71 lat temu wykonano wyrok na "Ince"


Danuta Siedzikówna ps. Inka, fot. ipn.gov.pl
71 lat temu, 28 sierpnia 1946 r. odbyła się egzekucja Danuty Siedzikówny "Inki", sanitariuszki V Wileńskiej Brygady AK mjr. "Łupaszki". Miała wtedy niepełne 18 lat i została skazana na wyrok śmierci poprzez rozstrzelanie. Według relacji świadka egzekucji, ks. Mariana Prusaka, przed śmiercią "Inka" zdążyła jeszcze krzyknąć "Niech żyje Polska!".

W 1943 roku 15-letnia Danuta Siedzikówna pochodząca z Podlasia złożyła przysięgę, przyjęła pseudonim "Inka" i odbyła szkolenie medyczne, by pełnić funkcję sanitariuszki w Armii Krajowej. Po wkroczeniu do Polski Armii Czerwonej została ujęta przez NKWD, jednak uwolnił ją z konwoju jeden z oddziałów V Wileńskiej Brygady Armii Krajowej, po czym dołączyła do "Łupaszki" i przez rok działała jako sanitariuszka oraz łączniczka na terenie północnej Polski.
 
Po śmierci "Żelaznego" zabitego podczas obławy UB 28 czerwca 1946, została wysłana przez jego następcę, ppor. Olgierda Christę "Leszka" (brata późniejszego znanego autora komiksów "Kajko i Kokosz") po zaopatrzenie medyczne do Gdańska. Tam rankiem 20 lipca w mieszkaniu przy ul. Wróblewskiego 7 we Wrzeszczu, w jednym z lokali kontaktowych V Brygady Wileńskiej, których adres zdradziła ujęta wcześniej przez bezpiekę Regina Żylińska-Mordas (łączniczka Szendzielarza, która poszła na współpracę z UB), "Inka" została aresztowana.
 
Po miesiącu wyczerpującego śledztwa, podczas którego dziewczyna nie zdradziła nic, co by obciążyło członków brygad wileńskich AK, 21 sierpnia 1946 r. "Inka" została skazana na karę śmierci za "członkostwo w nielegalnej organizacji, nielegalne posiadanie broni, udział w napadach na funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej i UB, a także podżeganie do ich zabicia". Wyrok wykonano tydzień później. Razem z nią rozstrzelany został Feliks Selmanowicz "Zagończyk", uczestnik kampanii wrześniowej. Tuż przed salwą plutonu egzekucyjnego skazani krzyknęli "Niech żyje Polska!", a "Inka" dodała jeszcze "Niech żyje Łupaszko!". Salwa plutonu nie zabiła dziewczyny - żaden z żołnierzy nie chciał zabić "Inki", choć strzelali z odległości trzech kroków, więc strzałem z pistoletu dobił ją dowódca plutonu. W chwili śmierci Danuta Siedzikówna nie miała jeszcze osiemnastu lat.
 
"«Inka» miała świadomość tego, o co walczy, z kim walczy. To jest dzisiaj duże wyzwanie, żebyśmy w takich postawach umieli wychować kolejne pokolenie młodych Polaków. W «Ince» rozkochali się młodzi ludzie i zakochała się Polska" - powiedział ks. Jarosław Wąsowicz.
 
Duszpasterz środowisk kibicowskich, salezjanin i inicjator ogólnopolskiej akcji "Serce dla «Inki»", ks. Jarosław Wąsowicz podkreślił, że "Inka" stała się dla młodych Polaków fenomenem. "Myślę, że zadecydowała o tym jej historia, która niesie za sobą ból tego, co przeżyliśmy w czasie wojny i po jej zakończeniu - przecież cała jej rodzina zapłaciła olbrzymią cenę za zaangażowanie niepodległościowe. Dość wspomnieć, że za to zginęli i tata, i mama "Inki". Danuta jako 15-letnia dziewczyna złożyła przysięgę w szeregach Armii Krajowej, żeby później, po 1945 r., kiedy większość już miała dość walki, stanęła zbrojnie w szeregach "Łupaszki", do konfrontacji z kolejnym okupantem" - przypomniał salezjanin.
 
Jego zdaniem przykład "Inki" uczy nas wierności wartościom, w których jesteśmy wychowani, ponieważ obecnie nie jest to łatwe. "Dzisiaj wszystko jest czasowe, wszystko jest "na teraz". Wierność wymaga od nas konkretnych postaw i to jest proces długofalowy - jestem wierny nie tylko wtedy, kiedy wszystko się układa, ale kiedy nagle znajduję się w jakiś ekstremalnych sytuacjach, w takich, jak chociażby znaleźli się ci, którzy musieli ginąć za ojczyznę w młodym wieku. To jest chyba najważniejsze - wierność złożonym przysięgom, obietnicom" - zaznaczył duchowny.
 
Jak zaznaczył, o zainteresowaniu Danutą Siedzikówną najlepiej świadczy fakt włączania się ludzi w akcję "Serce dla «Inki»". Przypomniał, że inicjatywa ta zrodziła się spontanicznie, kiedy trzy lata temu szczątki "Inki" zostały odkryte na Cmentarzu Garnizonowym w Gdańsku.
 
"Wziąłem wtedy garść ziemi z grobu, który został odnaleziony, po to, żeby upamiętnić "Inkę" w szkole salezjańskiej, bo ona była przecież wychowanką sióstr salezjanek w Różanymstoku. Później te plany zmieniłem - przy okazji pilskich dni Żołnierzy Wyklętych chcieliśmy poświęcić srebrną urnę z prochami w naszym kościele. Ogłosiliśmy, że zbieramy srebrny złom - urwane łańcuszki, pojedyncze kolczyki itp. Akcja nagle stała się tak medialna, że tych darów zaczęło spływać bardzo wiele i wtedy postanowiłem, że będziemy budować kolejne serduszka" - wspominał ks. Wąsowicz.
 
"Pojawiają się one w kościołach i w szkołach. To zawsze mobilizuje lokalną społeczność do tego, żeby zorganizować wykład, żeby się bardziej przyjrzeć historii "Inki". Chcemy 30 sierpnia powołać kapitułę tej akcji, bo w tak szybkim czasie się rozrasta. W dzieło to angażuje się bardzo dużo młodych ludzi - od harcerzy począwszy, na kibicach skończywszy" - podkreślił.
 
Na podstawie: PAP, IPN