Rocznica śmierci kardynała Henryka Gulbinowicza


Na zdjęciu: kard. Henryk Gulbinowicz
W ubiegłym roku, 16 listopada, w wieku 97 lat zmarł kardynał Henryk Gulbinowicz, były metropolita wrocławski. Duchowny pochodzący z Wileńszczyzny spoczął w Olsztynie w grobie rodzinnym. 26 listopada w olsztyńskim kościele pw. Matki Bożej Ostrobramskiej została odprawiona msza święta w intencji ks. kardynała Henryka Romana Gulbinowicza. Homilię, którą zamieszczamy, wygłosił ks. bp dr Antoni Pacyfik Dydycz OFMCap.


W imię Boże pozdrawiam wszystkich zgromadzonych w tej – jakże nam duchowo bliskiej świątyni pod wezwaniem Matki Bożej Ostrobramskiej. W to miejsce przybywamy, aby u stóp Królowej Polski i Litewskiej Pani modlić się w intencjach zmarłego Ks. Kard. Henryka Romana Gulbinowicza, zmarłego przed rokiem oraz Jego Siostry, która odeszła do Pana Boga w kilka miesięcy po śmierci Brata. Oboje są pochowani na tutejszym cmentarzu, w grobie rodzinnym, który swój początek wziął po śmierci Matki Księdza Kardynała.

Pozdrawiam też serdecznie wszystkich obecnych na tej Mszy świętej, zapraszając do serdecznej modlitwy w intencjach Zmarłych, a więc Księdza Kardynała, Jego Ojca i Siostry, pamiętając podczas modlitwy także o całej Rodzinie, jak i pozostałych Krewnych, a więc modlitwą obejmujemy całą

Wspólnotę Rodzinną, która musiała opuścić strony wileńskie. Pamiętając o tych, których groby pozostały na Wileńszczyźnie, tym serdeczniej módlmy się o zbawienie wieczne dla wszystkich zmarłych, niezależnie gdzie byli i gdzie są pochowani członkinie i członkowie wspólnoty Gulbinowiczowskiej. Zawsze pamiętając o opiece ze strony Matki Bożej i świętych Pańskich.

Serdecznie pozdrawiam Czcigodnego Ojca Proboszcza, a następnie tutejszego Gwardiana i wszystkich Kapucyńskich Współbraci dziękując za modlitwy zanoszone w tymże urokliwym kościele. Bogu niech będą dzięki za obecność Rodaków z Wilna w osobach: pana Stanisława Pieszko, ks. Andrzeja Andrzejewskiego, proboszcza z Grigiškės, budowniczego dopiero co ukończonej świątyni, w której modlą się Polacy i Litwini. Raduje nas i to bardzo obecność uczestników w tejże Mszy św., przybyłych także z wileńskich stron, a są nimi pan Tadeusz Romanowski, pan Jerzy Łapiński oraz małżeństwo – Bożena i Marek Kubiakowie. Dziękuję bardzo serdecznie ks. prał. Jerzemu Zającowi. Bardzo gorąco wyrażam wdzięczność wszystkim Obecnym w czasie tej Eucharystii, zwłaszcza, że wielu spośród tu obecnych także musiało opuścić swoje rodzinne strony rozproszone wokół wileńskich promieni.

O wszystkich, którzy z bliska lub z daleka, ale łączą się z nami, będziemy pamiętali w serdecznych modlitwach, zanoszonych do Ostrobramskiej Pani. Nie możemy też zapominać o tych, którzy wskutek ostatnich wojennych lat, jednakże potrafili zachować pamięć o swojej przeszłości, nawet będąc poza Rzeczpospolitą.

Nasza dzisiejsza modlitwa nabiera szczególnego znaczenia także z racji na uroczystość, jaką przeżywaliśmy w minioną niedzielę 12 tego miesiąca, dziękując Panu Bogu za dar beatyfikacji Czcigodnego Sługi Bożego – Ks. Kardynała Stefana Wyszyńskiego i Siostry Elżbiety Róży Czackiej. Wielka to była i jest radość. Zresztą owe wydarzenia istotnie są wyjątkową radością całego Kościoła, gdyż w czasach jakże trudnych, kiedy spotykamy się z lekceważeniem Kościoła, zapominamy o ukrzyżowaniu Pana Jezusa – ze względu na nas i odrywamy się od Matki Bożej, obie owe beatyfikacje z jednej niedzieli są dla nas światłem. Co więcej, są darem szczególnym, darem błogosławieństw, za którymi kryją się cierpienia licznych zmarłych, także bowiem nie możemy zapomnieć o cierpieniach Czcigodnego Księdza Kardynała Henryka Gulbinowicza.

Wielu spośród nas, kochani, mieszkańcy Olsztyna, pamięta wciąż o Księdzu Kardynale Henryku, który tutaj, w tym mieście był Rektorem Wyższego Seminarium Duchownego. A były to lata powojennego terroru, kiedy kapłanów brakowało. Kilkanaście tysięcy przeszło przez więzienia niemieckie i sowieckie. Setki oddało swoje życie. A tymczasem dawali o sobie znać nowi mieszkańcy przybywający do Olsztyna tak z Litwy, jak i z Białorusi oraz Ukrainy. Nie zapominajmy, że nasze ziemie, polskie ziemie nacierpiały się wielce tak z czasów I wojny światowej, a z czasów II wojny światowej jeszcze więcej.

Co więcej, wypada przypomnieć, że tak zwane zakończenie II wojny światowej w rzeczywistości nim nie było. Wciąż ginęli nasi rodacy, ścigani przez oddziały sowieckie, które wspomagane były przez tzw. wojska ludowe, które z ludnością niewiele miały czegokolwiek. Trudno bowiem do więzi ludowej zaliczać tych, którzy skazywali na śmierć swoich rodaków. Nie oszczędzali kapłanów oraz biskupów. Świadczy o tym trzyletni pobyt w więzieniu Księdza Kardynała Prymasa Polski Stefana Wyszyńskiego. Pierwszy raz coś podobnego zdarzyło się na ziemiach polskich. Nawet podczas rozbiorów do czegoś podobnego nie doszło.

I dlatego ta straszliwie niegodnie potraktowana śmierć Księdza Kardynała Gulbinowicza zasługuje na wyjątkową pamięć, na serdeczne modlitwy i na szlachetne postępowanie w przyszłości, godne wiary świętej, należne wspomnieniom naszych świętych i błogosławionych, jak i naszych ojców i braci ginących w obronie Ojczyzny.

Ksiądz Henryk Roman urodził się w Wilnie – 17 października 1923 roku. W 22 lata potem musiał opuścić swoje gniazdo. Zatrzymał się w Białymstoku po przybyciu do odradzającej się Polski, wprawdzie terytorialnie pomniejszonej, ale duchowo wciąż silnej. W Białymstoku ukończył Wyższe Seminarium Duchowne. W tym samym mieście został wyświęcony na kapłana. A był to rok 1950. W dwadzieścia lat potem został obdarzony godnością biskupią i mianowany przez Stolicę Apostolską biskupem tytularnym oraz administratorem apostolskim w Białymstoku. A był to czas, kiedy Białystok i okolice zostały oderwane od Wilna, od swojej Macierzy.

Nominacja została ogłoszona 12 stycznia 1970 roku. Po blisko sześcioletniej pracy biskupiej w Białymstoku otrzymuje z rąk Ojca Świętego Jana Pawła II nominację na arcybiskupa wrocławskiego. To był drugi kraniec. Ale to była też przestrzeń, na której zatrzymali się polscy wygnańcy ze Wschodu. Ksiądz Kardynał misję tę będzie pełnił przez lat 28. W międzyczasie św. Jan Paweł II obdarzy Księdza Arcybiskupa Wrocławskiego godnością kardynalską w roku 1985. Ze strony zaś nowego rządu polskiego Ksiądz Kardynał zostanie obdarzony Orderem Orła Białego w roku 2008. Umrze we Wrocławiu, w 97 roku życia, a pochowany w Olsztynie, w rodzinnym grobowcu, przy ulicy Poprzecznej. Przy Jego pogrzebie będzie jeszcze obecna ostatnia z jego rodzeństwa - siostra. Ale w kilka miesięcy potem także i ona opuści ziemię, z pewnością z wielkim bólem w sercu.

Dla pozostałych przy życiu Krewnych, znajomych, przyjaciół, a zwłaszcza wychowanków okoliczności towarzyszące śmierci Księdza Kardynała przeżywane były niesłychanie boleśnie. Trudno je zrozumieć. Ksiądz Kardynał przez całe swoje życie, mając w pamięci doświadczenie z koniecznością opuszczenia miejsca urodzenia, zdawał sobie sprawę z tego rodzaju bolesnych okoliczności. Mając to wszystko w pamięci tym bardziej troszczył się o to, aby dodawać ducha wszystkim, z którymi się spotykał. Ostrzegał ich przed smutkiem. Zachęcał do radości, dając przykład swoją pogodą ducha.

Odejście z tego świata Księdza Kardynała, zawsze pogodnego, życzliwego, bez reszty oddanego kapłańskiej posłudze, dla znających Jego Osobę stało się swego rodzaju bolesnym osamotnieniem. Z pewnością tysiące osób w swoich sercach żywi trwałą wdzięczność względem Osoby Metropolity Wrocławskiego i jestem głęboko przekonany, że Ksiądz Kardynał w większości ludzkich serc pozostanie w życzliwej pamięci, na stałe. Bowiem należy się Jego pamięci szczery szacunek. Nie zapominajmy – to przecież nasz Rodak, Kapłan, Biskup, Kardynał - wszystko w jednej Osobie. Jakie to bogactwo ducha. On nas darzył tymże bogactwem, on w sytuacjach kłopotliwych miał zawsze coś serdecznego do przekazania. Żył „jakby pod rękę”, czyli zawsze gotów do pocieszania, podnoszenia na duchu.

W dzisiejszym pierwszym czytaniu (Łk 11, 25-29) spotykamy się z zachętą, aby - „Nie zazdrościć darów Bożych”. Byli niekiedy i tacy, którzy odwoływali się do Mojżesza, aby nie pozwalał na praktykę uniesień prorockich. „Ale Mojżesz odparł jednemu z nich: „Czyż zazdrosny jesteś o mnie? Oby tak cały lud Pana prorokował, oby mu dał Pan swego ducha” (11. 25-29).

Niestety, musimy przyznać, że często bywa, iż jedni drugim zazdroszczą w życiu. A z tego rodzą się uprzedzenia. Czytam właśnie o tym u św. Mateusza (9,9- 13): „Gdy Jezus siedział w domu za stołem, przyszło wielu celników i grzeszników i zasiadło wraz z Jezusem i Jego uczniami. Widząc to faryzeusze mówili do Jego uczniów: „Czemu Wasz Nauczyciel jada właśnie z celnikami i grzesznikami”. Usłyszał to Pan Jezus i zaraz odpowiedział: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz, ci, którzy się źle mają. Idźcie i starajcie się zrozumieć, co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary. Bo nie przyszedłem, aby powołać sprawiedliwych, ale grzeszników” (Mt 9, 9-15).

W tym właśnie duchu powstał wiersz o głębokiej treści moralnej, autorstwa Jerzego Narbutta, którego rodzina pochodziła z Wileńszczyzny. Oto jego tekst:

Duchu Święty prowadź mnie
w rzekach Twoich zanurz mnie
ze zła mojego oczyść mnie
w ciszy Twojej zamknij mnie
za rękę swoją weź mnie
i jak ślepego wprowadź mnie
w Światło Twoje.

Jakże wzruszający to tekst. Bardzo prosty i przejrzysty, a jednak poruszający sumienie. I dlatego przypominam treść tego utworu, aby odwołać się do świętej pamięci Ks. Kard. Henryka Gulbinowicza. Przeszedł On wiele w swoim życiu dróg, ale zawsze starał się być wiernym głosowi Pana Jezusa. Czyż nie Ten Głos podpowiedział Mu, aby w momencie straszliwego ataku ze strony wrogów Boga i Polski pospieszył szybko z pomocą Solidarności, która znalazła się w straszliwych kłopotach, ścigana przez Polaków z nazwiska, a jednocześnie wyjątkowo agresywnych w stosunku do Rodaków z poświęceniem ratujących Ojczyznę. To On przecież narażał się na wielkie niebezpieczeństwo, ale nie odmówił czołówce Solidarności zabezpieczenia jej materialnego zaplecza.

Wytrwał i uratował. Jakże to budujący przykład odwagi i zarazem wierności...

Kochani uczestnicy tej Eucharystii Świętej, z pewnością wszyscy w sercach i duszach dziękujecie Panu Jezusowi za dar mocy duchowej, którą na tamte okoliczności obdarzony został Ksiądz Kardynał. Dziękujmy za ten dar, za to światło Panu Bogu, odwołując się do Pana Jezusa i Ducha Świętego, zawsze mając oparcie w pomocy ze strony Matki Bożej. Ufam głęboko, że tego rodzaju odczucia duchowe towarzyszą świętej pamięci Wrocławskiemu Pasterzowi, któremu wypadło wiele przecierpieć, opuszczając miejsce narodzin i początków duchowego rozwoju, aby całą mocą ducha trwać w wierności i wytrwałości w dążeniu do Królestwa Niebieskiego. Dzięki też swoim cierpieniom z pokorą przyjętym, już teraz z pewnością się cieszy z tymi, którzy wcześniej przekroczyli niebiańskie progi. Amen.

Ks. bp dr Antoni Pacyfik Dydycz OFMCap