pod koniec lat trzydziestych mieszcząca się tam jadłodajnia nosiła nazwę „Kolumbia”

Niezbyt daleko od bursy akademickiej były ponadto jeszcze inne lokale. Jedną z nich była piwiarnia prowadzona pod nazwą właścicielki „Zofia Wylewko”. Mieściła się przy ulicy Subocz 14 w sklepionych lochach/piwnicy w zabudowie związanej z Bramą Subocz - historycznym obiektem dawnych murów miejskich. Jadłodajnia „Pod Orłem” mieściła się natomiast przy Zaułku Świętomichalskim 2.

Wilnianie chętni na spożycie obiadu czy kolacji oraz napicia się piwa lub czegoś mocniejszego mieli na Starym Mieście jeszcze wiele innych możliwości. Blisko Placu Ratuszowego przy ulicy Hetmańskiej 1 (Etmonų g. 1) czynna była restauracja „Pod Kominkiem”. Restauracja „Astoria” funkcjonująca od 1931 roku przy ulicy Wielkiej 39 była już wspomniana w jednej z poprzednich części. Szereg przybytków gastronomii mieściło przy ulicy Kolejowej. W budynku pod numerem 1 na rogu z Ostrobramską, działała restauracja „Kazimierza Sosnowskiego”. Tuż obok (pod numerem 3) czynna była natomiast restauracja-piwiarnia „Antoniego Iwanowskiego”. Znacznie większy i porządniejszy lokal związany był z obsługa gości hotelu „Wenecja” przy Kolejowej 8. Lokal działał pod tą samą nazwą. W najlepszym okresie były tam gabinety i przygrywała orkiestra, a restauracja czynna była do 1940 roku.


Wchodząc w głąb gęstej zabudowy wileńskiej starówki, klient mógł udać się na posiłek do któregoś z działających tam lokalu. Restauracja „Emilii Jaczun”, mieściła się przy Rudnickiej 13, a Przy Trockiej 1, była restauracja pod szyldem „Anna Pieślak”. Krótki żywot na początku lat dwudziestych miała restauracja o zagadkowej nazwie „Zan-Leri”, którą przy Świętojańskiej 19 prowadził Jan Wojciechowski. Pod kątem obsługi studentów USB, w 1937 roku otwarta została kawiarnia-jadłodajnia „Wilnensia” przy Świętojańskiej 8. Zajmowała pomieszczenia za bramą w podwórzu na I piętrze. Oprócz jedzenia podawane było piwo beczkowe. Lokal miał gabinety na dłuższe biesiadowanie. Przy ulicy Szklanej 4, w obrębie dzielnicy żydowskiej czynny był chrześcijański „Bar pod Łabędziem”. Bar-Piwiarnia „Ada” przy Placu Jezuickim był ulubionym miejscem „piwkowania” podoficerów wileńskiego garnizonu. Tania jadłodajnia „Ziemianka”, prowadzona była przy Mostowej 21. Podobny lokal pod nazwą „Jadłodajnia - Nadwiślańska”, mieścił się przy Ludwisarskiej 4. Był oblegany zwłaszcza w dni imprez sportowych urządzanych przez Ośrodek Wychowania Fizycznego w tzw. Sali Krengla pod tym samym adresem.

Ulica Szklana. Po prawej stronie (nad stojącą kobietą) widoczny szyld „Baru pod Łabędziem” (fragment fotografii Henryka Poddębskiego z 1937 roku)

Kilka restauracji drugiej i trzeciej kategorii mieściło się przy ulicy Wileńskiej. Pierwsza z nich pod nazwą „Komercyjna” (pisano czasem „De Commerce”, lokal z orkiestrą i śpiewem) czynna była w kamienicy przy Wileńskiej 28 (obecnie Vilniaus g. 25). Od 1936 roku wstąpić można było do jadłodajni pod szyldem „Jagiełłowicz”. Zajmowała lokal w domu przy Wileńskiej 8 (obecnie Vilniaus g. 41), po zlikwidowanej kawiarni „Ziemianka”. „Wulf Smolgowski” – pod takim szyldem czynna była restauracja przy ulicy Wileńskiej 47/róg Zygmuntowskiej. Właściciel co jakiś czas miał kłopoty związane z utrzymaniem lokalu. Obiekcje miała np. komisja stwierdzająca stan antysanitarny, a często też interweniowała policja z powodu ekscesów pijanych klientów. Trzy następne restauracje funkcjonowały w budynkach, które już nie istnieją. Pierwsza z nich - restauracja „Pod Złotą Lipą”, mieściła się w kamienicy przy Wileńskiej 37, na rogu Mostowej[3]. Dwie następne restauracje mieściły się w zabudowie tuż przy Zielonym Moście. „Pod Łabędziem” przy Wileńskiej 48 prowadził Bronisław Kulaszyński, jeden z bardziej cenionych restauratorów wileńskich, a obok był „Bar Wilja”, przekształcony w „Bar Staropolski” (Wileńska 52) – właściciele reklamowali „tanie i zdrowe” obiady w cenie 50 groszy dla wycieczkowiczów.

 *     *     *

Przenieśmy się w zachodnią stronę miasta, do dzielnicy Nowe Miasto. Kilka omawianych już pierwszorzędnych restauracji przy ulicy Mickiewicza uzupełniały jeszcze inne lokale. Od 1933 roku, popularność zyskiwała restauracja „Pod Wilkiem”, która czynna była w kamienicy przy ulicy Mickiewicza 33. Przestronna sala plus gabinety i nieco niższe ceny wpłynęły na zdobycie określonej grupy klientów.


Trochę dalej, przy Mickiewicza 41, swoją restaurację prowadziła „Wanda Chrenowa” (od 1921 roku). Interes przejął później Bronisław Skinder i lokal znany był pod jego nazwiskiem. W 1931 roku doszło tam do tragicznego incydentu. W jednym z gabinetów, grupa mocno zaprawionych alkoholem gości wszczęła najpierw sprzeczkę. Jeden z nich, Władysław Marcinkiewicz, posterunkowy policji z III komisariatu PP, wyjął broń, doszło do szamotaniny i przypadkowych strzałów. Dwóch z postrzelonych uczestników libacji było braćmi. Policjant również został ranny w nogę. Wynikiem śledztwa ustalono, że powodem zajścia między biesiadnikami była „intymna sprawa”, a konkretnie kobieta, żona posterunkowego, która go zdradzała z cukiernikiem Burzyńskim. Sprawa zrobiła się poważna, gdy kilka godzin postrzelony w brzuch Burzyński zmarł w szpitalu.    

Inne lokale funkcjonujące przy głównej ulicy lub w jej pobliżu to: restauracja pod nazwą „Dolina Szwajcarska” przy Mickiewicza 28, restauracja „Ludowa” przy ulicy 3-Maja oraz restauracja „Nasza Gospoda” przy ulicy Sierakowskiego 26 (róg Mickiewicza).


Wreszcie w dużym domu przy Mickiewicza 60 (w pobliżu Mostu Zwierzynieckiego) od 1921 roku, chętni mogli wstąpić do restauracji pod nazwą „Dla Wszystkich”. Właścicielem tego lokalu był Stanisław Godwod. Przy Tatarskiej 3 dobre i tanie jedzenie oferował bar „Poznański”, podobnie jak „Maria Bylińska” przy Tatarskiej 20, a przy Ofiarnej 2, od 1921 roku, restaurację prowadził „Teodor Michalewicz”.

Dzielnica Nowe Miasto to szereg dużych i ruchliwych ulic, przy których gastronomii nie mogło rzecz jasna także zabraknąć. Najbardziej znanymi lokalami przy Wielkiej Pohulance była restauracja pod numerem 7 (nazywana „Pod Siódemką” miała dużą salę i gabinety) oraz restauracja pod szyldem „Anatol Topolski”, w domu pod numerem 12. Właściciel był aktywnym członkiem zarządu Zrzeszenie Restauratorów. Restauracja „Marii Kasadaj”, mieściła się natomiast przy ulicy Piłsudskiego 23.


Po przekroczeniu Zielonego Mostu rozpoczynały się Śnipiszki, dosyć „ludna” dzielnica, rozciągnięta na północ wzdłuż osi ulicy Kalwaryjskiej. Zabudowana większymi domami na początku, przechodziła sukcesywnie do szeregu niskich, na ogół parterowych drewnianych domów, mając charakter wiejski. Ulica Kalwaryjska zaludniała się wyjątkowo w dni targowe, a także gdy przechodziły nią procesje do Drogi Krzyżowej. Przy tych okazjach właściciele restauracji, barów i piwiarni liczyli na szczególne zyski. Tuż za mostem, w dużej kamienicy przy Kalwaryjskiej 6, od 1934 roku czynny był „Bar pod Żubrem”. Po przeciwnej stronie pod 11 podrzędną restaurację prowadził Aleksander Kapkowicz, a nieco dalej (Kalwaryjska 25) była „Bar Kaukaski” Konstantego Tugusziego. Ten ostatni notowany był często w raportach policyjnych, jako „miejsce gromadzenia się elementu przestępczego”. Wspomnieć również należy o odchodzącej w kierunku zachodnim ulicy Wiłkomierskiej, jednej z najdłuższych w Wilnie. Wśród kilkunastu podrzędnych lokali wyróżniała się restauracja „Jakuba Ilgiewicza”, w domu przy Wiłkomierskiej 42, czynna od 1922 roku.

Dzielnica Zwierzyniec nie miała zbyt dużo mieszkańców, ze względu na luźną zabudowę, na którą składały się mniejsze prywatne domy. Prowadzący lokale gastronomiczne nie mogli, zatem liczyć na większą klientelę. Dwa lokale czynne były obok siebie w domach przy Witoldowej: restauracja „Konrada Chocianowicza” (Witoldowa 47) i Bar-Piwiarnia „Pod Sosną” - właścicielka Maria Hejno (Witoldowa 47a). Restaurację o sympatycznej nazwie „Dobry Wieczór”, uruchomił na początku lat trzydziestych Aleksander Mackiewicz przy ulicy Sołtaniskiej 23.

Na Nowym Świecie, w dzielnicy – jak mówiono - „za torami” dobrze znane były dwa lokale: Restauracja-Piwiarnia „Chaji Herc” przy Lipówce 27 (wcześniejszy właściciel to Eliasz Sztok) oraz restauracja „Jana Podlipskiego” (Śniegowa 22) prowadzona od 1921 roku. „Włodzimierz Iwanowski” to szyld trzeciorzędnej restauracji przy ulicy Szkaplernej 35, jego żona Stanisława prowadziła natomiast piwiarnię z przekąskami. Typowymi spelunkami były piwiarnie prowadzone przez: Marię Dawidowiczową przy Tyzenhauzowskiej 3 i Helenę Pantelejową przy Tyzenhauzowskiej 12. Właścicielki zajmowały się ponadto utajnionym nierządem zatrudniając fikcyjnie prostytutki w roli kelnerek lub pomocy kuchennej. Prawie wszystkie wymienione lokale znajdowały się w domach, których obecnie już nie ma.

Stosunkowo mało lokali gastronomicznych było na słabiej zabudowanym Antokolu. Podrzędna restauracja mieściła się w parterowym domu przy Antokolskiej 37. Sporą grupę klientów stanowili żołnierze z stacjonującego niedaleko 6 pułku piechoty Legionów. Nielegalna sprzedaż alkoholu, tajny dom schadzek i element przestępczy – powodowały, że często interweniowały tam różnego rodzaju służby[4]. Kilka innych restauracji na Antokolu, będzie jeszcze przedstawionych w dalszej części, przy omawianiu lokali podmiejskich.

*     *     *

Spośród wielu lokali gastronomicznych niższej kategorii, w dwudziestoleciu międzywojennym najliczniej odwiedzanymi były bary, piwiarnie i jadłodajnie zlokalizowane w pobliżu placów targowych. Właściciele zapewnioną mieli liczną grupę klientów zwłaszcza w dniach handlowych. Sprzedający i kupujący na rynku wokół miejskiej Hali Targowej przy ulicy Zawalnej mogli zajść do restauracji: „Jana Gudzyniackiego” przy Kolejowej 7a, lub „Morducha Goldszynda” przy Kolejowej 15. Bywali tam także podróżujący koleją, którzy oczekując na swój pociąg mieli nieco więcej czasu. Restauracja znana pod nazwiskiem właściciela „Lancinowski”, otwarta była blisko hali przy ulicy Bazyliańskiej 9, a jadłodajnia „Michał Baranowski” przy Bazyliańskiej 6. Przy Zawalnej 51 czynny była natomiast lokal „Adolfa Łozowskiego”. Do odwiedzin „targowiczów” zapraszała także restauracja „Polska” przy ulicy Wszystkich Świętych 7. Właścicielem był Ferdynand Roszczewski, który uchodził za bardzo dobrego kuchmistrza.

Tłumy handlujących i kupujących na Rynku Kalwaryjskim w dniach targowych były dostateczną zachętą do otwierania w jego pobliżu lokali gastronomicznych. W czterech domach vis a vis wejścia na rynek otwarte było kilka restauracji: „Mowszy Pinkusa” (pod numerem 74), „Stanisław Kołyszko” i „Edmund Kopertowicz” (nr 76), a za najbardziej renomowaną uchodziła restauracja „Raj” prowadzona przez Stanisława Pawłowicza (Kalwaryjska 84). W domach przy rynku po nieparzystej stronie restauracje prowadzili: „Aleksander Waskiałło” (Kalwaryjska 69) i „Roman Rajzer” (Kalwaryjska 75).

Rynek „włościański” na Zarzeczu zapełniał się handlującymi we wtorki i piątki. W większość domów wokół placu targowego mieściły się sklepy, warsztaty rzemieślnicze i lokale gastronomiczne przyciągające przybyłych ze wsi gospodarzy. Większe restauracje (drugiej kategorii) mieściły się: „Kazimierz Ardzijański” (ulica Zarzecze 10), Restauracja-Piwiarnia „Josel Gerszonowicz” (Zarzecze 23), „Mejer Krywicki sukcesorzy” (Zarzecze 25), oraz „Rafał Kowzan” (Połocka 1) i bar-piwiarnia „Fantazja” Franciszka Rynkuna (Połocka 9).

Dawny „Rynek drzewny” przy ulicy Zawalnej (między domami nr 21 i 23, ograniczony od góry ulicą Wingry), zmienił funkcję stając się kolejnym targowiskiem „włościańskim”. Można tu było kupować towary przywożone przez wieśniaków z bliższych okolic Wilna. Najlepszy lokal w tym rejonie to restauracja „Bar Kresowy” z wyszynkiem alkoholu przy Zawalnej 23 (róg Nowogródzkiej). Prowadząca ją spółka Józef Jonasz i Ferdynand Roszczewski (kuchmistrz) oferowali oprócz dań obiadowych również „gorące przekąski na chybcika”. Spółka istniała przez kilka lat, ale nie wytrzymała kryzysu i restaurację wystawiono na sprzedaż w 1932 roku. Po drugiej stronie placu w kamienicy Bertholda (Zawalna 21), czynna była restauracja o wdzięcznej nazwie „Odpoczynek”. Klienci żydowscy zachodzili natomiast do „Baru Handlowy” przy Zawalnej 34. Właścicielami tego przybytku byli: Michel Filon i Hirsz Kagan. Posiadali oni koncesję na wyszynk alkoholu. Mniejsze gastronomie w okolicy to: restauracja „Leokadii Jodzisówny” (przejęła ją po ojcu) przy Zawalnej 17 i restauracja „Bronisława Sierko” (Zawalna 19).

Plac włościańskiego rynku „Stefańskiego” (dawniej zwany „Zielonym”) – handlu warzywno-owocowego i starzyzną (odzież i drobne przedmioty) zlokalizowany był na końcu ulicy Stefańskiej (Święto-Stefańskiej), przylegając bokiem do ulicy Ponarskiej. Uczestnicy mogli coś zjeść i się napić w pobliskich lokalach, których było w pobliżu placu kilka. Najlepszą restaurację i piwiarnię pod nazwą „Bar Polski” (Ponarska 7), prowadziły Helena Łokczyńska i Józefa Rodzewicz[5].

Nieco dalej były jeszcze dwa place targowe. Pierwszy znajdował się przy ulicy Kijowskiej 11 (Kauno g. 9) mieścił się rynek zwany „Nowobosaczkowym” (chłopski i handel rybny)[6], gdyż tam nakazowo przeniesiony został rynek „Bosaczki”. Drugi był prawie naprzeciwko przy ulicy Kijowskiej 8a (Kauno g. 16) w obrębie tzw. „składów Tyszkiewiczowskich”, a tam handlowano starzyzną i meblami,. Chętnych na posiłek i wypitkę przyciągały restauracje: „Adama Jaczuka” (Ponarska 23), „Stanisławy Bendler” (Ponarska 25), „Władysława Rudzyńskiego” (Nowogródzka 27) i „Restauracja-Kawiarnia” (Słowackiego 29).

 Specyficzne położenie miał rynek „Nowomiejski”, nazywany też „Nowogródzkim”, zajmując plac na środku ulicy Nowogródzkiej. Od północy wzdłuż placu rozciągało się getto nowomiejskie z ulicami: Kozią, Kaczą, Gęsią, Składową i Szkolną.

Targowisko bydła i trzody znajdowało się obok rzeźni między ulicami Ponarską 73 i Nowogródzką. Dodatkowo na początku marca przez kilka dni odbywał się tam targ koni. Do znajdujących się pobliżu barów i piwiarni trafiali chłopi, którzy sprzedali krowę lub świnię, a także „opijający” udaną transakcje na sprzedaż konia. Tuż przy targowisku była restauracja-piwiarnia „Rebeki Jakierson” (Ponarska 75). Nieco dalej swoje restauracje prowadzili: „Michał Stankiewicz”[7] (Nowogródzka 98), „Franciszek Pruszyński” (Nowogródzka 107) i „Bar Nowomiejski” z wyszynkiem przy Dynaburskej 6.

*     *     *

Restauracje zamiejskie

Specjalny charakter miały restauracje zamiejskie, czyli karczmy, gospody, zajazdy – funkcjonujące na przedmieściach…. Wilno - jak każde większe miasto - miało ich wiele. Dzięki opisom niektóre stały się legendarne, jak choćby „Żelazna chatka” na Rossie, czy „Ogród Szwajcarski” przy ulicy Subocz. Kilka innych funkcjonowało także na przełomie XIX i XX wieku, do czasu okupacji niemieckiej, rozpoczętej w 1915 roku. Nie o wszystkich gospodach udało się zebrać dość informacji, aby ich opis był dokładny. Poniżej przegląd (wg. stron świata) tych przybytków gastronomii, które poznać można było lepiej dzięki analizie źródeł.    

   Od strony południowej wjazd do Wilna odbywał się Traktem Lidzkim. Tuż obok folwarku Kuprianiszki znajdowała się gospoda „Bakszówka”, nazywana także „Pod Gruszką”. Obecnie jest tam lokal „Restoranas – Marcipanas” (Liepkalnio g. 160). Przy drodze w kierunku Grodna przez Ponary (Trakt Legionów), popularna gospoda stała na przedmieściu Dolna, natomiast na trakcie w kierunku Ejszyszek, jeszcze dalej na południe można było wstąpić do gospody „Porubanek”.

   Od strony zachodniej, przez pewien czas funkcjonowała restauracja „Avignon” przy Wielkiej Pohulance (w obrębie miasta), ale znacznie dalej była typowa gospoda zajezdna. Znacznego rozgłosu nabrało otwarcie zlokalizowanej na terenie parku Tyszkiewiczów restauracji „Riviera” w Landwarowie. Była częścią kompleksu letniskowego obejmującego jeszcze teatrzyk oraz kilka willi w pobliskim lesie do wynajęcia na letni pobyt. Restauracja największą popularnością cieszyła się przed Wielką Wojną, gdyż później została zamknięta.

Władysław Tyszkiewicz i „Riviera” w Landwarowie. Karykatura z 1907 roku, pismo satyryczne „Plotka”.

Dopiero na początku lat trzydziestych za sprawą grona miłośników turystyki automobilowej, zawarta została umowa z Władysławem Tyszkiewiczem, że budynek byłej restauracji będzie znów użyteczny. Gospodarzem obiektu w sezonie zimowym oraz letnim był wileński oddział Polskiego Klubu Campingowego (agenda Polskiego Touring Klubu), który urządził tam Kasyno Klubowe. Klub ożywał jednak tylko podczas dwóch, trzech imprez w ciągu roku.

Krótki żywot miała restauracja „Otriadnoje” na Zwierzyńcu, którą dzierżawił Szuman. Nieco później, w starym domu pamiętającym jeszcze czasy sprzed zabudowy Zwierzyńca, czynna była restauracja „Leśniczówka”. Lokal nie utrzymał się długo i stał przez dłuższy czas zamknięty. Na wiosnę 1928 roku, nowy przedsiębiorstwa uruchomił tam kawiarnię, z ofertą obiadowo-kolacyjną. Ten interes jednak także się nie utrzymał.  

   Od strony północno-wschodniej, wjazd-wyjazd z Wilna odbywał się ulicą Antokolską (wzdłuż Wilii i Pośpieszki) i Traktem Niemenczyńskim. Skoro mowa o Antokolu, nie sposób nie przypomnieć o gospodzie „Lodowienka”, która dawniej znajdowała się w pobliżu placu przed kościołem Piotra i Pawła. Karczma stała nad urwiskiem brzegi rzeki. W rozkwieconym ogródku stały ławy i stoły dla gości, którzy nie zmieścili się we wnętrzu lokalu. Atrakcją „Lodowieńki” była piwnica zaopatrzona w beczki miodu i piwa, stojące na bryłach lodu. Kiedy w czerwcu trwał kiermasz zwany „pietruki”, do Wilna przybywała z okolicy drobna szlachta, która nie omieszkiwała wstąpić do gospody. Obsługa wyciągała na słuckich pasach coraz to nowe beczki zimnego miodu. Po latach świetności, pod koniec XIX wieku, zamiast „Lodowieńki” była tam drugorzędna piwiarnia, odwiedzana najtłumniej w dniach kiermaszu. Lokal czynny był do wybuchu Wielkiej Wojny.

Pierwsza część artykułu zawierała informację o ciekawostce, jaką było urządzenie „restauracji pływającej” w 1911 roku. Przedsiębiorca Wiktor Fiedorowicz zbudował specjalny pomost, który zwodowany został na Wilii w 1911 roku, niedaleko przystani statków rzecznych, przy ujściu Wilenki do Wilii, a była to wówczas ulica Antokolska, której ten odcinek dopiero po wojnie otrzymał nazwę Kościuszki. Fiedorowicz przez dłuższy czas pokonywać musiał liczne przeszkody proceduralne, a ostateczną zgodę na działalność wydać musiała specjalna komisja. Zaangażowała ona, aż 200 osób, które podczas próby stabilności weszły jednocześnie na pomost. Wynik testu był pozytywny, bowiem jednostka – jak napisano w raporcie – „się nie przechylała”. Pomost można było w sezonie letnim podholować w okolice plaży i kolonii letniskowej w Wołokumpiach. Ów niecodzienny lokal czynny był w sezonie letnim, ale tylko do 1913 roku, gdy uległ uszkodzeniu i właściciel zrezygnował z remontu. 

„Gorącym” w pewnym sensie punktem gastronomii na Antokolu, była odległa do centrum miasta Pośpieszka. W domu pod numerem 147 (na rogu z ulicą Graniczną, późniejszą Topolową)[8], Jan Fiszer otworzył w 1900 roku gospodę zamiejską pod nazwą „Pośpieszka”. Restauracja zamknięta była w okresie okupacji niemieckiej, ale w 1918 roku, znów zapraszała klientów. Wspólnikiem Fiszera został wkrótce Berko Rudner. Lokal reklamowany, jako „Park Pośpieszka” (od znajdującego się obok Parku Ogińskiego) czynny był przez kilka lat. Szczególnie dużo gości bywało tam w dniach wyścigów konnych na pobliskim hipodromie. Początkowo przybytek czynny był sezonowo, ale później właściciele zapraszali także w zimie, zapewniając „światło elektryczne, ciepłe gabinety, komfort i muzykę”.

Kiedy późno w nocy zamykały się restauracje w mieście, prawie zawsze była część towarzystwa, która chciała biesiadować dalej. Widok dorożki lub taksówki samochodowej pędzącej ulicą Antokolską „do Fiszera” nie był niczym zaskakującym. Właściciele „Pośpieszki” łamali wszystkie przepisy. Lokal nielegalnie czynny był do rana i nielegalnie serwowano tam alkohol, w tym „niemonopolowy”. Awantury z udziałem pijanych klientów zdarzały się tam bardzo często. Skargi okolicznych mieszkańców skutkowały umiarkowanie. Daleko było do posterunku policji, która interweniowała na ogół za późno. Bardziej twardo sprawą zajęła się obyczajówka, gdy otrzymała donosy, że właściciele utrzymują prostytutki na fikcyjnych etatach kelnerek. Skuteczne wreszcie naloty komisarzy doprowadziły do ogłoszenie przez „Pośpieszkę” upadłości.

W 1926 roku, pojawił się nowy dzierżawca, który rozpoczął prowadzenie lokalu pod nazwą „Kawiarnia i Mleczarnia Ziemiańska”. Oferowano codziennie: śniadania, obiady i kolacje przygotowywane na maśle śmietankowym oraz lody, piwo, wody mineralne, owoce, słodycze, kawę, kakao, herbatę i zsiadłe mleko z gotowanymi ziemniakami. Kawiarnia nie utrzymała się zbyt długo i lokal ponownie objął „niezmordowany” Rudner. W nowej odsłonie (od 1928 roku), prowadził lokal gastronomiczny zarejestrowany, jako „Kafe Fantazja”. Według sygnałów wpływających na policję, wszystko było jak dawniej: pijaństwo, rozpusta, ekscesy. Skargi mieszkańców złożone do prasy („Dziennik Wileński”), zaowocowały apelem o zamknięcie lokalu. Dziennikarz pisał, iż: ”w skromnej na pozór kawiarence nocą urządzane są istne rzymskie bachanalie i wyuzdane orgie pijanych gości, którzy nie zwracając uwagi na okolicznych mieszkańców i letniska urządzają burdy, bijatyki i strzelaniny. […] hałasy i bijatyki trwają do 8-9 rano. Rudner ponadto nie posiadając patentu sprzedaje napoje wyskokowe, za co sporządzono mu już 15 protokołów. Obroty »Pośpieszki«, jak mówią wtajemniczeni, przewyższają pierwszorzędne restauracje wileńskie. Nora Rudnera cieszy się niestety poparciem niektórych ojców miasta, chętnie tam noce spędzających”. Pisano jeszcze do Starosty, aż ten w czerwcu 1929 roku, podjął „szybką decyzję administracyjną o zamknięcia spelunki”. Niedługo później zdziwieni policjanci goniąc dwóch przestępców (sprawcy napadu rabunkowego na mieszkanie i kancelarię notariusza Seweryna Bohuszewicza), ujęli ich w „zamkniętej już rzekomo norze osławionego Rudnera”.

Kiedy w 1929 roku rozpoczęto budowę Domu Dziecka im. Piłsudskiego (posesja przy Antokolskiej 143), sprawa Rudnera właściciela spelunki została zakończona definitywnie. Jesienią tego roku opuszczony lokal został ponownie wydzierżawiony. Stanisław Wagner następny przedsiębiorca, który zdecydował się prowadzić restaurację, otwierał ją znów pod szyldem „Pośpieszka”. Zapewniał, iż gwarantuje klientom wyśmienitą kuchnię, czyste, zaciszne gabinety i dobrą orkiestrę. Władze bezpieczeństwa publicznego kontrolowały lokal znacznie częściej i już w lutym 1930 roku, nakazały go zamknąć. Powodem było notoryczne przekraczanie godzin zamknięcia, o czym informowali mieszkańcy dzielnicy. Zamiast o północy goście bawili się tam czasami do rana, do tego w towarzystwie „kobiet o podejrzanej konduicie moralnej”. Starosta grodzki wydał nakaz na podstawie ustawy o zapobieganiu przestępstw. Apel mieszkańców zawierał nadzieję, że tym razem zarządzenie o likwidacji lokalu będzie trwałe i nie ulegnie przedawnieniu, ani zlekceważeniu. Przez dwa kolejne lata w domu Fiszera (mieszkania dla kilku lokatorów), zamiast restauracji była koszerna piekarnia. We wrześniu 1933 roku wszczął się tam pożar, który strawił cały dom.

Nieco bliżej miasta w domu małżeństwa Lass przy Antokolskiej 130 (róg ulicy Głębokiej), Rocha Lassowa prowadziła piwiarnię, a jesienią 1927 roku otworzyła jeszcze restaurację pod nazwą „Niespodzianka”.  Natomiast przy Antokolskiej 133[9], w 1934 roku restaurację pod nazwą „Adria” otworzył Jan Żelazowski. Lokal na Antokolu, był filią prowadzonej przez niego restauracji „Staro Wileńskiej” (opisana w części 6), której był właścicielem. Goście mieli w „Adrii” do dyspozycji dość dużą salę główną, gabinety oraz bilard.

Opisywany rejon to szereg innych piwiarni, barów i jadłodajni trzeciej kategorii. Lokal pod nazwą „Restauracja - Promenada”, na początku lat dwudziestych prowadził niejaki Małachowski. Niestety był alkoholikiem i zmarł, mając opinię marnującego życie pijaczyny. Restaurację o dosyć dobrej opinii, prowadził w domu przy Antokolskiej 84, Władysław Kieliszczyk”, a następnie „Piotr Kowalewski”.

Dom przy Antokolskiej 78[10] mieścił „Bar-Piwiarnię - pod Niedźwiedziem” z wyszynkiem piwa i miodu pitnego. Właścicielami lokalu byli Władysława i Jerzy Taraszkiewicz.

„Bar pod Niedźwiedziem” na Antokolu i jego właściciel (fotografia NAC)

Lokal stał się obiektem zainteresowania władz śledczych oraz prasy, gdy jesienią 1933 roku, doszło tam do podwójnego samobójstwa pary kochanków – Stanisława Peciaka, woźnego Państwowej Fabryki Tytoniowej i Nadziei Bieńkówny, retuszerki zakładu fotograficznego. Historia ta miała wiele wątków, również w związku z pochówkiem ofiar (szerzej opisałem sprawę w facebookowej grupie „Wilno”).    

   Pozostała jeszcze strona północna (Śnipiszki, Werki, Jerozolimka, Trynopol), obszar z jej główną osią, ulicą Kalwaryjską prowadzącą do Rzeszy[11].   

Najpopularniejszym przybytkiem gastronomii w tej okolicy była gospoda „Słomianka”, popularna już w XIX wieku. Mieściła się ona w dawnym dworku drewnianym z gankiem kolumnowym. Ta zamiejska restauracja na początku XX wieku oferowała: śniadania, obiady i kolacje, gorące zakąski ze świeżych produktów, a wszystko w umiarkowanych cenach. Właścicielem gospody był Rudolf Sawicki, który po pewnym okresie przerwy wznowił jej działalność w 1919 roku.

Zamiejski traktier „Słomianka” na fotografii Józefa Czechowicza z końca XIX wieku. Na górze na drzewami widoczny szczyt pałacu w Werkach.

Głównymi klientami gospody byli letnicy, którzy wynajmowali domy, mieszkania i izby u gospodarzy werkowskich. Modne wśród wilnian były także jednodniowe wycieczki statkami żeglugi rzecznej na Wilii i zwiedzanie pałacu oraz parku w Werkach. Po zakończeniu spaceru mogli w pobliżu przystani przed odpłynięciem posilić się w restauracji „Słomianka”. Do dyspozycji klientów były: duża sala konsumpcyjna, gabinety na piętrze, oraz stoliki i altanki w ogródku z klombami kwiatowymi. Wszystko w cudownych otoczeniu zielonych, werkowskich gór. Symboliczną postacią lokalu był kelner, starszy pan o imieniu Antoni. Na początku lat dwudziestych gościom przygrywała orkiestra wojskowa, a później zespół instrumentów dętych (m.in. krakowski kwartet damski, występujący w strojach ludowych).

Pod koniec dekady właścicielem lokalu został Karol Wardomski, który poprzednio był współwłaścicielem zamkniętej już wtedy restauracji „Myśliwskiej”.  W sezonach na początku lat trzydziestych zatrudniano artystów kabaretowych, śpiewaków i tancerki. Sobotnie występy połączone z dancingiem rozpoczynały się o godzinie dwudziestej. Właściciel rezerwował specjalny kurs statku, których gości mogli wrócić nad ranem do miasta.

Przystań żeglugi rzecznej i gospoda „Słomianka” (widoczna po lewej stronie kadru). Poniżej reklamy restauracji z 1921 i 1930 roku.

Nie wszystkim klientom gospody podobały się wizyty letników i wioślarzy, którzy zachodzili czasami – jak pisano - w nieprzyzwoitych strojach. Władysław Weyssenhoff, który wybrał się pewnego razu do „Słomianki”, trafił na grupę wioślarzy i wioślarek, o czym z oburzeniem napisał m.in.: „Olśnił nas widok ludzi obojga płci, jaśniejących nagością swych kształtów, na podobieństwo dzikich mieszkańców podzwrotnikowych i najswobodniej cyrkulujących pośród ludzi ubranych przyzwoicie, nie okazując najmniejszego zażenowania. […] Żyjemy w wieku postępu i wolności, postęp każe odrzucać stare przesądy, jak np. skromność, a wolność pozwala na wszystko, a więc także na bezwstyd. Ale i my korzystamy z wolności i nie ścierpimy dla córek naszych podobnych widowisk. Córki nasze chcemy nadal wychowywać w dziewictwie, ażeby z nich zrobić żony wdzięczne dla mężów i uczciwe matki rodzin, moralnie zdrowych i silnych…”.

Zasadniczy sezon rozpoczynał się z początkiem maja i kończył pod koniec września. Wg. menu można było tam zjeść: befsztyk, wątróbka, szynka z groszkiem, bulion, kotlet „po ministersku”, jajecznica, z napojów: piwo, kawa, herbata, lemoniada i woda mineralna. Mimo wielu starań właścicielowi nie udawało się dostać koncesji na wyszynk mocniejszych trunków alkoholowych. Za ich nielegalne spożywanie groziła właścicielowi kara odebrania świadectwa przemysłowego[12].

Interes w prowadzeniu tej restauracji stale był niepewny, gdyż ograniczony sezonem letniskowo-wycieczkowym i pogodą. Każdy deszcz powodował, że: „statki za wszystkim nie przychodzili”, a więc bywało, iż zrobione zapasy produktów żywnościowych się marnowały. Gospoda nie mogła doczekać się także dobrej drogi, aby można było bez problemów dojechać samochodem lub dorożką.

Budynek ucierpiał znacznie podczas powodzi w 1931 roku, bowiem woda osiągnęła poziom połowy wysokości ścian i groziło to ich runięciem. Właściciel poniósł olbrzymie straty i długo nie był w stanie odremontować budynku. Rok później, podczas wiosennego puszczania lodu na Wilii, znów doszło do lokalnych podtopień, które objęły także restaurację. Uszkodzenia linii brzegowej zdarzały się jeszcze wielokrotnie w następnych latach. Gospoda nie przeszła remontu i ostatecznie właściciel zamknął lokal, którego „rachityczny żywot” nie mógł już trwać. Budynek ulegał stopniowemu zniszczeniu.


Gospoda „Słomianka” w dniach powodzi w 1931 roku (fotografia prasowa)

W późniejszych latach wycieczkowicze docierali do znajdującej się w pobliżu przystani statków „Słomianka” oraz „plaży werkowskiej” i dla ich obsługi w sezonie uruchamiany był bufet.  

Nieco dalej na północ w Jerozolimce, w bezpośredniej bliskości kompleksu pałacowego w Werkach[13], w 1909 roku, emerytowany wojskowy inż. arch. generał Aleksander Antonowicz otworzył restaurację pod nazwą „Werki”. Wnętrze lokalu składało się z większej sali, gabinetów, drugiej sali na wesela i bale, a także wspaniały ogród do spacerów. Dojechać do restauracji można było omnibusem, który kursował w miarę regularnie. Aby przyciągnąć klientów, właściciel organizował zabawy taneczne z niespodziankami zatrudniając cenionego nauczyciela tańca Antoniego Szadkowskiego. Restauracja nie utrzymała się jednak długo i przez pewien czas stała pusta. W 1914 roku, lokal objęła spółka Towarzystwo Kucharzy i Kelnerów. Była to ta sama ekipa, która prowadziła restaurację w hotelu „Europejskim”. Restauracja pod nazwą „Sielanka” była czynna w sezonie letnim. Informowano, iż najdogodniejszą komunikacją będą statki parowe kursujące po Wilii. Prawie natychmiast po otwarciu doszło do bojkotu parafian, o czym była już mowa wyżej. Nowa, lecz sezonowa restauracja czynna była w latach trzydziestych, w jednej z sal pałacu w Werkach. Dzięki obrotności dzierżawców urządzano w niej wiele imprez artystycznych. Powodzeniem cieszyły się między innymi tzw. „Noce w Werkach”, dancingi z udziałem artystów Teatru Miejskiego. Częściowy dochód z zabawy przekazywany był na określony cel (np. na rzecz Stowarzyszenia Ochotniczej Straży Pożarnej). Dojazd gości odbywał się wynajętym kursem udekorowanego statku, który dopływał do przystani „Słomianka”.

Przez krótki czas czynna też była restauracja w Trynopolu, którą pod nazwą „Szwajcaria”, otworzył Michał Łojko[14]. Podobnie jak w poprzednich przypadkach, najlepszym środkiem dojazdu był statki parowe, które kursowały mniej więcej, co dwie godziny.

*     *     *

Kończymy obszerny przegląd wileńskich restauracji w dwudziestoleciu międzywojennym. Dzięki temu, iż nie ograniczyłem się do opisu wyłącznie lokali pierwszorzędnych, treść poszczególnych części poszerza dotychczasowe opracowania innych autorów. Mam nadzieję, że czytelnicy mogli się w pewnej mierze wczuć w klimat miasta tamtych lat. Gastronomiczna wycieczka po dzielnicach, ulicach i przedmieściach Wilna, korelowała w wielu przypadkach z pisanymi i przekazywanymi ustnie wspomnieniami wilniuków  i wilnian.



[1] Kamienica została zburzona po wojnie, a w jej miejscu stoi teraz współczesny budynek mający adres Vilniaus g. 18.
[2] Sympatyczne określenie „kącik” było używane częściej w wileńskiej gastronomii. Pod koniec lat trzydziestych działał bar pod nazwą „Cichy Kącik” przy Królewskiej 1 oraz bar-piwiarnia „Wesoły Kącik” przy Ostrobramskiej 22, której właściciel przejął lokal po wspominanym wcześniej „Wampirze”.
[3] Obecnie w tym miejscu stoi Pałac Kongresowy (Vilniaus kongresų rūmai).
[4] Bardzo dobrą opinię lokal miał do 1929 roku, gdy należał do Władysława Kieliszczyka, cenionego w środowisku restauratora.
[5] Zajęły one lokal zwolniony przez Magdalenę Klimaszewską, która prowadziła tam bar od 1920 roku.
[6] Rynek mieścił się na placu, na którym pod koniec lat trzydziestych rozpoczęto wznoszenie Chłodni Miejskiej.
[7] Poprzednim właścicielem był Mendel Płotnikow.
[8] Obecnie stoi tam blok z adresem Antakalnio g. 85/ Tverečiaus g.
[9] Dom pod tym adresem stał niedaleko uliczki Majakowej. Obecnie stoi tam blok Antakalnio g. 67.
[10] Miejsce, które obecnie ma adres Antakalnio g. 54 (Vilniaus technologijų ir dizaino kolegija, statybos fakultetas).
[11] Gospoda, która znajdowała się w Rzeszy, miała nazwę „Warna”. Jej włascicielem był generał Dymitr Buturlin, a jej dzierżawcą Milikowski. Dom strawił całkowicie pożar, jaki wybuchł tam w 1908 roku.
[12] Zakaz podawania mocnego alkoholu w „Słomiance” jeszcze przed 1914 rokiem, wywalczyli parafianie z parafii kalwaryjskiej, należącej do starostwa werkowskiego. W porozumieniu z duchowieństwem, grupa gospodarzy mających ziemię w Werkach, podjęła uchwałę, aby w ramach walki z alkoholizmem i rozpijaniem wioskowych chłopów, zamknąć w obrębie starostwa wszystkie restauracje, piwiarnie, monopole i inne „rozsadniki demoralizacji i rozpusty”. Uchwała zawierała m.in. zapis, iż lokale te: „zakłócają spokój kalwaryjskich pielgrzymów i prowadzą do profanacji przez pijanych miejsc świętych. Petycję skierowano do władz. Na tej podstawie odebrane zostały koncesje na wyszynk m.in. restauracjom: „Sielanka” i „Słomianka”.
[13] Właścicielem majątku Werki wraz z zespołem pałacowym oraz Jerozolimką, był od 1911 roku Kazimierz Karp-Spinek, który kupił je od Aleksandry Czepielewskiej, wdowy po Janie Czepielewskim, wileńskim gubernatorze cywilnym.
[14] Jego brat Leonard, prowadził restaurację w Grand Hotelu przy Ostrobramskiej 5 i sezonowy „Kafe-Restaurant” w Ogrodzie Botanicznym.