Walery Jemielianow - o wielokulturowych Święcianach i wciąż słyszalnych krzykach pogromów


Fot. wilnoteka.lt
Kolejnym rozmówcą Piotra Wdowiaka w jego wędrówce "bezdrożami Litwy i Inflant" jest Walery Jemielianow, urodzony w 1959 r. w Święcianach nauczyciel geografii i biologii. W 1985 r. ukończył on Witebski Instytut Pedagogiczny, a w 2004 r. Uniwersytet Pedagogiczny w Wilnie. W latach 1990-1993 i 1994-1996 był radnym w Radzie Samorządu Rejonu Święciańskiego. Od wielu lat pracuje w filii podbrodzkiego Gimnazjum "Żejmiana" w Magunach z polskim językiem wykładowym. Jest członkiem Związku Polaków na Litwie, miłośnikiem Święcian, historii i przyrody swego regionu.
- Panie Walery, Pana rodzinne Święciany miały kilka dramatycznych chwil w swojej historii. Jednym z nich był początek XX wieku. Jak Święciany go pamiętają?

- Było bardzo biednie. Biedota żydowska w Święcianach była zafascynowana odbudową państwa żydowskiego. Ta fascynacja przejawiała się w tym, że Żydzi zaczęli inwestować w swoje dzieci. Zaczęli ich uczyć, by mogli oni mieć jakiś fach i wyjechać do Izraela i Palestyny.

- Myśli Pan, że przyczyniło się to wydatnie do wzrostu nastrojów antysemickich?

- Gojów ten rozwój krytycznie do niego ustosunkował. Tak zaczęły się tworzyć postawy antysemityzmu. Żydowska młodzież już nie wykonywała typowych rzemieślniczych zawodów, jak szewc czy krawiec. Dużo było lekarzy i nauczycieli. Wtedy właśnie przy ulicy Partyzantów (gdzie do dziś stoi dom Franciszka Żwirki – wybitnego polskiego lotnika) powstała silna gmina żydowska. Przy głównym placu targowym powstała jesziwa – wyższa szkoła rabinacka.

- Budynek nie przetrwał do naszych czasów...


- Nie ma go już. Przy kościele w budynkach przy byłym placu targowym i trasie wileńskiej był sklep i księgarnia im. Św. Teresy, którą prowadzili Żydzi (dzisiaj w nim znajduje się muzeum miejskie - PW). Poprzedni budynek zaczął się rozsypywać podczas remontu. Na szczęście ten jeden z najstarszych budynków uratowano. Na drugim piętrze tego budynku miał gabinet lekarski brat stryjeczny mojego dziadka – dr. Bernatowicza.

- Widać, że wejście do tego budynku było w innym miejscu niż jest dzisiaj.

- To ciekawe, ale ksiądz, który był Żydem miał tutaj sklep.

- To brzmi jak anegdota, miał sklep, by zachować swój żydowski sznyt i sobie od czasu do czasu pohandlować. A kiedy park miejski powstał na miejscu byłego targu?

- Tego nie powiem, ale zmieniło się tu wszystko. Kocie łby zamieniły alejki parkowe, przy nich stoją pomniki: pierwszy poświęcony bogom Litwinów (bogini Nalszy, wołowi i świątkowi), drugi ofiarom Holokaustu. Ostatnio nawet mieliśmy rocznicę eksterminacji Żydów. Przyszły trzy osoby: dwaj Żydzi z gminy święciańskiej i wileńskiej (zastępca Simonasa Alperovičiusa – przewodniczącego ogólnolitewskiej gminy wyznaniowej) oraz ja...

- Miejscowej władzy nie było?

- Dopiero pojawiła się na miejscu mordu 8000 obywateli II RP w lesie nieopodal Nowych Święcian, której rocznicę upamiętnienia także obchodziliśmy w pierwszy weekend października. Ale my odeszliśmy od historii przedwojennego placu targowego. Przy nim się mieściło oprócz jesziwy istniało jeszcze seminarium nauczycielskie. Przy nim rosły dwa dęby. Były to czasy niesnasek polsko-litewskich w Święcianach. Pewnego dnia jeden z dębów spiłowano. Już nie pamiętam, który dąb spiłowano: Polaków czy Litwinów, ale sprawcy robili to w nocy i spiłowali swoje drzewo.

- Myślę, że pojawiały się zatargi nie tylko o drzewa...


- Były cały czas. I nie tylko przed wojną. Zaczęło się za cara. Tu, gdzie idziemy właśnie jest pomnik księdza, który uczestniczył w powstaniu roku 1831 r. On kierował grupą powstańców i zginął tragicznie w czasie potyczki w mieście. Ksiądz został zakłuty bagnetami w czasie powrotu oddziału z łyntupskiej drogi (z Łyntup pochodzili główni donatorzy parafialni Kibiccy). Pamięć o księdzu przekazali moim przodkom jeszcze w czasie nauki w gimnazjum. I tak te wspomnienia o księdzu trafiły od mojej mamusi i ciotek do mnie - ksiądz Onufry Łabuć, zabity 31.03.1831 w potyczce z oddziałem carskich wojsk ze stron Widz. Pamięć o księdzu filialiście przekazuję dalej ja. Traktuję to jako ciekawostkę historyczną, zupełnie niebywałą, przecież wszystkie religie świata zabraniają kapłanom uczestnictwa w jakiejkolwiek polityce. Z nim przy kościele pochowani są i inni proboszczowie naszego kościoła. Sam budynek nie jest stary – ma 100 lat, a poprzedni drewniany strawiła pożoga. Tak często bywało na naszym pograniczu. Władza przechodziła z jednych rąk do drugich. Tu jest jeszcze jedna ciekawa historia. Dotyczy pochodzącego z Białostocczyzny konsula RP D. Rzemieniewskiego, który był badaczem starowierstwa w Święcianach. Byłem jego nocnym przewodnikiem po kwartale, gdzie zamieszkują w naszym miasteczku starowierzy.

- Ale Pan jest na poły pochodzenia starowierskiego?


- Mój tata był starowierem. Nie lubił sowieckiej władzy. Ale nie wychowywał mnie w nienawiści do niej. Musieliśmy żyć w tym czasie. Gdybyśmy ją nienawidzili, mielibyśmy złamane życie. I ta władza tolerowała starowierów. Władza carska w żadnym wypadku. Natomiast molenna w Święcianach powstała za czasów Polski.

- Teraz, nie jak za cara można być „oficjalnie” staroobrzędowcem – ostatnio wybudowano molennę w niedalekim Podbrodziu. Są jeszcze gdzieś w rejonie takie świątynie?

- Są. W Ignalinie i każdej większej miejscowości. Taka była historia tej ziemi. Tutaj byli sprowadzani starowierzy, jak i Żydzi. Nie wolno im było prowadzić nabożeństwa. Wszyscy praktykujący starowierzy nie mogli mieszkać w centralnych guberniach Imperium Carskiego tylko na jego obrzeżach. Dlatego tylu ich osiedliło się w guberniach wileńskiej, kowieńskiej oraz na Inflantach - terenach dzisiejszej Łotwy i Estonii. Bliżej im było stąd do Petersburgu i Moskwy. Z tych samych przyczyn osiedlali się w naszych miastach Żydzi, choć tych najwięcej zamieszkiwało Ukrainę.

- Czy były w Święcianach jeszcze jakieś inne incydenty na tle narodowościowym lub wyznaniowym?

- Oczywiście, mam jeden taki przykład. Przy księdzu Burbie w czasach carskich dochodziło między Polakami a Litwinami do bójek w kościele. Ksiądz był Litwinem i nacjonalistą. Innych podobnych sytuacji raczej nie było. Były za to inne przykłady dobrego współistnienia. Na przykład starowierom po służbie wojskowej nadawano w nagrodę ziemię do osiedlania (dzisiejsza ulica Strunojska). Głównym zajęciem był wyrób wojłoków. Dzisiaj nastawnikiem we wspólnocie jest mieszkaniec Dyneburga. Z kolei tam gdzie, dzisiaj stoi dom Franciszka Żwirki (przy ul. Partyzantów) było kiedyś osiedle tatarskie, których sprowadził na Litwę księże Witold. Ich głównym zajęciem było wyrabianie skór z koni. Skóry były specjalnie wyprawiane dla ochrony przed strzałami. Tutejsi ludzie hodowali konie na mięso lub jako zwierzę pociągowe. Nie na skóry.

- Panował więc w miasteczku spokój. Dopiero ostatnia wojna przyniosła kolejne egzekucje i mordy ludności...


- Ludność żydowska została zamknięta w getcie. Wielu z nich trafiło do miejsc kaźni jak Majdanek, Stutthof i Ponary. Przed ewakuacją Niemcy całe mienie żydowskie podpalali i niszczyli. Działało Sonderkomando, będące specjalnie do tego powołane, którego zbrodnicza działalność przypadała lata 1941-43. Dzisiaj ofiary tamtych czasów upamiętnia pomnik. W 1993 r. Landsbergis, który starał się o pożyczkę w Izraelu, byłinicjatorem powstania wielu pomników. Ten święciański z menorą należy do tej grupy. Przed wojną mieliśmy w Święcianach 3 czynne synagogi i wspominaną jesziwę. Nic nie zostało.

- Wiele miejsc Holokaustu jest rozsianych po całym rejonie święciańskim. Największe z nich to las pod Nowymi Święcianami, gdzie zginęło 8-9 tys. Żydów.

- Pochodzili oni nie tylko z Litwy, ale i z Rosji. Romuald Jakub Weksler-Waszkinel ksiądz i profesor KUL-u – Żyd ze Święcian jest może najbardziej znaną postacią, która przeżyła zagładę w Święcianach.

- Opowiadał mi Pan tę tragiczną historię, która zakończyła się traumatycznym powrotem do Święcian. Profesor zapadł pod wpływem przeżyć w rodzinnym mieście na ciężką depresję. Pan mu wówczas towarzyszył, co tak najsilniej na niego podziałało?

- On po przyjeździe do Święcian udał się na miejsce, gdzie stał jego rodzinny dom. Wziął kilka kamieni z tego miejsca. I wspomnienia wróciły. Pisał mi potem w listach, jak ciężko przeżył swój przyjazd do Święcian. Wyjechał stąd nie mając roczku. Jego rodzice tuż przed kaźnią (ojciec zginął w Ponarach, matka ze starszym bratem na Majdanku) oddali go polskiej rodzinie, która go adoptowała. O tej adopcji dowiedział się po latach na łożu śmierci adopcyjnej matki. On jako humanista i filozof przeżywał każde słowo jego rodziców, którzy opowiadali o jego biologicznych rodzicach. Świadomość i tragedia rodzinna owładnęła nim po powrocie do Lublina, gdy uzmysłowił sobie, że mieszka i żyje blisko miejsca straceń swojej najbliższej rodziny. Ten stan zapaści emocjonalnej trwał bardzo długo. Matka biologiczna oddając go rodzinie adopcyjnej powiedziała: „Wychowajcie go choćby na księdza, byleby przeżył”. Jak on powiedział po ukończonej szkole, że chce iść na księdza, to jego wówczas chory ojciec powiedział mu o proroctwie jego biologicznej matki. Wkrótce potem zmarł. Te przepowiednie dla niego jako Żyda oddziałały bardzo silnie.

- Takich pielgrzymów do Święcian jak prof. Weksler jest już dzisiaj coraz mniej.
- Jeszcze nie tak dawno, przyjeżdżały do nas pielgrzymki z całej Polski. Ja oprowadzałem ich po mieście, a później po parku narodowym Auksztoty koło Ignaliny. Dzisiaj wycieczki nie jeżdżą dalej niż Zułów – miejsce urodzin Marszałka. Podobnie było z litwakami (potomkami Żydów pochodzących z teryto- rium Litwy - WJ), którzy uratowali się w czasie okupacji hitlerowskiej. Przyjeżdżali w odwiedziny. Nikt nie chciał zostać, nie było, co robić tu dla nich.

- A przez pamięć o Franciszku Żwirce ktoś do Was przyjeżdża? Przed 10 latu planowaliście wykupić dom rodzinny i otworzyć w nim muzeum. Był taki plan?

- Ja rozumiem, że muzeum to pamięć ludzi. Ale komu będzie potrzebna ta pamięć, jeśli nie będzie nikogo. Jeśli nie będzie młodzieży, nie będzie pamięć nikomu potrzebna. A historia? Proszę bardzo. Można zrobić kilka dobrych zdjęć, wydać album. Ale jeśli szkoły nie będzie...

- Ja też uważam, że szkoła polska w Święcianach byłaby ważniejsza. O czymś takim myśli w Nowych Święcianach, na razie na poziomie szkoły początkowej, Wasz europoseł Waldemar Tomaszewski. Ma się ona przytulić do powstającego tam Domu Polskiego...

- Jeśli szkoły są zamykane, wszystko umiera. Tak się stało na Kowieńszczyźnie. W Święcianach mamy tylko szkółkę sobotnią, a w rej. święciańskim jedyna szkoła polska jest w Magunach. Pracuję w niej od lat. Szkołę zaś skończyłem święciańską, ale instytuty pedagogiczne w Witebsku i Wilnie. W Witebsku mieszkała moja ciotka, mnie zawsze interesowała biologia i geografia, których do dziś dnia nauczam.



Piotr Wdowiak „Bezdrożami Litwy i Inflant. 17 spotkań z Wilniukami. Na pograniczach byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego”
Wilno-Łódź-Warszawa 2013. Publikacja wydana nakładem Autora, jest dostępna w sklepach internetowych Merlin i Empik oraz pod adresem www.wyczerpane.pl