Wilno 1905: Rewolucja, wybory i... dwujęzyczne tabliczki! (2)
Waldemar Wołkanowski, 29 listopada 2014, 19:28
Pierwszy Polak - prezydent Wilna w XX w. Michał Węsławski, fot. ze zbiorów Autora
Za kilka miesięcy w Wilnie odbędą się pierwsze bezpośrednie wybory mera. W grupie ubiegających się o to stanowisko będzie także reprezentant społeczności polskiej. Powtarzamy czasem, iż historia kołem się toczy, gdyż pewne wydarzenia w naszych dziejach mają po upłynięciu pewnego czasu swoją drugą lub kolejną odsłonę. W 2015 roku przypada 110 rocznica pierwszych wolnych wyborów do samorządu Wilna i - o czym niewielu pamięta - wybrania pierwszego Polaka na prezydenta miasta (burmistrza, mera - jak kto woli). Działo się to wszystko w cieniu potężnego wstrząsu, jaki naruszył porządek społeczny Imperium Rosyjskiego, w tym także ówczesnej guberni wileńskiej...
Polska Rada Miasta nie zajmowała się jednak w tym okresie jedynie sprawami rewolucji. Wykorzystując dogodną sytuację, podjęto na jednym z listopadowych posiedzeń śmiałą uchwałę. Skierowano oto wniosek do gubernatora, aby na podstawie ogłoszonego w maju 1905 roku ukazu o swobodzie językowej, radni i ławnicy mogli składać zaprzysiężenie w języku polskim. Zasugerowano też, że język polski mógłby być używany w komunikacji wewnętrznej Magistratu. O swojej decyzji mówiono: "Nie mamy potrzeby robić sobie jakiejś subiekcji, albo bojaźliwie wstrzymywać się, skoro przysługuje nam dziś do tego prawo". Postulat uzasadniono zdecydowaną większością Polaków w samorządzie. Najbardziej radykalna część radnych, powiązana z ideami narodowymi, poszła jeszcze dalej. Wnioskowali oni, aby na budynkach magistratu, elektrowni, rzeźni oraz innych instytucji miejskich, umieszczono dwujęzyczne napisy i podobnie potraktować tabliczki z nazwami ulic.
Przekonanie radnych, iż wniosek mający prawne umocowanie w zapisach manifestu, będzie rozpatrzony pozytywnie, było tak duże, że nie czekając na odpowiedź gubernatora, zlecono w jednym z zakładów rzemieślniczych wykonanie tabliczek ulicznych. Debatowano przedtem długo, nad ich formą graficzną oraz treścią. Zdecydowano, że polska nazwa znajdować się będzie w górnej części, a rosyjska w dolnej. Dla zdezorientowanych w tym czasie Rosjan, którzy w obliczu carskich ukazów nie potrafili się odnaleźć, takie propozycje przeszły najśmielsze oczekiwana. Były dla nich oburzające i nie do przyjęcia.
Niezależnie od działań lokalnych, przerwanie we wrześniu działań wojennych z Japonią umożliwiło carowi sukcesywne przerzucanie z frontu wojsk w głąb kraju dla tłumienia rewolucji. Duże oddziały trafiły w listopadzie i grudniu do guberni zachodnich. Petersburg źle ocenił postawę wileńskich władz gubernialnych wobec rozruchów w Wilnie. Uznano, że gubernatorzy nie panowali nad sytuacją i nieudolnie likwidowali zamieszki. Zapadły wtedy decyzje o „wymianie” gubernatorów. Najpierw odwołany został wileński gubernator cywilny Konstanty von Pahlen i zastąpił go w połowie grudnia hrabia Sergiusz Tatiszczew. Wicegubernatora Aleksandra Biezobrazowa, przymuszono do podania się do dymisji i jego miejsce zajął Aleksander Podjakonow. Coraz częściej mówiono też o rychłym odwołaniu generał-gubernatora Aleksandra Freze.
Odwlekająca się decyzja o zatwierdzeniu nowego prezydenta przynosiła mnóstwo komplikacji w działalności samorządu. Zatwierdzenie Michała Węsławskiego nie było jednak wcale oczywiste. Zgodnie z polityką personalną caratu, prezydentem mogła być osoba, która "pod względem politycznym prowadzi się nienagannie i dowiodła swej wierności przysiędze i służbowemu obowiązkowi". Sytuacja, aby Polak zarządzał dużym, gubernialnym miastem, była do tej pory niemożliwa. Generał-gubernator Freze zaangażował się osobiście w sprawę Węsławskiego i telegrafował do ministerstwa. Prośbę uzasadniał potrzebą pilnego "ukonstytuowania się Zarządu Miasta, wobec szczególnej sytuacji wewnętrznej". Otrzymał odpowiedź, że po zapoznaniu się z sylwetką i opinią o kandydacie, ministerstwo nie widzi żadnych przeszkód w jego zatwierdzeniu. Oficjalna nominacja przyszła pod koniec listopada1.
Michał Węsławski rozpoczął urzędowanie 2 grudnia 1905 roku. Podczas inaugurującego posiedzenia Rady Miasta, powitano go z wielkim uniesieniem. Najstarszy z radnych, doktor Juliusz Sumorok, w imieniu zebranych wygłosił po polsku krótką mowę. "Panie Prezydencie! Witamy Pana, jako pierwszego prezydenta Polaka po latach 43-ch. Zaznaczając ten fakt doniosły, jako pierwszy krok na drodze zdobycia praw i równouprawnienia narodowego na Litwie, wierzymy, że razem z Panem rozpoczynamy pracę pożyteczną dla społeczeństwa i zdobywając nowe prawa, idziemy ku lepszej, jaśniejszej przyszłości".
Prezydent na stojąco podziękował zgromadzonym za honor, jakim go obdarzono. Dodał następnie, jak trudne i odpowiedzialne jest piastowanie tej funkcji w obecnych czasach. Apelował o siłę woli i solidarność w przyszłej pracy, która skierowana ma być na drogę poprawy gospodarki miejskiej i społecznej. Węsławski mówił to wszystko po rosyjsku. Jako adwokat, znający doskonale rosyjskie prawo, zdawał sobie w pełni sprawę, że przejście na język polski w urzędzie państwowym w tym momencie było jeszcze zakazane. Od lat należał zresztą do grupy legalistów. Byli wśród nich Tadeusz Wróblewski i Józef Montwiłł, którzy preferowali zasadę zdobywania sobie małymi krokami ustępstw władz w kwestiach narodowościowych. Popierali oni wszelkie inicjatywy - niezależnie skąd one wypływały - prowadzące w ówczesnych realiach do uzyskania ustępstw drogą legalną.
To Józef Montwiłł zwykł podkreślać, iż właściwie zasygnalizowany legalizm i lojalizm, z umiarkowaną postawą wiernopoddańczą przyniesie wymierne korzyści. W rezultacie umożliwiana będzie działalność, przynosząca stopniowe odradzania się polskiego życia kulturalnego. Dlatego należało wykonywać pozorne gesty, aby „wyrobić” sobie odpowiednią opinię u władz, która gotowa była w zamian darować drobne przejawy "nieposłuszeństwa". Większość ówczesnego, wileńskiego społeczeństwa taką dwojaką postawę rozumiała i akceptowała. Hipolit Korwin-Milewski w zakresie relacji z władzami rosyjskimi wyznawał prostą dewizę: "Nie lizać zwiniętej w kułak ręki i nie kąsać wyciągniętej do zgody".
Leon Sumorok napisał we wspomnieniach: "Gdy tylko stał się możliwy wybór Polaka na Prezydenta Miasta, zostaje powołany pan Michał Węsławski na to stanowisko, które z godnością piastuje, zdobywając swym taktem i nieskazitelną uczciwością szacunek i poważanie nawet u wrogich władz rosyjskich". Pod koniec 1905 roku zaczął się czas olbrzymiej pracy dla miasta. Michał Węsławski zgromadził wokół siebie grono ludzi, fachowców, którzy w podjęli się zadania reformowania działalności samorządu Wilna i wielu spraw związanych z funkcjonowaniem organizmu miejskiego. 1906 rok przyniósł uspokojenie nastrojów społecznych. Szykowano się do wyborów pierwszej Dumy Państwowej. Był to jeszcze czas, kiedy nadzieje na normalnienie funkcjonowania państwa carskiego były duże. Do "reakcji Stołypinowskiej2", czyli odwrotu od większości reform, było jeszcze kilka miesięcy.
Nie zapominajmy jednak o inicjatywie polskich radnych dotyczących wykonania polskich tablic. W niewielkim wileńskim zakładzie rzemieślnika zajmującego się robieniem szyldów reklamowych, powstały wiosną 1907 roku tabliczki z nazwami ulic, według zamówionego wzoru. W czerwcu kilkanaście dwujęzycznych tabliczek umieszczono na narożnych kamienicach i rozpętała się burza. Szereg artykułów w prasie rosyjskiej wyrażało niewyobrażalne oburzenie na ten nieprawny czyn wileńskiego samorządu. Tabliczki wisiały ledwie kilka dni, gdyż na rozkaz gubernatora, policja nakazała ich usunięcie...
Policji nakazano, przy okazji, dokonania przeglądu wszystkich szyldów sklepowych. Wszędzie tam, gdzie znajdował się napis wyłącznie po polsku, właściciel otrzymał nakaz uzupełnienia tekstu o urzędowy napis rosyjski. Był to jednak i tak sukces, gdyż do 1905 roku na szyldach obok rosyjskiego używać można było wyłącznie jednego ze "światowych języków". W Wilnie posługiwano się na tę okoliczność językiem francuskim. Stąd, oglądając dziesiątki pocztówek z widokami miasta, wypuszczonymi w obieg przed 1905 rokiem, nie dziwmy się, widząc szyldy z francuskimi nazwami.
Uliczne tabliczki jeszcze wielokrotnie były politycznym narzędziem oddziaływania na społeczeństwo i na kreację historii według określonych nakazów. Pomijając epizody z wywieszaniem tabliczek niemieckojęzycznych podczas okupacji 1915-18 i 1941-44, władze sowieckie zrobiły z tym najwięcej zamieszania. W odróżnieniu od czasów niemieckich, podobnie jak władze carskie zlikwidowały większość nazw historycznych, wprowadzając nowe, zupełnie oderwane od faktów historycznych. Przykładem chyba najbardziej charakterystycznym było połączenie trzech ulic: Zamkowej, Wielkiej i Ostrobramskiej w jedną i nazwanie jej ulicą Maksyma Gorkiego...
W carskich czasach też te ulice były połączone, ale miały wspólną nazwę Wielka (Bolszaja). Litewsko-rosyjskie nazewnictwo na tabliczkach ulicznych w czasach sowieckiej Litwy było gorzkim i perfidnym zabiegiem mającym świadczyć o przyjaznej internacjonalności Związku Radzieckiego z równouprawnieniem językowym. Tabliczki wieszano, ale zmieniano nazwy i niszczono jednocześnie ślady, które miały odniesienie do historycznej etymologii. Zaułek Świętego Kazimierza nazywał się imieniem J. Vito i był to wymysł o tyle znamienny, gdyż w tym samym czasie kościół Św. Kazimierza zamieniono na Muzeum Ateizmu.
Przykłady tego typu można mnożyć. Nowi mieszkańcy sowieckiego Vilniusa nie mieli pojęcia, jakie zmiany dokonały się na tym polu. Tabliczki nazw ulic z wersją litewską były dla nich namiastką równości, a to, że przy okazji odrywano w ten sposób historię miasta od jego prawdziwych źródeł, nie miało żadnego znaczenia. Dla władz liczyło się to, że zamknięto większość kościołów i dynamitem zlikwidowano dziesiątki symboli religijnych.
Niezależnie od działań lokalnych, przerwanie we wrześniu działań wojennych z Japonią umożliwiło carowi sukcesywne przerzucanie z frontu wojsk w głąb kraju dla tłumienia rewolucji. Duże oddziały trafiły w listopadzie i grudniu do guberni zachodnich. Petersburg źle ocenił postawę wileńskich władz gubernialnych wobec rozruchów w Wilnie. Uznano, że gubernatorzy nie panowali nad sytuacją i nieudolnie likwidowali zamieszki. Zapadły wtedy decyzje o „wymianie” gubernatorów. Najpierw odwołany został wileński gubernator cywilny Konstanty von Pahlen i zastąpił go w połowie grudnia hrabia Sergiusz Tatiszczew. Wicegubernatora Aleksandra Biezobrazowa, przymuszono do podania się do dymisji i jego miejsce zajął Aleksander Podjakonow. Coraz częściej mówiono też o rychłym odwołaniu generał-gubernatora Aleksandra Freze.
Odwlekająca się decyzja o zatwierdzeniu nowego prezydenta przynosiła mnóstwo komplikacji w działalności samorządu. Zatwierdzenie Michała Węsławskiego nie było jednak wcale oczywiste. Zgodnie z polityką personalną caratu, prezydentem mogła być osoba, która "pod względem politycznym prowadzi się nienagannie i dowiodła swej wierności przysiędze i służbowemu obowiązkowi". Sytuacja, aby Polak zarządzał dużym, gubernialnym miastem, była do tej pory niemożliwa. Generał-gubernator Freze zaangażował się osobiście w sprawę Węsławskiego i telegrafował do ministerstwa. Prośbę uzasadniał potrzebą pilnego "ukonstytuowania się Zarządu Miasta, wobec szczególnej sytuacji wewnętrznej". Otrzymał odpowiedź, że po zapoznaniu się z sylwetką i opinią o kandydacie, ministerstwo nie widzi żadnych przeszkód w jego zatwierdzeniu. Oficjalna nominacja przyszła pod koniec listopada1.
Michał Węsławski rozpoczął urzędowanie 2 grudnia 1905 roku. Podczas inaugurującego posiedzenia Rady Miasta, powitano go z wielkim uniesieniem. Najstarszy z radnych, doktor Juliusz Sumorok, w imieniu zebranych wygłosił po polsku krótką mowę. "Panie Prezydencie! Witamy Pana, jako pierwszego prezydenta Polaka po latach 43-ch. Zaznaczając ten fakt doniosły, jako pierwszy krok na drodze zdobycia praw i równouprawnienia narodowego na Litwie, wierzymy, że razem z Panem rozpoczynamy pracę pożyteczną dla społeczeństwa i zdobywając nowe prawa, idziemy ku lepszej, jaśniejszej przyszłości".
Prezydent na stojąco podziękował zgromadzonym za honor, jakim go obdarzono. Dodał następnie, jak trudne i odpowiedzialne jest piastowanie tej funkcji w obecnych czasach. Apelował o siłę woli i solidarność w przyszłej pracy, która skierowana ma być na drogę poprawy gospodarki miejskiej i społecznej. Węsławski mówił to wszystko po rosyjsku. Jako adwokat, znający doskonale rosyjskie prawo, zdawał sobie w pełni sprawę, że przejście na język polski w urzędzie państwowym w tym momencie było jeszcze zakazane. Od lat należał zresztą do grupy legalistów. Byli wśród nich Tadeusz Wróblewski i Józef Montwiłł, którzy preferowali zasadę zdobywania sobie małymi krokami ustępstw władz w kwestiach narodowościowych. Popierali oni wszelkie inicjatywy - niezależnie skąd one wypływały - prowadzące w ówczesnych realiach do uzyskania ustępstw drogą legalną.
To Józef Montwiłł zwykł podkreślać, iż właściwie zasygnalizowany legalizm i lojalizm, z umiarkowaną postawą wiernopoddańczą przyniesie wymierne korzyści. W rezultacie umożliwiana będzie działalność, przynosząca stopniowe odradzania się polskiego życia kulturalnego. Dlatego należało wykonywać pozorne gesty, aby „wyrobić” sobie odpowiednią opinię u władz, która gotowa była w zamian darować drobne przejawy "nieposłuszeństwa". Większość ówczesnego, wileńskiego społeczeństwa taką dwojaką postawę rozumiała i akceptowała. Hipolit Korwin-Milewski w zakresie relacji z władzami rosyjskimi wyznawał prostą dewizę: "Nie lizać zwiniętej w kułak ręki i nie kąsać wyciągniętej do zgody".
Leon Sumorok napisał we wspomnieniach: "Gdy tylko stał się możliwy wybór Polaka na Prezydenta Miasta, zostaje powołany pan Michał Węsławski na to stanowisko, które z godnością piastuje, zdobywając swym taktem i nieskazitelną uczciwością szacunek i poważanie nawet u wrogich władz rosyjskich". Pod koniec 1905 roku zaczął się czas olbrzymiej pracy dla miasta. Michał Węsławski zgromadził wokół siebie grono ludzi, fachowców, którzy w podjęli się zadania reformowania działalności samorządu Wilna i wielu spraw związanych z funkcjonowaniem organizmu miejskiego. 1906 rok przyniósł uspokojenie nastrojów społecznych. Szykowano się do wyborów pierwszej Dumy Państwowej. Był to jeszcze czas, kiedy nadzieje na normalnienie funkcjonowania państwa carskiego były duże. Do "reakcji Stołypinowskiej2", czyli odwrotu od większości reform, było jeszcze kilka miesięcy.
Nie zapominajmy jednak o inicjatywie polskich radnych dotyczących wykonania polskich tablic. W niewielkim wileńskim zakładzie rzemieślnika zajmującego się robieniem szyldów reklamowych, powstały wiosną 1907 roku tabliczki z nazwami ulic, według zamówionego wzoru. W czerwcu kilkanaście dwujęzycznych tabliczek umieszczono na narożnych kamienicach i rozpętała się burza. Szereg artykułów w prasie rosyjskiej wyrażało niewyobrażalne oburzenie na ten nieprawny czyn wileńskiego samorządu. Tabliczki wisiały ledwie kilka dni, gdyż na rozkaz gubernatora, policja nakazała ich usunięcie...
Policji nakazano, przy okazji, dokonania przeglądu wszystkich szyldów sklepowych. Wszędzie tam, gdzie znajdował się napis wyłącznie po polsku, właściciel otrzymał nakaz uzupełnienia tekstu o urzędowy napis rosyjski. Był to jednak i tak sukces, gdyż do 1905 roku na szyldach obok rosyjskiego używać można było wyłącznie jednego ze "światowych języków". W Wilnie posługiwano się na tę okoliczność językiem francuskim. Stąd, oglądając dziesiątki pocztówek z widokami miasta, wypuszczonymi w obieg przed 1905 rokiem, nie dziwmy się, widząc szyldy z francuskimi nazwami.
Rosyjsko-polskie tabliczki zniknęły zatem z wileńskich ulic. Widząc opieszałość w ich usuwaniu, policja sama się tym zajęła, aby tylko jak najszybciej wypełnić rozkaz władz. Jednak jeszcze przed eksplozją "stołypinowskiej reakcji", władze czuły się w obowiązku wyjaśnić drogą urzędową swoją decyzję o likwidacji napisów. Gubernator napisał w piśmie do Magistratu, że zawieszone przez niego tabliczki były niezgodne z prawem również i w tej materii, iż: "w swojej części z napisem polskim, podawały historyczne nazwy ulic, zamiast tych, które figurowały na urzędowym planie miasta!".
Tak było faktycznie: Carskie władze, krótko po zaborczym objęciu ziem dawnej Rzeczpospolitej Obojga Narodów, przemianowały dziesiątki historycznych nazw ulic w Wilnie, usuwając nazwy związane m.in. z religią, kościołem czy zakonami katolickimi. Ulica Dominikańska, gdzie mieścił się Zarząd Miasta (Magistrat, czyli dzisiejszy Samorząd), po likwidacji mieszczącego się tam klasztoru ojców Dominikanów, została nazwana "Błagowieszczeńska". Na dwujęzycznej tabliczce, umieszczonej przez polski samorząd, w jej polskiej części widniał napis "Dominikańska", a takiej nazwy nie było na planie miasta. Pomijając w tej sytuacji inne aspekty, zażądano w tym przypadku również legalizmu.
Redaktor polskojęzycznego "Kuriera Litewskiego", Wojciech Baranowski, pisząc w 1907 roku artykuł o rozwiązaniu Dumy i stołypinowskiej zmianie kursu, miał też na uwadze napaść rosyjskiej prasy na wileński Magistrat za tabliczki uliczne. W przygnębiającym tonie napisał wtedy: "Stanowczo powiał nowy wiatr, a właściwie wrócił stary, ten, który nam niósł piasek w oczy w ciągu dziesiątków lat. Rozpoczyna się znów krucjata przeciwko polskości, znów walka z naturalnemi dążeniami naszemi, znów fala nienawiści wspina się na karki nasze, znów słychać ponure głosy wracających do władzy wsteczników i gnębicieli, złowróżbne, kraczące nad naszymi głowami".
Hmm… historia kołem się toczy. Opisywane wydarzenia miały miejsce 110 lat temu, a oto teraz mamy "reakcję putinowską", próbę objęcia fotela mera Wilna przez Polaka i trwający od wielu lat problem polskojęzycznych tabliczek z nazwami ulic. Znając historię ma się do czynienia z istnym deja vu.
Tak było faktycznie: Carskie władze, krótko po zaborczym objęciu ziem dawnej Rzeczpospolitej Obojga Narodów, przemianowały dziesiątki historycznych nazw ulic w Wilnie, usuwając nazwy związane m.in. z religią, kościołem czy zakonami katolickimi. Ulica Dominikańska, gdzie mieścił się Zarząd Miasta (Magistrat, czyli dzisiejszy Samorząd), po likwidacji mieszczącego się tam klasztoru ojców Dominikanów, została nazwana "Błagowieszczeńska". Na dwujęzycznej tabliczce, umieszczonej przez polski samorząd, w jej polskiej części widniał napis "Dominikańska", a takiej nazwy nie było na planie miasta. Pomijając w tej sytuacji inne aspekty, zażądano w tym przypadku również legalizmu.
Redaktor polskojęzycznego "Kuriera Litewskiego", Wojciech Baranowski, pisząc w 1907 roku artykuł o rozwiązaniu Dumy i stołypinowskiej zmianie kursu, miał też na uwadze napaść rosyjskiej prasy na wileński Magistrat za tabliczki uliczne. W przygnębiającym tonie napisał wtedy: "Stanowczo powiał nowy wiatr, a właściwie wrócił stary, ten, który nam niósł piasek w oczy w ciągu dziesiątków lat. Rozpoczyna się znów krucjata przeciwko polskości, znów walka z naturalnemi dążeniami naszemi, znów fala nienawiści wspina się na karki nasze, znów słychać ponure głosy wracających do władzy wsteczników i gnębicieli, złowróżbne, kraczące nad naszymi głowami".
Hmm… historia kołem się toczy. Opisywane wydarzenia miały miejsce 110 lat temu, a oto teraz mamy "reakcję putinowską", próbę objęcia fotela mera Wilna przez Polaka i trwający od wielu lat problem polskojęzycznych tabliczek z nazwami ulic. Znając historię ma się do czynienia z istnym deja vu.
Uliczne tabliczki jeszcze wielokrotnie były politycznym narzędziem oddziaływania na społeczeństwo i na kreację historii według określonych nakazów. Pomijając epizody z wywieszaniem tabliczek niemieckojęzycznych podczas okupacji 1915-18 i 1941-44, władze sowieckie zrobiły z tym najwięcej zamieszania. W odróżnieniu od czasów niemieckich, podobnie jak władze carskie zlikwidowały większość nazw historycznych, wprowadzając nowe, zupełnie oderwane od faktów historycznych. Przykładem chyba najbardziej charakterystycznym było połączenie trzech ulic: Zamkowej, Wielkiej i Ostrobramskiej w jedną i nazwanie jej ulicą Maksyma Gorkiego...
W carskich czasach też te ulice były połączone, ale miały wspólną nazwę Wielka (Bolszaja). Litewsko-rosyjskie nazewnictwo na tabliczkach ulicznych w czasach sowieckiej Litwy było gorzkim i perfidnym zabiegiem mającym świadczyć o przyjaznej internacjonalności Związku Radzieckiego z równouprawnieniem językowym. Tabliczki wieszano, ale zmieniano nazwy i niszczono jednocześnie ślady, które miały odniesienie do historycznej etymologii. Zaułek Świętego Kazimierza nazywał się imieniem J. Vito i był to wymysł o tyle znamienny, gdyż w tym samym czasie kościół Św. Kazimierza zamieniono na Muzeum Ateizmu.
Przykłady tego typu można mnożyć. Nowi mieszkańcy sowieckiego Vilniusa nie mieli pojęcia, jakie zmiany dokonały się na tym polu. Tabliczki nazw ulic z wersją litewską były dla nich namiastką równości, a to, że przy okazji odrywano w ten sposób historię miasta od jego prawdziwych źródeł, nie miało żadnego znaczenia. Dla władz liczyło się to, że zamknięto większość kościołów i dynamitem zlikwidowano dziesiątki symboli religijnych.
Po 1991 roku władze niepodległej Litwy zaczęły przywracać historyczne nazwy, usuwając ich sztuczne, radzieckie wersje. W krajach, gdzie władze nie widzą problemu w stosowaniu podwójnego nazewnictwa ze względu na obecność licznej mniejszości na danym obszarze, dwujęzyczne tabliczki nikogo nie dziwią. Zaspokaja to w pewien sposób potrzeby lokalnej społeczności narodowej, a przybywającym tam ludziom z zewnątrz uświadamia istnienie różnorodności kulturalnej i administracyjnej, a przede wszystkim - tolerancji...
Budynek Zarządu Miasta Wilna (po lewej, z wieżyczką miejskiej straży ogniowej) przy zbiegu ulic Wileńskiej, Dominikańskiej (na wprost), Niemieckiej i Trockiej. Dziś w miejscu dawnego Magistratu m. Wilna stoi litewskie Gimnazjum im. S. Neris. Fot. ze zbiorów Autora
[2] Piotr Stołypin zastąpił na stanowisku premiera rządu Sergieja Witte odwołanego przez cara za nieudolność.
Ilustracje i fotografie - ze zbiorów Autora.
Waldemar Wołkanowski (Uniwersytet Opolski)
Komentarze
#1 Zgadza się , artykuł piękny
Zgadza się , artykuł piękny mądry i ciekawy .
#2 Ech, taki artykuł to weź i do
Ech, taki artykuł to weź i do rany przyłóż...
Ogromne dzięki autorowi za oświecenie i pracę włożoną nad artykułem.