Wymiary pięknego kapłaństwa


Na zdjęciu: ks. Antoni Dilys, fot. Liliana Narkowicz
W sobotę, 11 stycznia, w kościele śś. Piotra i Pawła w Wilnie została odprawiona Msza św. w pierwszą rocznicę odejścia do wieczności ks. Antoniego Dilysa, zasłużonego kapłana Wileńszczyzny. Pod przewodnictwem arcybiskupa wileńskiego Gintarasa Grušasa w intencji wielebnego, umiłowanego przez wiernych duchownego, przy ołtarzu Pańskim tego dnia modliło się ośmiu księży. Na nabożeństwo przybyli wierni z wielu parafii, gdzie kiedykolwiek ks. Antoni Dilys posługiwał.

– Powołaniem kapłana jest służenie ludziom, Kościołowi, dążąc do wieczności. Ksiądz Antoni odsłużywszy tutaj, na ziemi, teraz cieszy się bliskością Boga w wieczności. Ale jak na ziemi jego przeznaczeniem była pomoc ludziom w podążaniu do wieczności, tak teraz nadal pełni On swą kapłańską posługę, wstawiając się za nami w niebie – powiedział podczas nabożeństwa abp Grušas.

Zgromadzeni w kościele, w którym prawie do końca swych dni posługiwał zacny duszpasterz, wznosząc modlitwy za jego duszę wysłuchali pięknej homilii, którą wygłosił ks. prałat Wojciech Górlicki, proboszcz parafii pw. śś. Piotra i Pawła. Już na wstępie kaznodzieja podkreślił, że życia i kapłaństwa Dilysa nie da się zmieścić w krótkim kazaniu, dlatego skupił się na podstawowych elementach, które cechowały posługę duszpasterską zmarłego przed rokiem księdza.


Na zdjęciu: przy grobie śp. ks. Antoniego Dilysa, fot. Audronė Kavoliūnienė

– Gdy uczyłem się w seminarium, jeden z profesorów wydał nam bardzo dokładną definicję kapłaństwa. „Pamiętajcie zawsze, że ksiądz jest powołany do tego, aby ludzie wiedzieli, jak Bóg ich kocha” – mówił do nas seminarzystów. W tej parafii podjęliśmy pracę wiele lat po tym, jak ks. Antoni był tu proboszczem. Ale odwiedzając parafian w różnych sytuacjach od osób starszych stale słyszeliśmy o tym, jakim dobrym, pracowitym, jakim aktywnym, kulturalnym i serdecznym był ksiądz Dilys – mówił ks. Górlicki, podkreślając, że po upływie wielu lat ludzie niekoniecznie zapamiętają jakieś konkretne dokonania księdza, ale na pewno zapamiętają, czy był dla nich dobry. – To wspaniałe przeżycie, że nasi parafianie, tak pięknie wspominają księdza Antoniego. Miłość do ludzi, to bardzo mocne świadectwo i to był właśnie ten pierwszy element jego kapłańskiej posługi. Drugim ważnym filarem jego pracy była niestrudzona wola pełnienia kapłańskiej funkcji oczyszczenia duchowego.

– Klucz od tabernakulum leży w wysłuchiwaniu spowiedzi. Miałem możliwość i zaszczyt uczestniczyć w ostatnim nabożeństwie księdza Antoniego. Był już starym emerytem i mógł odpoczywać, ale bardzo chciał każdego dnia stać przy ołtarzu. Zawsze przyjeżdżał wcześniej, żeby przed Mszą usiąść w konfesjonale – wspominał ks. prałat Górlicki. Tym trzecim wymiarem kapłańskiej posługi księdza Antoniego, jak zaznaczył, było umiłowanie Eucharystii.

– Ludzie różnie oceniają księży. Czasem mówią, że ktoś jest dobry, bo dużo zbudował. Czasem mówią, że ktoś jest dobry, bo organizuje dla ludzi pielgrzymki, wyjazdy. Czasem mówią, że ktoś jest dobry, bo umie pracować z młodzieżą, czy dorosłymi… Ale moi drodzy, firma budowlana będzie lepiej budowała, niż ksiądz, tak samo firma turystyczna zorganizuje lepszy wyjazd. Księdza nikt nie zastąpi w sprawowaniu Eucharystii. I to jest najważniejsza funkcja kapłańska – snuł rozważania proboszcz parafii, porównując postawę śp. ks. Dilysa do posługi kapłańskiej kardynała Stefana Wyszyńskiego, który nawet w najtrudniejszych chwilach choroby nie odstąpił od ołtarza. – Eucharystia była dla niego czymś niezwykle ważnym. Myślę, że to jest ten trzeci wymiar pięknego kapłaństwa księdza Antoniego. Bardzo pragnął do końca stać przy ołtarzu. Niektórzy z nas tu obecnych pamiętają jego ostatnią Mszę świętą w kościele. Upadł przy ołtarzu. I stąd został odwieziony do szpitala. I do kościoła za swojego życia już nie wrócił. Później wrócił w dniu pogrzebu. Eucharystia jest źródłem i szczytem życia chrześcijańskiego. Ksiądz Antoni nieraz wspominał o tym, jak wywieziony do Rosji starał się jak najczęściej odprawiać Msze, jak robił wino z rodzynek… Umiłował i miłował do końca tę najważniejszą tajemnicę kapłańskiej posługi, tajemnicę Eucharystii. Te trzy elementy może nie wypełniają całości jego życia, ale miłość do ludzi, miłość do Chrystusa eucharystycznego i posługa oczyszczania w konfesjonale pięknie charakteryzowały życie księdza Antoniego. Dziękuję wszystkim, którzy zebrali się, aby modlitwą podziękować za Jego służbę, za oddanie, za wierność Chrystusowi – podsumował swe kazanie proboszcz parafii na Antokolu.


Na zdjęciu: możliwie ostatnie zdjęcie ks. Antoniego – z Krzyżem Kawalerskim Orderu Św. Stanisława, fot. Liliana Narkowicz

Ksiądz Antoni był człowiekiem otwartym i gościnnym i wątpliwe, czy przyjąłby odmowę udziału w tradycyjnym obiedzie, wydanym na jego cześć. Po nabożeństwie grono najwierniejszych przyjaciół, wśród których były obecne osoby towarzyszące zacnemu kapłanowi do ostatniej chwili życia, kontynuowało wspomnienia przy stole.

– Pochodzę z parafii norwiliskiej w rejonie solecznickim. Byłam dzieckiem, gdy ksiądz Dilys przyjeżdżał do naszego kościoła. Pamiętam, że mama zawsze nas przestrzegała, żebyśmy w kościele słuchali uważnie kazania księdza Antoniego, bo to bardzo poczciwy i dobry ksiądz. Był dla ludzi wzorem prawdziwego kapłana. Po latach spotykałam księdza Antoniego w pałacyku ks. prałata Józefa Obrembskiego w Mejszagole. Byli przyjaciółmi, żartowali ze sobą. Później zaczęliśmy zapraszać go na dożynki. Cieszę się, że z miłą chęcią korzystał z zaproszeń. Bywało, że z powodu nawału prac zdarzało mi się zapomnieć o imieninach księdza. Ale wtedy dzwonił sam i mówił: przychodź na dwunastą! Lubił poczęstować, porozmawiać, chętnie słuchał dyskusji. Na imieninach u księdza Antoniego zawsze bardzo mi smakowały gołąbki z kartofelkami. To inaczej, niż się u nas kiedyś jadało. W mojej duszy pozostał ogromny szacunek dla księdza Antoniego i niech Pan Bóg daje mu Nieba – dzieliła się refleksjami o zmarłym duszpasterzu mer rejonu wileńskiego Maria Rekść.

Waldemar Kochanowski, mieszkaniec Augustowa, wspominał, jak wiele lat temu poznał ks. Dilysa w kościele Ducha Świętego w Wilnie.

– Na początku te relacje wyglądały następująco: ksiądz patrzący z wysokiego ołtarza i ja, zwykły grzesznik stojący gdzieś na końcu kościoła. Ale z czasem zbliżaliśmy się do siebie i zaprzyjaźniliśmy się. To, co dla mnie osobiście ks. Antoni zostawił, to wielkie przesłanie wiary. On był księdzem naprawdę głęboko wierzącym, który tą wiarą zarażał wszystkich, kogo miał wokół siebie. Smutno mi, że 18 października to ja go wywiozłem z domu. Przyjechałem jak zwykle, żeby zawieźć do kościoła. Pierwszy raz wszedłem do niego na górę do mieszkania. Zawsze on sam schodził. Poczułem, że jest słabszy. To był pierwszy raz, kiedy podwiozłem go pod zakrystię, do samego kościoła. Zazwyczaj sam szedł dziarsko, a wtedy przemierzał swe kroki do zakrystii odpoczywając. Ale mimo to, że upadł przy ołtarzu, dosiedział na tej Mszy świętej na krzesełku do końca. Przypisuję sobie za winę, że to również ja odwiozłem go do szpitala. Dziękuję Panu Bogu za tę piękną, długą znajomość – zwierzał się pan Waldemar.


Na zdjęciu: ks. Antoni w Widziszkach (pierwszej parafii) z siostrą Anną (stoi za księdzem), ojcem i gospodynią plebanii (1947 r.), archiwum Liliany Narkowicz

Szpitalną codzienność sędziwego księdza, ostatniego alumna przedwojennego seminarium duchownego w Wilnie z żalem wspominała również Lucyna Wołejszo.

– Poszliśmy z księdzem Antonim do kaplicy szpitalnej, gdzie stała piękna choinka. Chorzy w salach byli zajęci swoimi sprawami, słuchali radia, a my głośno i donośnie zaczęliśmy śpiewać kolędy. Siostry pytały: co to takiego?.. A potem było już bardzo cicho… – wspominała pani Lucyna, mieszkanka podwileńskiej Rzeszy, gdzie ks. Antoni Dilys pracował ponad 10 lat.

Ostatnią Mszę świętą ks. Antoni odprawił 31 grudnia w kaplicy szpitala św. Rocha.

– Tę ostatnią Mszę świętą chciał sprawować w intencji swej mamy. Myślę, że wszystkie sprawy miał dokładnie poukładane. To wszystko wskazuje na to, że jakie jest życie człowieka, taka jest jego śmierć, a jaka śmierć, taka wieczność… Ksiądz Antoni potrafił sobie radzić w życiu, mimo że los go nie oszczędzał. Potrafił zaufać i w każdym z nas pozostał. W różny sposób… – zauważył ks. Andrzej Byliński, wikariusz parafii pw. Ducha Świętego, wierny towarzysz i pomocnik księdza u schyłku jego wielebnego życia.

Ksiądz Antoni Dilys zmarł 11 stycznia 2019 roku w wieku 95 lat. Służbie Bogu i wiernym poświęcił prawie 73 lata.

W ciągu wieloletniej posługi duszpasterskiej pracował w wielu parafiach: Widziszkach, Strunojciach, Podbrodziu, Korkożyszkach, Rzeszy. Najdłużej – 15 lat – był proboszczem w wileńskiej parafii pw. śś. Piotra i Pawła, skąd 14 stycznia ub. roku wyruszył w ostatnią ziemską podróż na Cmentarz Bernardyński i spoczął obok swego ojca i brata.

Wydanie „Tygodnika Wileńszczyzny” nr 3 z dn. 16 - 22 stycznia 2020 r. (wydanie internetowe 1009)