Szczyty osiąga się przez wytrwałość


Na zdjęciu: Eliza Rackiewicz, fot. Archiwum rodzinne
Pokonanie swoich słabości, rozwijanie umiejętności sportowych, uzyskanie równowagi między ciałem a duchem, to wszystko znajduję podczas treningów, których w czasie kwarantanny bardzo mi brakuje – zwierza się Eliza Rackiewicz, tegoroczna mistrzyni Litwy w kyokushin karate w kategorii wagowej 55-60 kg. Czytelnikom „Tygodnika” dziewczyna opowiedziała m. in. o tym, co przyprowadziło ją na drogę sztuki walki i o tym, że z pozoru „niekobieca” dziedzina sportu wzbudza szlachetne emocje.
W tym roku na mistrzostwach Litwy w kyokushin karate, które odbyły się w lutym w Janowie, pokonała wszystkie rywalki i stanęła na najwyższym stopniu podium. W ubiegłym roku została brązową medalistką. Jej trenerka Margarita Čiuplytė jest dwukrotną mistrzynią świata, sześciokrotną mistrzynią Europy, dlatego – jak podkreśla Eliza – ma kogo naśladować.

Talent w zgodzie z pracą

Eliza jest mieszkanką wileńskiej dzielnicy Leszczyniaki; tutaj ukończyła szkołę podstawową. Naukę na poziomie klas najstarszych kontynuowała w Gimnazjum im. Jana Pawła II. Ma trzech starszych braci – Lecha, Roberta i Sylwestra oraz młodszą siostrę – Mariolę. Jak opowiada, karate interesowało ją od dawna. Może to był wpływ starszego brata, który uczęszczał do klubu walki kyokushin, a może w pewnym momencie sama dojrzała do tego, żeby pójść na trening. Tak czy inaczej, już od pierwszych zajęć zrozumiała, że będzie to przygoda na dłużej niż tylko kilka spotkań.

Na pytanie, czy trzeba mieć wielki talent, żeby stanąć na podium, 20-letnia mistrzyni Litwy wyjaśnia, że wytrwałą pracą można osiągnąć o wiele więcej.

– Można mieć talent, a można dużo pracować. Ludzie dzielą się na dwie grupy: tych, którzy osiągają szczyty dzięki talentowi oraz tych, którzy zdobywają laury poprzez wytrwałą pracę. Często się zdarza, że ta druga grupa osiąga więcej od tej pierwszej. Najpierw mi się wydawało, że jestem utalentowana. Z czasem zrozumiałam, że powinnam sporo ćwiczyć, a wytrwałość oraz systematyczność na treningach przynoszą większy efekt. Bywa tak, że ci, którzy poprzez talent szybko osiągają najlepsze miejsca, prędko się nudzą i porzucają swoją pasję. Z kolei ten, kto jest mniej utalentowany, ale wkłada więcej pracy, w rezultacie osiąga lepszy wynik – uważa mistrzyni i dodaje, że najlepszym rozwiązaniem jest to, kiedy talent idzie w parze z pracą.


Na zdjęciu: Eliza przy rozdawaniu Betlejemskiego Światełka Pokoju, fot. archiwum rodzinne

Nie wolno się poddawać

Dwudziestoletnia mistrzyni ma całkiem sporo podobnych cech ze swoją baśniową imienniczką – Elizą z baśni Andersena „Dzikie łabędzie”. Baśniowa bohaterka także wykazała się twardym charakterem, upartością… Eliza Rackiewicz tłumaczy, że dzięki kyokushin karate może kształcić wytrwałość charakteru.

Dziewczyna na co dzień uczęszcza do klubu karate „Shin”. Uczęszczający są podzieleni na grupy wiekowe. Nasza bohaterka ćwiczy ze sportowcami od 16 do 40 lat, przede wszystkim z mężczyznami. A to dlatego, że uczęszczają tam właśnie w większości mężczyźni. W społeczeństwie panuje przekonanie, że to sport męski. Jej zdaniem, choć mężczyźni są silniejsi, to jednak kobiety poprzez swoją wytrwałość, cierpliwość, zawziętość i siłę moralną mogą osiągnąć lepsze wyniki.

Z kolei na pytanie, czy karate jest stylem walki, sposobem na życie lub nurtem w filozofii, odpowiada, że każdy bierze dla siebie coś, co mu pasuje. Jeden ćwiczy, by utrzymać dobrą kondycję fizyczną, inny chce wzmocnić charakter, ktoś chce spotkać się z ludźmi.

– Dla mnie to styl życia, bo nie wyobrażam dnia bez karate, wzbudza we mnie wiele pozytywnych emocji. Karate wykształciło we mnie sporo dobrych cech charakteru. Wiem, na przykład, że nigdy nie wolno opuszczać rąk, że trzeba szanować innego człowieka, nawet, jeśli się nie zgadzam z jego poglądami. Zawsze też trzeba nieść pomoc innemu człowiekowi, który jest słabszy, znajduje się w biedzie lub życiowych tarapatach. Należy tak się zachować względem innego, żeby nigdy nie poczuł się gorszy, czy w twojej obecności czuł się niedowartościowany. Nie wolno nikogo poniżać – uważa Eliza i dodaje, że im dłużej uprawia karate, tym bardziej rozumie, że to sport wymagający i ćwiczenia ciała, i hartu ducha.

Ma nadzieję, że w przyszłości pojedzie na mistrzostwa Europy. Tegoroczne w Gruzji, jak większość sportowych imprez, zostały odwołane z powodu pandemii.

– Jeszcze wszystko przede mną. Nie załamuję rąk, nadal chcę ćwiczyć, brać udział w zawodach, wszak to mój styl życia – twierdzi sportsmenka i przyznaje, że w życiu były pokusy pozostawienia sportu, ale zostały pokonane i nadal trenuje. – Kwarantanna jest trudna, ponieważ bardzo brakuje mi kontaktu z innymi ludźmi. Owszem, można samodzielnie ćwiczyć w domu, biegać i dbać o dobrą kondycję fizyczną, ale to nie zamieni spotkania z trenerem, który ciebie zna, widzi, jakie popełniasz błędy, pomoże i doradzi – dodaje Eliza, która prowadziła też zajęcia karate dla dzieci.


Na zdjęciu: trening czyni mistrza, fot. Archiwum rodzinne

Wolontariat

Kwarantanna ograniczyła działalność sportowców. Wielu z nich próbuje się odnaleźć w innych dziedzinach, np. charytatywnych. Eliza nie ukrywa, że jedną z jej pasji życiowych, oprócz sportu, jest wolontariat. Jest otwarta na świat, lubi przebywać w towarzystwie rówieśników. Być może te cechy charakteru przywiodły ją do harcerstwa.

– Jeszcze w szkole interesowało mnie harcerstwo. Widziałam młodzież paradującą w mundurach i zawsze się zastanawiałam, co oni robią, czym się zajmują. Wybrałam się kilkakrotnie z nimi na zbiórki i… harcerstwo mnie wciągnęło. Zrozumiałam, że w drużynie też mogę siebie kształcić. Poza tym jest to sposób na poznanie przyjaciół i doświadczenie wielu przygód – zwierza się. Należy do 13. Wileńskiej Drużyny Harcerek „Czarna Trzynastka” im. Maryny Grzesiakowej.

Ponadto, w czasie kwarantanny, gdy nie może uczęszczać do klubu oraz prowadzić zajęć dla dzieci, postanowiła udzielać się społecznie. Caritas archidiecezji wileńskiej prowadzi Dom Samotnej Matki i właśnie tam Eliza znalazła przystań dla siebie. Jako wolontariuszka pomaga pracownikom w doglądaniu dzieci kobiet, które z różnych przyczyn musiały opuścić swój dom. Tłumaczy, że pomoc innym daje poczucie spełnienia się i satysfakcję, że robi coś dobrego dla innych. Zresztą, jak twierdzi, nie lubi siedzieć z założonymi rękoma. Twierdzi, że poznała tam nieco inny świat, a jej podopieczni – choć nieco się różnią od rówieśników z normalnych rodzin – jednak są bardzo uczynni, dobrzy i warto inwestować w nich ciepłe uczucia, okazać trochę serca, żeby zobaczyli też i pozytywną stronę naszego świata.

– Odkąd pamiętam zawsze mi towarzyszyła świadomość, że trzeba pomagać. Chociaż moi rodzice (Sabina i Ryszard Rackiewiczowie) nigdy nam nie mówili wprost „Musicie być dobrzy dla innych”, „Powinniście pomagać”, to swoją postawą i podejściem do życia oraz religijnością wychowali nas w taki sposób, że pewne sprawy są dla mnie oczywiste – uważa Eliza i z przekonaniem dodaje, że mocny fundament wynosi się z domu. Poza tym odnośnikiem wszelkich jej poczynań jest Bóg i religia. W nich upatruje źródła wszystkich pozytywnych działań, natchnienia do uczynków miłosierdzia względem bliźnich i pomocy w ugruntowaniu dobra.

Teresa Worobiej

Artykuł ukazał się w nr 18 „Tygodnika Wileńszczyzny (30 kwietnia-6 maja 2020 roku), wydanie internetowe nr 1024