Garść refleksji na marginesie wypowiedzi redaktora Zbigniewa Gluzy


Wilno, którego już nie ma..., fot. Archiwum Wilnoteki
W kwietniowym numerze wysokonakładowego miesięcznika "Historia Do Rzeczy" ukazał się wywiad z redaktorem naczelnym kwartalnika historycznego "Karta", Zbigniewem Gluzą dotyczący historii wzajemnych stosunków polsko-litewskich w XX w. Przyznam, że wypowiedź naczelnego "Karty" i niektóre tezy, jakie w niej zawarł, wprawiły mnie w osłupienie.
Okazało się, że nie tylko mnie. W numerze z 8-14 kwietnia br. tygodnika "Do Rzeczy", wiele z - użyję terminu dyplomatycznego - kuriozalnych stwierdzeń redaktora Gluzy spotkało się z polemiką dr. Piotra Gontarczyka z Instytutu Pamięci Narodowej. Nie będę streszczał czytelnikom ani wywiadu Zbigniewa Gluzy, ani kontry Piotra Gontarczyka. Zainteresowanych odsyłam do lektury miesięcznika i tygodnika. Odniosę się jednak do jednego wątku dotyczącego zbrodni ponarskiej. Redaktor Gluza stwierdza: "Dlatego też, by zrozumieć, co się zdarzyło między Polakami a Litwinami, jak reagowali oni w latach międzywojennych na sytuację Wilna, na ultimatum z 1938 r., oddaliśmy im głos w ostatnim numerze kwartalnika "Karta" (74). Montaż litewskich świadectw z lat 1920-1938, z akcentami na rocznicach 15 marca 1923 r. i 17 marca 1938 r. może zapoczątkować dialog. Jeśli my zaczniemy mówić o akcji Żeligowskiego i skutkach zajęcia Wilna, to Litwini być może udokumentują Ponary…".

Cóż w istocie oznacza powyższe stwierdzenie? Czy to, że bijąc się, słusznie czy nie, we własne piersi, Polacy może (sic!) doprowadzą do sytuacji, w której na Litwie podejmie się szersze badania nad ludobójstwem, jakiego dopuścili się przedstawiciele narodu litewskiego i która to zbrodnia na zawsze pozostanie już haniebnym ciężarem tegoż narodu? Czy to, że za jakieś gesty z polskiej strony, Litwini upowszechnią we własnym państwie wiedzę o Ponarach? A może dokonają aktu powszechnej ekspiacji? Czy też to, że śmierć niewinnych ma być przedmiotem targów i kupczenia? Otóż sam boję się o to, co w efekcie redaktor "Karty" miał na myśli.

Bandyci z Oddziału Specjalnego Stare Ponary dopuścili się straszliwych zbrodni. Masowo mordowali wileńskich Żydów. Nie oszczędzali również Polaków, których tysiące (nikt polskich ofiar precyzyjnie nie policzył) zamordowali strzałem w tył głowy - w lesie ponarskim. Dodajmy, że w Ponarach zginęli przedstawiciele także innych narodowości - w tym również Litwini. Ludobójstwo ponarskie zostało dość dobrze udokumentowane przez Izraelczyków, a wiedza o nim jest raczej powszechna w Izraelu. Nieco gorzej sprawa ma się w Polsce. Ponary jeszcze do niedawna były dla większości Polaków nic nie mówiącym słowem. Na szczęście za sprawą publikacji ostatnich lat, w tym wydanej przy wsparciu polskiego MSZ publikacji prof. Piotra Niwińskiego, książki (także w języku litewskim) pt. "Ponary: miejsce "ludzkiej rzeźni"", prawda o ludobójstwie przedziera się do szerszej świadomości. Zupełnie inaczej jest na Litwie. Wydarzenia, które rozgrywały się w lesie ponarskim, są wstydliwie przemilczane. Dość powiedzieć, że turystów z Zachodniej Europy, a nawet z Polski nie zabiera się do tego miejsca. To nie obóz Auschwitz, który jest żelaznym punktem wycieczek odwiedzających Kraków. Przede wszystkim niemieckich. Wielu na Litwie nie chce też pamiętać, co wyprawiał litewski tłum w Kownie - w upalnych dniach czerwca 1941 r. - gdy w sposób okrutny znęcała się nad żydowskimi sąsiadami w oczekiwaniu na przyjście, witanego przez nich kwiatami, Wehrmachtu.

Wracając jednak do słów redaktora Zbigniewa Gluzy, muszę wyraźnie podkreślić, że ludobójstwo ponarskie nie ma żadnego związku z relacjami, jakie panowały w międzywojniu pomiędzy Polską a Litwą i wzajemnymi krzywdami. Łączenie tych dwóch spraw jest kompletnie ahistoryczne. Zresztą ciekaw jestem, czy naczelny "Karty" odważyłby się przedstawić podobną tezę społeczności żydowskiej czy historykom lub politykom z Izraela. Mógłby w końcu rzec: Jeśli zaczniecie mówić o nadreprezentacji osób pochodzenia żydowskiego w strukturach partii bolszewickiej i milicji w latach 1940-1941 na Litwie, to Litwini być może udokumentują Ponary…

Ludobójstwo w Ponarach jest jedną z największych masowych zbrodni na obywatelach RP. W dołach lasu ponarskiego spoczywają szczątki żydowskich prawicowych syjonistów, komunistów, bundowców, piłsudczyków, endeków, w końcu bezbronnych kobiet i dzieci. W mojej opinii nadszedł najwyższy czas, aby władze litewskie oficjalnie wyraziły żal i prośbę o przebaczenie za zbrodnię, jakiej dokonali członkowie sąsiedniego narodu na obywatelach polskich. Jestem przekonany, że władze RP powinny się tego nieustannie domagać od polityków z Litwy, bez żadnych warunków wstępnych, kupczenia i relatywizowania tych okrutnych wydarzeń. Jest to powinność wobec tych, których kości spoczywają w smutnym lesie ponarskim.  

Komentarze

#1 Panie Michale.Właśnie tak

Panie Michale.Właśnie tak pisać

#2 Prawdę o Ponarach musimy

Prawdę o Ponarach musimy pielęgnować w naszych szkołach i rodzinach. Dobrzeby było, gdyby była zorganizowana pielgrzymka na to miejsce. Nawet nie wiem, jak tam dotarć.

#3 Pamięci polskich harcerek

Pamięci polskich harcerek rozebranych do naga i rozszarpywanych
przed śmiercią przez spuszczone psy nad ponarskim dołem.
Parafraza:
pierwsze kłamstwo ponarskie
zażartował ktoś,
drugie kłamstwo gorzki śmiech,
śmiechu nigdy dość
a to trzecie co przekracza na Litwie polskiej szkoły próg,
bardziej rani cię niż na wojnie wróg,
a temu czwartemu co trwa w ciągu twoich dni,
winien będziesz ty, winien będziesz ty..............

Sposób wyświetlania komentarzy

Wybierz preferowany sposób wyświetlania odpowiedzi i kliknij "Zachowaj ustawienia", by wprowadzić zmiany.