PRZEGLĄD PRASY. O prowokacjach i pluciu


Dalia Grybauskaitė i Bronisław Komorowski, fot. wilnoteka.lt
Litewscy dziennikarze chyba czytają przegląd prasy w "Wilnotece"! Wystarczyło w poprzednim artykule ponarzekać, że brak w mediach chwytliwych kaczek dziennikarskich i teorii spiskowych na temat Polaków, a za parę dni, niczym na zamówienie, pojawiła się hipoteza, że Waldemar Tomaszewski współpracuje z KGB. Ale nie samym Tomaszewskim prasa żyje.
Pierwszy teorię zdrady państwowej wysnuł historyk, konserwatysta i przewodniczący sejmowego Komitetu Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony, Arvydas Anušauskas. Opublikował na portalu alfa.lt komentarz pod tytułem "Co ignoruje W. Tomaszewski i czego nie widzi "nocna koalicja"?". Proponuje w nim przyjrzeć się, z kim potencjalna koalicja rządząca negocjuje urząd ministra.

A. Anušauskas informuje, że nazwisko Tomaszewskiego widnieje na liście rady społecznej magazynu internetowego "Russkij mir" ("Rosyjski świat"), który to magazyn głosi "antylitewskie i antybałtyckie teorie, będące historyczną dezinformacją".  

Dalej Anušauskas zupełnie niespodziewanie przytacza wykład na temat zasług Armii Krajowej w walce z komunizmem. Przypomina na przykład, że w roku 1944 na Litwie co druga zbrojna akcja partyzancka przeciw NKWD była dziełem AK, a co drugim więźniem politycznym był Polak.

Ten dość pochlebny dla polskiej partyzantki wywód kończy nie mniej zaskakujące stwierdzenie: "O tym żaden "Russkij mir" nie pisze i nie będzie pisał, a W. Tomaszewski żadnej antypolskiej działalności KGB i NKWD nie dostrzega i nie będzie dostrzegał. Dlatego w ogóle nie dziwi, że do rady miasta Wilna wraz z koalicją AWPL i Sojuszu Rosjan "Blok Waldemara Tomaszewskiego" trafił doradca europosła W. Tomaszewskiego V. Balakin, który 18 lat pracował w KGB. Powstaje pytanie: Czy W. Tomaszewski nie wie o polskim antykomunistycznym ruchu oporu i o tym, kto przeciwko niemu walczył, czy, co jest bardziej prawdopodobne, swoim udziałem w działalności wyżej wspomnianego pisma, a także wprowadzając do polityki doradców z doświadczeniem w KGB, reprezentuje on linię rosyjskiej polityki zagranicznej na Litwie i ignoruje historię polskiego antykomunistycznego ruchu oporu?".  

Dość abstrakcyjne wywody A. Anušauskasa natchnęły twórców programu "Savaitė" ("Tydzień") w Telewizji Litewskiej (LRT). Postanowili zgłębić, co łączy W. Tomaszewskiego z instytucjami rosyjskimi. Według autorów programu AWPL w wyborach do sejmu "przygarnęła" prokremlowskie organizacje rosyjskie na Litwie w zamian za wsparcie finansowe z Rosji. Polscy politycy mają także brać udział w imprezach organizowanych przez Ambasadę Rosji na Litwie, gdzie są między innymi omawiane problemy mniejszości narodowych. Podobno Polacy udostępniają organizacjom rosyjskim Dom Kultury Polskiej w Wilnie w celu organizowania kontrowersyjnych wystaw - ostatnio na przykład wystawy o Osetii po wojnie z Gruzją. Wystawa ta miała tendencyjnie ukazywać okrucieństwa wojenne Gruzinów.  

W programie W. Tomaszewski wszystkie zarzuty odpiera swoim sakramentalnym "To prowokacja".  

Tymczasem pierwsza dama litewskiej polityki, Dalia Grybauskaitė, również dostarcza nieustannych wrażeń. Postanowiła nie dopuścić do powstania koalicji rządzącej, nieodpowiadającej jej gustom. A może i cały sejm przyjdzie "przemeblować", bo między nowymi wybrankami narodu a panią prezydent nie ma chemii.  

Redaktor portalu 15min.lt Rimvydas Valatka ironizuje: "...jak teraz sklasyfikować co piątego obywatela Litwy, który głosował na Partię Pracy? Ogłosić piątą część Litwy zdrajcami ojczyzny? Bo jeśli wybrana przez nich partia nie może być u władzy, to jak obywatele, którzy doprowadzili ją do władzy, mogą bezkarnie chodzić po litewskiej ziemi?".  

Jakkolwiek niedojrzałe, naiwne czy wręcz żenujące byłyby poglądy większości wyborców, dających się złapać na haczyk coraz to nowszych populistów, każdy niepozorny obywatel ma prawo wyboru, i nawet pani prezydent, mimo że zaprzyjaźniona z Aleksandrem Łukaszenką, nie może obywatelowi tego prawa odbierać.

Eksperci zaś są zgodni, że Trybunał Konstytucyjny, do którego Grybauskaitė zwróciła się z wnioskiem o zbadanie naruszeń wyborczych, nie ma odpowiednich kwalifikacji ani narzędzi, by zbadać skalę tych niewątpliwie zaistniałych wykroczeń. Czy gdyby Partia Pracy nie kupowała głosów, zdobyłaby o 2, czy o 20 mandatów mniej? Czy naruszenia miały pływ na ostateczne wyniki głosowania? Główna Komisja Wyborcza orzekła, że nie. Ale prezydent musi mieć ostatnie słowo.

Sąd Konstytucyjny już obraduje, a uczestnicy procesu rzucają cień nie tylko na wyniki Partii Pracy, ale także Akcji Wyborczej. "Lietuvos rytas" w artykule "Podejrzenia Sądu Konstytucyjnego padają na Partię Pracy i Polaków" pisze, że Gintaras Songaila, reprezentujący litewski sejm, uważa, że bez kupowania głosów AWPL nie przekroczyłoby progu wyborczego.

"Z czym się zetknęliśmy? W okręgach wileńsko-trockim, wileńsko-szyrwinckim, nowowilejskim, w Wisagini-Jeziorosach i w wileńskich Justyniszkach ta partia albo przynajmniej część jej kandydatów możliwie na pewno kupowała głosy. Wieźli wyborców. I to nie pierwsze wybory na których oni to robią" - cytuje narodowca G. Songailę "Lietuvos rytas".  

Pana Songailę "możliwie na pewno", mówiąc po wileńsku, "dusi żaba", bo on sam nie wiadomo jak wiele głosów musiałby kupić, by tym razem trafić do sejmu - Stowarzyszenie Narodowców "Za Litwę na Litwie", z którym wystartował w tych wyborach, nie zdobyło nawet jednego procenta głosów.  

A przywódczynię państwa perturbacje powyborcze pochłonęły tak, że zabrakło jej czasu na przyjemności, czyli składanie kurtuazyjnych wizyt. Dalia Grybauskaitė, kontynuując swoją niepowtarzalną, bo nieodpowiadającą żadnym standardom, politykę zagraniczną, oznajmiła, że nie pojedzie do Polski na obchody Święta Niepodległości. Powód: niecierpiące zwłoki kwestie polityki wewnętrznej.

Agencja BNS cytowała politologa, wykładowcę Instytutu Stosunków Międzynarodowych i Nauk Politycznych Uniwersytetu Wileńskiego, Vladasa Sirutavičiusa: "Gdy to usłyszałem, pomyślałem, że może Litwę zatapia jakaś powódź, straszniejsza niż dotknęła Nowy Jork. W takim wypadku głowa państwa rzeczywiście musiałaby zostać ze swoimi obywatelami i swoim narodem, dbać i świecić przykładem moralnym. Biorąc jednak pod uwagę, że na Litwie były tylko wybory, a w wyborach są zwycięzcy i są przegrani, i zwycięzcy właśnie formują rząd, nie sądzę, by był to tak wielki wstrząs czy kryzys, by nie można było wykonać symbolicznego gestu i pojechać. Tym bardziej że to przypada w niedzielę. To byłby gest dobrej woli. Takie okazje trzeba wykorzystywać, bo stosunki samoistnie się nie naprawiają. Samoistnie mogą się tylko pogorszyć". 

Decyzja Grybauskaitė zaszokowała nawet otwarcie antypolską "Respublikę". W publikacji "D. Grybauskaitė zerwała stosunki z Polską" dziennik zamieszcza wywiad z sygnatariuszem Aktu Niepodległości, prof. Bronislavasem Genzelisem. Rozmówca krytykuje decyzję prezydent, co prawda jego argumenty są dość osobliwe.

"Miałem okazję w swoim czasie obcować z przedstawicielami polskiej Akademii Nauk. Oni wyraźnie mówili, że my, ludzie nauki i kultury, przede wszystkim powinniśmy robić wszystko, by nasze stosunki się polepszały, tymczasem co widzimy w rzeczywistości? Oto Šarūnas Liekis pisze książkę, w której wychwala Lucjana Żeligowskiego, jakim on rzekomo był patriotą Polski i Litwy, i jakim błędem jest, że nasze kraje są teraz osobno... Podobne rozważania snuje i Alfredas Bumblauskas, i niektórzy inni. Gdy wszystko to zostaje przedstawione ministrowi spraw zagranicznych Polski Radosławowi Sikorskiemu, on zaciera ręce i mówi: Oto proszę, sami Litwini przyznają, że państwo litewskie jest błędem. To czego chcieć? (…) Dlatego trzeba polepszać stosunki na najwyższym szczeblu, rozmawiać z przywódcami sąsiadów, nie wystarczą starania ludzi kultury, zwłaszcza że po obu stronach pełno jest takich, którzy dotychczas bredzą o Rzeczypospolitej Obojga Narodów i dolewają oliwy do ognia".  

Dziennikarz "Respubliki" Ričardas Čekutis, przeprowadzający wywiad, widzi jeszcze inne minusy wynikające z ignorancji pani prezydent. "Czy taka odmowa nie rozwiązuje rąk tym krzykliwym "autonomistom", którzy ciągle płaczą, że ktoś ich tu bardzo uciska? A drugiej strony, czy w ten sposób mniejszość litewska w Polsce nie jest rzucana na pastwę losu?".

"Tej odmowy nie sposób objąć rozumem. (…) Uważam, że to jest otwarte plunięcie. Jeśli ktoś nas zaprasza w gości, a my odmawiamy bez żadnych argumentów, zapraszający czysto po ludzku odbiera to jako swego rodzaju obrazę. A tu wszystko jest jeszcze bardziej skomplikowane, odbywa się na najwyższym szczeblu...(...) Jeśli sami zachowujemy się niepoprawnie, jakie mamy podstawy, by wymagać tego od innych? Przecież Dzień Niepodległości jest bardzo ważny, Polacy przyjeżdżają do nas 16 Lutego, a my do nich nie mamy czasu..." - mówi w "Respublice" Bronislovas Genzelis.  

A przecież Bronisław Komorowski już przed rokiem przewidział, że "...litewska koza nie przyjdzie do żadnego woza".

Komentarze

#1 Oh,Pani Prezydent! żenada na

Oh,Pani Prezydent! żenada na całej linii stosunków polsko - litewskich!

#2 Idiotyzmy wygadywane przez

Idiotyzmy wygadywane przez Anušauskasa i Songailę nawet nie zasługują na uwagę i komentarz... Natomiast zachowanie Grybauskaitė, bądź co bądź urzędującej prezydent, jest tak nieprofesjonalne i szkodliwe dla Litwy, że właściwie należałoby ją oskarżyć o działania na szkodę kraju. A tak pozostaje tylko wstyd i coraz większa izolacja międzynarodowa Litwy, która absolutnie nie potrafi prowadzić rozsądnych stosunków dwustronnych z Polską - sąsiadem życzliwym i o dużym znaczeniu w regionie.

#3 Nikodemie Dyźmie też

Nikodemie Dyźmie też przypisywano cechy wyjątkowe. Analogia przejrzysta.

#4 Zewsząd albo oburzenie, albo

Zewsząd albo oburzenie, albo zdziwienie.Ja w tym widzę wyrafinowanie, subtelność i przemyślaną strategię.Kolejna odmowa wizyty Panny Prezydent Dalii Polikarpowny , to klasyczny litewski manewr grunwaldzki.Odmowa wizyt - głębokie wycofanie na tyły, po tym nastąpi kontratak, w postaci np. propozycji resetu stosunków z Polską / zaczynamy wszystko od nowa/.Rozpoznanie już było /Degutiene/. Opadnięte szczęki obserwatorów, opadną jeszcze niżej.Posądzenia o działanie pod wpływem hormonów są bezpodstawne. To prawdziwy majstersztyk dyplomacji,nawet tautinnicy są w rozterce nie pojmując złożoności tej strategii.Sukces dyplomatyczny murowany.Uczyć się innym należy od Panny Prezydent, a nie kpić i marudzić.Z niecierpliwością oczekuję dalszego ciągu.

#5 Przegrani w wyborach robią

Przegrani w wyborach robią wszystko aby je albo unieważnić albo zniesławić rzucaniem podejrzeń.
Wyniki wyborów wyłaniają Polaków z niebytu ale też nie dają im pełnej proporcjonalnej reprezentacji.
Biorąc pod uwagę 141 miejsc w Sejmie i liczebność mniejszości polskiej powinni mieć nie 8 przedstawicieli lecz 10 .Słowem nie jest źle ale mogło by być lepiej. Dla ekstremy nawet taki wynik
wyzwala oburzenie ,obelgi i zaciętą chęć unieważnienia wyborów.

#6 Nie ma wyjścia - pan

Nie ma wyjścia - pan Songaiłło na prezydenta RL; Pan Pańka - premierem - CYRK MUROWANY- jakby w życiu politycznym Litwy brakowało błazeństwa

#7 pani Grybauskaite jest wstyd

pani Grybauskaite jest wstyd pokazac sie na ludzie tutaj na Litwie, zostala olajana przez litwinow w USA, a w Polsce to ona nawet w oczy Komarowskiemu nie moze spojrzec, gdzie ona pojedzie ze swoja kolchozowa polityka... dajcie spokoj

#8 To jest błędny kurs polityki

To jest błędny kurs polityki litewskiej wobec Polski, który przyjęła D.Grybauskaitie. Odmowa realizacji umowy Polska-Litwa z 1994 jest przypadkiem szczególnym w stosunkach międzypaństwowych w XXI wieku. Tam gdzie trzeba szukać okazji żeby rozmawiać i być – ostentacyjna nieobecność jest fatalna. Dalszy wybór unikania rozmów jest chowaniem głowy w piasek i brnięciem w strusią polityką.

Sposób wyświetlania komentarzy

Wybierz preferowany sposób wyświetlania odpowiedzi i kliknij "Zachowaj ustawienia", by wprowadzić zmiany.