Dyskusja nt. dziedzictwa myśli Jerzego Giedroycia w 110. rocznicę jego urodzin


Fot. wilnoteka.lt
20 października 2016 r. o godz. 18.00 w Wileńskiej Galerii Obrazów (ul. Didžioji 4) odbędzie się dyskusja nt. dziedzictwa myśli Jerzego Giedroycia w 110. rocznicę jego urodzin.







Jerzy Giedroyc
urodził się 27 lipca 1906 roku w Mińsku Litewskim, gdzie uczęszczał do szkoły średniej Polskiej Macierzy Szkolnej. Był naocznym świadkiem wybuchu rewolucji w Rosji i jako 11-letni chłopiec samotnie odbył podróż przez ogarnięty zamętem kraj z Moskwy do Mińska. Jego żona, Rosjanka z białej emigracji, uchodziła za jedną z najpiękniejszych kobiet przedwojennej Warszawy - pisał Marek Żebrowski w książce "Życie przed «Kulturą»". Jerzy Giedroyc zmarł na zawał serca w nocy z 14 na 15 września 2000 roku. 

Spotkanie poświęcone ma być Jerzemu Giedroyciowi i jego myśli politycznej, koncepcji Europy Wschodniej, wizji stosunków polsko-litewskich. Kanwą do dyskusji będzie wydana w języku litewskim książka o Jerzym Giedroyciu, autorstwa Magdaleny Grochowskiej, przetłumaczona przez Kazysa Uscilę. W dyskusji wezmą udział autorka, tłumacz, dziennikarz Rimvydas Valatka, historyk Alvydas Nikžentaitis.

Organizatorzy: Instytut Polski w Wilnie, Centrum Wydawnictw Naukowych i Encyklopedii, Litewskie Muzeum Sztuki

Dyskusja nt. dziedzictwa myśli Jerzego Giedroycia w 110. rocznicę jego urodzin
Wileńska Galeria Obrazów (ul. Didžioji 4)
20 października 2016 r., o godz. 18.00
Wstęp wolny
Data: 
20.10.2016 - 18:00

Komentarze

#1 Dziekuje Panu za taki ciekawy

Dziekuje Panu za taki ciekawy i dlugi text.

#2 Patrząc z perspektywy czasu

Patrząc z perspektywy czasu na założenia tej doktryny jest ona dla naszego państwa a zwłaszcza narodu ideą ze wszech miar szkodliwą i zabójczą. Prowadzi ona do sytuacji gdy interes obcego państwa(Litwy, Ukrainy) stoi wyżej niż interes tam mieszkających Polaków. Jak to działa, widać w realizacji umów międzynarodowych, gdy w imię tejże doktryny nie domagamy się praw dla naszych rodaków na Litwie mimo podpisanych umów. Podobnie dzieje się na Ukrainie, gdy popieramy nawet ruchy ewidentnie antypolskie aby tylko doprowadzić do przyjęcia Ukrainy do UE. Wspieramy inne kraje kosztem naszych rodaków tam zamieszkałych.
Poświęcanie interesów Polaków mieszkających za granicami kraju w bardzo szybkim czasie doprowadzi do tego, że nie będzie tam nikogo kto będzie się deklarował jako Polak. Jest to doktryna samobójcza dla narodu, jest to doktryna rozpaczy i braku nadziei. W latach 60 XX wieku mogła mieć rację bytu, natomiast w XXI wieku jest jak najbardziej szkodliwa i destrukcyjna.

#3 Polską politykę zagraniczną w

Polską politykę zagraniczną w ostatnim ćwierćwieczu zdominowała tzw. Doktryna Giedroycia.
Wsłuchując się w wypowiedzi wyznawców Doktryny Giedroycia, można wysnuć wniosek, iż w ich ocenie Litwini, Białorusini i Ukraińcy reprezentują taki poziom świadomości narodowej, że nie za bardzo zależy im na posiadaniu własnego, niepodległego państwa. Wobec tego, jeśli Polacy nie będą umacniać ich w przekonaniu, że warto takie państwo posiadać, mogą zechcieć podłączyć się pod Rosję. Przy tym istnienie tychże państw, jako bufora oddzielającego nas od Rosji, ma być dla nas gwarancją, że ta nie zagrozi wprost naszej suwerenności; o ile, oczywiście, państwa te będą w wystarczającym stopniu antyrosyjskie.
Stąd właśnie wynika głębokie przekonanie o konieczności wspierania wszelkich sił i idei, które stawiają na niezależność tychże państw, na poczucie ich odrębności. Stąd też płynie poparcie dla różnego rodzaju tamtejszych ugrupowań nacjonalistycznych (bez względu na ich znaczenie)
Ale jeśli wyznawcy Doktryny Giedroycia uważają, że świadomość narodowa jest tam istotnie tak słaba, to skąd w nich wiara, że wezwania i namowy płynące z Polski cokolwiek w tej kwestii zmienią?
Co więcej, panuje tu przeświadczenie, że jedyną alternatywą dla opcji prorosyjskiej jest związanie tychże państw z Unią Europejską. A dlaczego właściwie z Unią Europejską, a nie bezpośrednio z Polską? Pytanie to jest o tyle zasadne, że w krajach tych żywy jest sentyment do czasów świetności Rzeczypospolitej, który to sentyment zdaje się stanowić silniejszą alternatywę wobec opcji prorosyjskiej aniżeli mglista perspektywa integracji z Unią Europejską.
Wydaje się, że przyczyny tego są dwojakiego rodzaju...
Z jednej strony jest to brak wiary we własne możliwości. On to jest przyczyną chowania się za plecami (zdominowanej przez Niemcy) Unii Europejskiej. Stąd ta chęć występowania nie w imieniu Polski, ale właśnie w imieniu Unii Europejskiej (co w konsekwencji wzmacnia pozycję Niemiec w regionie, ale niekoniecznie służy polskiemu interesowi, a wręcz może mu szkodzić).
Z drugiej strony nie mniej istotne jest panujące wśród polskich elit politycznych przekonanie, że ci, którzy z sentymentem odnoszą się do wspólnego dziedzictwa I i II Rzeczypospolitej są niejako skazani na „kurs zachodni”, a od polskiej mniejszości zamieszkujących Litwę, Białoruś czy Ukrainę wręcz oczekuje się, a nawet żąda lojalności (szkoda tylko, że owa lojalność ma działać tylko w jedną stronę). W każdym bądź razie nie są to w opinii naszych polityków środowiska, o które trzeba by było w tej kwestii zabiegać...
Z tego właśnie przekonania wypływa przeświadczenie, że winniśmy – chcąc poszerzyć poparcie dla „prozachodniego kursu” państw zajmujących terytoria dawnych Kresów – wspierać tych, którym z Polską nie było, nie jest i nigdy nie będzie po drodze. Stąd poparcie dla różnego rodzaju ruchów nacjonalistycznych, które są w równym stopniu antypolskie, co antyrosyjskie, a kurs na Berlin i Brukselę wydaje się im naturalny, bo mogący stanowić przeciwwagą tak dla Rosji, jak i dla Polski.
Nie muszę chyba tłumaczyć, jak szkodliwe może to być dla Polski w dłuższej perspektywie czasu, jak szkodliwe jest to dla spoistości polskiej wspólnoty narodowej i dla polskich interesów. Polityka taka bowiem sprowadza się do wzmacniania elementów antypolskich kosztem Polaków i wszelkich środowisk Polsce przyjaznych.
***
Doktryna Giedroycia była ze wszech miar szkodliwa. W praktyce bowiem sprowadzała się ona do schlebiania różnym nacjonalistycznym środowiskom na Litwie, Białorusi i Ukrainie, nierzadko kosztem mieszkającym tam Polaków. Wynikało to z przekonania, że istnienie tychże państw, jako bufora oddzielającego nas od Rosji, jest tak wielką wartością, że już samo to winno wyczerpywać nasze aspiracje na tym kierunku geograficznym.
Niestety, lansowany ostatnio przez niektóre środowiska w Polsce anty-giedroycizm jest szkodliwy w stopniu jeszcze większym. Sprowadza się on bowiem do bezrefleksyjnego kibicowania Rosjanom - w nadziei, że przy okazji być może skapnie nam coś z pańskiego stołu...
A co winno być autentyczną alternatywą? Przede wszystkim należy odrzucić schematyczny sposób postrzegania tamtejszej rzeczywistości. Sytuacja, gdy chodzi o Galicję Wschodnią, jest diametralnie różna od sytuacji Wileńszczyzny. Inna jest też ona na Podolu, inna na Grodzieńszczyźnie. Zupełnie inne jest położenie Polaków na Litwie, inne na Białorusi i jeszcze inne na Ukrainie. Inny jest też potencjał wymienionych państw, a także inne jest ich znaczenie z punktu widzenia naszego bezpieczeństwa. Takoż zróżnicowane winno być nasze ewentualne stanowisko względem tychże państw.
W obecnej konfiguracji międzynarodowej Polska skazana jest na bycie państwem peryferyjnym w zdominowanej przez Niemcy Unii Europejskiej. Jedyne, co może to zmienić, to zwrócenie się na wschód, gdzie mamy państwa od nas słabsze, które jesteśmy w stanie związać z Polską politycznie i gospodarczo (tak jak to zrobiły Niemcy z krajami byłego RWPG po rozpadzie ZSRR).
Jak to osiągnąć? Umiejętnie wzmacniając pozycje naszych firm, które są lub będą tam obecne, ale przede wszystkim wzmacniając pozycję mieszkających tam Polaków i środowisk polonofilskich, których tam nie brakuje. Można to uzyskać poprzez działalność różnego rodzaju fundacji, instytucji charytatywnych, poprzez system grantów, a jeśli zajdzie taka potrzeba - nawet poprzez obecność wojskową (co może okazać się lada dzień konieczne). Powinniśmy wykorzystać naukę z lekcji, jakiej Europie udzielili Niemcy.
Powinniśmy robić wszystko, by środowiska przychylne Polsce i Polakom miały na Ukrainie i na Białorusi jak najwięcej do powiedzenia. Powinniśmy robić wszystko, by polscy przedsiębiorcy mieli tam jak najlepsze warunki, by obecny był tam polski kapitał.
Państwo Polskie winno wspierać środowiska polskie i polonofilskie w tych krajach, ale przede wszystkim winno to odbywać się w zgodzie z aspiracjami tychże środowisk, a wszelka pomoc winna być z nimi ustalana i koordynowana. Nie może ktoś, nie będąc na miejscu, wymyślać, co jest dobre dla Polaków w takim czy innym kraju. Do tego trzeba mieć świadomość, że to, co jest dobre dla Polaków na Wileńszczyźnie, może wręcz zaszkodzić, jeśli będziemy próbowali to wprowadzić w Galicji Wschodniej.
Tak na przykład nikogo nie powinno dziwić domaganie się poszerzenia zakresu kompetencji władz samorządowych na Wileńszczyźnie, powołania do życia samorządowego okręgu/województwa/obwodu wileńskiego (jak zwał, tak zwał), którego granice pokrywałyby się z obszarem dawnego Polskiego Kraju Narodowo - Terytorialnego, a także ścisła współpraca tamtejszych Polaków z miejscowymi Rosjanami. Wręcz powinno to być kwestią oczywistą. Zgłaszanie postulatu, by w analogiczny sposób postępować w odniesieniu do Lwowa i Galicji Wschodniej, jest nie tylko absurdem, ale jest po prostu strzelaniem sobie w stopę.
***
Chcąc poważnie dyskutować o kierunku wschodnim polskiej polityki zagranicznej, najpierw wypada zacząć od przedstawienia istotnych elementów stanu obecnego panującej na wschód od naszej wschodniej granicy sytuacji...
Ukraina:
Kraj ten pogrążony jest w totalnym chaosie politycznym i gospodarczym, przy czym raczej nieprędko zdoła on wyjść na prostą (nawet jeśli kwestie polityczne zostaną rozwiązane w tę czy inną stronę, to gospodarczy cud nie nastąpi rychło). Nadto, utrata Krymu, a także styl, w jaki to nastąpiło, z pewnością nie wpłyną korzystnie na autorytet państwa ukraińskiego.
Załamaniu politycznemu i gospodarczemu towarzyszy radykalizacja nastrojów, a także głębokie przemiany w dziedzinie świadomości społecznej. Przejawiają się one rosnącym poparciem dla integracji ze strukturami Unii Europejskiej i NATO - z jednej strony, z drugiej zaś strony - poszerzaniem się bazy społecznej ugrupowań nacjonalistycznych, a nawet szowinistycznych.
Równolegle możemy zaobserwować ożywienie wśród tamtejszych Polaków, czemu zresztą towarzyszy wzrost autorytetu Polski, który - jak mniemam - będzie się nasilał w miarę pogłębiania się kryzysu politycznego i gospodarczego na Ukrainie. Nadto na obszarach, które ongiś wchodziły w skład Rzeczypospolitej, można zaobserwować narastający sentyment do jej dziedzictwa. Polska jawi się przy tym Ukraińcom jako kraj stabiliny i bogaty, jako brama do zachodniego raju. W niektórych kręgach popularna staje się idea powołania bloku państw Międzymorza, którego filarami miałyby być Polska i Ukraina.
Ale spadkowi autorytetu struktur państwa ukraińskiego towarzyszy nie tylko narastający sentyment do Rzeczpospolitej, ale także do czasów ZSRR (szczególnie na wschodzie i południu kraju), a w obwodach ługańskim, donieckim i charkowskim nasilają się tendencje separatystyczne i dążenia do złączenia tychże obwodów z Rosją.
Co do polskiej mniejszości, to choć jest ona dość liczna, to jest ona mocno rozproszona i w zasadzie nigdzie na jakimś liczącym się obszarze Polacy nie stanowią większości. Wbrew też obiegowej opinii, największy odsetek Polaków występuje nie we Lwowie i w Galicji Wschodniej, ani też nie na Wołyniu, ale na Żytomierszczyźnie i na Podolu, czyli na tych terenach, które należały do roku 1793 do Polski, ale nie weszły w skład II Rzeczypospolitej po odzyskaniu niepodległości przez Polskę w roku 1918.
Białoruś:
Białoruska gospodarka również przeżywa stagnację. I to zdecydowanie głębszą aniżeli rosyjska i ukraińska. W roku 2012 PKB wzrósł tam raptem o 1,4%, a rok 2013 był jeszcze gorszy, bowiem wzrost PKB wyniósł jedynie 0,9%. Znacząco wzrosło zadłużenie kraju oraz zmniejszyła się wielkość rezerw złota i dewiz. Do tego rosną zapasy gotowej i niesprzedanej produkcji oraz zatory płatnicze.
Podkreślić należy tu także znaczenie podziałów religijnych. Dominującą religią jest tu prawosławie, jako że wyznawcy prawosławia to ok. 50% mieszkańców Białorusi, ale liczni są tu też katolicy, którzy stanowią kilkanaście procent ogółu ludności. Przy tym katolicy zamieszkują przede wszystkim zwarte terytorium obejmujące Grodzieńszczyznę, Brasławszczyznę oraz północno - zachodnią część Obwodu Mińskiego. Na obszarze tym katolicy przeważają nad prawosławnymi.
Warto odnotować, że na Białorusi (podobnie zresztą jest i na Ukrainie) podziały religijne w znacznym stopniu odpowiadają podziałom narodowościowym. Zwykło się tam bowiem mówić: "Калі ты католік, значыць, ты паляк. Калі праваслаўны, значыць, кацап", czyli: "jeśliś ty katolik, znaczy, żeś Polak; jeśliś prawosławny, znaczy - kacap".
Rządzący autorytarnie Łukaszenka skutecznie trzyma kraj w garści, przez co problemy gospodarcze i społeczne nie skutkują, przynajmniej na razie, destabilizacją polityczną, jak to ma miejsce na Ukrainie.
Łukaszenka, częściowo izolowany przez Zachód, stara się prowadzić w miarę niezależną politykę od Moskwy, od której to jest silnie uzależniony gospodarczo, przez co nie za bardzo mu się to udaje, bowiem raz za razem jest przez Moskwę dyscyplinowany (poprzez na przykład ograniczenie dostaw ropy czy innego rodzaju sankcje gospodarcze).
Podobnie jak to ma miejsce na Ukrainie, także tu obserwujemy wzrost aktywności ugrupowań o charakterze nacjonalistycznym, a nawet szowinistycznym, aczkolwiek w nieporównywalnie mniejszej skali, co wynika z faktu, iż brakuje im głębszego osadzenia w tradycji. Nie znaczy to jednak, że - w przypadku gdyby jednak doszło do destabilizacji politycznej - nie należy się liczyć ze znaczącym wzrostem ich znaczenia, tym bardziej że przykład Ukrainy działa tu na wyobraźnię, na co jest wiele przykładów.
Polacy odgrywają tu znacząco większą rolę aniżeli na Ukrainie, co wynika chociażby z ich liczebności, jak i poziomu zorganizowania. Przy tym da się w ostatnim okresie czasu zaobserwować spore ożywienie, gdy chodzi o działalność mieszkających na Białorusi Polaków, co przejawia się w różnych dziedzinach aktywności.
Na Białorusi żywy jest sentyment do dziedzictwa Rzeczypospolitej, przy czym jego ślady znajdujemy zarówno wśród zwolenników obecnych władz, jak i wśród ich przeciwników (linie podziałów się tu bowiem nie pokrywają). Z drugiej jednak strony w żadnym z omawianych krajów nie mamy do czynienia z tak silnym sentymentem do ZSRR i do wspólnego dziedzictwa z Rosjanami. Szczególnie wśród ludności prawosławnej silne są sympatie prorosyjskie.
Litwa:
To kraj, który gospodarczo znajduje się na zbliżonym poziomie rozwoju co Polska, a do tego jest członkiem Unii Europejskiej, co implikuje nasze relacje z nim. Polacy zamieszkują w sposób zwarty Wleńszczyznę, gdzie - wyłączając centralne dzielnice Wilna - stanowią większość ludności. Litwini nie tylko że są na Wileńszczyźnie w mniejszości, to jeszcze są tam ludnością napływową (w pierwszym, drugim, rzadziej trzecim pokoleniu), przybyłą ze Żmudzi bądź Auksztoty.
Swą tożsamość narodową Litwini budują w opozycji do polskości, a w szczególności do Polaków z Wileńszczyzny, którzy to de facto są potomkami historycznych Litwinów.
„Jeszcze niedawno Litwin był po prostu szlachcicem polskim z Litwy, a potem po prostu Polakiem z Litwy. I takie miało znaczenie słowo Litwin, więc przynależność wilniuków do Narodu Polskiego jest logiczną konsekwencją historii. Taką, jaka była naprawdę, a nie taką, jaką by chcieli Bałtowie. Tych proponujemy nazywać zgodnie z przedwojenną jeszcze tradycją i z językiem litewskim - Lietuwisami. Dla odróżnienia od prawdziwych Litwinów, czyli Polaków na obszarze dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego.” - napisali jakiś czas temu młodzi Polacy z Wileńszczyzny na swoim blogu „Jesteśmy u siebie w Wilnie”.
Polacy mieszkający na Wileńszczyźnie są dobrze zorganizowani. Posiadają własne szkolnictwo, które to na tamtym terenie funkcjonowało zresztą w podobnej skali w czasach ZSRR i które to znacznie się rozbudowało, kiedy upadał Związek Radziecki, a na Wileńszczyźnie finkcjonował Polski Kraj Narodowo - Terytorialny, zlikwidowany przez Litwinów siłą we wrześniu 1991 roku. Polacy mają też własne centra i ośrodki kultury, a w wielu lokalnych samorządach rządzą bądź współrządzą.
Litwini dążą do ograniczenia znaczenia polskiego żywiołu na Wileńszczyźnie metodami administracyjnymi, co powoduje napięcia w relacjach pomiędzy społecznościami polską i litewską. Włączenie Litwy do struktur Unii Europejskiej nie tylko nie zlikwidowało istniejących napięć i źródeł konfliktów, ale dodatkowo związało ręce Państwu Polskiemu, które to nie jest przez to w stanie wywierać skutecznej presji na to niewielkie - bądź co bądź - państwo.
I na konieci Rosja:
Gospodarka tego kraju w ubiegłym roku mocno wyhamowała. Wzrost gospodarczy za ubiegły rok nie przekroczył 1,3% (był on więc niższy niż w Polsce, a wszak trudno znaleźć w naszym kraju kogoś, kto twierdziłby, że Polska rozwija się w tempie nas satysfakcjonującym). Równocześnie od kilku lat obserwujemy coraz szybszy wzrost zadłużenia kraju, które to w trzech pierwszych kwartałach 2013 roku skoczyło z 636 mld dol. do 720 mld.
Konflikt o Krym też z pewnością nie przysłuży się rosyjskiej gospodarce, a sankcje gospodarcze nałożone na Rosję przez kraje zachodnie w jego następstwie, choć nie należą do szczególnie dotlkiwych, też tu zrobią swoje. Tak więc w tym roku możemy nawet spodziewać się minimalnej recesji.
Pomimo tak niekorzystnych danych ekonomicznych, Rosja nie tylko nie rezygnuje z odgrywania roli światowego mocarstwa, ale wręcz stara się zdynamizować działania w tym kierunku. Coraz aktywniej poczyna sobie ona w polityce międzynarodowej, chcąc nie tylko zaznaczać swoją obecność, ale wyraźnie demonstrując, że istnieją kraje i regiony, które uważa ona za swoje strefy wpływów.
Od kilku lat w Rosji systematycznie rosną nakłady na zbrojenia i utrzymanie sił zbrojnych. W ostatnim czasie wyprzedziła ona w tej dziedzinie Wielką Brytanię i Francję i w efekcie znalazła się na trzecim miejscu w świecie (po USA i Chinach), gdy chodzi o wydatki na zbrojenia i utrzymanie sił zbrojnych. Nadto, nie bacząc na spowolnienie gospodarcze, Rosja z ogromnym rozmachem przygotowała Igrzyska Olimpijskie, przeznaczając na ten cel rekordowe kwoty. Wydźwięk propagandowy tychże został jednak przyćmiony wydarzeniami na Ukrainie, a w szczególności zajęciem przez Rosję Krymu.
Aneksja Krymu oraz naciski na Ukrainę celem zmuszenia jej do zmiany ustroju na federacyjny, a także do powrotu do rosyjskiej strefy wpływów pokazują, że Rosja czuje się coraz pewniej i że stać ją na ostre posunięcia, nie wyłączając akcji militarnych. Nie da się wykluczyć, że w najbliższych dniach Rosja podejmie akcję zbrojną przeciwko Ukrainie, której celem może być albo aneksja wschodnich obwodów tejże (ługańskiego, charkowskiego i donieckiego), albo doprowadzenie do zmiany rządów w Kijowie, albo jedno i drugie.

Sposób wyświetlania komentarzy

Wybierz preferowany sposób wyświetlania odpowiedzi i kliknij "Zachowaj ustawienia", by wprowadzić zmiany.