Lektura na weekend? - dziękuję, przejrzę internet


Fot. okładka książki /Wilnoteka.lt
Kto z nas nie słyszał narzekań i uwag dorosłych podkreślających różnice między pokoleniami - "za moich czasów" - mówią - "życie było wolniejsze, jedzenie zdrowsze, emocje prawdziwsze... ludzie spędzali ze sobą więcej czasu, chętniej się spotykali i więcej czytali". Uwagom dorosłych towarzyszą często moralizatorskie wskazówki typu: "dbaj o zdrowie", "rozwijaj się" i "podejmuj mądre decyzje".


Komu obce są westchnienia niemocy rodziców XXI wieku, którzy niejednokrotnie bezskutecznie próbują odciągać dzieci od komputera? Zastanawiając się nad tym, warto pomyśleć, czy przedstawiciele starszego pokolenia dają młodszym dobry przykład? Przecież dorośli równie chętnie spędzają czas w internecie i udzielają się na portalach społecznościowych. A czy czytają? Czy znają kanon literatury? Czy podpowiadają dzieciom, po jakie lektury sięgać? Czy stać ich na coś więcej niż kąśliwe uwagi pod adresem najmłodszych albo wybuchy frustracji, gdy dzieci niedomagają z czytaniem? Dlaczego wielu młodym ludziom książki kojarzą się z przykrym obowiązkiem? Czy w najbliższej przyszłości grozi nam powszechny wtórny analfabetyzm? Co zrobić, by w XXI wieku dzieci mogły wyrastać na zapalonych czytelników? Czy mają dobre wzorce? Kto lub co ponosi winę za spadek popularności czytelnictwa?

Myślę, że mimo szybkiego postępu technologicznego, nie zmieniamy się aż tak bardzo, jak może się czasami wydawać. Również dzisiaj, podobnie jak wieki temu, nadal poszukujemy piękna, inspiracji, motywacji, wartości, mądrości i autorytetów. Nadal mierzymy wysoko i chcemy osiągać wytyczone cele. Dobrze poprowadzeni potrafimy szybko się rozwijać i jednocześnie stymulować do progresu osoby z naszego otoczenia. Problem w tym, że nie zawsze wiemy, gdzie szukać przewodnika, kim lub czym się inspirować. Jak wybrać dobrą, wartościową, ciekawą lekturę i jak zrozumieć jej treść?

Książka, która wyznacza drogę

Pewnym drogowskazem w poszukiwaniu inspiracji, nie tylko lekturowych, może być książka, którą niedawno przeczytałam - "Teresa Kostkiewiczowa w rozmowach z Magdaleną Partyką". Po lekturze wywiadu przeprowadzonego przez doktorantkę Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie doszłam do wniosku, że różnice pokoleniowe, jeżeli tylko pokolenia starają się ze zrozumieniem wyjść sobie naprzeciw, mogą być bardzo budujące. Czytając książkę złożoną z dialogów, dzięki kontrastom, które dostrzegłam między własną generacją i pokoleniem profesor Kostkiewiczowej, łatwiej mi było uzmysłowić sobie potencjał, który posiadamy jako ludzie..., potencjał, który może, szczególnie przy nadmiarze możliwości, nie zawsze wykorzystujemy. Skoro profesor Kostkiewiczowej udało się zdobyć wyjątkowy poziom erudycji, znaczy to, że jest on po ludzku osiągalny. Książka Magdaleny Partyki uświadamia, że osiągnięcie czegoś, co określiłabym "sukcesem poznawczym", jest naprawdę możliwe! Ale nic za darmo - per aspera ad astra.

Nic za darmo, ale warto się starać

Lektura książki "Teresa Kostkiewiczowa w rozmowach z Magdaleną Partyką" dostarcza czytelnikowi wielu inspiracji. Wywiady z profesor nauk humanistycznych umożliwiają zapoznanie ze środowiskiem naukowym, powojenną polską rzeczywistością i historią Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Odpowiadając na pytania Partyki, prof. Kostkiewiczowa formułuje bardzo trafne spostrzeżenia dotyczące wielu tematów. Dotyka nawet zagadnienia mediów społecznościowych, opowiada: "Nie znam tego. W ogóle mam bardzo mało kontaktu z takimi zjawiskami, jak blogi, Facebook. Ten gatunek wypowiedzi internetowej, szczerze mówiąc, nie bardzo mnie pociąga. Parę razy wchodziłam na różne strony i to, co tam znajdowałam, wydawało mi się mało interesujące i właściwie niewarte poświęcania temu czasu".

W swoich wypowiedziach prof. Kostkiewiczowa jest uważna, a w wydawaniu ocen - powściągliwa. Do tego, jak na specjalistę przystało, kompetencja językowa profesor wzbudza (przynajmniej we mnie) ogromny respekt. Ale kiedy czytając książkę, starłam się nadążyć za imponującą sprawnością intelektualną polskiej profesor, nie odniosłam wrażenia, jakoby znajomość literatury była nadprzyrodzoną mocą. Opowiedziana w książce historia Teresy Kostkiewiczowej umożliwiła mi prześledzenie poszczególnych etapów jej edukacji. Doświadczenia literaturoznawczyni były dla mnie wskazówką i dowodem na to, że szczytów nie zdobywa się, pozostając we własnej strefie komfortu.

Droga życiowa prof. Kostkiewiczowej nie należała do prostych. Jej dzieciństwo przypadło na trudne, powojenne czasy, a kariera naukowa rozkwitała w cieniu ideologii marksistowskiej. Wspomina: "mieliśmy bardzo dużo zajęć, przy czym bodajże większa ich część dotyczyła przedmiotów pozamerytorycznych, a więc filozofii marksistowskiej, ekonomii politycznej, marksizmu". To, do czego doszła Teresa Kostkiewiczowa, to, co imponowało mi, kiedy czytam książkę, jest wynikiem ogromnego samozaparcia, dyscypliny i na pewno - odrobiny szczęścia.

Gdyby wszyscy podzielili się wiedzą

Opublikowany w tym roku raport czytelnictwa w Polsce nie jest optymistyczny. Dawno chyba mamy za sobą czasy, w których "dobra książka" była wartością uniwersalną, a ktoś, kto lubił dużo czytać, nie uchodził za odszczepieńca. Kiedyś, kiedy książek brakowało, ceniono je o wiele bardziej niż obecnie, ludzie byli chyba bardziej zakotwiczeni w spuściźnie kulturowej swojego narodu i w literaturze. Dzisiaj nie dziwi już fakt nieznajomości kanonu lektur, nawet wśród osób ze średnim wykształceniem. Zmianę nastawienia społeczeństwa do literatury odnotowuje w rozmowie z Magdaleną Partyką profesor Kostkiewiczowa, która zauważa, że współcześnie ludzie coraz wcześniej rezygnują ze zdobywania ogólnej wiedzy o świecie, szybko się specjalizując - "Pewnie w tej chwili posiadanie biblioteki składającej się z dziesięciu tysięcy tomów jest rzadkością wśród nieprofesjonalistów, natomiast kontakt z poezją przedstawicieli różnych zawodów i dziedzin na pewno wzbogacałby ich życie, a także sposób wykonywania ich zawodu" - stwierdziła Kostkiewiczowa - "ktoś, kto jest konstruktorem, czy mostów, czy coraz doskonalszych urządzeń elektronicznych, jest tylko na tym skupiony i trochę odcięty od innych zainteresowań, innych dziedzin kultury. Ja jeszcze pamiętam czasy, kiedy np. lekarze byli ludźmi mającymi wielkie biblioteki" - dodała w innym miejscu. Czy jest jeszcze szansa i potrzeba, aby wrócić do czasów większej wszechstronności ludzi? Może właśnie literatura stanowi remedium na wąskie wyspecjalizowanie społeczeństwa XXI wieku. Przecież to właśnie ona prezentuje szeroki wachlarz wzorców zachowań i motywów do działania, odsłania rozmaitość stylów życia, zawiera wielkie bogactwo odwołań do innych nauk: historii, filozofii, psychologii.

Czasami można odnieść wrażenie, że świat sztuki wysokiej dostępny jest wyłącznie dla wybitnych jednostek. Ale czy naprawdę czytanie literatury wymaga nadprzyrodzonych umiejętności? Czy można w jakiś sposób skrócić dystans między światem naukowym a czytelnikami nieprofesjonalnymi? Moim prywatnym zdaniem, tak długo jak krąg literatów, poetów czy literaturoznawców będzie używał specyficznego języka i uznawał pewne treści za oczywiste, nie próbując jednocześnie ułatwić ich zrozumienia przeciętnym ludziom, tak długo laicy będą czuli, że nie posiadają kompetencji pozwalających zgłębić tajniki nauki wielkiego formatu. I koło mogłoby się zamknąć - naukowcy żyliby w swoim świecie, a zwykli śmiertelnicy w swoim. Na szczęście jest książka "Teresa Kostkiewiczowa w rozmowach z Magdaleną Partyką", która daje nadzieję, że porozumienie uczonych i zwykłych odbiorców literatury jest możliwe. Prof. Kostkiewiczowa będąc naukowcem, doskonale rozumie wiele problemów związanych z czytelnictwem. Zauważa na przykład nieprzystępność pewnych odmian liryki i stwierdza, że rolą miłośników dobrej poezji jest przybliżanie świata wierszy niewtajemniczonym: "Ja myślę, że to jest tak: tak jak są ludzie, którzy uważają, że ich przeznaczeniem życiowym i pasją jest np. leczenie czy konstruowanie jakichś skomplikowanych urządzeń technicznych, tak na pewno są ludzie szczególnie uzdolnieni do tego, żeby być czytelnikami poezji. Ale sądzę, że rola takich ludzi polega m.in. na tym, żeby świat poezji w jakiś sposób przybliżać, otwierać również tym, którzy za swoje pierwszoplanowe zajęcie czy zainteresowanie uważają coś innego".

Czy nie moglibyśmy stworzyć społeczeństwa, w którym towarem obiegowym byłaby rzetelna, sprawdzona informacja, w którym wszyscy chętnie i przy każdej okazji dzieliliby się wiedzą i doświadczeniem, a ci, którzy takowych nie mają, słuchaliby uważnie, co mają do powiedzenia specjaliści? Czy taka wizja społeczeństwa jest utopijna? Czy analfabetyzm, dezinformacja i głupota przedostaną się kiedyś do świata nauki? Miejmy nadzieję, że nie. Że zapobiegną temu specjaliści pokroju prof. Kostkiewiczowej. Może na pewnym etapie historii proste w przekazie sentencje z Facebooka czy Demotywatorów przestaną nam wystarczać i zaczniemy szukać czegoś więcej.

"Po co?", czyli "co ja z tego będę miał?"

Wydaje mi się, że jesteśmy społeczeństwem bardzo pragmatycznym. Większość życiowych wyborów podporządkowujemy chłodnej kalkulacji. Często polscy licealiści zdobywający wykształcenie ogólne skarżą się, że zbyt późno wybierają profil, że długo uczą się przedmiotów, które ich nie interesują. Nie widzą sensu zdobywania wiedzy, bez gwarancji, że spienięży się ona w przyszłości. Ale życie pisze nieprzewidywalne scenariusze. Bywa, że umiejętności czy wiadomości zdobywane "przy okazji", przydają się w najmniej oczekiwanym momencie. Opowiada o tym na swoim przykładzie prof. Kostkiewiczowa, w pierwszej części wywiadu. W rozdziale zatytułowanym "Lektura profesjonalna i bezinteresowna" Teresa Kostkiewiczowa zaznacza, że książki czytane w czasie wolnym przydają się jej w pracy badawczej. Ta uwaga uświadamia, że nie zawsze możemy przewidzieć, kiedy przyda nam się bezinteresownie zdobyte doświadczenie. Przecież np. na etapie edukacji w szkole podstawowej i liceum nie znamy jeszcze całego scenariusza życia. A możliwe, że przeczytana w szkole "Granica" zaktualizuje się w którymś momencie, że niezrozumiałe w dzieciństwie wersety "Pana Tadeusza" podsuną nam pewne rozwiązania w dorosłym życiu. Może zatem warto czytać i zdobywać wiedzę bezinteresownie, po prostu, bez zadawania pytań o wymierne korzyści wynikające z poszerzania horyzontów. Może w najmniej oczekiwanym momencie nasza znajomość literatury zaprocentuje i przyda się tak, jak w życiu naukowym prof. Kostkiewiczowej przydaje się lektura bezinteresowna.

Cierpliwym być

Zadając sobie w nieskończoność pytania o przyczyny spadku zainteresowania książką, natrafiłam w wywiadzie z Teresą Kostkiewiczową na kolejną koncepcję, która pozwoliła mi na częściowe usprawiedliwienie panującej współcześnie awersji do książek. Doświadczona profesor zwraca uwagę, że kluczowym okresem, w którym kształtują się nawyki, w tym nawyk czytania, jest okres szkolny: "Jeśli nie wyrobimy nawyku czytania w młodzieży, jeżeli ona tego nie polubi, to będzie bardzo trudno pozyskać ją dla literatury, a tym bardziej dla poezji". O ile jeszcze świadome wypracowanie nawyku czytania prozy w życiu dorosłym jest wykonalne, o tyle próby podejścia do poezji mogą skończyć się fiaskiem. Ale rozmówczyni Magdaleny Partyki zapewnia, że liryka ma wyjątkową wartość dla egzystencji ludzkiej: "Poezja bardzo często właściwymi tylko jej sposobami odsłania czytelnikowi takie elementy jego wewnętrznego życia, których może on sam sobie do końca nie uświadamia i dopiero poprzez kontakt z utworem poetyckim jest w stanie poznać, zrozumieć własne odczucia, to, co się w jego wnętrzu czy jego umyśle dzieje". Teresa Kostkiewiczowa w wywiadzie kilkakrotnie zwraca uwagę na fakt, że dla zrozumienia poezji niezbędna jest praktyka obcowania z nią. Nie ma się co dziwić, że czytając wiersze z doskoku, trudno jest zrozumieć ich treść, odczytać koncepcję poety, rozpoznać funkcję, jaką dany wiersz pełni w procesie historycznoliterackim czy świadomie przeanalizować poszczególne elementy wiersza. Jedyną chyba receptą na czerpanie z poezji jest cierpliwość. Polska Profesor zapewnia, że warto wytrwale czytać wiersze: "(...) przy pewnej wrażliwości tę barierę się przekracza i im więcej się obcuje z poezją współczesną i w ogóle z poezją, tym staje się ona bardziej otwarta, bardziej dostępna. Ona właśnie jakby w nagrodę za podjęty wysiłek odsłania przed czytelnikiem swoje tajniki, m.in. językowe, i staje się dostępna, bliska. Nie zawsze można powiedzieć jasna, bo to nie chodzi o to, żeby poezja była jasna, prawda?".

Jak pokochać książki?

Trudno uwierzyć, że w czasach ogólnej dostępności wszystkiego młodzież ma dzisiaj mniejszy zapał do wykorzystywania możliwości. W czasach prof. Kostkiewiczowej zdobywanie wiedzy było o wiele trudniejsze, a jednak literaturoznawczyni zdołała rozwinąć w sobie pasję czytelniczą. Dzieciństwo profesor przypadło na nieporównywalnie trudniejsze czasy niż obecne. Jeśli wtedy, przy deficycie książek i znikomym dostępie do edukacji można było rozpalić miłość do książek, dzisiaj jest to tym bardziej osiągalne.

W latach okupacji Teresa Pyszniewska (wówczas) mieszkała na terenie Rzeszy, gdzie w ogóle nie funkcjonowało polskie szkolnictwo. Rodzice uczyli córkę w warunkach domowych. Ograniczony dostęp do książek wymusił kształcenie w oparciu o wydawnictwa, które leżały na półce w domu Pyszniewskich, czyli o utwory m.in. Sienkiewicza i Mickiewicza: "Jak skończyła się wojna, to właściwie miałam za sobą podstawowe lektury literackie. Poszłam do szkoły, do klasy czwartej, chyba ze dwa albo trzy lata wyżej, niż to wynikało z metryki. Po wojnie dzieci miały zaległości" - wspomina prof. Kostkiewiczowa, która od dzieciństwa podchodziła do książek z pewnym namaszczeniem. Co ciekawe w kontekście Litwy i Wilna, ważne miejsce w historii rozwoju pasji czytelniczej profesor zajmuje "Pan Tadeusz". Uczona wspomina, że kiedy pierwszy raz po wojnie odwiedziła z ojcem zniszczoną Warszawę, tato kupił jej właśnie pierwsze powojenne wydanie epopei Mickiewicza. Młoda Teresa czytała go..., siedząc na gałęzi wiśni i zjadając soczyste owoce. Mimo że niewiele rozumiała z treści trzynastozgłoskowca, zachwycała się, jak mówi: "samym brzmieniem tych zdań, fraz, słów". Takie doświadczenia musiały zostawić trwały ślad w pamięci obecnej profesor.

Przywiązanie do książek zajmowało w dzieciństwie Teresy ważne miejsce. Po trudnych doświadczeniach wojennych, kiedy splądrowano opuszczony przez rodzinę Pyszniewskich dom, przyszła badaczka dużą część książek z domowej biblioteki zabierała ze sobą do szkoły. Nosząc w pamięci przykre wydarzenia kradzieży, obawiała się utraty lektur. Widać zatem, że prof. Kostkiewiczowa kochała książki na wczesnym etapie swojego życia. Tę miłość udało się jej później przekazać dzieciom. Jak z dumą mówi w wywiadzie, jej syn i córka również dużo czytają. To optymistyczna wizja, która uświadamia, że rodzice mają znaczący wpływ na stosunek do czytelnictwa młodego pokolenia.

Człowiek schowany za książką

Po przeczytaniu książki "Teresa Kostkiewiczowa w rozmowach z Magdaleną Partyką" mam poczucie, że dzięki lekturze poznałam nową, inspirującą osobę. Magdalena Partyka, prowadząc wywiad, płynnie i pomysłowo łączy tematy, nie powstrzymując się od zadawania profesor pytań z pogranicza spraw prywatnych i zawodowych, co umożliwia spojrzenie na sylwetkę literaturoznawczyni w szerszym kontekście. Lektura pozwala spojrzeć na prof. Kostkiewiczową nie tylko w odniesieniu do jej profesjonalizmu, ale również zajrzeć do jej prywatnych wspomnień, co sprawia, że książka się nie dłuży, bo kryje się za nią konkretna, inspirująca osoba. Dialog Magdaleny Partyki z Teresą Kostkiewiczową w pełni zaspokoił moją czytelniczą ciekawość i wzbudził ogromny głód lekturowy i potrzebę kontaktu ze światem naukowym.

Dzisiaj, jak można sądzić, czytając wywiad, Teresa Kostkiewiczowa jest spełnioną i szczęśliwą osobą. 3 lutego 2016 roku literaturoznawczyni obchodziła jubileusz 80-lecia. W zakończeniu książki Magdalena Partyka podpytała Kostkiewiczową o jej przeżycia związane z uroczystością w Teatrze Królewskim w Łazienkach. Profesor wyczerpująco opowiedziała: "Jestem szczęśliwa, że ciągle mogę pracować, zajmować się tym, co mnie pasjonuje, a nawet realizować zadania nowe, których nigdy przedtem nie podejmowałam. Cieszę się, że mogę uczestniczyć w życiu naukowym środowiska humanistycznego, obserwować rozwój i osiągnięcia najmłodszych kolegów, być w stałym kontakcie ze starymi przyjaciółmi. Ale moja sytuacja i mój wiek sprawiają, że patrzę na świat i jego sprawy z pewnym dystansem, który pozwala lepiej dostrzegać proporcje, hierarchizować problemy i wybory, wyważać oceny. To dobry czas, sprzyjający refleksji, pozwalający na zwolnienie tempa, na świadome odrzucanie pokusy zbyt rozległych planów i skupienie się na tym, co objawia się jako najważniejsze. To czas czerpania radości z każdej dobrej chwili, docenienia spraw drobnych i zwyczajnych. Sprawia mi radość obejrzenie dobrego filmu, spektaklu, pójście na koncert, słuchanie muzyki, ale też uroda drzewa, kwiatu, chmur czy kropel deszczu. A nade wszystko - bycie z najbliższymi, dzielenie ich trosk i radości, wspólnie spędzone godziny, rozmowy, wspomnienia. Nadszedł dla mnie czas, który sprzyja ciszy, spokojnemu zadumaniu, refleksji nad tym, co minęło, i tym, co jeszcze może się zdarzyć...".

Warto (prze)czytać

Kiedy jest się młodym, dobrze jest czasami prześledzić historię dorosłej, doświadczonej osoby i zdać sobie sprawę, czym zaowocowała jej praca i życiowe wybory. Jest wiele powodów, dla których warto sięgnąć po lekturę "Teresa Kostkiewiczowa w rozmowach z Magdaleną Partyką". Zamiast wymieniać je wszystkie, poproszę o kredyt zaufania. Zapewniam, że czas spędzony na czytaniu książki nie będzie stracony.