V. Benkunskas: Walczymy o dobrą jakość i lepsze warunki nauki!


Wicemer m. Wilna Valdas Benkunskas, fot. wilnoteka.lt
Już od prawie roku sprawy oświaty i szkolnictwa m. Wilna w swoim ręku dzierży wicemer Valdas Benkunskas. Pochodzący z Szyłokarczmy (lit. Šilutė) ambitny, niespełna 32-letni przedstawiciel konserwatystów-chadeków od 12 lat jest wilnianinem, a od 5 lat - radnym naszego miasta. Czy uosabia lokalną wersję "american dream" - "Lietuvio svajonė"? czy raczej "sapnas"? W pamięci wileńskich Polaków z pewnością zapisze się jako "ten, co szkoły polskie porządkował", w majestacie prawa i statystyk realizując marzenia kilku pokoleń swoich rodaków. Dziś pierwszy etap tej "reorganizacji" mamy już za sobą, kolejne - przed nami. Po "Konarskim" i "Leszczyniakach" trwają jeszcze sprawy "Lelewela" i "Syrokomli" (ostatnie dwie szkoły średnie w Wilnie!), a już są pomysły na szkoły podstawowe - na Lipówce i w Kolonii Wileńskiej, że ograniczę się do wspomnienia tylko szkół polskich.
Czy kiedyś będziemy żałować, że sprawy szkolnictwa nie znalazły się w gestii np. Marka Adama Harolda - pierwszego Brytyjczyka w Samorządzie m. Wilna? Być może, ale stolicę Litwy zmienia młodzież, która nawet nie ukończyła wileńskiej szkoły - to przecież mogłoby tylko ciążyć przy podejmowaniu decyzji. Zwłaszcza niepopularnych i kontrowersyjnych, a właśnie takie w Wilnie są niezbędne, zdaniem wicemera - dla dobra samych uczniów i lepszych warunków do nauki!

Valdas Benkunskas szlify polityczne zdobywał jako doradca rodziny Saudargasów (europosła i byłego szefa MSZ Algirdasa oraz jego syna Pauliusa) i widać dobra to była szkoła. Skoro nie starsi partyjni koledzy, jak to głośny za sprawą swej uczciwości - nie przyjął łapówki - Vidas Urbonavičius (pochodzący spod Szawel), czy protegowany Andriusa Kubiliusa i kandydat Związku Ojczyzny na mera stolicy Mykolas Majauskas (przynajmniej urodzony w Wilnie, choć znaczną część życia spędził na emigracji) - właśnie Benkunskas stanął po prawicy nowego mera liberała, by pomagać mu w podejmowaniu nie zawsze liberalnych decyzji.

Sam wicemer podkreśla, że sytuacja, w jakiej pozostawili wileńską oświatę jego poprzednicy, wymagała natychmiastowych działań. Narodowość ucznia nie ma, jego zdaniem, większego znaczenia. Reforma szkolnictwa leżała odłogiem, jedne szkoły były przepełnione, inne wionęły pustką, więc ruszył do dzieła. Szkoły z polskim językiem nauczania były na rozdrożu - część zgodnie z duchem reformy podzieliła się na gimnazja i podstawówki, część coraz bardziej broniła pozycji, że szkołom mniejszości narodowych taki podział tylko zaszkodzi i że muszą zachować 12-letni cykl nauczania, co pozwoli utrzymać istniejącą sieć polskich szkół. Tym bardziej, że pojawiła się opcja tzw. "długiego gimnazjum" (czyli razem z podstawówką, nie 9-12, tylko 5-12 lub 1-12). 

W odróżnieniu od polskich działaczy, którzy uznali, że jakąkolwiek polską szkołę może zamknąć tylko naturalna jej śmierć po odejściu ostatniego ucznia, nowa koalicja nie miała wątpliwości, gdzie postawić przecinek w decyzji "bronić nie reformować". Dla swego dobra, rzecz jasna, uczniowie starszych klas musieli pożegnać się ze szkołami im. Sz. Konarskiego i w Leszczyniakach, przy czym o ile ta druga nawet pogodziła się ze swoim losem (Gimnazjum Jana Pawła II i tak było pod bokiem), o tyle "Konarski", pchnięty w objęcia Gimnazjum im. A. Mickiewicza, wciąż nie ma pewności, że uda mu się utrzymać, gdy odda klasy gimnazjalne, a nie dostanie klas młodszych. Tymczasem "Mickiewicz" broni swoich klas od 5 do 8 (tzw. czyste gimnazjum to tylko klasy od 9 do 12), bo bez nich to pustka zacznie zaglądać już nie tylko do szkoły, lecz także do portfela...

Policzkiem wymierzonym i w szkołę, i w dumę wileńskich Polaków okazała się decyzja władz miasta dotycząca Szkoły Średniej im. Lelewela - najstarszej działającej polskiej szkoły w Wilnie, którą kiedyś nieco zachwiał mariaż z klasami rosyjskimi, ale legendy nie da się zniszczyć! Nowe władze zaproponowały "uczciwy deal" - przeprowadzkę z Antokola na drugi brzeg Wilii, bo nie zamierzają utrzymywać filii (do niedawna - Szkoły podstawowej im. A. Wiwulskiego) i głównej siedziby, gdy obie są nawpół puste. Poza tym znaczną część głównego budynku i tak zajmuje już litewskie Progimnazjum na Antokolu, które ma jakieś pomieszczenia... w trzech różnych budynkach i już w nich się nie mieści! 

Polacy zgodziliby się z argumentem statystycznym, gdyby np. mogli powrócić z obu stron Wilii do stojącego tuż obok zabytkowego gmachu szkoły, wybudowanej jeszcze za II RP (1930 r.), gdzie rodziła się legenda tej szkoły w latach 50. i 60. XX w. Tam jednak nadzwyczaj dobrze czuje się już litewskie gimnazjum... Być może za poprzedniej koalicji dałoby się zreorganizować "Lelewela" tak, by litewskie progimnazjum wywędrowało za rzekę (skoro jest to tak blisko, jak argumentuje Benkunskas, poza tym dawny "Wiwulski" także dzieli budynek z litewską szkołą!), ale który polski polityk na Litwie zdecydowałby się "dorżnąć Wiwulskiego" własnymi rękoma?

Co innego, gdy "wraża ręka" chce zostawić bez polskiej szkoły w zasadzie całe lewobrzeżne Wilno od Niemenczyna i Nowej Wilejki, po gimnazjum "Mickiewicza" i podstawówkę na Lipówce. Nie wiem, czy reorganizacja wyjdzie na dobre "Lelewelowi", ale na pewno wygra na tym polska i litewska jedność: gdy pod budynkiem samorządu swoich praw dopominali się wczoraj wileńscy Polacy, w twierdzy szklanego wieżowca wicemer z poparciem społeczności litewskiego Progimnazjum na Antokolu tłumaczył dziennikarzom, czyje dzieci cierpią, gdy polsko-rosyjska szkoła z półpustymi klasami nie pozwala rozwinąć się przepełnionej litewskiej.

Przypomniało mi to pewną sytuację z 2004 r., gdy Polacy sprzeciwiali się przenosinom pierwowzoru obrazu Jezusa Miłosiernego z kościoła św. Ducha i pewna starsza Litwinka, która na fali konfliktu chyba po raz pierwszy zajrzała do "polskiego" kościoła, oglądając bogate wnętrza jak wystawę w muzeum, kiwała głową: "No, takie chrześcijanie, macie tu tyle pięknych obrazów, przecież z całego Wilna, a nie chcecie dać nam jednego dla nowego kościółka..."

Podobnie, jak niegdyś kuria, tak teraz samorząd jest żmudzko nieugięty - dezycja w sprawie "Lelewela" zapadła już w ubiegłym roku (chyba nawet nie latem, na radzie, tylko wiosną, na wyborach) i nie ma powrotu. Stanowisko Benkunskasa można sparafrazować: "Z pustego to nawet Salomon nie nalewał, a my z zadłużonego budżetu Wilna dajemy 2 miliony euro, by odremontowany "dawny Wiwulski - nowy Lelewel" mógł stać się pierwszym polskim gimnazjum inżynieryjnym, do tego z luksusem klas 1-12, o czym np. taki "Mickiewicz" może tylko marzyć, a wy, Polacy jeszcze jesteście niezadowoleni??? Mostu wam przez rzekę nie ma?"


Wygląda więc na to, że ćwierć Wilna pozostanie bez polskiej szkoły, a w centrum - dwa "długie gimnazja" w odległości ok. 3 km od siebie: katolicy ("Syrokomla") - na lewo, inżynierowie ("Lelewel") - na prawo! Tylko skąd wiedzieć, oddając dziecko do pierwszej klasy, co będzie dla niego dobre po kilku latach nauki? Co prawda z tymi "katolickimi elementami" w nauczaniu także jeszcze nic pewnego, spór prawie jak z Trybunałem Konstytucyjnym w Macierzy: Samorząd twierdzi, że bez kościelnego partnera nie powstanie nowa (formalnie) szkoła, a społeczność Szkoły im. W. Syrokomli i działacze AWPL dowodzą, że takiego przymusu w prawie wcale nie ma i błogosławieństwo metropolity jest tylko mile widziane.

Dlaczego nie powołano nowej spółki publicznej, gdy AWPL była w koalicji rządzącej? Samorządowcy nie zdążyli, bo możliwość stworzenia "koncepcyjnego (profilowego) długiego gimnazjum" zaistniała dopiero w 2014 roku, niespełna rok przed wyborami, gdy litewscy politycy zrozumieli, że siekanie 12-letnich szkół średnich także dla litewskiego szkolnictwa nie zawsze i nie wszędzie jest korzystne. Dziś obie strony z uporem bronią swego - oficjalnie to się modnie nazywa "polsko-litewski dialog po wileńsku". Wilniuki zwykle mówią o sytuacji prościej - "ślepa kiszka".

"Syrokomlówka" może pozostać szkołą średnią do 1 września 2017 r. Wybory sejmowe mamy 9 października 2016 r. Na czyją korzyść gra czas?
 


W ferworze walki o szkoły średnie i gimnazja w cieniu pozostały nieliczne w Wilnie szkoły podstawowe. Wielu rodziców wciąż woli, by było jak za ich młodości - "od pierwszej klasy do matury w jednej szkole" - stąd mniej poważania dla 8- czy nawet 10-letnich szkół. Jednak właśnie one są bardzo ważne i mają zapewnić większą dostępność do polskiej szkoły, bo co tu kryć - jak ktoś nie ma takiej "w podwórku", czy gdzieś po drodze rodzica do pracy, to często oddaje pociechy do najbliższej placówki właśnie, bez względu na język i atmosferę nauczania. 

Niedawno zupełnie po cichu odeszły do historii polskie klasy Szkoły Podstawowej w Jerozolimce, założonej w 1923 r. i do dziś działającej w budynku z 1937 r., kiedy to nadano jej imię Stanisława Jachowicza (tak, tego od "Pan kotek był chory..."). Jeszcze w 2013 r. uczyło się tu 62 dzieci w polskich klasach i 611 - w litewskich, a od września - już tylko 596 w litewskich... Nowemu dyrektorowi wystarczyła dekada, by szkołę "sporządkować" i myli się ten, kto uwierzy, że na olbrzymiej połaci północnego Wilna od Rzeszy i Niemenczyna, poprzez Turniszki, Oszkińce, Zielone Jeziora, Werki, Santaryszki, aż po Bołtupie, Jerozolimkę, Fabianiszki nie ma chętnych do nauki w polskich klasach tej właśnie szkoły...

Teraz nowe perspektywy otwierają się przed szkołą na Lipówce - jedną z najnowocześniejszych w II RP, której ścianę, ozdobioną tuż przed wojną piekną olbrzymią mapą Rzeczypospolitej, po 1939 r. władze litewskie szczelnie i solidnie obłożyły kamieniem. Otóż z braku uczniów ma być połączona z rosyjską Szkołą Staromiejską (Senamiesčio).  Kto do kogo będzie się przenosił - jeszcze do końca nie wiadomo, jednak "Staromiejska" leży tuż za Ostrą Bramą, a połowę budynku już zajmuje prywatna szkoła, bodajże anglojęzyczna, ale prowadzona chyba przez Turków (za co w Niemczech nasz portal już byłby upomniany, bo narodowość nie może być uznawana za kategorię różnicującą).

Wicemer twierdzi, że na Starówce bardzo brakuje także litewskich przedszkoli, więc chyba jednak to Rosjanie powędrują pod górkę, na Lipówkę... Tam przy polskiej w zasadzie szkole są jeszcze klasy rosyjskie, ale po złączeniu Polacy zapewne będą już w niej mniejszością. Komu to przeszkadza? Potem można będzie jeszcze głośniej trąbić, że Polacy na Litwe to rusofile i agenci Kremla, wystarczy tylko lekko podpychać Słowian we wzajemne objęcia... Polonizacja już nie grozi - Warszawę raz odwrócono ze wschodu na zachód i tak pozostaje.

Łakomym kąskiem jest też świetnie usytuowana szkoła w Kolonii Wileńskiej - sto lat tradycji, to oczywiście argument nie do podważenia, więc żadna reorganizacja nie jest planowana, ależ pobliska szkoła litewska "Vilnies" także pęka w szwach, w polsko-rosyjskiej zaś - coraz większe pustki. Trzeba więc po gospodarsku zająć się dziećmi, a że rozbudowa litewskiej szkoły z braku środków pewnie potrwa dość długo - czyż sąsiedzi nie mogą przygarnąć pod swój dach np. maluchów? Takie doraźne rozwiązanie. Sprawdzone: "Lelewel" także kiedyś wpuścił "czasowo" do świeżo wyremontowanej szkoły młodsze klasy litewskiego Progimnazjum na Antokolu. Przyjęte do czasu, aż być może kiedyś Polacy - jak pod koniec lat 80. XX w. - ponownie zaczną szturmować szkoły z ojczystym językiem nauczania. No i stać ich będzie, by zamieszkać na Antokolu.


Polacy biją na alarm, bo nowe władze Wilna nie słyszą ich argumentów - nowa koalicja nie narzeka na kłopoty ze słuchem, ba, jest chętna do rozmowy z każdą społecznością (pod warunkiem, że na spotkaniu nie będzie śladu AWPL, taką już ma alergię), ale jeszcze nie spotkałem nikogo, kto by potrafił przekonać mera lub wicemera, by zmienił zdanie i zrobił coś po myśli wileńskich Polaków. Jeżeli ktoś zna takie przypadki - bardzo proszę o kontakt, chętnie przyznam, że się myliłem. Bo pamiętam tylko, że mer Remigijus Šimašius jako wiceminister nie był przeciwny polskiej pisowni nazwisk i chyba nawet nazw lokalnych, a jako kandydat na mera pobąkiwał coś o polskiej mszy św. w Katedrze wileńskiej. Nowa koalicja w stołecznym samorządzie chyba jednak zabiła w nim resztki Polaka, co to ponoć w każdym Litwinie drzemią...

Argumentem nie do odparcia jest jednak spadek liczby uczniów w polskich szkołach, chociaż Polska Macierz Szkolna od lat, z roku na rok jednoznacznie podaje, że tysiąc pierwszaków idzie do polskich szkół i nie ma tu żadnego "dołka". Czy to wilnianie oddają już dzieci do polskich szkół rejonu wileńskiego, albo może w rejonie solecznickim odbijamy spadek, odczuwalny w Wilnie? Skąd wtedy tyle polsko brzmiących imion i nazwisk w szkołach litewskich, a nawet rosyjskich? Czyżby w poszukiwaniu "lepszej jakości nauczania"?
 

Czyli jest świetnie, a będzie tylko lepiej! Dostaniemy gimnazja profilowane, które wyciągną nam polskie dzieci z "niepolskich" szkół, wreszcie będzie szkoła katolicka, techniczna, gdyby tak jeszcze artystyczna (mamy wszak tyle zespołów!), sportowa (KS Polonia od dawna to sugeruje - kto by słuchał), postawimy na wyżyny akademickie szkołę rolnictwa i biznesu w Wojdatach! Nauczyciele nie będą wyobrażali lekcji bez tablicy interaktywnej i tabletów, najzdolniejsza młodzież nie tylko z całej Wileńszczyzny, ale i z Suwalszczyzny będzie dojeżdżała do Wilna (łatwiej tu się dostanie na Uniwersytet w Białymstoku, niż u siebie!), Polska oczywiście pomoże! Ba - przy gimnazjach "Mickiewicza" i "Jana Pawła II" otworzymy nowe klasy dla młodzieży z rodzin mieszanych, by po litewskich i rosyjskich podstawówkach także mogła dostawać się na bezpłatne studia w Polsce! Niezamożnym zbudujemy internat albo kupimy szkołom gimbusy, by dowoziły uczniów! Obwodnica sprawi, że wszędzie da się szybko i sprawnie dojechać, Kościół ostatecznie zwalczy antykoncepcję, AWPL doda po 120 euro (500+.lt) na dziecko - no po prostu tęczowe (bez podtekstu!) perspektywy Nowej Europy, byle ktoś chciał to wszystko jakoś ogarnąć...

A propos wsparcia z Polski: władze Wilna nadal są otwarte na współpracę ze Stowarzyszeniem "Wspólnota Polska" w ramach kofinansowania modernizacji i renowacji polskich szkół! Co prawda w tym roku jeszcze nie mają na to funduszy, bo wszystko zeżarły projekty europejskie, ale gdy w nowej perspektywie finansowej funduszy unijnych nie będzie już tak wiele - welcome! Pecunia (łac. pieniądze) dla dobra dzieci - czy to z Brukseli, czy z Warszawy, czy nawet z Moskwy - non olet (nie śmierdzą)!
 

A swoją drogą - to ciekawe: czy prawica w Polsce da prawicy na Litwie pieniądze na polskie szkoły w Wilnie?

Zdjęcia: Jan Wierbiel, montaż: Paweł Dąbrowski
 

Komentarze

#1 Obiektywna publikacja.Warto,

Obiektywna publikacja.Warto, by to przeczytali rodzice polskich dzieci oraz sami uczniowie polskich szkół.
Smutkiem napawa ten artykuł.Czy tak naprawdę nasze polskie szkoły już ostatecznie zostały "zagospodarowane" przez jedną partię , która (broniąc je ) w rzeczy samej zaprowadziła do ślepego zaułka?Czy społecznoście tych szkół w rzeczy samej jest bezsilna , że nie próbuje nawet bez pośredników rozmawiać z władzami? A może część rodziców pragnąc spokoju po prostu rezygnuje z oddawania dzieci do" zbuntowanych" i "ciemiężonych" szkół?

#2 Następny wiec w celu obrony

Następny wiec w celu obrony uciskanego szkolnictwa mniejszości narodowych odbędzie się 22 marca o godz. 15.00 przy Ambasadzie USA w Wilnie.
„USA są uważane za największego i najbardziej wpływowego obrońcę i gwaranta wartości demokratycznych i praw człowieka na świecie."
Walka o polskie szkoły w Wilnie trwa!

Sposób wyświetlania komentarzy

Wybierz preferowany sposób wyświetlania odpowiedzi i kliknij "Zachowaj ustawienia", by wprowadzić zmiany.