Mord w Koniuchach - kto jeszcze o tym pamięta?


Stanisława Woronis, fot. Waldemar Dowejko
Stanisława Woronis urodziła się i wychowała w Koniuchach. "Wioska była wielka i bardzo piękna. Urodziłam się za polskich czasów i 20 lat tak przeżyłam - a potem różnie było, ale i Niemców przeżyłam, i Ruskich". Miała dużo szczęścia, bo przeżyć wojnę w Koniuchach nie było łatwo. Dziś jest jedną z ostatnich osób, które pamiętają zagładę polskiej wsi.
Wileńszczyzna w czasie wojny miała "szczęście" poznać wojska niemieckie, Armię Czerwoną a także oddziały litewskie. Kto był gorszy? Jak się okazuje, nie zawsze najstraszniejszy był okupant - mieszkańcy Koniuchów bardziej niż Niemców bali się sowieckiej partyzantki, która stacjonowała w pobliskiej Puszczy Rudnickiej i nieustannie grabiła wieś.

"Oni w lesie mieszkali i co im tylko potrzeba było - przyjeżdżali końmi i  nie pytali, czy masz, co im dać, ale zaraz: "dajcie furmankę" i zabierali wszystko - wspomina Stanisława Woronis - Wioska bardzo bogata nie była. Kilka większych gospodarstw, ale większość biedniejszych: jedna krowa, świnka... Jak zabiorą, to jak dalej żyć? A i dzieci przecież były. Ukryć nic nie było można, bo jeśli dowiedzieli się, że gospodarz zakłuł prosiaka, to przekopali wszystko, znaleźli i zabrali. Co chcieli, to robili".

Fot. Waldemar Dowejko
 
Mieszkańcy nie chcieli się godzić na nieustanne rabunki. Wieś należała do dużych - Koniuchy liczyły ok. 300 mieszkańców. Utworzono więc oddział samoobrony, który początkowo skutecznie uniemożliwiał partyzantom dalszy rabunek. Opór ludności spotkał się jednak z brutalną odpowiedzią sowietów. Tragicznej, styczniowej nocy samoobrona okazała się niewystarczająca.
 
Noc zagłady

"Co mogli zrobić, tych naszych kilku chłopców? Sowieci przyszli w nocy. Pierwsza partia szła i paliła a druga za nią mordowała. Ludzie prosili o litość. Całą rodzinę brata mojego męża - córkę 18 lat, syna 15 - wszystkich pomordowali".

Nie tylko jednak ofiary napaści opowiadały o dramatycznych wydarzeniach styczniowej nocy. Najwięcej napisali o nich sami sprawcy zbrodni. Niektórzy z nich - całkowicie bezkarni, po latach, w pamiętnikach i relacjach chwalili się wręcz, że zniszczyli polską wieś, wyolbrzymiając nawet obraz zniszczeń.

Chaim Lazar pisał: "Sztab Brygady zdecydował zrównać Koniuchy z ziemią, aby dać przykład innym. (…) W ciągu kilku minut okrążono wieś z trzech stron. Z czwartej strony była rzeka, a jedyny most był w rękach partyzantów. Przygotowanymi zawczasu pochodniami partyzanci palili domy, stajnie, magazyny, gęsto ostrzeliwując siedliska ludzkie. Słychać było huk eksplozji z wielu domów, gdy składy broni wyleciały w powietrze. Półnadzy chłopi wyskakiwali przez okna i usiłowali uciekać. Ale zewsząd czekały ich śmiertelne pociski. Wielu z nich wskoczyło do rzeki, aby przepłynąć na drugą stronę, ale tam też spotkał ich taki sam los. Zadanie wykonano w krótkim czasie. Sześćdziesiąt gospodarstw chłopskich, w których mieszkało około 300 osób, zniszczono. Nie uratował się nikt".

Stanisława Woronis, fot. Waldemar Dowejko

Nie wszyscy jednak cieszyli się z mordu. Widok  masakry był wstrząsający, zwłaszcza dla tych, którzy, jak Pol Bagriansky, dotarli na miejsce już po jej zakończeniu. "Gdy dotarłem do oddziału, aby przekazać nowe rozkazy, zobaczyłem straszny, przerażający obraz. (...) Na małej polance w lesie leżały półkolem ciała sześciu kobiet w różnym wieku i dwóch mężczyzn. Ciała były rozebrane i położone na plecach. Padało na nie światło księżyca. Jeden po drugim partyzanci strzelali trupom między nogi. Gdy kule dosięgały nerwów, trupy reagowały jak żywe. Drgały i wykrzywiały się przez kilka sekund. (...)

Ludzie byli zmęczeni, ale z ich twarzy wyzierała satysfakcja i szczęście z wykonanego zadania. Tylko niewielu zdawało sobie sprawę, że popełniono straszliwy mord w ciągu godziny. Ci nieliczni wyglądali ponuro, smutno i mieli poczucie winy. (...) Dotarliśmy do bazy późno w nocy. Byłem zmęczony i zmordowany, a więc zasnąłem od razu, tak jak większość z naszego oddziału. Jak się dowiedzieliśmy następnego dnia, pozostałe oddziały zostały przywitane jak bohaterowie za zniszczenie Koniuchów. Pili, jedli i śpiewali całą noc. Sprawiło im przyjemność zabijanie i niszczenie, a najbardziej picie". 

Ratunek

Właśnie jeden z tych, którzy uczestniczyli w mordzie z racji przynależności do oddziału, a nie chęci zemsty na mieszkańcach, wskazał pani Stanisławie drogę ucieczki. "Wzięłam na ręce córkę, która miała wtedy trzy latka i uciekałam. Przyszedł jeden z nich, partyzant, ale człowiek był dobry, oj jaki dobry on był! Mówi do mnie - nie siedźcie tu, bo was zabiją. Uciekajcie nad rzekę. Powiedziałam o tym mojemu mężowi, a on na to: "A jak nad brzeg rzeki okrążą, gdzie wtedy uciekniesz? Las wydawał się bardziej bezpiecznym". Posłuchali jednak rady i - jak wielu - ukryli się nad rzeką.

Jako dziecko tragiczną noc przeżył także Edward Wojtkiewicz: "Kto uciekał nad rzekę uratował się, bo sowieci tych, co do lasu pobiegli, ścigali - mówi - Baliśmy się wracać. W końcu przyszliśmy do wsi. Aż strasznie było patrzeć. Trupów było pełna wioska. Gdzie nie spojrzysz - zabity. Kamieniami ludzi dobijali nawet, ślady widać było". 

Edward Wojtkiewicz, fot. Waldemar Dowejko

Po napaści z całej wsi zostały 2 domy. "Niemcy nam pomagali po pożarze, bo u nas głód był - wspomina Stanisława - Chodziliśmy do nich do kuchni. Od nich nikt tu nic złego nie doświadczył. Baliśmy się, jak wychodzili". 

Sowiecka sprawiedliwość

Ci, którym udało się przeżyć masakrę, mieli jeszcze nieraz doświadczyć, czym jest sowiecka sprawiedliwość. Wojna się już się kończyła, jednak "wyzwolenie" przez Armię Czerwoną nie mogło być przecież początkiem tak upragnionego pokoju. Nowe władze postanowiły zająć się także sprawą Koniuchów, jednak - z ich perspektywy - winne były ofiary zbrodni. Doświadczyła tego także rodzina Woronisów.

"Oni po swojemu sądzili - mówi Stanisława Woronis - Cała wieś to byli dla nich wrogowie narodu. Dwie rodziny wywieźli, dużo uciekło. Kto mógł do Polski, kto mógł do Kanady". Aresztowano dwóch sąsiadów i męża Stanisławy Woronis. Za opór wobec sowieckiej partyzantki czekały ich łagry. Nic więc dziwnego, że o tragicznych wydarzeniach wolano milczeć. " W Polsce nikt o tym nie wiedział, a i nasi nie chcieli pamiętać. Za sowietów cicho musieli siedzieć". 

Edward Wojtkiewicz z żoną, fot. Waldemar Dowejko


Kto dziś jeszcze pamięta? Świadkowie wydarzeń powoli odchodzą. W Koniuchach, spośród uczestników tragedii pozostali tylko Stanisława Woronis i Edward Wojtkiewicz, który w czasie wojny był małym chłopcem. O dramacie wioski przypomina dziś pomnik - krzyż, na którym umieszczono 38 nazwisk ofiar tragedii.

"Z Polski przyjeżdżają czasem, Rajd Katyński co roku - mówi Woronis - Tu na Litwie mało kogo to obchodzi. Litwinów to nie dotyczy, pomnik też Polacy z Polski postawili". 

*****

W nocy z 28 na 29.01.1944 r.  120-150 osobowa grupa sowieckich partyzantów otoczyła wieś i ok. 5-tej rano przystąpiła do ataku, który trwał niecałe 2 godziny. Najpierw pochodniami podpalano słomiane dachy domów, a nastęnie do uciekających w popłochu mieszkańców strzelano na oślep. Zginęło wówczas co najmniej 38 osób, kilkanaście zostało rannych. W zbrodni wzięli udział członkowie różnych oddziałów stacjonujących w Puszczy Rudnickiej: "Śmierć Okupantowi", "Śmierć faszyzmowi", "Piorun", "Margirio", oddział im. Adama Mickiewicza. Pierwszy z wymienionych należał do Brygady Kowieńskiej Litewskiego Sztabu Ruchu Partyzanckiego, pozostałe zaś do Brygady Wileńskiej. W ich skład wchodzili także żydowscy partyzanci, uciekinierzy z gett w Kownie i Wilnie. 

Doniesienie w sprawie popełnienia tej zbrodni złożył Kongres Polonii Kanadyjskiej. IPN rozpoczął postępowanie 8 marca 2001 r. Przesłuchano świadków mieszkających w kraju, zakończono również poszukiwania dokumentów w polskich archiwach. Zwrócono się z odezwami o zagraniczną pomoc prawną do organów ścigania Republiki Białoruskiej, dwukrotnie do Republiki Litewskiej, do Federacji Rosyjskiej. Uzyskano obszerny materiał dowodowy w postaci zeznań mieszkańców Koniuchów, naocznych świadków zbrodni i dokumentów archiwalnych (meldunki policji litewskiej, szyfrogramy partyzantów sowieckich, kopie akt osobowych partyzantów sowieckich, w których to aktach są adnotacje, że uczestniczyli oni w atakach, kopie dzienników bojowych sowieckich oddziałów partyzanckich). 

Fot. Waldemar Dowejko

Podczas napadu zostali zamordowani:

1. Bandalewicz Andrzej, l. 40 
2. Bandalewicz Józef, l. 56 
3. Bandalewicz Stefania, l. 53
4. Bandalewicz Stanisław, l. 48
5. Bandalewicz Mieczysław, l. 9 
6. Bandalewicz Zygmunt, l. 8 
7. Bandalewicz Michalina, l. 48 
8. Bobin Antoni, l. 30 
9. Bobin Józef, l. 55 
10. Bobin Wiktoria, l. 44 
11. Bobin Marian, l. 17 
12. Bobin Jadwiga, l. 7 
13. Bogdan Edward, l. 34 
14. Jankowska Stanisława, l. 40
15. Jankowski Stanisław, l. 16 
16. Łaszakiewicz Józefa, l. 53
17. Łaszakiewicz Anna, l. 26 
18. Łaszakiewicz Genowefa, l. 16 
19. Łaszakiewicz Jania, l. 8
20. Marcinkiewicz Józef, l. 12
21. Molis Stanisława, l. 35
22. Molis Danuta, l. 2 
23. Nienartowicz Marysia, l. 4
24. Parwicka Urszula, l. 56 
25. Parwicki Józef, l. 29
26. Pilżys Stanisław, l. 57 
27. Pilżys Katarzyna, l. 53 
28. Pilżys Genowefa, l. 18 
29. Pilżys Teresa, l. 16 
30. Roubo Michał, l. 15 
31. Ściepura Mieczysław, l. 18 
32. Tubin Jan, l. 22 
33. Tubin Joanna, l. 55 
34. Wojsznis Ignacy, l. 40 
35. Wojtkiewicz Zofia, l. 35
36. Woronis Anna, l. 44 
37. Woronis Marian, l. 16 
38. Woronis Walentyna, l. 19 

Na podstawie: inf. wł., ipn.gov.pl, Pol Bagriansky, Koniuchi, "Pirsumim. Publications of the Museum of the Combatants and Partisans", Tel Aviv, nr 65-66 (grudzień 1988), Chaim Lazar, "Destruction and Resistance", Nowy Jork 1985, s. 174–175.

Współpraca: Waldemar Dowejko

Komentarze

#1 S,P. krewni mieszkaly miedzy

S,P. krewni mieszkaly miedzy Zolowem i Powiewiorka miejscowosc Podworszczyzna powiat Swiencianski.W 1939r. gdy weszli sowieci dziadkow liczyli za ,,kulakow'' mieli 15ha ziemi.byli w spiskach na wywoz do Syberii.Zeczy byly opakowane i rodzina czekala na wywoz i wyratowly 1941r niemieckie samoloty ktore przelecialy nad domem.Bywalo ze przychodzili po jedzenie czy niemcy czy partyzanci AK,byli grzeczni nigdy nic nie zabierali ,tylko placili czy w zamian zostawywali,nic zlego rodzinie nie robili.

#2 Pamiętamy !

Pamiętamy !

#3 Świetny tekst Pani Ilono!

Świetny tekst Pani Ilono! Naprawdę znakomity! Szkoda tylko tej "ozdoby" politycznej poprawności - "W ich skład wchodzili także żydowscy partyzanci, uciekinierzy z gett w Kownie i Wilnie" Czy moja redakcyjna koleżanka nie wie, że stanowili - oni - żydowscy partyzanci - niemal 90 proc. osób biorących udział w zagładzie mieszkańców wioski? Myślę, że wie. Nie bać się, cytować źródła, rozmawiać z historykami, zwłaszcza litewskimi. I pisać, pisać... prawdę. m.

#4 PAMIĘTAMY I PAMIĘTAĆ

PAMIĘTAMY I PAMIĘTAĆ BĘDZIEMY. WIECZNY ODPOCZYNEK RACZ IM DAC PANIE .

Sposób wyświetlania komentarzy

Wybierz preferowany sposób wyświetlania odpowiedzi i kliknij "Zachowaj ustawienia", by wprowadzić zmiany.