Co powie turysta? - "jak marszałek zmarł, to ja się urodziłem..."


Fot. Wilnoteka.lt
W miesiącach letnich na ulicach Wilna słychać przede wszystkim polski. Ale turyści żalą się, że w restauracjach i hotelach nieczęsto można dogadać się w tym języku. Trudno też ponoć kupić polskie książki, mapy i przewodniki po Wilnie. Turyści zwracają uwagę, że dostępne są przede wszystkim litewskie, angielskie i rosyjskie wersje tych wydawnictw. A może przyjezdni Polacy nie wiedzą, gdzie szukać?


Trudno podczas spotkań z Polakami odejść od tematu języków. Może to nic dziwnego. W letnich miesiącach gwar uliczny w litewskiej stolicy to głównie polskie rozmowy. Tymczasem, jak relacjonują nasi rozmówcy, baza turystyczna w Wilnie nie do końca odpowiada na potrzeby Polaków - trudno kupić tu polski przewodnik, mapę z polskimi napisami czy otrzymać w restauracji polskie menu. Mimo to Polacy czują się w Wilnie dobrze. Aby się dogadać, wykorzystują angielski, gesty, a jeśli trzeba, próbują przypomnieć sobie rosyjski, z którym próbowano ich zapoznać w czasach PRL: "Nas uczyli rosyjskiego w szkole, ale niczego nie nauczyli" - mówiła Polka z Nysy Kłodzkiej, która sama jest nauczycielką.

W dzisiejszym odcinku porozmawiamy z turystami z Olsztyna i Opolszczyzny. Jednym z naszych rozmówców będzie emerytowany nauczyciel, Polak, który urodził się i mieszkał w Wilnie przez pierwsze 9 lat życia. A urodził się w 1935 roku, kiedy zmarł marszałek Józef Piłsudski. Jak wspomina, w 1944 roku jego rodzina szła za frontem w stronę Lidy i tam osiedliła się na pewien czas. Następnie rodzina wilniuków zabrała się transportem na ziemie odzyskane - na Opolszczyznę.
 

Zdjęcia i montaż: Edwin Wasiukiewicz