W Mińsku – akcja solidarności z zatrzymanymi opozycjonistami


Akcja solidarności z zatrzymanymi w Mińsku trwała do północy, fot. Belsat.eu.
Setki Białorusinów uczestniczyły w antyrządowej akcji protestu w Mińsku. Mieszkańcy białoruskiej stolicy w ten sposób wykazali solidarność z zatrzymanymi przez władze opozycyjnymi politykami. W czwartek został zatrzymany Wiktar Babaryka, jeden z najbardziej znanych opozycyjnych kandydatów na urząd prezydenta Białorusi. W areszcie przebywa również kilku innych przeciwników politycznych urzędującego prezydenta.


Mieszkańcy białoruskiej stolicy utworzyli w centrum miasta ponad kilometrowy łańcuch rozciągający się od stacji metra plac Jakuba Kołasa do stacji metra plac Zwycięstwa (Płoszcza Pieramohi). Aktywność obywateli obserwowali tajniacy i umundurowani milicjanci, którzy nawoływali do rozejścia się i nieuczestniczenia w „nielegalnej akcji”. Ostatecznie do zatrzymań nie doszło. Demonstrujących rozproszył ulewny deszcz. Jednak potem wrócili na główny prospekt miasta. Do akcji dołączyli się też mińscy kierowcy, klaksonami wspierając uczestników akcji.

Pomimo oficjalnego zakończenia akcji ok. godz. 21, do łańcucha dołączali ludzie i stopniowo przesuwał się on w kierunku centrum, do placu Niepodległości, gdzie mieści się siedziba rządu i parlamentu, i jeszcze dalej. Milicja zablokowała wieczorem część wjazdów do centrum miasta, a na ulicach pojawiły się milicyjne samochody do przewożenia zatrzymanych.

Czwartek, 18 czerwca, był ostatnim dniem zbierania podpisów pod kandydaturami na stanowisko prezydenta Białorusi. Do aresztu trafił Wiktar Babaryka, główny oponent Łukaszenki w rozpisanych na 9 sierpnia wyborach prezydenckich. Według władz, jako prezes Biełhazprambanku był organizatorem nielegalnych działań, m.in. machinacji finansowych, unikania podatków, prania pieniędzy.

Wcześniej zatrzymani zostali popularny bloger Siarhiej Cichanouski i jego ośmiu zwolenników, a także opozycjoniści Paweł Siawieryniec i Mikałaj Statkiewcz. Władze w większości zarzucają im udział w nielegalnych akcjach, za które uznano zgromadzenia podczas pikiet wyborczych i zbiórki podpisów.

Przed wyborami rośnie presja również na opozycyjnych dziennikarzy, milicja próbuje uniemożliwiać pracę reporterom, sypią się grzywny, dochodzi do zatrzymań. Dziennikarze, relacjonujący organizowane zgodnie z prawem wyborczym pikiety, w czasie których odbywają się zbiórki podpisów, są zatrzymywani – podał Biełsat w czwartek.

5 czerwca reporterkę Halinę Abakunczyk, która wraz z operatorem wracała z Żodzina pod Mińskiem, ludzie z milicji i resortów siłowych zatrzymali na trasie do stolicy, zagradzając im drogę i zmuszając do zjazdu na pobocze. Milicja zarzuciła dziennikarzom pracę bez akredytacji.

Biełsat – białoruskojęzyczny kanał nadający z Polski – nie ma akredytacji przy białoruskim MSZ, jak wymagają tego przepisy, ponieważ nie udało mu się zarejestrować na Białorusi. Dlatego najczęściej stawianym reporterom zarzutem jest praca bez akredytacji.

Abakunczyk z innym operatorem zatrzymano ponownie 17 czerwca po pikietach w Salihorsku.

To samo stało się z dwoma reporterami podczas zbiórki podpisów w Grodnie. Na innych dziennikarzy milicja czekała na peronie o godz. 6 rano, by wręczyć im wezwania na rozprawy za pracę bez akredytacji.

Według danych obrońców praw człowieka z Wiasny z 17 czerwca w czasie obecnej kampanii wyborczej po licznych zatrzymaniach, na kary aresztu skazano już 98 osób, a grzywnami ukarano – 107. Wiasna ocenia, że wyroki wobec polityków i aktywistów są motywowane politycznie. Wśród zatrzymywanych są blogerzy i dziennikarze.

Na podstawie: belsat.eu, PAP