Znane polskie rody Wschodu Rzeczypospolitej: Chodkiewiczowie


Fot. Dmytro Antoniuk
www.kuriergalicyjski.com, nr 14 (282) 28 lipca–14 sierpnia 2017
Magnacki ród Chodkiewiczów herbu Kościesza odgrywał znaczną rolę w życiu Rzeczypospolitej już od XV wieku. Szczyt sławy rodu przypadł na okres złotego wieku Polski. Trzej przedstawiciele rodu byli hetmanami Wielkiego Księstwa Litewskiego, a ostatni z nich, Jan Karol, wsławił się w zwycięskiej bitwie przeciwko Turkom pod Chocimiem w 1621 roku. W tej bitwie on i hetman Zaporoski Petro Zahajdaczny zostali śmiertelnie ranni. W XVI wieku ród podzielił się na trzy gałęzie: brzostowicką, bychowską i supraską. Nie wygasła jedynie ostatnia, której przedstawiciele obrali sobie za rezydencję Młynów na Wołyniu...
W 1785 roku wdowa starosty żmudzkiego Jana Mikołaja, Ludwika z Rzewuskich Chodkiewiczowa rozpoczęła budowę wielkiej rezydencji. Początkowo został wysadzony wspaniały park, a dopiero po kilku latach, gdy drzewa już podrosły - zaczęto budować pałac. Podczas budowy kilkakrotnie zmieniano plany. Architektem był Leopold Schlegel.

Pani starościna była osobą nadzwyczaj barwną. Otaczało ją wiele legend i anegdot. Świadoma swego pochodzenia, rzadko zapraszała gości do swej rezydencji, nie uznając innych za godnych tych odwiedzin. Tym nie mniej, gdy Wołyń nawiedził wielki książę Konstanty, pani starościna nie omieszkała zaprosić go na wielki bal. Cała pikanteria sytuacji polegała na tym, że komnaty pałacu nie były jeszcze ukończone. Jednak dziedziczka Młynowa zreflektowała się i nakazała obok parku wystawić dokładną kopię rezydencji z drzewa i gliny. Całość umiejętnie zamaskowano tak, że wszystko wyglądało jak prawdziwe. Uczta księciu przypadła do gustu, ale pani starościna wpadła w kłopoty: kopia pałacu została wystawiona na państwowej ziemi. Wszystko musiano rozebrać jeszcze prędzej niż wystawiono, w obawie przed sądowym procesem o budownictwo bez zgody.

Templum w Młynowie (fot. Dmytro Antoniuk)

Pani Ludwika z wyniosłością krytykowała ówczesną modę, ubierając się w stroje z połowy XVIII wieku. Była tak "dumna", że własne dzieci musiały zwracać się do niej per "pani". Znała się jednak na sztuce i naukach, więc w pałacu często przebywali artyści i naukowcy, co wcale nie było "ujmą dla jej honoru".

Jedna z historii z życia Ludwiki Chodkiewiczowej związana jest z wyjazdem na kontrakty do Dubna. Pani starościna wyruszała z majątku w karecie, zaprzężonej w szóstkę koni z pióropuszami w grzywach, dla większego efektu - w kolorze czerwonym. Przed wyjazdem konie zawsze kąpane były w Ikwie. W przededniu wyjazdu nadworny kozak jechał pod Dubno i zatrzymywał wszelki ruch - pani starościna nie znosiła, gdy na drodze kurzyło się i gdy kurz osiadał na błyszczącej sierści jej drogiej szóstki.

Za życia pani Ludwiki (zmarła w 1816 roku) pałacu nie zdołano udekorować wewnątrz. Wiąże się to z kolejną legendą. Pewnego razu, gdy siedziała w jednej z sal prawie ukończonego parteru, zaniepokoił ją podmuch wiatru, który w jednej chwili otworzył wszystkie drzwi amfilady pokoi. Na końcu amfilady ujrzała Białą Damę - swoją córkę, trzymającą w rękach odciętą głowę. Była to Rozalia z Chodkiewiczów Lubomirska, dama dworu francuskiej królowej Marii Antoniny. Ukazała się matce akurat w chwili, gdy krwiożerczy francuscy rewolucjoniści odcięli jej głowę na gilotynie. W tej samej chwili na jednej ze ścian sąsiedniego skrzydła wystąpiła postać Rozalii, która do dziś ukazuje się zwiedzającym. To, co ujrzała, tak ją wystraszyło, że natychmiast wyjechała do innego majątku w Czarnobylu, opuszczając Młynów na zawsze. Rodzinne zapisy twierdzą, że Biała Dama jeszcze nie raz gościła w pałacowych komnatach...

Wnętrze oficyny (fot. Dmytro Antoniuk)

Po wyjeździe matki w Młynowie zamieszkał generał Aleksander Chodkiewicz - pułkownik wojsk Kościuszki i uczestnik kampanii Napoleona, członek honorowy wielu towarzystw naukowych i uniwersytetów, przyjaciel Tadeusza Czackiego. Tak zawzięcie zajmował się pracą naukową i społeczną, własnym kosztem wydając drogie księgi i literaturę fachową, że doprowadziło to do kilkumilionowych długów. Żeby nie zbankrutować, Aleksander zmuszony był sprzedać wielki pałac w Warszawie i większą część bezcennej 25-tysięcznej biblioteki, gromadzonej przez dziesiątki lat. Nie chcąc być świadkiem tej wyprzedaży wyjechał na zawsze do Młynowa.

Właśnie Aleksander Chodkiewicz wykończył zdobnictwo rozpoczętego przez matkę pałacu. Komnaty upiększały freski w stylu romantyzmu i bogata sztukateria. W szafkach wystawiano bogatą kolekcję porcelany, srebrnych zastaw stołowych. W komnatach stały kandelabry z brązu i wisiały kryształowe żyrandole. Wszystko to w otoczeniu empirowych mebli, marmurowych kominków, kosztownych zegarów, chińskich waz i zbroi. Sprowadzono tu również resztki warszawskiej biblioteki i archiwum rodzinne z dokumentami z końca XV wieku. W odróżnieniu od swej matki generał Aleksander nie był tak honorowy i wolał większość czasu spędzać w tzw. "budynku filozoficznym", którego ruiny nad sztucznym kanałem zachowały się w parku do dziś. Miał tam laboratorium chemiczne, gdyż ta dziedzina wiedzy pasjonowała go najbardziej. Po przeciwnej stronie dziedzińca Chodkiewicz wybudował oryginalny pawilon i nazwał go „templum” czyli świątynia. Prawdopodobnie chciał w ten sposób uczcić zakon templariuszy: ta budowla, jak i świątynia templariuszy w Londynie mają półokrągły kształt. Za czasów Aleksandra była tam sala orkiestrowa i jadalnia. Zabytek ten, w dość dobrym stanie, zachował się do naszych czasów. Niestety, sama brama wjazdowa na teren parku, altanka z pozłacanym dachem i liczne figury w parku nie ocalały. Oprócz samego pałacu, jeszcze w czasach Ludwiki, wystawiono piętrowy budynek z jońskim portykiem nad głównym wejściem i trójkątnym frontonem po przeciwnej stronie. Planowano też wystawienie takiej samej budowli po przeciwnej stronie pałacu i połączenie ich w całość galeriami, jednak do realizacji planu nie doszło.

Miejsce, gdzie stał zniszczony przez komunistów kościół (fot. Dmytro Antoniuk)

Generał Chodkiewicz, mimo iż kilkakrotnie brał udział w kampaniach przeciwko Moskwie, to jednak za swe naukowe i społeczne zasługi nie doznał represji ze strony władzy carskiej. Ale za kontakty z dekabrystami został wtrącony do więzienia, początkowo w Żytomierzu, następnie w Petersburgu. Nie posiedział tam długo i szybko został zwolniony.

Jego syn Mieczysław ochoczo dołączył do powstania Listopadowego w 1831 roku i został ranny pod Grochowem. Wyemigrował do Drezna i mieszkał tam do śmierci.

 

Fot. Dmytro Antoniuk

Młynów nie został skonfiskowany - zezwolono staremu naukowcowi spokojnie dokonać tam żywota. Po jego śmierci kilkadziesiąt lat majątkiem kierowali nierzetelni zarządcy, rozkradając po cichu olbrzymi majątek Chodkiewiczów. Wszystko zmieniło się, gdy do Młynowa zjechał Mieczysław junior. Uporządkował bibliotekę i archiwum, opiekując się resztkami spadku. A było czym. W młynowskiej rezydencji, opok wspomnianych bogactw, było kilkaset obrazów, głównie malarzy polskich Oleszkiewicza i Smuglewicza, a także obrazy Briułowa, malarzy włoskich i innych. Miejsce honorowe w zbiorach zajmował kapelusz Napoleona, przywieziony przez gen. Aleksandra w 1812 roku, szabla króla Jana Sobieskiego i brunatny płaszcz Tadeusza Kościuszki, pozostawiony przez niego w Młynowie, gdy konwojowano go do Petersburga. W zbiorach bibliotecznych była też ostrogska biblia z unikatową dedykacją, której nie było w innych egzemplarzach. Rosyjscy uczeni proponowali Mieczysławowi olbrzymie pieniądze - 4 tys. rubli za samo pozwolenie sfotografowania jej. Jednak ten się nie zgodził.

Po wybuchu I wojny światowej przy pomocy miejscowych Żydów ukryto w podziemiach rodowe srebra, porcelanę i kosztowności, a także część archiwum. Resztę przewieziono do Lwowa i Krakowa. Dziś te rzeczy są najcenniejszymi eksponatami muzeów w tych miastach. Na przykład: ocalałe archiwum Chodkiewiczów, znajdujące się w Państwowym Archiwum w Polsce, jest jednym z niewielu zbiorów, który w całości przetrwał II wojnę światową i jest dla historyków prawdziwym skarbem.


Fot. Dmytro Antoniuk
 
Wróćmy jednak do Młynowa w roku 1915. Front stał w tej miejscowości przez 9 miesięcy. Pałac, za którym były pozycje austriackie, był celem rosyjskiej artylerii. Jednak budynek i jego zdobnictwo jakimś cudem ocalały. Raz tylko austriacki oficer wdarł się do komnat i wyciął z ramy duży portret Jana Karola Chodkiewicza. Inaczej było w maju 1919 roku, gdy do pałacu wdarli się bolszewicy. Rezydencji od początku I wojny światowej mężnie broniły matka i siostra Mieczysława - Julia z Ledóchowskich Chodkiewiczowa i jej córka Zofia. Zamordowali ich żołnierze Budionnego, zaś pałac został rozgrabiony i splądrowany. Tym nie mniej, miejscowi Żydzi nie wydali miejsca ukrycia skarbów, chociaż odkryto kryjówkę z archiwum, które zniszczono. Powróciwszy po wojnie do Młynowa Mieczysław nakrył pałac nowym dachem, mając w planach jego późniejsze odnowienie. Zamieszkał w przybudówce, w której zgromadził ocalałe kosztowności, meble i obrazy.

Wszystko to, wraz z pałacem, niestety przepadło podczas II wojny światowej. Na miejscu postawiono po wojnie niezgrabne zabudowania technikum rolniczego. Na szczęście, ocalała oficyna pałacu i obecnie mieści się w niej wspaniałe muzeum historyczne z materiałami o historii rodu Chodkiewiczów. Zachował się wewnętrzny wystrój zabytku z marmurowymi kominkami i sztukaterią. I oczywiście, pokazują tu na jednej ze ścian postać nieszczęsnej Rozalii Chodkiewiczówny.

Dmytro Antoniuk

Tekst ukazał się w nr 14 (282) 28 lipca - 14 sierpnia 2017