Leon Luczek: Chciałem zbudować polską szkołę i to się udało


Leon Luczek, fot. wilnoteka.lt
Po II wojnie światowej, zsyłkach na Sybir i przymusowej repatriacji Wileńszczyzna niemal całkowicie została pozbawiona inteligencji. Polacy chcieli jednak kształcić dzieci w języku ojczystym - w tych trudnych czasach potrafili zachować polskość, mieli potrzebę dbania o zachowanie tożsamości narodowej. Nauczycieli brakowało, dlatego po zdaniu matury i ukończeniu rocznego kursu w Instytucie Doskonalenia Nauczycieli, młodzież podejmowała pracę w szkołach, jednocześnie studiując w Szkole Pedagogicznej w Trokach, w Instytucie Nauczycielskim w Nowej Wilejce. Od 1961 r. kadrę pedagogiczną dla szkół polskich na Litwie zaczął przygotowywać Wileński Instytut Pedagogiczny. Absolwentom ówczesnej polonistyki społeczność polska na Litwie zawdzięcza to, że udało się zachować na Litwie szkolnictwo polskie.
Leon Luczek należy do pierwszego rocznika absolwentów polonistyki wileńskiej. Jego kolegami ze studiów byli znani później dziennikarze śp. Jerzy Surwiłło, Czesława i Stefan Gudalewiczowie, tłumaczka Barbara Przygodzka-Mintautienė, pedagog Krystyna Narkiewicz. Pan Leon - podobnie jak wielu jego rówieśników - ukończył Szkołę Pedagogiczną w Trokach, następnie były studia w Instytucie Nauczycielskim w Nowej Wilejce i wreszcie - Wileński Instytut Pedagogiczny.


Po ukończeniu studiów w 1964 r. Leon Luczek został skierowany do pracy w polskiej szkole w Brzozówce (rej. wileński) - wprost ze studenckiej ławy na stanowisko dyrektora. Była to szkoła ośmioletnia, licząca wówczas 130 uczniów. Podobne szkółki działały w wielu miejscowościach Wileńszczyzny. Nie zważając na nasilającą się rusyfikację i sowietyzację, rodzice dbali o kształcenie dzieci w języku ojczystym. 

Po 15 latach pracy w Brzozówce Leona Luczka czekało kolejne wyzwanie: trzeba było ratować polską szkołę w Kiwiszkach, zrusyfikowaną przez dyrektora - Rosjanina, partyjnego funkcjonariusza. 


Leon Luczek z satysfakcją wspomina, że udało mu się nie tylko zachować polską szkołą w Kiwiszkach, lecz także wybudować nową... za pieniądze miejscowego kołchozu, a właściwie rodziców, pracowników tego gospodarstwa. Nowoczesna dobudówka powstała - można rzec - "na pięć minut" przed odzyskaniem przez Litwę niepodległości i upadkiem kołchozów. Jest to prawdopodobnie ewenement na skalę całej Litwy.


Pierwszy okres po odzyskaniu przez Litwę niepodległości przyniósł nowe problemy i wyzwania. Na Wileńszczyźnie zaczęło się przymusowe tworzenie szkół z litewskim językiem nauczania. Leon Luczek znów musiał stawić opór urzędnikom, a rodzice uczniów nie zawiedli po raz kolejny - nie poddali się naciskom oddania dzieci do klasy litewskiej. W Kiwiszkach została zachowana polska szkoła. Dyrektor poniósł karę - kierowniczka wydziału oświaty pozbawiła go rocznej premii, tzw. "trzynastki", ale jak mówi, "co tam pieniądze, najważniejsze, że szkoła do dziś jest polska".


Leon Luczek kierował szkołą w Kiwiszkach do 2003 r. Obecnie, już jako emeryt, spoglądając wstecz, mówi, że jest zadowolony: "Zrobiłem wszystko jako człowiek, jako Polak". Kiedy się słucha jego opowieści, natrętnie powraca myśl, refleksja i jednocześnie retoryczne pytanie: dlaczego dziś brakuje nam tej determinacji i konsekwencji w działaniu?


Na podstawie: Inf.wł.
Zdjęcia: Edwin Wasiukiewicz
Montaż: Bartosz Frątczak